Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.013.193 wizyty
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Dla egzystencjalisty (...) jest niesłychanie żenujące to, że Bóg nie istnieje, ponieważ w ten sposób znika wszelka możliwość znalezienia wartości w zrozumiałym niebie (...) Straciliśmy religię, ale zyskaliśmy humanizm".
« Społeczeństwo  
Bezsilność [1]
Autor tekstu:

Bajeczka na początek.

Opowiem wam bajeczkę: Daleko, daleko za siedmioma górami za siedmioma rzekami i za siedmioma morzami mieszkała piękna jak róża i niewinna jak lilija królewna która często mówiła: O kurwa mać jakżesz ode mnie jest wszędzie daleko. Królewna tak była przygnębiona tymi odległościami, że nie chodziła ani do fryzjera ani do kosmetyczki ani nawet, co zakrawa na zupełną niemożliwość, nie chodziła do krawcowej. Ta nieszczęśliwa królewna pewnego razu spacerując po pałacowych ogrodach spotkała siedzącego pod drzewem starego, ubogiego mędrca, który jak to w bajkach i tylko w bajkach bywa, był niezwykle szczęśliwy i ciągle się uśmiechał.

— Z czego tak się cieszysz stary wyleniały koźle? — zapytała nieszczęśliwa królewna.

- Jestem bardzo szczęśliwy, ponieważ mieszkam tak daleko od swoich bliźnich, że nie mogą oni mnie ani po cichutku okradać, ani oszukiwać ani, za pomocą aparatu państwowego, nie mogą mnie rabować w sposób jawny a bezczelny. Nie mogą mi także do znudzenia ględzić, że jestem dzięki nim szczęśliwy pozostawiając sprawę mego szczęścia wyłącznie mnie.

— Wielce szanowny staruszku — przemówiła zawstydzona królewna — bardzo cię przepraszam. Co prawda wyglądasz rzeczywiście na starego capa, ale mądrości w tobie jest tyle ile urody we mnie. Ponieważ dobrze by było żebym oprócz urody miała trochę rozumu w głowie, więc powiedz mi jak to jest, że to co jest dla mnie przyczyną udręki, stanowi dla ciebie powód do zadowolenia.

— Po prostu powinnaś obiektywnie patrzeć na rzeczywistość. Na pewno jest niewygodnie daleko jeździć do fryzjera i kosmetyczki, ale dzięki temu, że mieszkasz tak daleko od centrów cywilizacji możesz zbudować społeczeństwo w którym nie będzie tego wszystkiego co zatruwa ludziom życie w tamtym dalekim społeczeństwie.

Koniec bajki — morał oczywisty: w bajkach można zbudować ludziom szczęście.

*

To była bajka. Rzeczywistość jest inna. Zarówno dawno, dawno temu jak i dzisiaj jesteśmy skazani na życie w społeczeństwie. Dodatkowo ludzie tacy jak ja są zdani życie w konkretnym społeczeństwie. Ja jestem Polakiem i chcę żyć tutaj w Polsce a nie na przykład w USA, gdzie nie trzeba być wcale wysokiej klasy cwaniakiem, żeby żyć kosztem szerokich rzesz frajerów, których los na całym świecie jest jednaki, to znaczy sprowadza się do utrzymywania własnym kosztem prosperity tychże cwaniaków.

Czytuję artykuły w Racjonaliście. Większość tych publikacji bardzo mi się podoba co do ich treści. Jednak oprócz treści czytam także między wierszami: Otóż w wielu artykułach spotykam się z mocnymi, czasami inwektywnymi określeniami pod adresem tych, którzy nam obecną rzeczywistość budują. Moim ulubionym autorem jest Leon Bod Bielski. Gdybym należał do kapituły Nagrody Litercko-Filozoficznej Za Walkę Z Głupotą Przeogromną, to za artykuł „Poszukiwacze Krasnoludków" (str. 2761) dałbym mu pierwszą nagrodę. Otóż nawet u tego autora, że nie wymienię siebie przez skromność, w wielu artykułach jest mnóstwo nie hamowanej złości pod adresem tych, którzy tak umiejętnie, z takim wyczuciem klimatu społecznej głupoty budują świetlaną przyszłość sobie i przyszłym pokoleniom swoich potomków, kosztem nędzy szerokich rzesz naszego społeczeństwa już teraz, a także co o wiele gorsze, kosztem staczania się naszej gospodarki w przepaść, a budżetu ku załamaniu w najbliższych latach.

Co leży u podstaw tych mocnych słów, tych inwektyw, tych określeń pełnych słusznej nienawiści? Jedyną przyczyną jest bezsilność. Aby wyjaśnić jak ścisła jest współzależność między bezsilnością a mocą i dosadnością wypowiedzi słownej ucieknę się celowo do prymitywnego przykładu:

Na co dzień obserwuję matki, posiadające dzieci rozpuszczone do granic niemożliwości, które strofują te swoje pociechy, wyzywają je od niedobrych dzieci, kary boskiej, od istot niewdzięcznych, diabelskiego nasienia itp. Z reguły to strofowanie obywa się podniesionym głosem a najczęściej matka wrzeszczy na swego potomka dodatkowo grożąc mu surowymi karami. Dziecko przyzwyczajone do tego tak normalnego i zupełnie bezsilnego zachowania swojej mamy w ogóle na te wrzaski nie reaguje. Zawsze kiedy widzę takie sceny przypomina mi się zdarzenie z 1942 roku. Jechałem z moją mamą tramwajem w części dla Untermenschów. W przedniej części tramwaju za przegrodą siedziało kilku nadludzi. Między innymi jakiś oficer S.A. z panią ubraną po cywilnemu. Obok tej Niemki klęczało na ławce jej cztero, może pięcioletnie dziecko i patrzyło przez okno. Było to zimą i szyba była oszroniona. Dziecko zlizywało szron z szyby. Matka, mimo, że zajęta rozmową z oficerem, zauważyła to i powiedziała spokojnym głosem: Nie liż brudnej szyby — i natychmiast wróciła do kontynuowania konwersacji ze swoim rozmówcą. Po chwili dziecko znowu zaczęło lizać szybę. Mama nie przerywając rozmowy uderzyła swego synka tak silnie w twarz, że dziecko się wywróciło i uderzyło głową o ławkę. Mama nie zainteresowała się skutkami tego upadku tylko dalej rozmawiała z oficerem. Ja nie pochwalam takiego postępowania z dziećmi, zaś fakt ten przytaczam nie po to aby oceniać metody wychowawcze lecz jedynie żeby stwierdzić istotę rzeczy:

Jeśli jesteśmy bezsilni to używamy mocnych słów, wyszydzania, wrzasku i obraźliwych określeń.

Jeśli posiadamy możność i umiejętność skutecznego działania, to działamy skutecznie, co po prostu wyklucza wyżej wymienione działania zupełnie nieskuteczne. Wyklucza bezsilność.

Po tych nudnych, niewesołych rozważaniach teoretycznych przejdźmy do rzeczywistości, dla odmiany nie wesołej, lecz tragicznej.

Na bramie do piekła A. Dantego widniał napis: Porzućcie wszelką nadzieję. Czy nasza obecna bezsilność jest zupełnie beznadziejna?

Moim zdaniem w pewnych cząstkowych działaniach jesteśmy w stanie drogą perswazji zmienić w jakimś drobnym stopniu sytuację na lepszą. Takich kierunków działań zapewne jest wiele, ja opiszę jeden. Jest nim uświadamianie ludziom rozbieżności między hasłem a jego skutkiem i eliminowanie haseł społecznie szkodliwych. Szczególnie tragicznym hasłem jest nakaz: Miłuj bliźniego swego. Hasło jest piękne ale skutki jego stosowania straszne. Przez kilka stuleci Kościół kat. w imię tego hasła zwalczał wszelkie inne religie, których uprawianie prowadzi prosto do piekła. Dlatego właśnie zmuszano torturami hiszpańskich Żydów do przechodzenia na jedynie słuszną wiarę katolicką, a ponad osiem milionów czarownic spalono na stosach. Dlatego Święte Oficjum torturami zmuszało ludzi do przyznawania się do kontaktów z diabłem, a następnie w celu uratowania duszy tych pobratymców szatana oddawano ich w ręce katów ze słowami: postępujcie z nimi łagodnie, i palono tych żywych ludzi na stosie. Wszystko to w imię miłości do bliźnich, którym w ten sposób zapewniano zbawienie. Terror stalinowski miał za jedyny cel szczęście ludu pracującego miast i wsi, czyli innymi słowami też o miłość bliźniego tu chodziło. W ramach tych działań w najżyźniejszej krainie ZSRR, czyli na Ukrainie, doprowadzono do śmierci z głodu kilka milionów ludzi, a ilu zmarło w tajgach Sybiru dokładnie nie wiemy.

Według mojej oceny jedyną radą na tragiczne skutki hasła o miłości bliźniego jest żądanie natychmiastowej weryfikacji czynem kierowane do głosicieli tego hasła. Jeśli na przykład ktoś mieszkający w kilkupokojowym dobrze ogrzanym mieszkaniu mówi nam o miłości bliźniego, a akurat ma to miejsce w kraju w którym jest mnóstwo bezdomnych, to należy natychmiast pytać czy ten spec od miłości bliźniego zechce przyjąć do swego mieszkania przynajmniej jednego bezdomnego. Zwracam uwagę, że tego rodzaju weryfikacja musi mieć charakter ilościowy. Niedawno przywieziono z Iraku dwoje dzieci, którym uratowano zdrowie, czy nawet życie dzięki działaniom terapeutycznym w Polsce. Należy od razu pytać ile tysięcy dzieci w Iraku poszkodowanych przez wojnę, jak na przykład ten chłopczyk, któremu wybuch amerykańskiej bomby urwał obie ręce, taką pomoc uzyska? A tak ogólnie mówiąc jeśli ktoś w Polsce głosi miłość bliźniego, a sam nie jest biedakiem, to na pewno jest hipokrytą, bo gdyby szczerze traktował miłość bliźniego to musiałby postępować tak jak to zalecał Jezus: co masz sprzedaj, a pieniądze rozdaj ubogim.

Są to jednak działania cząstkowe. A co z rozwiązaniami generalnymi? Jeden mój bliski (poglądami) znajomy, często publikujący w Racjonaliście twierdzi, że jakiekolwiek oddziaływanie na klerykalnie usposobione masy naszego społeczeństwa jest bez sensu, że trzeba czekać aż wymrze stare pokolenie, a następne pokolenia normalną koleją losu, oraz dzięki działalności „Racjonalisty" będą coraz bardziej racjonalne. Myślę, że to samo, w mniemaniu tego mojego znajomego, dotyczy zmian w wyrobieniu politycznym polskiego społeczeństwa. Moim zdaniem sprawy w Polsce mogą się potoczyć różnie w zależności od szybkości przebiegu skomplikowanych procesów ekonomiczno-socjologicznych, procesów tak skomplikowanych, że nie ma możliwości rokowania ich wzajemnej prędkości a więc i wyników. Zacznijmy od sprawców. Mój znajomy złodziej twierdzi, że główną przyczyną dokonywanych przez niego kradzieży są tekturowe drzwi w nowym budownictwie, marne zamki w drzwiach i twardy sen domowników. Ci którzy uważają, że mój znajomy doręczyciel (cudzej własności do własnej kieszeni) ma rację nie powinni czytać dalszego tekstu.

Ludzie rozsądni rozumieją, że aktualny stan rzeczy w Polsce jest w dużej mierze skutkiem naszego działania, a głównie „niedziałania".

Po zawaleniu się PRLu z przyczyn wyłącznie ekonomicznych, zaistniała konieczność zmiany nieefektywnego systemu gospodarki państwowej na optymalny ekonomicznie czyli prywatny. Prywatyzacja, a więc wszelkie działania związane z umożliwieniem przejścia własności państwowej, czyli naszej, w prywatne ręce, stworzyło ogromną okazję do robienia ogromnych kantów na ogromną skalę. Polak potrafi, więc potrafił. Tych, którzy by potencjalnie potrafili było bardzo wielu ale dojście do koryta posiadało nie wielu. Ludzie ci, wspomagani przez całe zespoły radców prawnych, rzeczoznawców buchalteryjnych, karnistów i ekonomistów, stworzyli pierwsze modele korupcyjnej działalności na wielką skalę. Ich majątki z wysokości pensji wychowawcy więziennego, lub dyrektora państwowego przedsiębiorstwa wzrosły w ciągu kilku miesięcy do milionów nowych złotówek. Tych magnatów finansowych, wbrew domniemaniom szarego obywatela, jest bardzo nie wielu. Ale oprócz nich są ci inni. Ci inni to ci którzy się na ten smalec nie załapali, a wiedzą jak to było robione. Druga grupa tych innych, to ludzie, którzy (nie bez powodu) są po prostu spolegliwi i w pełni zaufani. Trzecia grupa to ci, którzy dali forsę tym którzy mieli dojścia. Wszystkie grupy tych „innych" lokowano na ciepłych posadkach państwowych dzięki czemu ilość biurokratów i biurł (biurła to rodzaj żeński od biurokraty) wzrosła o 40% słownie: czterdzieści w porównaniu do liczebności tej klasy w PRLu. Tych co się nie zmieścili lokowano w radach nadzorczych, a to znaczy, że facet za kilkugodzinny udział w posiedzeniu rady nadzorczej raz na miesiąc dostawał (i dostaje), też tylko raz na miesiąc tyle forsy ile bierze do kieszeni miesięcznie jedna prostytutka klasy zerowej, czyli dwóch posłów albo trzech prokuratorów. Do rad nadzorczych nadawał się każdy, który umiał zapamiętać kiedy ma głosować na tak a kiedy na nie.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Bogaty, czyli zły
Formalne bycie razem

 Zobacz komentarze (3)..   


« Społeczeństwo   (Publikacja: 09-11-2003 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Andrzej S. Przepieździecki
Pracownik akademicko-oświatowy. Autor książki "Szkoła życia" (2005).

 Liczba tekstów na portalu: 40  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Co robić? Komu ufać?
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2901 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365