Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.418.926 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 697 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Jan Wójcik, Adam A. Myszka, Grzegorz Lindenberg (red.) - Euroislam – Bractwo Muzułmańskie

Znajdź książkę..

Złota myśl Racjonalisty:
Nie czytaj chłopie nic, czego ci ksiądz do czytania nie poleci, boć lepiej ci bez książki i gazety wejść do królestwa niebieskiego, niż z książką i gazetą goreć w ogniu piekielnym.

Dodaj swój komentarz…
pantera - anoreksja
nie wiem jak Pan do tego doszedł ale o jest genialne. U mnie było identycznie. zaborcza przytłaczająca matka, nieobecny ojciec zaburzenia osobowości, strach przed dorosłością. poczucie że nie mam prawa być kobietą. a czemu kiedyś nie byłó anoreksji? bo nie było obsesji odchudzania. dziewczyna myśli że jak schudnie to poradzi sobie z tym co czuje z tym z czym nie umie sobie poradzic i to pomaga. daje ulge i dlatego chcemy wiecej i wiecej
Autor: pantera  Dodano: 20-03-2017
Reklama
Malinka - zgadzam sie
A ja się w pełni zgadzam z tym artykułem. Przecyztałam juz trochę na ten
temat i to jest najmadrzejszy artykul jaki czytałam o anoreksji, w tym
zwłąszcza momenty dotyczace zaprzeczaniu u anorektyczek, o ich sila jest
ogromna!!! mam kolezanke, bliską, która jest już doktorem, przytyła,
objawow anorkesji juz nie ma, ale nadal jest obsesja związana z
jedzeniem, ciągłe myśli o jedzeniu, zaprzeczanie jakiegokolwiek udziału
jej matki, i w ogole rodziców, w rozwoju choroby – zaburzen osobowosci, a
nie samego jadłowstrętu… do któego jakże cześto sprowadza się te
chorobe! Jestem psychologiem, też mam swoje problemy (jestem DDA, i
przez rok w liceum cierpiałam na bulimię – nikt mi jej nie stwierdził,
sama tak diagnozuję), i wiem, jaką trzeba mieć siłę, a raczej jak bardzo
trzeba chcieć znormalnieć, i jak bardoz trzeba chcieć prawdy, by
zburzyć te chorą konstrukcję ktora budują sobie anorektyczki!
Autor: Malinka  Dodano: 08-02-2011
mmm - wszystko się zgadza
Chorowala długo na anoreksję, przestałam gdy ..się wyprowadziłam i zerwałam kontakt z moją zaborczą i kontrolującą matką. Odetchnęłam z ulgą jak to przeczytałam, bo w koncu wszystko układa się w całośc. Anoreksja była jakby buntem przeciwko mojej matce i chyba niczym innym. Nie chodziło o wygląd modelki (może czasami był to jakis pretekst) ani jakiś wpływ znajomych.
Nie wiem jedynie o co chodzi w artykule z tą chęcią"zjedzenia matki" :)
Jesli chodzi o mnie to ja miałam swojej matki jakby "nadmiar", często wymiotowac mi się chciało jak przy mnie stała, miałam wtedy ścisk żoładka i nie mogłam nic jeść. Jeśli zbliżała się do mnie a coś zjadłam to często robiło mi się niedobrze, chciało mi się wymiotować. I tak się zaczeła moja anoreksja. Pewna "pustka" w zoładku chronila mnie przed tymi nieprzyjemnymi stanami. I czułam się taka wolna wtedy, "nieprzytłoczona"niczym i nikim. Wiem, może trudno to zrozumieć co napisałam, ale nie umiem inaczej tego opisać.
Pozdrawiam
Autor: mmm Dodano: 25-06-2010
facet - mam rozwiazanie
kupic gnata i powiedziec ze jest gruba i zakonczyc wrescie szloch ze swiat jest zly .A dzieci wrescie odzyja.Mozna tez kopnac i przykryc gnojem wtedy sie z nim pokuma i bedzie spokoj.Mam dosc 5lat zmarnowanych a anorektyczka psychiczna wykonczyla juz wszystkich .Jogurt i banany jako posilki normalka aerobik 4x normalner spacery 10x normalne poczucie ze jest szmata normalne .seks to gdy sa spelnione warunki.Porada dla facetow znajdzcie sobie dziewczyne bez  psychicznych zmian ,bedzie gorzej lublepiej .A tak tylko gorzej do smierci.Kopnijcie ja w dupe gruba 52kg niech s....ala .wiec grube 50kg zdziry do piachu inne kobiety czekaja z seksapilem miloscia logicznym mysleniem i przyszloscia.
Autor: facet Dodano: 08-02-2010
maokomt - preana
tez mam sklonnosci do anoreksji i potwierdzam teorię o relacjach z matką i braku ojca:)w moim przypadku byla to wymagająca najlepszych ocen i sukcesow w szkołach(zwyklej i muzycznej) mama oraz obojętny na moje wychowanie, ale mający problem z alkoholem ojciec, ktorego jakby "nie bylo"
Autor: maokomt Dodano: 28-05-2009
Kinga - Do p. Natalii
Przykro mi to mówić, ale WYLECZENIE jakichkolwiek zaburzeń odżywiania nie jest możliwe bez poukładania wszystkiego odpowiednio w głowie, czyli terapii/psychoterapii/psychoanalizy/etc etc. ZARĘCZAM, że nakarmienie anorektyczek NIE WYLECZYŁO ich z choroby. Może podniosło wagę, może zabiło objawy, prawdopodobnie chwilowo. Ich dusza wciąż jest chora. Gdyby zwyczajne nakarmienie organizmu załatwiło całą sprawę, nie byłoby dziś milionów bulimiczek, które często mają wręcz nadwagę, ani anorektyczek, które podkarmione w szpitalu po powrocie zaczęły znów się odchudzać. Nakarmienie nic tu nie zdziala. Zachowania anorektyczne wynikają z zaburzeń wewnątrz człowieka, a nie w tym, że ma mało jedzonka. Pozdrawiam.
Anorektyczka, i bulimiczka. W trakcie leczenia, bardzo długiego, podczas którego tyła niewyobrażalnie, znów chudła, znów tyła, znów chudła...
Autor: Kinga Dodano: 25-05-2009
18-stka - do P. Natalii
Droga Pani Natalio!

To co pisze Pan Damian to najszczersza prawda. Zupełnie nie rozumiem po co to rzucanie jakimiś danymi statystycznymi! Znam wiele dziewczyn z ED i każda, jak Pan Damian napisał, ma trudne relacje z rodziną. A co do tego, że ana kiedys nie wystepowała, to trzeba przyznać, że wystepowała ale znacznie rzadziej. Czemu? Pewnie dlatego, że dawniejszy model rodziny bardziej się sprawdzał. Nie to co teraz (np.córka mieszka z nietolerującym ją facetem swojej matki, ojciec kompletnie nie interesuje sie dziećmi itp. - istna masakra!), a potem SZANOWNI RODZICE dziwia się, że dziecko się głodzi, czy ćpa! Chociaż pewnie nie każda anorektyczka ma kiepskie relacje z rodziną, wyjatek tylko potwierdza regułę.

PS> Pani teksty są bardzo agresywne i skąd ta wzmożona obrona "rodziców"? Może lepiej nie będe sie zastanawiać..

ale wkurza mnie jak ktoś pisze o czymś bo sie książek (w dodatku po angielsku) naczytał.
Potem tacy "idealni" rodzice obwiniają Gucciego albo Diora za swoje błędy wychowawcze...

żal..
Autor: 18-stka Dodano: 18-11-2008
Martyna - byłam anorektyczką
Byłam anorektyczką, skończyłam z tym okolo 8 lat temu. W moim przypadku wszystko, co jest napisane w artykule zgadza się - nieobecny ojciec i przede wszystkim zaborcza, kontrolująca matka. Niejedzenie było dla mnie także formą buntu, jedyną rzeczą, której nie mogla kontrolować i na którą nie miala wpływu.
Autor: Martyna Dodano: 18-06-2008
Damian Janus
Jeśli chce się Pani ze mną skontaktować proszę jeszcze raz spróbować na maila damian.janus@wp.pl - jest on aktualny. Pozdrawiam
Autor: Damian Janus Dodano: 07-06-2007
stella - szukanie kobiecości
Z zainteresowaniem przeczytałam Pański tekst o anoreksji i jej podłożu. Jestem Art terapeutką. Obecnie prowadzę w Krakowie warsztaty art terapii (z wykorzystaniem gównie sztuk plastycznych) i uczestniczkami moich zajęć są dziewczyny i kobiety. Wiele z nich cierpi na zaburzenia związane z jedzeniem (anoreksja i bulimia). Podczas zajęć, przekonałam się, że zarówno anoreksja jak i bulimia ma związek z relacją z matką, sytuacją rodzinną i specyficznym podejściem do własnej kobiecości. Bardzo zależy mi na opracowaniu odpowiednich zajęć dla "takich" kobiet i byłabym wdzięczna za wszelkie uwagi, pomoc i kontakt z osobami, które także się tym tematem zajmują.
Cieszę się, ze odnalazłam Pana teksty na portalu, tym bardziej, że takk jak i pan studiowałam i z sentymentem wspominam, religiznawstwo, mniej więcej w tych samych czasach co Pan. Próbowałam wysłać maila do Pana, niestety adres chyba już nie jest aktualny. Pozdrawiam i mam nadzieję, ze Pan tu zagląda?
Autor: stella Dodano: 07-06-2007
Weronika Zając - Smutna prawda.
Cóż ja mam na ten temat własną teorię.Otóż sądze, że człowiek w ciągu całego życia ewoluuje, jeżeli chodzi o świadomość samego siebie, świata.Anorektyczki to młode kobiety,zagubione w meandrach rzeczywistości, w której nie potrafią odnaleźc miejsca dla siebie.Główna przyczyną anoreksji jest słaba świadomość samego siebie i celowości swoich działań.W konsekwencji każde konstruktywne działanie nie ma sensu- nie mam siebie więc nie mam nic.Jestem sama, nie kocham siebie, więc nie kocham innych.Świat zewnętrzny to pułapka dla mojego zagubionego ja.
Jak to wyleczyć?
Tego nie można wyleczyć, trzeba z tym żyć, codziennie od nowa, mozolnie pokonując bariery umysłu, co często zabiera lata.Do momentu gdy świadomość podpowie co zrobić ze swoim życiem, do momentu gdy odnajdzie się siłę by wziąć odpowiedzialność za swoje życie.
Takich ludzi trzeba wspierać i kochać, to jedyne lekarstwo.Jedyna metoda.
Aha, żeby zrozumieć anorektyczkę, trzeba przeżyć to co ona, na nic podręczniki.Niestety.
Autor: Weronika Zając Dodano: 05-10-2006
Damian Janus
Być może powinna pani pójść do lekarza aby się przebadać - może chodzi o jakieś problemy somatyczne (chociażby żołądkowe). Z pani wypowiedzi nie wiadomo, czy jest to problem psychologiczny.
Autor: Damian Janus Dodano: 22-07-2006
Laura - Chora dusza, chory człowiek?
Hej, na imie mi Laura i mam 18 lat. Bede pisac ktrotko. Mało jem, w sumie dobrze mi z tym, ostatnio bardzo wyszczuplałam. Dzis zjadłam bulke ,kanapke i jogurt. Zaczełam zle sie czuc, wieczorem probowałam zjesc kanapke ale bolał mnie zoladek. Waze 50 kg narazie, mam 170 cm wz. Czy cos mi grozi?
Autor: Laura Dodano: 21-07-2006
Damian Janus
Nie uważa :)
Autor: Damian Janus Dodano: 08-05-2006
kroolik - Wilber by was pogodzil
Czytajac ta interesujaca wymiane zdan stwierdzam to co juz stwierdzilem w innym komentarzu i odsylam do Wilbera ktory uznaje 'cale spektrum'- nie tylko medytacje, nie tylko psychoanalize, nie tylko tabletki, nie tylko silownie...(to tak w mega uproszczeniu), a dlaczego??? odlsylam do jego prac.

Pani Natalia ladnie pisze i wymaga konkretow od Pana Damiana- ale faktycznie czesto rozmowa nie moze byc juz dalej kontynuowana poniwaz opiera sie tylko na 'slowach', a ujecie Calosci wymyka sie czesto spod takiego szatkowania rzeczywistosci.

Krotko mowiac- jesli ktos znajduje w psychoanalizie wsparcie i droge do samorozwoju, wyjasnienia i pokonania swoich problemow- nie ma potrzeby podwazac tego podejscia i uznawac ze skoro jakies badania naukowe nie potwierdzaja skutecznosci to znaczy ze jest nieskuteczna (nie zbadasz wiglotnosci drewna wagą kuchenna)

Pan Damian nie przedstawia w swoich pracach INTEGRALNEGO modelu czlowieka- ale to nie jest zarzut.przedstawia pewien wycinek rzeczywistosci ktory nie jest jednak BLEDNY- sprawdza sie w wielu wypadkach, nie jest jednak calkowity (nie porusza wplywu czynnikow 'innych' w tym genetyki)- ale jesli mialby to robic bylby innym juz 'specjalista':))

A to czy Pan Damian uwaza to za JEDYNA PRAWDE czy nie- jest to inna historia.
Autor: kroolik Dodano: 07-05-2006
egidna - Rozne metody dla roznych ludzi
Witam. Czytajac te wymiane pogladow nie moglam powstrzymac sie od krotkiego komenatarza. Poniewaz korzystam z pomocy psychoterapeuty psychoanalitycznego, pewnie zostane oskarzona o stronniczosc. No nic, najwyzej :P.

Chce tylko powiedziec, ze rozni sa ludzi i rozne potrzeby maja. Kazdy z nas znajduje wlasny sposob radzenia sobie ze sobą - Ty masz 'zadume', czy 'medytacje', a ja mam obie te formy poszerzone o rozmowe, o probe zrozumienia... Pewnie, ze subiektywne odczucia nie są dowodami naukowymi. Ale ja ich nie potrzebuje, kiedy _czuje_ efekty - kiedy dojrzewam, poznaje lepiej siebie, ucze sie lagodnosci i zrozumiania wlasnych emocji - i wreszcie, kiedy wychodze poza wlasne ograniczenia. I moje zycie jest dla mnie dowodem. Nie tabelki, cyferki potwierdzajace efektywnosc terapii, ale usmiech Mojej Mamy, ciepla relacja z Ojcem, inny odbior swiata... itakdalej az po poczucie, ze jest mi dobrze ze soba. Ze czuje sie dobrze, bezpiecznie. To są dla mnie dowody.

Nie wiem, moze są skuteczniejsze metody. W ogole nie staram sie tego lokowac na skali 'lepsze gorsze'. Moja jest moją, mi pomagającą, dobrą dla mnie. Ty mozesz mieć swoją, Tobie pomagającą, dobrą dla Ciebie. I ja to szanuję. Kazdy jest inny, każdy ma inne potrzeby. Każdy ma inną drogę...

Klaniam się wiec niziutko i zycze otwartosci - nie na _terapie_, ale na _ludzi_, ktorym ona pomaga i ktorzy chcą z niej korzystac, bo w nią wierzą.

Dojrzewająca do usmiechu [dzięki psychoterapii :)],
Marta
Autor: egidna Dodano: 26-10-2005
akszynmen - do pussycat
ja bym ci poleciał porozwieszać na ścianach i np. na lodówce zdjęcia wychudzonych ludzi umierających z głodu np. w oświęcimiu, somalii itp.. zwłaszcza kobiet i dzieci.. szukaj w googlach

2. jeśli jesteś chuda to jesteś brzydka, i jak chcesz się podobać facetom to musisz to mieć na uwadze, chyba że nikomu się nie chcesz podobać

3. jak tak dalej pujdzie i będziesz chciała mieć dziecko to urodzi się ono takie leciutkie i kościste jak ty - ale niestety już MARTWE, myśl o tym jak będziesz głodna

taka jest prawda, life is skinny bitch i ty nic na to nie poradzisz (and sometimes kopas w chudas dupas)
Autor: akszynmen Dodano: 25-10-2005
pussy cat
woow bardzo, bardzo ten teks pasuje do mnie. Miałam anoreksję, i jestem wdziwniona jak bardzo trafnie tu mnie Pan Damian zdiagnozował, pasuje jak ulał, chyba się zgłoszę do niego, bo tak jak napisał anoreksja to prowizoryczne coś a ja dalej się z sobą borykam na różne sposoby

pussy cat
Autor: pussy cat Dodano: 05-10-2005
Damian Janus
Pani Natalio myślę, że ma pani już wyrobione zdanie i cokolwiek bym napisał, nie zmieni go pani. No cóż moja droga życiowa, obserwacja - na tyle obiektywna, na ile mogłem się zdobyć - superwizje, lektury, a przede wszystkim kontakty z pacjentami i rozważanie problemów psychopatologicznych doprowadziły mnie do uznania nieświadomego, wagi dzieciństwa i kilku innych rzeczy. Przede wszystkim jednak dostrzegam swoistą głębię i skomplikowanie struktury psychicznej człowieka i to mnie zajmuje. Jedynie w kręgu psychoanalizy znajduję podobne zaintresowanie i podobne refleksje, dlatego jest mi bliska. Oczywiście można prowzdzić badania psychofizjologiczne, genetyczne, socjologiczne - one również mogą wiele nauczyć. Jednak, jak już powiedziałem, uważam metodę psychoanalityczną za nieredukowalną, co sprowadza się w pewnym sensie do bardzo prostej sprawy: nic nie zastąpi długoterminowego, regularnego siedzenia z człowiekiem, jeśli chodzi o poznanie pewnych zagadnień psychologicznych. Jeszcze raz powtarzam: żadna inna metoda badawcza tego nie czyni. Proszę wybaczyć, że nie odnoszę się do bliźniąt itp. - nawet jeśli miałbym przyznać, że to jakoś przeczy teorii psychoanalitycznej (chociaż wcale tak nie musi być), miałbym jeszcze dziesiątki obserwacji, które poczyniłem, a które ją potwierdzają. I co mam z tym zrobić? Pozdrawiam.
Autor: Damian Janus Dodano: 28-09-2005
Mariusz Agnosiewicz - Polski
Niestety, przeciętny polski czytelnik nie będzie miał wielkiego pożytku z tego zestawienia źródeł, gdyż z tego co mi wiadomo dostępna jest tylko pozycja pani J.R. Harris. Pisaliśmy o niej w Racjonaliście w różnych miejscach, referując jej główne tezy, m.in. w drugiej części tego artykułu:
www.racjonalista.pl/kk.php/s,3971
A książka:
www.racjonalista.pl/ks.php/k,119
Autor: Mariusz Agnosiewicz Dodano: 28-09-2005
Natalia - Kilka ciekawych pozycji na dyskutowany temat
"Co do braku badań nad skutecznością psychoterapii - nie jest to prawdą, jest ich mnóstwo. Zresztą mało mnie interesują, gdy widzę skuteczność własnej pracy."

A może człowiek widzi tylko to co chce widzieć? Mało Pana interesują wyniki badań? To o czym my w ogóle rozmawiamy? O Pańskim prywatnej wierze?
Panie Damianie, śmiem twierdzić, że nie może Pan ocenić skuteczności własnej pracy. W procesie terapeutycznym jest Pan stroną i już to samo wyklucza możliwość obiektywnej oceny przeprowadzonej terapii. Ciekawe, że właśnie na takiej podstawie próbował Pan zakwestionować podany przeze mnie przykład
"Od pacjentki? Sama była tą pacjentką? W obu przypadkach nie będą one obiektywne." Nie można stosować innej miary w stosunku do siebie samego a innej w stosunku do pacjentów. Chyba, że traktuje się pacjenta jak głupiutkie, bezwolne stworzenie.
Pozwolę sobie podać kilka pozycji ponieważ powiedział Pan, że moje stwierdzenie jest nieprawdą. Proszę mi wybaczyć, że są to oryginalne teksty angielskie. Nie mam dostępu do polskiej literatury, nie wiem więc czy istnieją tłumaczenia.

EFEKTY PSYCHOTERAPII
1. Smith ML,Glass GV&Miller The Benefits of Psychoterapy. Johns Hopkins University Press
Autorzy twierdzą, że psychoterapia ma wprawdzie pewien efekt, ale nie można stwierdzić, czego tak naprawdę jest to efekt albo czy wogóle tzw. profesjonalna terapia ma lepszy efekt od zwykłej wspierającej rozmowy z osobą bez psychologicznego wykształcenia. Wyniki ich badań wskazują jednak , że psychoanaliza daje gorsze efekty aniżeli terapia kognitywna i behawioralna.

2. Prioleau L, MurdockM & Brody N An analysis of psychoterapy versus placebo studies. Behavioral and Brian Sciences 6: 275-310
Efekt av psychoterapi porównywalny jest z efektem placebo.

3. Dawes RM Hous of Cards: Psychology and Psychoterapy Built on Myth, The Free Press New York
Podobne do w.w.

4.Christensen A & Jacobson NS (1994) Who (or what) can do psychoterapy; the status and challenge of nonprofessional therapies.Psychological Sciense 5; 8-14
5.Weisz JR, Weiss B, Han SS, Granger DA & Morton T (1995) Effects of psychoterapy with children and adolescens revisited: A mmetaanalysis of treatment outcome studies. Psychological Bulletin 117;450-468
Są to artykuły dowodzące, że wykształcenie terapeutyczne może znacznie obniżyć wartość leczenia

ZNACZENIE DZIECINSTWA DLA OSOBOWOSCI DOROSŁEGO CZŁOWIEKA

1. Harris, JR (1998) The Nurture Assumption. The Free Press, New York
Teria zaprezentowana tu oparta jest na pracach badawczych z wielu różnych dziedzin. Autorka twierdzi, że układy i sytuacja rodzinna w zasadzie nie ma znaczenia dla kształtowania się osobowości.
Najważniejsza jest dziedziczność a następnie środowisko rówieśnicze i otaczające społeczeństwo. Autorka dokonuje tu świetnego, krytycznego przeglądu badań o bardzo szerokim zakresie.

2. Dawes RM (1994) Hous of Cards: Psychology and Psychoterapy Built on Myth, The Free Press New York
Tu znajduje się krytyka przekonań, że przeżycia z dzieciństwa są uśpione i odzywają się dopiero kilka lat później. Proszę porównać ze swoją koncepcją anoreksji.

2. Bouchard TJ, Lykken DT, McGue M, Segal NL & Tellegen A (1990) Soureces of human psychological differences: the Minnesota Study of Twins Reared Apart. Science, 250:223-228
Najlepszym dowodem na znaczenie genów dla osobowości są oczywiście badania nad bliźniętami jednojajowymi, które wzrastały w różnych rodzinach.
Okazuje się, że bliźnięta jednojajowe, które wzrastają razem, nie są bardziej podobne aniżeli te które wychowywały się oddzielnie!
Równocześnie dzieci nie spokrewnione ze sobą a wychowywane w tej samej rodzinie, nie wykazują specjalnego podobieństwa osobowościowego.

3. Harris JR (1995) Where is the Child`s Environment? A Group Socialization Theory of Develoment, Psycholocial Review 102;458-489
Kształtowanie osobowości, charakteru odbywa się w grupach rówieśniczych.
Autor: Natalia Dodano: 28-09-2005
Natalia - Argumentacja jest podstawa dyskusji
Panie Damianie!
Przyznam się szczerze, że nie bardzo wiem co mam Panu odpowiedzieć.
Do dobrego tonu należy wymiana argumentów, odpowiedź na te przedstawione przez oponenta i ewentualnie przedstawienie nowych własnych.

Problem polega na tym, że Pan nie dyskutuje a poucza. Chwilami odnoszę wrażenie, że chętnie postawiłby mnie Pan do kąta, tylko dlatego, że nie chwalę Pańskich poglądów i przekonań.
Nie ustosunkował się Pan do niczego co poruszyłam. Pozwolę więc sobie na powtórzenie ich po raz kolejny.

"Byłabym natomiast bardzo wdzięczna, gbyby był Pan tak uprzejmy i ustosunkował się do pewnych konkretów. Np. sprawa bliźniąt jednojajowych zarówno w przypadku ich powoływania się na matki uzasadniając swoje patologiczne zachowania jak i w przypadku choroby serca i przestrzegania/nieprzestrzegania higienicznego trybu życia.
Albo jak się ma problem masowego pojawienia się anoreksji współcześnie skoro ludzkość ze swoimi wadami i błędami wychowawczymi przekazywanymi z pokolenia na pokolenie, istnieje już od dawna? Albo dlaczego obciążano matki winą za autyzm ich potomstwa (dla przypomnienia: nazywano je matkami-lodówkami!) i jak to się ma do współczesnej wiedzy na temat podłoża autyzmu?
Ale przede wszystkim co powie Pan na temat wysokiej wyleczalności anoreksji przez sztokholmski ośrodek naukowy -badawczy bez jakiegokolwiek związku z metodami psychoanalitycznymi???"

Odpowiedź Pańska koncetruje się wyłącznie na moim rzekomym niezrozumieniu problemu. Nie wiem na jakiej podstawie wyciąga Pan swoje wnioski. Przecież Pan nic, absolutnie nic o mnie nie wie. Jestem kobietą - to wynika z imienia. Nie zna Pan mojego wieku, zawodu, wykształcenia, kraju w którym mieszkam, warunków w jakich żyłam i w jakich żyję dzisiaj.

Powtarza Pan nieustannie, że nie promuje Pan podejścia psychoanalitycznego. Ale - na miły Bóg - cały tekst jest tym właśnie! To tak jakby Pan będąc w garniturze, twierdził, że to szlafrok.
Odsyła Pan do swoich pozostałych tekstów. Ja jednak nie wypowiadam się na temat całości Pańskich poglądów ale na temat konkretnego artykułu i treści w nim zawartych!

Przybiera Pan rolę wszystko więcej i lepiej wiedzącego mentora. Nie bardzo wiem co przeważa w mojej reakcji: rozbawienie czy irytacja.
Bo co np. znaczy
"Aby ustalić swój rzeczywisty stosunek do psychoanalizy proponuję, aby odpowiedziała pani sobie na pytanie: czy mogę coś więcej wiedzieć o swoim stanie psycychicznym".
MOJ RZECZYWISTY STOSUNEK??? Na jakiej podstawie wyciąga Pan wniosek, że mój stosunek do psychoanalizy nie jest rzeczywisty?! Skąd Pan wie, że nie zastanawiałam się nad tym przez długie lata??? Myśli Pan, że nikt nie potrafi wyciągać własnych wniosków? Uważa Pan, że ma Pan monopol na prawdę, na poglądy, na słuszność? Wszystko inne - niezgodne z Pańskim widzeniem świata jest nieprawdziwe, nierealne, nierzeczywiste???
Albo to:
"Psychoanaliza to nie teorie, to obserwacja wewnętrznego świata. Nigdzie poza sesjami psychoterapeutycznymi nie jest ona możliwa (nikt, nigdy o pewnych rzeczach nikomu nie mówi, a co najważniejsze nie jest w dlugotrwałym procesie zwazania na swój wewnętrzny świat)."

Nie teoria? Ponieważ niczego w tej dziedzinie nie można zweryfikować doświadczalnie, nie jest więc nauką. Wobec tego czym jest?

Mała dygresja: mój świat wewnętrzny, p.Damianie, obserwuję stosunkowo dokładnie! Tyle że ja to nazywam - w zależności od sytuacji, intensywności i kilku innych czynników - MEDYTACJA albo ZADUMA NAD SOBA. Nie jest mi potrzebny tłumacz moich własnych uczuć i reakcji.

"Proszę pamiętać, że piszę głównie dla laików i dlatego krytyka tego, co piszę jest w zasadzie... krytyką własnego nieprofesjonalnego rozumienia pewnych spraw."
Ponieważ nie zna Pan mojego zawodu ani stopnia mojej ewentualnej
"profesjonalności" nie powinien Pan używać takiego sformułowania. Jest ono co najmniej niesympatyczne, żeby nie powiedzieć złośliwe. No cóż, to tylko kontynuacja linii rozpoczętej już w artykule:
"Zgodnie z tymi twierdzeniami, dziewczyna odchudza się ponieważ chce dorównać "współczesnym kanonom kobiecej urody". Nazwać te twierdzenia naiwnymi to komplement."
Jeżeli naiwność jest komplementem, to co Pan tak naprawdę ma na myśli? W potocznym języku kolejnym etapem po naiwności jest głupota...
A swoją drogą, pisanie dla laików - jak Pan to określa - zobowiązuje, wymaga szczególnej rzetelności. Już choćby dlatego, że może to być pierwsze spotkanie człowieka z poruszaną problematyką!
Stosuje Pan demagogiczne chwyty. Twierdzi Pan:
"mówi pani, że zaburzenie relacji z matką wynika z różnego interpretowania potrzeb dziecka, jestem skłonny się zgodzić".
A może mógłby mi Pan wskazać miejsce, gdzie ja to powiedziałam??? Bo ja tego ani nie przypominam sobie ani też nie mogę znaleźć w tekście.

W artykule twierdzi Pan:
"Objawy anoreksji są właśnie manifestowaniem się tych zaburzeń."(osobowości)
w komentarzu dodał Pan:
Jeśli chodzi o terapię behawioralną, o której pani wspomniała, to nie znam wyników ośrodka w Sztokholmie. Terapia ta dobrze prowadzona może usuwać objawy, jednak nie pozwala na rozwój osobowości.

O co tu chodzi? Artykuł dotyczył ANOREKSJI, mówiąc o tym ośrodku podałam przykład wyleczalności bez stosowania terapii psychoanalitycznych czyli doszukiwania się przyczyn zachorowania na anoreksję w układach rodzinnych a w szczególności w relacjach z matką. Nigdy nie było mowy o "rozwoju osobowości"
Ośrodek o którym wspomniałam, reprezentuje odmienne od Pańskiego zdanie, mianowicie WSZELKIE ZABURZENIA zarówno OSOBOWOSCIOWE jak i RELACJI SA EFEKTEM ANOREKSJI a nie jej przyczyną.

"Czy chce pani powiedzieć, że rodzice nie mają żadnego wpływu na dzieci?"
Faktycznie. Może nie żadnego, ale raczej minimalny.
Doświadczenia własnego życia, obserwacja otoczenia, literaura (by wyrobić sobie własne, w miarę obiektywne zdanie czytam dużo "za" i "przeciw") oraz praca zawodowa doprowadziły mnie do takiego poglądu. Z ogromną radością czytam p. Harris ponieważ poprzez analizę olbrzymiej ilości prac badawczych potrafiła ona to udowodnić.
Autor: Natalia Dodano: 28-09-2005
Nataalia - Do Pablo
Nie, psychoanaliza nie wyklucza tych intrepretacji, Wręcz przeciwnie, twierdzi, że tak właśnie jest. Natomiast w badaniach nad bliźniętami jednojajowymi stwierdzono, że warunki zewnętrzne tzn osobowość matki i stosowane metody wychowawcze nie miały znaczenia. Bliźnięta wychowywane w diametralnie odmiennych warunkach wykazywały podobne cechy stąd wniosek że istotne znaczenie maję tu cechy dziedziczne.
W innych badaniach, będących niejako lustrzanym odbiciem poprzednich, stwierdzono, że dzieci nie spokrewnione ze sobą a wychowane w tej samej rodzinie nie wykazują podobieństwa psychicznego. To również przemawia na korzyść genetyki.
Według teorii psychoanalitycznej powinno być odwrotnie ponieważ osobowość rodziców a szczególnie matki wpływa na cechy dziecka, powinny być więc podobne, prawda?
Pozdrawiam
Autor: Nataalia Dodano: 28-09-2005
Damian Janus
Pani Natalio, proszę o spokojne przenmyślenie pewnych rzeczy. Ja na prawdę, chociaż wiem, że może się to wydać dziwnę, nie staram się tutaj forować teorii psychoanalitycznych. Moim podstawowym celem jest podzielenie się refleksjami, które wynikły z wielu lat pracy klinicznej i codziennego (powtarzam, codziennego) zastanawiania się nad nimi i opracowywania ich. Do większości wniosków doszedłem sam, zanim jeszcze bliżej zapoznałem się z teorią psychoanalityczną. Teoria ta potwierdziła moje obserwacje. Jednak są one w większości wyrażone nieco inanczej niż w dotychczasowej literaturze psychoanalitycznej. Jest to kwestią komplementarności ujęć, włąściwości samego języka oraz przedmiotu. Gdy np. mówi pani, że zaburzenie relacji z matką wynika z różnego interpretowania potrzeb dziecka, jestem skłonny się zgodzić. Ale pomyślmy jak wiele pod tym zdaniem może się kryć różnych zachowań. Jeśli weźmiemy pod uwagę niemowlę to już mówienie o jego "potrzebach" jest naginaniem pewnego nieznanego nam stanu do naszego języka. No, ale z drugiej strony, jakieś te "potrzeby" są... Dziecko żyje w innym świecie, świecie pozajęzykowym, w innej przestrzeni psychicznej. Cześciowo od matki uczy się... jakie ma "potrzeby". Oczywiście można zmierzyć zmienne fizjologiczne, które wskażą, że chodzi np. o głód, jednak każde odczucie jest odczuciem psychicznym, a psychika dziecka jest odmienna od dorosłej. To powoduje, że mówienie o zakłóceniach rozwojowych jest obłożonme stałym "błędem językowym". Dlatego do każdego stwierdzenia można się przyczepić.
Powtarza pani, że oskarżam matki. Ciekawe dlaczego nie zauważyła pani mojego "oskarżenia" ojców, które jest równie wyraźne. To funkcja ojcowska spełnia rolę separacyjną (właśnie aby bliżej zapoznać z tym tematem odsyłałem do innych artykułów - przede wszystkim do cz. 5). Proszę o tym pomyśleć.
Terapeuta nie tylko daje "ciepło", terapia jest o wiele bardziej specyficznym oddziaływaniem. Interpretacja nie jest sugestią i wmawianiem. Wynika ze słuchania człowieka przez długi, długi czas. Aby ustalić swój rzeczywisty stosunek do psychoanalizy proponuję, aby odpowiedziała pani sobie na pytanie: czy mogę coś więcej wiedzieć o swoim stanie psycychicznym, np. o przyczynach mojego smutku, niż wiem o nim teraz, w momencie jego przeżywania? Jeśli odpowiedź brzmi "tak", potwierdza pani sensowność jakiejś "psychoanalizy" (abstrahuję od konkretnycfh teorii). Tylko jeśli odpowiedzią będzie "nie" (a więc uznanie, że nie możliwe jest żadne poszerzenie mojej subiektywnej wiedzy o mnie, żadna introspekcja, że np. wszystko dzieje się na podstawie automatycznych przypływów i odpływów hormonów) jest pani rzeczywistą przeciwniczką szeroko rozumianej psychoanalizy. Psychoanaliza to nie teorie, to obserwacja wewnętrznego świata. Nigdzie poza sesjami psychoterapeutycznymi nie jest ona możliwa (nikt, nigdy o pewnych rzeczach nikomu nie mówi, a co najważniejsze nie jest w dlugotrwałym procesie zwazania na swój wewnętrzny świat). Jeśli uzna pani, że taka obserwacja jest możliwa poza psychoterapią lub jest bezcelowa, jest pani przeciwniczką psychoanalizy. Jednak oba te stwierdzenia nie są prawdziwe. A więc o tyle jestem rzecznikiem psychoanalizy, o ile uznaję za nieredukowalną do innych metod naukowych obserwację psychoterapeutyczną.
Jeśli chodzi o terapię behawioralną, o której pani wspomniała, to nie znam wyników ośrodka w Sztokholmie. Terapia ta dobrze prowadzona może usuwać objawy, jednak nie pozwala na rozwój osobowości.
Co do braku badań nad skutecznością psychoterapii - nie jest to prawdą, jest ich mnóstwo. Zresztą mało mnie interesują, gdy widzę skuteczność własnej pracy.
Jeszcze odnośnie "oskarżeń". Czy chce pani powiedzieć, że rodzice nie mają żadnego wpływu na dzieci? Druga sprawa, proszę wziąć pod uwagę to, co mowiłem o systemie oddziaływań. W tym systemie mieszczą się też wpływy nieświadome, anikt nie będzie "oskarżał" o nieświadomość. No i jeszcze z innej beczki, w całej tej dyskusji zapominamy, że praca terapeutyczna właściwie prowadzona nie powoduje narastania poczucia skrzywdzenia, bycia oskarżanym, piętnowanym itp. To absurd. Sumarycznie znosi napięcie i daje "wenętrzne narzędzia" lepszego funkcjonowania. Jednak praca rodzinna jest trudna, gdyż terapeucie jest bardzo trudno wskazywać problemowe sfery, a zarazem nie zostać przez, któregoś z członków spostrzeżonym jako przeciwnik, oskarżyciel itp. Pod tym względem bardziej harmonijnajest praca w diadzie, czyli terapia indywidualna.
Autor: Damian Janus Dodano: 27-09-2005
Pablo - Co dziwnego w tych bliźniakach?
Ad. bliźniaki jednojajowe.
ale czy psychoanaliza absolutnie wyklucza oba wyjasnienia ich pedantyzmu? Pospolite to z pewnością nie jest, ale możliwe chyba, żeby jeden reagował pedantyzmem na pedantyzm matki, a drugi na jej bałaganiarstwo.

Nie wiemy jak wychowywała bliźniaka. Nawet ktoś bardzo sceptyczny do psychoanalizy nie podważałby pewnie wpływu wychowania na jego dorosłą postawę, jeżeli by matka prowadziła wielka ofensywę wychowania dzieciaka na pedanta.
Reakcja przesadnym pedantyzmem na przesadne bałaganiarstwo matki tez nie wydaje mi się czyms niezwykle fenomenalnym.

Zaburzenie z objawami skierowanymi na porządek u blixniaków nie będzie chyba jakimś fenomenalnym przypadkiem, skoro stał się taki przypadek, że akurat dwóch bliźniaków trafiło do matek mających jobla z porządkiem, jedna w pedantyzm, druga w bajzel.
Autor: Pablo Dodano: 26-09-2005
Natalia - BRAK AKCEPTACJI TO NIE „OPOR”
"Niech mi autorka wierzy: nie jedna osoba mająca w swoim życiu jakieś problemy psychiczne bywa wdzięczna, gdy spotka się z takim podejściem zamiast "odesłania" do serotoniny.... I skoro już to poruszyłem - do wielu rzeczy - tych "przecenianych", z matką, ojcem, dzieciństwem - dochodzą sami pacjenci, z minimalną pomocą interpretacyjną, a niekiedy bez."

Zapewniam, autorka wierzy! Sama byłaby wdzięczna gdyby jej ktoś podsunął to uniwersalne wytłumaczenie wszystkich jej kłopotów życiowych!
Niestety, nie ma żadnych, absulutnie żadnych badań które wskazywałyby na skuteczność psychoterapi w jakiejkolwiek formie. Jedyne pozytywne wyniki są podobne do tych, które zwykle nazywa się spontanicznym wyzdrowieniem. Wskazywałoby to na interakcję osobową. Terapeuta okazuje ciepło i zrozumienie, którego ludziom tak bardzo dzisiaj brakuje. Stąd jednak droga jest daleka, bardzo daleka do uznania teorii psychoanalitycznych jako skutecznych!
Jeśli zaś chodzi o samodzielne dochodzenie pacjentów do "prawd" na temat rodziców, -jak Pan to określił - "z minimalną pomocą interpretacyjną"... Przecież ta "pomoc interpretacyjna" to sugerowanie pacjentowi własnych poglądów! Ma Pan całkowitą rację, że "obecnie w psychoanalizie nie daje się rad i nie namawia do niczego pacjentów". Nie, dzisiaj dzisiaj udziela się "pomocy intrpretacyjnej", prawda?

Faktycznie, anoreksja to bardzo skomplikowana sprawa. Niestety, nie wynika to z Pańskiego artykułu. Nie podaje Pan w nim żadnych alternatywnych teorii. Szkoda, bo jest ich mnóstwo. Dla przykładu wspomnę o Hilde Bruche, która wprawdzie obarcza również winą matki, ale widzi to nieco inaczej niż Pan. Twierdzi ona, że anoreksja jest wyrazem problemu identyfikacji spowodowanego niewłaściwą interpretacją potrzeb córki przez matkę w okresie najwcześniejszego dzieciństwa. Coś w stylu " dziecko chce siusiu a mama podaje butelkę" czy też odwrotnie. Proszę wybaczyć mi sarkazm, ale nie mogę się powstrzymać!

"Proszę pamiętać, że piszę głównie dla laików i dlatego krytyka tego, co piszę jest w zasadzie... krytyką własnego nieprofesjonalnego rozumienia pewnych spraw."
Nie wiem czy warto wchodzić głębiej w dyskusje z Panem. Zamiast argumentu, twierdzi Pan, że nie rozumiem. Jakie to typowe. Zawsze w przypadku niezaakceptowania teori psychoanalitycznej, twierdzi się, że jest to opór... brak zrozumienia... Spotkałam się ze stwierdzeniem, że wyznawcy teorii psychoanalitycznych to jak sekta religijna, z którą się nie dyskutuje.Czyżby potwierdzał Pan ich stanowisko?

Powiada Pan, że pisze Pan dla głównie dla laików. Swietnie. Tylko to zobowiązuje do uczciwości, do przedstawiania problemów w ich właściwym kontekście. W tym konkretnym przypadku do przedstawienia wszystkich teorii zajmujących się anoreksją a nie jednej jedynej.Nie powinno się przedstawiać uznawanej przez siebie TEORII jako pewnika naukowego!

"W swoich artykułach nie staram się promować psychoanalizy, a raczej myślenie i próby zrozumienia ludzkich problemów."
A czymże jest ten właśnie artykuł jeśli nie promowaniem podejścia psychoanalitycznego???

Nie wiem, może rzeczywiście czegoś nie rozumiem, ale w całym artykule nie zauważyłam nawet najmniejszej wzmianki na temat innego podejścia do jakże złożonego problemu anoreksji!

Twierdzi Pan, że
"matka stanowi trudny problem dla anorektyczek" a zatem anoreksja powstaje:
1. z powodu trudnej relacji z matką;
2.relacji, która najczęściej wynika z jakiegoś rodzaju jej zaborczości;
3.zaborczości powstałej na podłożu braku ojca (realnego, psychicznego bądź symbolicznego).

Nieco dalej pisze Pan:
"Psychoanalitycy zauważyli, że lęki anorektyczek są takie jakby miały one nieświadomą fantazję, że... zjadają swoją matkę, lub też mogą być przez nią zjadane. Cóż to oznacza? Pokazuje to, że na poziomie nieświadomym anorektyczce zacierają się granice pomiędzy nią, a jej matką"

I następnie:
"Nic dziwnego, gdyż w istocie anoreksja jest ucieczką przed kobiecością. Gdybym miał hasłowo wyrazić czym jest i z czego wynika anoreksja, powiedziałbym:

- jest ucieczką przed dorosłością i kobiecością;
- jest próbą wzmocnienia swojego ja i poczucia kontroli nad własnym życiem;
- jest sposobem radzenia sobie w relacji z matką;
-jest "wołaniem o ojca""

Proszę mi powiedzieć co przeoczyłam, gdzie są te inne, alternatywne podejścia? I kto tu upraszcza? Gdzież ten obiektywizm? Ja widzę tu tylko i wyłącznie podejście psychoanalityczne i to bardzo zawężone.

"I jeszcze o matkach. Jestem najdalszy od oskarżania kogokolwiek. Proszę czytać moje wszystkie artykuły, gdyż umożliwiają one poznanie mojego stanowiska, które może nie być łatwe do natychmiastowego zrozumienia. Wiąże się to z delikatnością i skomplikowaniem tematu"

Nie interesuje mnie całość Pana poglądów. Mój komentarz dotyczył konkretnego artykułu i treści w nich zawartych! A w nim tylko i wyłącznie matka stanowi podłoże anoreksji.
Jeśli zaś chodzi o moje możliwości "natychmiastowego zrozumienia"... Proszę wybaczyć, ale tego nawet nie skomentuję!

Byłabym natomiast bardzo wdzięczna, gbyby był Pan tak uprzejmy i ustosunkował się do pewnych konkretów. Np. sprawa bliźniąt jednojajowych zarówno w przypadku ich powoływania się na matki uzasadniając swoje patologiczne zachowania jak i w przypadku choroby serca i przestrzegania/nieprzestrzegania higienicznego trybu życia.
Albo jak się ma problem masowego pojawienia się anoreksji współcześnie skoro ludzkość ze swoimi wadami i błędami wychowawczymi przekazywanymi z pokolenia na pokolenie, istnieje już od dawna? Albo dlaczego obciążano matki winą za autyzm ich potomstwa (dla przypomnienia: nazywano je matkami-lodówkami!) i jak to się ma do współczesnej wiedzy na temat podłoża autyzmu?
Ale przede wszystkim co powie Pan na temat wysokiej wyleczalności anoreksji przez sztokholmski ośrodek naukowy -badawczy bez jakiegokolwiek związku z metodami psychoanalitycznymi???

I jeszcze jedna istotna informacja: nie jestem pacjentką. Wiadomość o postępowaniu terapeuty otrzymałam faktycznie od zainteresowanej rodziny. Poparta była ona KOPIA ZAPISU ZURNALOWEGO!!!
Autor: Natalia Dodano: 26-09-2005
Damian Janus - to trochę bardziej skomplikowane
Komentarz rzeczywiście jest nieco agresywny. Zdaję sobię sprawę, że wyjaśnienia psychoanalityczne mogą budzić emocje i opór, szczególnie wtedy, gdy są podane skrótowo, jak w moich artykułach. Terapia psychoanalityczna to przede wszystkim pewien proces współbycia z człowiekiem i jego światem wewnętrznym, pewna działalność. Opisywanie jej, próba werbalizacji zawsze jest skazana na pewne uproszczenia. Proszę pamiętać, że piszę głównie dla laików i dlatego krytyka tego, co piszę jest w zasadzie... krytyką własnego nieprofesjonalnego rozumienia pewnych spraw. Onośnie konkretów. Rzeczywiście istnieją dowody na genetyczne uwarunkowania skłonności do pewnych zaburzeń. Jednakrze często upraszczamy sobie rozumienie genetyki. W biologi istnieje spór co do tego, co właściwie jest kodowane (wiadomo, że sekwencja aminokwasów w białku, ale np. schizofrenia?). To obszerny temat i nie będę go teraz rozwijał. Obserwacje pacjentów - nawet jeśliby nie potwierdzałyżadnej teorii psychoanalitycznej - są dziwnie zbieżne, ludzie o podobnych objawach mają podobne przeżycia, podobne relacje, układy rodzinne. Co z tym zrobić? Jak wyjaśnić? Wiedza biochemiczna czy jakakolwiek inna jest daleka od podania tu odpowiedzi (podobnie jak nie można jej zastosować w przypadku, dajmy na to, krytyki muzycznej). Zawsze są też różnice pomiędzy ludźmi, które tylko podejście psychoanalityczne respektuje. Lecz podając ogólną teorię trzeba od tego abstrahować. Jeśli chodzi o tę kwestię z Freudem - nie znam jej. Obecnie w psychoanalizie nie daje się rad i nie namawia do niczego pacjentów. Jest to wręcz sednem psychoanalizy. Co do tej terapeutki - nie znam tej pani, nie wiem co robi i czy jest w tym dobra. Nie wiem też skąd autorka komentarza ma takie informacje. Od pacjentki? Sama była tą pacjentką? W obu przypadkach nie będą one obiektywne.
I jeszcze o matkach. Jestem najdalszy od oskarżania kogokolwiek. Proszę czytać moje wszystkie artykuły, gdyż umożliwiają one poznanie mojego stanowiska, które może nie być łatwe do natychmiastowego zrozumienia. Wiąże się to z delikatnością i skomplikowaniem tematu. Otóż należy wkazać na pewne czynniki, a to bywa natychmiast uznawane za oskarżenie. Właśnie praca terapeutyczna polega na tym, aby wskazywać, a zarazem dawać wsparcie. W artykule nie jest to do końca możliwe. Tak zwane błędy wychowawcze powstają na styku działan rodziców i percepcji tych działań przez dziecko. Z kolei działania jednego rodzica uwarunkowane są działaniami drugiego. To wszystko związane jest też z otoczeniem społecznym. Przeżycia i działania rodziców wiążą się z kolei z wpływami rodzicielskimi jakim sami byli poddani. To tworzy system, w którym nie sposób "oskarżyć" jednego elementu. Gdybyśmy jednak zamilkli, wylalibyśmy dziecko z kąpielą - zbyt dużo tutaj rzeczy się powtarza, jest do przewidzenia.
W swoich artykułach nie staram się promować psychoanalizy, a raczej myślenie i próby zrozumienia ludzkich problemów. Niech mi autorka wierzy: nie jedna osoba mająca w swoim życiu jakieś problemy psychiczne bywa wdzięczna, gdy spotka się z takim podejściem zamiast "odesłania" do serotoniny.... I skoro już to poruszyłem - do wielu rzeczy - tych "przecenianych", z matką, ojcem, dzieciństwem - dochodzą sami pacjenci, z minimalną pomocą interpretacyjną, a niekiedy bez.
Autor: Damian Janus Dodano: 26-09-2005
Natalia - TO NIE WINA MATKI ZE CORKA MA ANOREKSJE
Rozdzielono dwóch bliźniaków jednojajowych. Bracia wzrastali w swoich rodzinach adopcyjnych w różnych krajach. Kiedy osiągnęli wiek trzydziestu lat okazało się, że oboje byli pedantami na granicy patologii. Zawsze nienagannie ubrani, ręce aż czerwone od częstego mycia; oboje punktualni aż do przesady. Kiedy zapytano jednego z nich dlaczego rozwinął w sobie owe chorobliwie pedantyczne cechy, odpowiedział z całkowitym przekonaniem: "To z powodu mojej matki. Kiedy wzrastałem, nie robiła ona nic innego jak tylko sprzątała. Każda rzecz miała w domu swoje określone miejsce i każdego dnia wszystkie zegary w domu - a było ich ponad tuzin! - nakręcało się punktualnie o 12 w południe.Ona była niewzruszona jeśli chodzi o takie sprawy.To od niej nauczyłem się pedantyzmu! Przecież nie miałem wyboru!
Jego jednojajowy bliźniak, który był takim samym pedantem, argumentował to następująco: "To wszystko jest bardzo proste.To jest mój bunt przeciwko matce, która była ogromną bałaganiarą!"
Oboje byli przekonani, że ich identyczne zachowania były konsekwencją diametralnie różnych zachowań ich matek!

Przekonanie, że nasze życie, osobowość, patologie itd są wynikiem działania naszych rodziców a szczególnie matek, jest samo w sobie patologicznie wyolbrzymioną myślą natrętną. Współcześni terapeuci - p.Damian Janus jest tego doskonałym przykładem - są niewzruszeni. Ich nieustanne podkreślanie negatywnego wpływu rodziny poprzez mówienie o "nieobecnych ojcach", "niedostatecznej opiece matek" czy też ich "zaborczości", jest źródłem mitu o wpływie rodziców na przyszłe losy ich potomstwa. Mitu dogłębnie fałszywego bo nie uwzględniającego tak wielu oczywistych czynników jak dziedziczność, środowisko etniczne-kulturowe, wpływ grup rówieśniczych, mediów ...

Damian Janus twierdzi, że "matka stanowi trudny problem dla anorektyczk" a zatem anoreksja powstaje:
1. z powodu trudnej relacji z matką;
2.relacji, która najczęściej wynika z jakiegoś rodzaju jej zaborczości;
3.zaborczości powstałej na podłożu braku ojca (realnego, psychicznego bądź symbolicznego).

Nieco dalej pisze on: "Psychoanalitycy zauważyli, że lęki anorektyczek są takie jakby miały one nieświadomą fantazję, że... zjadają swoją matkę, lub też mogą być przez nią zjadane. Cóż to oznacza? Pokazuje to, że na poziomie nieświadomym anorektyczce zacierają się granice pomiędzy nią, a jej matką"
Przypomina to mi pewną teorię wojen, którą słyszałam od znajomego psychoanalityka. Otóż twierdził on, że mężczyźni mają podświadome tendencje homoseksualne, dla których jedynym naturalnym ujściem nie budzącym podejrzeń otoczenia jest skupisko mężczyzn walczących w imię wyższych ideałów!
P.Damian Janus jak i mój znajomy psychoanalityk oraz większość współczesnych terapeutów dokonuje zapewne swoich nonsensownych analiz zupełnie bezinteresownie, bez czerpania innych korzyści jak wysokie gaże. Nie można jednak tego powiedzieć o ich idolu, twórcy psychoanalizy, który bez skrupułów dokonywał analiz, które dawały mu niemałe korzyści materialne!
Nie będę gołosłowna i posłużę się przykładem.
W 1921 roku Horace Frinck poddał się treningowi analitycznemu u Freuda. Frink miał poza sobą romans z Angeliką Bijur, spadkobierczynią bankowego milionera, o czym Freud dowiedział się podczas analizy. Freud "dostrzegł w głębokiej podświadomości pacjenta" że zarówno Frink jak i Angelika powinni rozwieść się ze swoimi aktualnymi partnerami i pobrać się. Udało mu się przekonać panią Bijur, że jej pomoc jest absolutnie niezbędna do ratowania Frinka przed homoseksualizmem! Owa "absolutnie pewna" interpretacja Freuda była niepojęta dla samego Frinka, nie mniej jednak doprowadziła do dwóch rozwodów, nowego małżeństwa i przeniesienia doń milionowego majątku. Freud "odkrył" wtedy kolejne podświadome życzenie Frinka, mianowicie chęć obdarowania tymże bogactwem swojego mistrza. No i oczywiście otrzymał lwią część majątku. Freudowi nie przeszkadzało to, że zniszczył życie czworga ludzi. Frink rozwinął psychozę i kilkakrotnie usiłował popełnić samobójstwo, ale Freud otrzymał środki na rozpowszechnianie psychoanalizy!

Pomijając sam absurd interpretacyjny zjadania matek lub bycia przez nie zjadanym (psychiczny kanibalizm?) chciałabym zwrócić uwagę na kilka faktów.

Anoreksja to choroba współczesna. Ludzkość istnieje już tysiące lat. Matki popełnialy takie same bądź podobne błędy od zarania dziejów. Jak to możliwe, że dopiero w ostatnich dziesięcioleciach dziewczęta masowo zaczęły reagować w tak patologiczny sposób na swoje matki??? Nie chciałabym być złośliwa, ale wydaje mi się, że p. Damian Janus w rzeczy samej albo nie wie o czym mówi, albo też ma bardzo poważne braki w wiedzy na temat anoreksji. Możliwa jest też całkowita indokrynacja w czasie własnej analizy jako że tylko po przejściu takowej można jej dokonywać na innych.

Damian Janus pisze: "Często słyszę w mediach, że za przyczyny anoreksji uznaje się "wizerunek modelki", lalkę Barbie itp. Zgodnie z tymi twierdzeniami, dziewczyna odchudza się ponieważ chce dorównać "współczesnym kanonom kobiecej urody". Nazwać te twierdzenia naiwnymi to komplement. Czy ktoś doprowadzi się do nieodwracalnego wyniszczenia, a nawet śmierci, przechodząc poprzez stadium powleczonego skórą szkieletu o matowej i szorstkiej skórze oraz zniszczonych zębach, ponieważ heroicznie dąży ku ideałowi urody?! Nie ma takiej możliwości. Motywacja musi być o wiele bardziej potężna"

Jest to podstawowy błąd rozumowania czyli mieszanie skutków z przyczynami. Wyniszczenie organizmu, które zostało opisane to EFEKT anoreksji a nie jej przyczyna. Oczywiście, że dziewczęta nie chcą być wyniszczone ani umierać!
Chcą tylko być zgrabne. Tylko, że z jakiegoś powodu wymyka im się to spod kontroli. Być może są to predyspozycje psychiczne, chociaż coraz częściej mówi się o biologicznym podłożu. Niedawno czytałam o przeprowadzonych badaniach z których wynika, że podłożem anoreksji jest nadmiar serotoniny. Nasuwa mi się tu analogia z zawałem serca. Przyjmijmy, że bliźniacy jednojajowi mają zakodowaną w genach skłnność do zakrzepów. Jeden z nich stosuje się do zaleceń współczesnej medycyny podczas gdy drugi całkowicie je lekceważy. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że jeden z nich będzie "żył długo i szczęśliwie" podczas gdy drugiemu grozi przedwczesna śmierć. Czy i w takich okolicznościach p. Damian Janus twierdziłby również, że rola niehigienicznego trybu życia jest równie niewielka jak w przypadku anoreksji "kanon szczupłej sylwetki"?

Z artykułu niedwuznacznie wynika, że Damian Janus nie wie, że istnieją ośrodki leczenia anoreksji poprzez naukę właściwego jedzenia. Np. w Sztokholmie jest ośrodek naukowo- badawczy, który opracował program komputerowy wspomagający pacjentki w nauce jedzenia i który ma podobno doskonałe wyniki (ponad 80 %). Twierdzi się tam, że wszystkie objawy psychiczne (np.depresja), zaburzone relacje z rodziną, otoczeniem itp to przede wszystkim wynik głodu organizmu. Zaczyna się to odchudzaniem, wycieńczony i niedożywiony organizm reaguje nieprawidłowo co prowadzi do głębokich zaburzeń. Zgodnie z ich poglądami, zaburzenia te ustępują po odżywieniu organizmu.

Nie sposób wymienić tu wszystkich możliwych teorii i przypuszczeń. Jednak te wymienione i wiele innych uwzględniają czynnik kulturowy który jest ignorowany przez p.Damiana Janusa.

Psychoanalityczna interpretacja anoreksji przedstawiona przez autora nie ma nic wspólnego z nauką. Interpretacja - albo analiza jak ktoś woli - mówi więcej o osobie analizującej aniżeli analizowanej. Do jakich absurdów może prowadzić, niech zilustruje następujący przykład. Kilkunastoletnia anorektyczka uczestniczy z matką w terapi (a jakże, przecież to wina matki, musi więc ona uczestniczyć w spektaklu!). Otóż w poniedziałek terapeuta zarzuca matce że nie chce ona "współpracować" tylko żąda leczenia córki w ośrodku zaburzeń odżywiania. W czwartek tego samego tygodnia twierdzi - wbrew oczywistym faktom - że ta sama matka nie chce widzieć zaburzeń odżywiania córki. No cóż, terapeuta może wyciągać wnioski w zależności od humoru i... dnia tygodnia. Jakiekolwiek fakty by nie były, zawsze znajdzie się sposób na taką interpretację by "udowodnić" winę matki.
Jeszcze nie tak dawno obarczano matki winą za autyzm ich potomstwa. P.Damian Janus pamięta zapewnie, że określano je mianem matek- lodówek? Dzisiaj wiemy, jak absurdalne było takie podejście, ponieważ autyzm ma podłoże biologiczne. Ileż niepotrzebnego cierpienia! Jestem przekonana, że niebawem odkryjemy prawdziwe podłoże anoreksji. Mam nadzieję, że zwolennicy psychoanalizy zastanowią się zanim wyrządzą matkom anorektyczek tyle krzywdy ile wyrządzili matkom dzieci autystycznych!

Proszę mi wybaczyć nieco agresywny ton mojego komentarza.

Przykład jednojajowych bliźniąt pochodzi z:
James Hillman
"The Soul´s Code. In Serach of Character and Calling"
Pryzpadek Frinka z:
Allen Esterson
"Seductive Mirage: An Exploration of the Work of Sigmund Freud"
Autor: Natalia Dodano: 26-09-2005

Pokazuj komentarze od pierwszego

Aby dodać komentarz, należy się zalogować

  

Zaloguj przez OpenID..
Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a - załóż konto..

Reklama
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365