Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty:
Dodaj swój komentarz… orchidea78 - brak wpływu Gdy zmiana jest niemożliwa, potrzebna jest akceptacja, nie zawsze "pozostająca w zgodzie" z wcześniejszymi planami.
Reklama
Rafał Dobrzyński - sprostowanie " Po zawaleniu się PRLu z przyczyn wyłącznie ekonomicznych, zaistniała konieczność zmiany nieefektywnego systemu gospodarki państwowej na optymalny ekonomicznie czyli prywatny." optymalny?? - raczej wydajniejszy ekonomicznie.
Autor: Rafał Dobrzyński Dodano: 10-01-2007
Xylomena - Piekło za brak testamentu Nie wejdę bajką, tylko snem (o bezsilności - jak najbardziej). Nie przywiązuję szczególnej wagi do snów i do niczego takiego nie namawiam, niekiedy jednak potrafią one wywołać niepokój na tak konkretny temat, że trudno się nad nimi nie zastanowić. Jeden z moich dzisiejszych był tego rodzaju. Sklep czy biuro, w którym miałam dopełnić jakiegoś sprawunku opuściłam z niczym. Dopiero wychodząc na ulicę dostrzegłam niekorzystną dla siebie zmianę, jakby skutek tranzakcji. Znajome miejsce zamieniło się w obce - obrosłe fabrycznymi budynkami ze starej cegły, bez ani jednego domostwa. W drogę, którą zamierzałam dojść do domu nie było nawet sensu się zagłębiać. Mężczyźni, których wzięłam za policjantów w nowym (czarnym) umundurowaniu, z bliska okazali się tylko upiorami. Nie wywoływali lęku, bo pomimo zbierania przy mnie, zdawali się zachowywać z pokorą - wyczekująco. Ale życie w świecie składającym jedynie z nich nie mogło być dla mnie. Coś pomyliłam... Wróciłam do kontuaru, przy którym już stanęła kolejka składająca z upiorów. Odepchnęłam petentów bez tłumaczenia, bo ja jeszcze miałam sprawę ludzką. Musiałam się dowiedziać czego nie dopełniłam! Obsługująca wszystkich starucha, zeschnięta na mumię, poszła szukać odpowiedzi w jakiejś skrytce i przyniosła wiadomość: - Testamentu... Starałam się skupić wszystkie myśli na tym, co ja właściwie mam zrobić, skoro nie mam żadnego majątku. A upiory zaczęły się przede mną zasłaniać i chować za przepierzeniami. Ich zachowanie uważałam za niewspółmierne do moich możliwości, bo słowo testament ani trochę nie naprowadzało mnie na jakieś konkretne działanie. Bezsilność intelektualna obudziła mnie (całkiem nie rano, jak to przy snach napraszających o zapamiętanie). Jakie znaczenie w potępieniu, bądź zbawieniu, może mieć fakt, kto po mnie dziedziczy? Nie roztrząsam kwestii - co dzidziczy - bo nie może być istotna w przypadku osoby bez mienia (chyba że licząc, jako takie, dzieci, albo pismienne wypociny, których nikt nie zamawia, więc i nie płaci). Chm... Gdybym jednak wyobraziła sobie, że ja jestem z jakimś dziedzictwem, choćby potencjalnym (może kiedyś komuś przydzie do głowy wydać moje produkty?), to przyjrzyjmy się na kim by spoczęło, że należy mi się za to aż potępienie. Mam męża (po cywilnemu patrząc), jedno dziecko z pierwszego małżeństwa (też cywilnego) i troje dzieci z obecnego. Pierwsze dziecko nie ma związku prawnego z moim drugim mężem (nie jest przysposobione), więc wydawałoby się, że w przypadku mojej śmierci miałby prawo dostać rentę rodzinną (o ile nie majątek większy po matce). Niestety prawo nie chce tak działać. Syn już jest bezdomnym studentem, który nie ma dostępu do świadczeń socjalnych, stypendiów i nie da się na to nic poradzić, bo teoretycznie jego rodzina składa się z zamożnego ojczyma (a nawet jak niezamożnego, to takiego, który żadnych zaświadczeń czy świadczeń mu nie daje - np. nieubezpiecza zdrowotnie, bo jest prywatnym przedsiębiorcą, któremu wolno ubezpieczać wybranych członków rodziny). Alimentów nigdy nie dostał, bo sąd mi powierzył utrzymywanie dziecka po rozwodzie i prawo uznaje go za dobrze utrzymywanego, skoro mam męża (na którego utrzymaniu ja jestem). To że w ogóle nie jest utrzymywany, a nawet można go było bezkarnie wyzucić z domu, nikogo nie interesuje - w sądzie nie zadziałała żadna sprawa przeciwko tak szlachetnej personie, która przyjęła pod swój dach nie swoje dziecko. Rozwodu nie dostałam z uwagi na tzw. dobro dzieci i nie mam na taki szans, bo nie pracuję (prywatnie na adwokata mnie nie stać, a nieprywatnie mam odmowy adwokata z urzędu z powodu tzw. nieumiejętności wykazania, że mnie nie stać czyli braku zaświadczenia o dochodach męża). Procesów o same alimenty też nie udało mi się przeprowadzić. Z opieki społecznej nie przysługuje mi nawet zgłoszenie do ubezpieczenia zdrowotnego, bo mąż SIĘ ubezpiecza, a ustawa mówi, że jestem najbliższym uprawnionym do takiego zgłoszenia członkiem rodziny. (Kaczyńskiemu należała się prezydentura za pomysł na zmianę prawa do leczenia, chociaż o takim jego działaniu pewnie nawet nie słyszał - nie głosowałam na niego, ale daj mu Boże.) Co ja mogę na to poradzić, że polityka państwa wydziedziczyła ze spadkobrania po mnie moje rodzone dziecko (czyniąc na dodatek spadkobiercami jakiś nieznanych mi buddystów, jak należy się spodziewać po moim "mężu", który jest z nimi związany)? Przecież nie dokonałam tego ja osobiście (nie mam woli wydziedziczenia żadnego dziecka, to nie moja religia). Czy jak wydziedziczę męża testamentem, to pomoże to moim dzieciom wrócić do roli spadkobierców po mnie (ten bezdomny syn dostanie rentę rodzinną?)? Trudno mi to ogarnąć, najchętniej bym kogoś zabiła nim umrę, za to prawo jakie w tym kraju funkcjonuje (pewnie dlatego nie boję się upiorów ze snów). O mnie Pan napisał? Małgorzata Karska-Wilczek
Autor: Xylomena Dodano: 25-10-2005
Pokazuj komentarze od pierwszego Aby dodać komentarz, należy się zalogować Zaloguj przez OpenID.. Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a - załóż konto.. Reklama