Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty:
Dodaj swój komentarz… T. Kaliński - Nie za bardzo rozumiem... "Odwagą będzie natomiast bój z otoczeniem, w którym przyznasz się do swej inności." - nie za bardzo rozumiem... Słowo inny odnosi się do pojęcia "ateista"? Myślę, że to samo mogą o sobie powiedzieć ludzie wierzący. Problem jest na tyle skomplikowany, iż prawdziwie wierzący chrześcijanie również czują się w pewien sposób wyalienowani. Wynika to z niewielkiej ilości ludzi wierzących - teoretycznie mamy w Polsce 90% katolików. Niestety - teoretycznie... "Kochaj Pana Boga swego z całego serca swego, z całych sił swoich, z całej duszy swojej, a bliźniego swego, jak siebie samego". Do tego sprowadza się całą wiara chrześcijańska, lecz jak od dawien dawna nie było tego widać u społeczeństwa, tak nadal nie widać. Nie zgodzę się więc z Pani stwierdzeniem, gdyż oznajmienie wśród grupy ludzi - "jestem nie wierzący" jest zazwyczaj przyjmowane słowami - nie wierzysz w Boga? Nie wierzysz w życie po śmierci? ...i to koniec rozmowy na ten temat. Proszę sobie teraz wyobrazić sytuację, kiedy pewna osoba w gronie "wierzących" zaproponuje rozmowę o Piśmie Świętym albo po prostu będzie chciała się wspólnie pomodlić... Myślę, że to ostatnie zdanie wszystko wyjaśnia.
Autor: T. Kaliński Dodano: 15-08-2007
Reklama
Klaudia - Odpowiedź do komentarza T. Kalińskiego Witam, bardzo dziękuję za Pana komentarz. "Odwagą będzie natomiast bój z otoczeniem, w którym przyznasz się do swej inności." tyczyło się nie tylko ateizmu, a po prostu głośnego przyznania sie do tego, w co wierzymy. Sądzę, iż dla każdego, kogo zdeterminowało społeczeństwo, wychowało w takim, a nie innym duchu,trudnym będzie moment przeciwstawienia się wszelkim przyjętym normom w danej rodzinie, społeczeństwie. Zgadzam się jednakże z Panem w kwestii chrześcijaństwa i pewnego zakłamania, które możemy obserwować. Prawdziwie wierzących ludzi jest w naszym społeczeństwie niewiele i owszem przyznanie się do siły swego wyznania także będzie w moim mniemaniu odwagą. Ważnym jest po prostu by z godnością mówić o sobie i swej wierze, by naprzeciw innym przyznać sie do własnej wiary czy niewiary... i to dla mnie stanowi siłę ludzkiego bohaterstwa.
Autor: Klaudia Dodano: 15-08-2007
Honorata - Odwaga potrzebna jak chleb Witam, Zgadzam się z Panią . Szczególnie w środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych przyznanie się do swojej niewiary jest aktem odwagi.Prowincja kieruje się własnymi regułami i tylko kierowanie się nimi zapewni człowiekowi bezpieczeństwo. Brzmi to może bajkowo,ale taka jest ponura rzeczywistość .Niedziela pozostaje świętem i wywieszone na balkonie "pranie" to szczyt nietaktu i blużnierstwo.
Autor: Honorata Dodano: 15-08-2007
Andrzej - ja tez nie za bardzo rozumiem siegajac do najbardziej drastycznych przykladu ateizmu (Hitler, Stalin) nie ma sie chyba co za bardzo dziwic niepopularnosci osobnikow tej "wiary", nie zapominajac o takich, ktorzy z "Bogiem" na ustach uprawiaja/li skryty ateizm (Busch, Khomeini, Pinochet, Lepper, Rydzyk itp.)
Autor: Andrzej Dodano: 15-08-2007
T. Kaliński - Komentarz do powyższego... Jeżeli uznamy, że ateizm odnosi się wyłącznie do niewiary w istnienie Boga, nie do światopoglądu, to wielu ateistów z perspektywy chrześcijaństwa można by było uznać świętymi. Jest fragment w Piśmie Świętym, na podstawie którego możemy uznać, iż nie ma znaczenia, czy ktoś wierzy w Boga, czy też nie - ważne jest postępowanie wg Jego zasad (ważna jest treść wyryta w sercu). W poszanowaniu człowieczeństwa - w poszanowaniu godności oraz w miłości do bliźniego zawiera się całą nasza wiara. Prawdziwy chrześcijanin nigdy nie będzie atakował ateisty. Nie będzie nawet się swoją wiarą mu narzucał. Powinien on jednak dawać przykład swoim życiem oraz wiedzą na temat Pisma Świętego. Podobnie ma się rzecz z ateistami. Jeżeli taka osoba jest niewierząca i nie ma z tego powodu żadnych kompleksów, to znaczy jest w pełni świadoma swojego światopoglądu, nie będzie atakować ludzi wierzących, gdyż uszanuje ich wiarę. Atakowanie wiary lub niewiary w warunkach, w których żadna ze stron nie jest w stanie wygrać, może jedynie świadczyć o zbyt ograniczonych horyzontach jednostki. Atakowanie zarówno wierzących, jak i niewierzących nie ma wartości naukowej, lecz świadczy raczej o osobowości neurotycznej.
Autor: T. Kaliński Dodano: 15-08-2007
Dimitris Dymitriadis - Stos Giordana Bruno dawno już zgasł... Mam kilka uwag dotyczących powyższego tekstu. Mam bogate doświadczenie w byciu "innym" gdyż jako rodowity grek i o zgrozo(!) twardy ateista mieszkam w Polsce od urodzenia. Nigdy nie ukrywałem ateizmu, ale mam świadomość, że moja narodowość odrobinę buforowała reakcje otoczenia w tej kwestii. Zauważyłem jednak, że otwarte mówienie o własnym ateizmie najczęściej spotykało się z przyjęciem do wiadomości tego faktu, niekiedy podbarwionym odrobiną sensacji lub uzupełniającym pytaniem: "a jak to jest w nic nie wierzyć?". Gorszym wydaje mi się uprawianie "kryptoateizmu".Osoby pochodzące z domów "religijnych" Skazane są(przynajmniej czasowo)na napięcia związane albo z graniem wierzącego, albo z odejściem od religijnego pnia. Jednak fundowanie sobie dysonansu poznawczego poprzez udawanie wierzącego jest znacznie boleśniejsze niż "coming out".Wszak raźniej walczyć z podniesioną przyłbicą, bez upokarzającego poczucia okłamywania najbliższej osoby...czyli samego(ej) siebie!Myślę, że samotność spowodowana wyznaniem braku wiary to trochę projekcja, a nie uczciwa ocena sytuacji. Sugerowałbym mniej egzystencjalnego patosu, a więcej miłości do własnych(racjonalnych!) wyborów .
Autor: Dimitris Dymitriadis Dodano: 15-08-2007
Klaudia Bączyk - Odp na komentarz Dimitrisa Dymitriadisa Witam, ów tekst wywołany był moimi obserwacjami na temat otwartego mówienia o tym, kim się jest. Być może faktycznie w niektórych środowiskach łatwiej przyznać się do własnej niewiary, jednakże w społecznościach mniejszych, gdzie katolicyzm nawet jeśli nie przez każdego uważany jest za równie silną religię, to mimo wszystko niejako "panuje" i wszelkie sprzeciwianie sie tym normom uważane jest za niegodziwe, złe. Nie jest to niestety optymistyczny obraz społeczeństwa, jednakże w wielu przypadkach prawdziwy. Oczywiście zgadzam się, iż nie wszędzie tak jest, ale taka sytuacja powoduje, iż ludzką odwagą jest przyznanie się (w takim kręgu) do ateizmu (bądź religii odmiennej od powszechnie uznanej za obowiązującą). Liczę, iż niedługo będę mogła powiedzieć, że na moje wyznanie odnośnie niewiary w ludziach także wzbudzi to jedynie ciekawość, a nie reakcje jakby było to coś w postaci choroby. Tekst ten bowiem nie tyle jest o odwadze, co głównie właśnie o braku tolerancji, który często staje się barierą w prawdziwym poznaniu siebie i innych!
Autor: Klaudia Bączyk Dodano: 16-08-2007
HannaW - Do Pana Kalińskiego Ad. akapit I Niestety, nie mogę znaleźć w tej chwili odpowiedniego cytatu z Biblii, ale jest również werset mówiący o tym, że ludzie będą zbawieni na podstawie swojej wiary, bo gdyby mieli być zbawieni na podstawie uczynków, to nikt nie zostałby zbawiony.
Autor: HannaW Dodano: 16-08-2007
niewierzacy marcin - trudne wybory tak przypadkiem znalazlem ta strone,te kometarze.piszecie tu o wierze i odwadze do przyznania sie w nia.nie wiem odkad i skad wziela sie moja niewiara.tak jakos przyszlo.kiedy rozmawiam z kims mowie normalnie ze nie wierze i tyle.ogolnie obracam sie w pokoleniu dwudziestoparulatkow.raczej nie robi to na nich wrazenia.i zawsze ktokolwiekby pytal powiem ze nie wierze.nie boje sie i nie bede sie bal nigdy do tego przyznac.mam wierzaca narzeczona.poki co nie mamy problemow z tym.nie bedzie koscielnego ale jakos ona przezyje :) i jak to zawsze bywa ma sie kiedys dzieci.nie wiem czemu ale jestem strasznie nastawiony przeciwko wierze w boga i i jego samego.i dlatego nie chce aby moje dziecko bylo kartoflem wrzuconym do jednego worka z innymi.chcialbym mu dac wybor.zeby sam uksztaltowal swoja wiare.zeby mial wybor.ja jestem gotowy na wszystko,ale ten piperzony swiat nie.stare dewoty udajece swiete.i inni noszacy diabla za koszula.wybor nalezy do mnie;odwada lub worek kartofli.badz tu teraz madry co.hehe.zawsze mowie ze nie boje sie niczego.boje sie podjac ta pieprzona decyzje.nie chce udawac proroka jakiegos ale ktos moglby dac przyklad.ludzie to slepe malpy.bez urazy.
Autor: niewierzacy marcin Dodano: 16-08-2007
Terea - powalająca argumentacja Do Marcina Pomysł, że nie nalezy dziecku przekazywać światopoglądu, w jaki wierzą rodzice - aby sobie go później samo wybrało, jest chybiony, bo nie da się żyć w pustce światopoglądowej. Moga mu nie przekazywac religii ale nie urchronią go od wpływu środowiska. De facto oznaczałoby to dla rodziców wzięcie na siebie ogromnej odpowiedzialności za pozostawienie dziecka samemu sobie w sprawach najważniejszych w życiu (co jest dobre a co złe)i to w najtrudniejszym dla niego czasie - dziecka czyli kogoś kto potencjalnie moze się nawet zabić czajnikiem! Wg mnie to tak samo jakby rodzicie powzięli zamiar wychowywania dziecko z dala od cywilizacji i bez zdobyczy nauki (np. medycyny) bo jeśli ono dorośnie to może kiedyś bedzie wolało być dzikim człowiekiem żyjącym w buszu...
Autor: Terea Dodano: 17-08-2007
Andrzej - do pana Kalinskiego "Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę" (Efez.2:8)nie znam ateistow, ktorzy byliby zbawieni przez wiare w Boga, wierza... w siebie, w razie nieszczescia nie potrafia sobie tego wytlumaczyc-pytaja -dlaczego? :)slabiutko u pana z chrzescijanstwem, a moze raczej z wiara...
Autor: Andrzej Dodano: 17-08-2007
niewierzacy marcin - do Terea a wiec moja slodka...oczywiscie ze nie wezme na siebie odpowiedzialnosci za danie dziecku wolnosci wyboru.gdyz nie moge wiedziec ze ono chcialoby takiego obrotu spraw.wiec sila rzeczy bede zapewne podarzal sciezką wytyczona przez nasza cudowna cywilizacje i wszystko bedzie tak jak powinno byc. przynajmniej w oczach innych.niby tych normalnych. ale nie pisz mi o tym ze nie mozna zyc w pustce swiatopogladu.a ja co robie? zyje w takiej pustce.i zyje mi sie calkiem dobrze.jestem na razie zagranica i daje sobie rade.mam kochajaca narzeczona i mamy wspolne plany.ale moj umysl oczyszczony jest ze wszystkich idiotyzmow i bredni.czasami slucham roznych ludzi i rzygac mi sie chce od tego.jak mozna byc takim debilem. ja wierze tylko w siebie i to co moge zrobic.i nic innego nie jest mi potrzebne. i chcialbym sie tylko kiedys przelamac i z czystym sumieniem powiedziec :jestem panem swojego zycia. a nie zabawka swiata ludzi czy boga.
Autor: niewierzacy marcin Dodano: 17-08-2007
T. Kaliński - Do Pani Hanny oraz Pana Andrzeja >>"Niestety, nie mogę znaleźć w tej chwili odpowiedniego cytatu z Biblii, ale jest również werset mówiący o tym, że ludzie będą zbawieni na podstawie swojej wiary, bo gdyby mieli być zbawieni na podstawie uczynków, to nikt nie zostałby zbawiony". Czy nie jest to fragment,w którym Jezus odpowiada - co dla człowieka jest niemożliwe, możliwe jest dla Boga? To niesprowadza się wyłącznie do wiary. "Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę" (Efez.2:8)nie znam ateistow, ktorzy byliby zbawieni przez wiare w Boga, wierza... w siebie, w razie nieszczescia nie potrafia sobie tego wytlumaczyc-pytaja -dlaczego? :)slabiutko u pana z chrzescijanstwem, a moze raczej z wiara... Niestety nie mogę się z Państwem zgodzić. Jestem osobą wierzącą, prawie codzinnie czytam PŚ. Wiara realizowana jest przede wszystkim przez uczynki. Wszystko obraca się w okół miłości, wokół przykazań względem ciała i duszy. Nie każdy ateista jest egoistą. Czy Lem albo Camus byli agoistami? Jest jednak róznica pomiędzy ateistami walczącymi z religią, a po prostu ateistami. Sama wiara do zbawienia nie wystarczy - jest też fragment - będą was zabijać w imię moje - ale zaprawdę powiadam wam, oni nigdy mnie nie widzieli.
Autor: T. Kaliński Dodano: 18-08-2007
HannaW - Do Pana Kalińskiego Jest też fragment, że "wiara bez uczynków jest martwa" :) Ale jakoś nigdy nie mogłam pogodzić się ze zdaniem wygłaszanym podczas mszy "Prosimy Cię, nie zważaj na grzechy nasze, ale na wiarę swojego kościoła" Jeśli chodzi o mnie, to zostałam w zasadzie wychowana bez religii. W moim domu nie mówiło się o Bogu. Tylko jedno usłyszałam od mamy: "Gdyby Bóg był, to ty byś była zdrowa" (Tak się składa, że od urodzenia jestem chora). I dla mnie stało się oczywiste, że Boga nie ma, i w tym przeświadczeniu żyłam przez jakiś czas. Ostatnimi laty zbudowałam sobie coś w rodzaju ufności, że jest Ojciec, do którego można się zwrócić, i dobrze mi z tym. Nie chciałabym, aby ktoś mnie tego pozbawiał, ale nie mam potrzeby przynależności do jakiejkolwiek grupy religijnej. Uważam, że wiara i kontakt z Bogiem to sprawa osobista i intymna.
Autor: HannaW Dodano: 18-08-2007
Andrzej - do Pana Kalinskiego czytanie Pisma Sw. jest z pewnością chwalebną czynnością, ale rozmowa z Bogiem to modlitwa; ateiści kierują sie wiedzą, a nie mądrością...
Autor: Andrzej Dodano: 18-08-2007
HannaW - Do Pana Andrzeja Pisze Pan, że nie zna ateistów, którzy byliby zbawieni przez swoją wiarę. A czy zna Pan nieateistów, którzy zostaliby zbawieni? ;) Kiedyś oglądałam film w telewizji pt. "Tragedia Posejdona". Statek przez potężną boczną falę został wywrócony do góry dnem. Pastor, który zajął się akcją ratowniczą, mówił: "niech się każdy modli do tej części Boga, która jest w nim" Może właśnie wiara w siebie, w swoje siły jest wiarą do tej części Boga, która nam przypadła w udziale... :-) To, co kiedyś mnie uderzyło wśród modlących się ludzi (katolików), to to, że powtarzali "Prosimy Cię Panie, Prosimy Cię Jezu" i doszłam wtedy do wniosku, że prawdziwy katolik jest słaby, nie predystynowany do sukcesu. Jeżeli komuś coś się uda, coś osiągnie, to nie jest prawdziwy katolik.
Autor: HannaW Dodano: 18-08-2007
Andrzej - do Pani HannyW a czy Jezus został zbawiony?niech się Pani zapyta jakiegoś katolika, czy chciałby być Jezusem Ch. ha,ha,ha...
Autor: Andrzej Dodano: 18-08-2007
T. Kaliński - Odp. >>To, co kiedyś mnie uderzyło wśród modlących się ludzi (katolików), to to, że powtarzali "Prosimy Cię Panie, Prosimy Cię Jezu" i doszłam wtedy do wniosku, że prawdziwy katolik jest słaby, nie predystynowany do sukcesu. Myślę, żę jest dość duża różnica pomiędzy stwierdzeniem - słaby, a skromny w duchu. Osoba wierząca w chwili trudności nie popełni samobójtwa, nie zacznie pić, nie będzie brałą narkotyków. Znajdzie oparcie w odwołaniu się do woli Bożej... czy istnieje, czy nie istnieje - osobie wierzącej jest łatwiej. Z PŚ wspaniałe jest to, że przed jego czytaniem można poprosić Boga - proszę daj mi odpowiedź na to pytanie - tak też zrobiłem i myślę, że naszą dyskusję rozwiąże List do Rzymian (szczególnie II 12 Zakon a sumienie). "Bo gdy poganie, nie mający Zakonu, oświeceni światłem przyrodzonym, wykonują to, co Zakon przypisuje, wówczas sami dla siebie są Zakonem, choć Zakonu nie mają.
Autor: T. Kaliński Dodano: 18-08-2007
HannaW - Do Pana Kalińskiego Ma Pan rację. Sposób myślenia, który przedstawiłam w swoim poście, miał miejsce wiele lat temu, gdy jeszcze uważałam się za ateistkę. Teraz myślę, że uznać, że jednak jesteśmy trochę słabi, to żaden wstyd.
Autor: HannaW Dodano: 18-08-2007
Amrod - Do Pana Kalińskiego Na początku swojego pierwszego komentarza zamieszczonego na racjonaliście.pl, chciałem przywitać serdecznie czytelników tejże strony. Na wstępie kilka słów od siebie. Śmiało mogę stwierdzić, że w pełni zgadzam się z ideą pokazywania innym, oraz samemu sobie - swojej właśnej osobowości, przynależności religijnej i wyznaniowej, która w dzisiejszym świecie jest pewnym wyznacznikiem światopoglądowym jednostek i mas. Świadomość postawy, którą posługujemy się w życiu w społeczeństwie jest bardzo ważną cechą. Ukrywanie się ze swoim prawdziwym wyznaniem, bądź z zaangażowaniem w życie religijne jest istotne w kontaktach międzyludzkich. Wiedząc, jaki stosunek do wyznania posiada nasz rozmówca ułatwia nam zawieranie realnych znajomości. Życie w zgodzie z samym sobą i otoczeniem wpływa znacząco na naszą osobowość, na okazywane innym zaufanie, łatwość w nawiązywaniu kontaktów etc. To bardzo ważne. T. Kaliński: "Myślę, żę jest dość duża różnica pomiędzy stwierdzeniem - słaby, a skromny w duchu. Osoba wierząca w chwili trudności nie popełni samobójtwa, nie zacznie pić, nie będzie brałą narkotyków. Znajdzie oparcie w odwołaniu się do woli Bożej... czy istnieje, czy nie istnieje - osobie wierzącej
Autor: Amrod Dodano: 19-08-2007
Amrod - Do Pana Kalińskiego c.d. ...jest łatwiej." Tak. Pozostaje mi się z Panem zgodzić, chociaż przez dłuższy okres uważałem wręcz przeciwnie. Ateista w chwili słabośći jest sam, chyba, że ma pod ręką przyjaciela, bądź inną pomocną osobę. Oczywistym jest więc, że może polegać jedynie na sobie i innych ludziach. W kwestii osoby wierzącej sprawa jest prostsza. Ten zwróci się o pomoc do swojego boga, co niweluje świadomość osamotnienia w problemie. Może i proste, ale uświadomiłem to sobie dopiero teraz :) "Z PŚ wspaniałe jest to, że przed jego czytaniem można poprosić Boga - proszę daj mi odpowiedź na to pytanie..." Dla mnie jednak oczywistym jest, że Pismo Święte zawiera treści, które można bez trudu interpretować gwoli własnej potrzeby. Ta księga pełna jest alegorii, symboliki i porównań, co stanowi jej niewątpliwy plus... ale, jak to zwykle bywa, również i minus. Pozdrawiam :) P.S. Nie zauważyłem, że mi ucięło :/ Granica 1200 znaków, to zdecydowanie za mało :P
Autor: Amrod Dodano: 19-08-2007
kobieta - moze tak? Moze zwracac sie do "naszej ludzkiej" Najwyzszej Nadswiadomosci omijajac pierwotnych plemion alegorie, symbolike i porownania, przeciez czesto i tak ich nie rozumiemy. Pozdrawiam
Autor: kobieta Dodano: 19-08-2007
rudy102 - przesada... Ja jestem ateistą i wszyscy dookoła o tym wiedzą nie kryje tego i nie mam z tego powodu żadnych kłopotów.Myślę , że tak jest, bo większość ludzi i tak nie wierzy w Boga, choć podają się za chrześcijan, ale tak naprawdę to im jest obojętne.
Autor: rudy102 Dodano: 20-08-2007
Maria R. - Worek kartofli... Kartofel w worku? A może człowiek, którego rodzice wyposażyli na jego drogę życiową we wszystko co sami posiadają? I zwykle przy tym mówią: gdy dorośnie, zrobi co zechce...
Autor: Maria R. Dodano: 21-08-2007
Pokazuj komentarze od najnowszego Aby dodać komentarz, należy się zalogować Zaloguj przez OpenID.. Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a - załóż konto.. Reklama