Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.450.398 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
W opinii wielu filozofów i antropologów śmierć stanowi dla ludzi swoisty problem pojęciowy, ponieważ są oni niepoprawnymi dualistami, uważającymi, że ciało i dusza mają odmienną naturę.

Dodaj swój komentarz…
kobieta - korekta
Wiedza i doswiadczenie ucznia sa podstawa w procesie ...
Autor: kobieta Dodano: 27-08-2007
Reklama
kobieta - dialog ucznia z nauczycielem
Poprzez dialog dokonuje sie wzrost wiedzy ucznia - wzrost przy pomocy jezyka, jezyk jest narzedziem w procesie.
Nauczyciel stawia tylko otwarte pytania, uczen "szuka" wlasciwej odpowiedzi, z czasem uswiadamia sobie, ze jezyk, ktorego uzywa ma funkcje centralna w procesie nauczania, oraz jego wlasnego rozwoju.
Niski profil nauczyciela pozwala uczniowi byc ekspertem, to on buduje hypotezy i wiedze, sam korzysta z roznych zrodel, jest ukierunkowany ku integralnej calosci nauki.
Wiedza i doswiadczenie ucznia jest podstawa w procesie, jego punktem wyjsciowym, zadne narzucone abstrakcje.
"Wycofanie" nauczyciela z roli despoty otwiera dialog. W dialogu wazna funkcja jest respekt. Respekt, ktory nauczyciel zawsze okazuje uczniowi, buduje jego zaufanie i wiare we wlasne mozliwosci, jest zainteresowany zdobywaniem wiedzy, chce sie nia dzielic, wspolpracuje.
Nauczyciel jest swiadomy swojej roli, jest przywodca, ktory dzieli sie wladza, ale jego funkcja jest w dalszym ciagu najwyzsza. To on musi miec wysokie wymagania w stosunku do ucznia, dlatego struktury nauczania (tematy) musza byc wyrazne, czytelne, bo tylko to daje uczniowi szanse powodzenia.
Pozdrawiam
Autor: kobieta Dodano: 27-08-2007
FSO - myslenie
Witam,
Jestem na etapie w ktorym pamietam jak mnie wychowywano i dopiero planuje wlasne smyki
Z wychowaniem jest tak jak z kazda inna rzeczaZ wychowaniem jest tak jak z kazda inna rzecza - najwazniejsza jest odpowiedzialnosc i umiejetnosc dialogu. jezeli rodzic/e nie beda chciali rozmawiac z dziecmi i ich sluchac na kazdym etapie zycia [juz od wieku 8-9 lat] i beda zbywali klopoty dziecka "twoj problem to nie problem" to gwarantuje ze w wieku 10 lat rodzice beda tylko kibicowali i stali z boku nie wiedzac nic o tym co dziecko porabia.
Dalej - szkola - na mojej podstawowce pisalo spreyem - "hurtownia bydla" - i chyba do tej pory niewiele sie zmienilo - z tym ze jest jeden problem - tzw bezstresowe wychowanie w szkole odbija sie haslem zero odpowiedzialnosci. nauczyciel nie moze w wielu wypadkach zrobic czegokolwiek a czasem nie chce bo po co?
Czemu gl. znamy tylko dwie wersje wychowania:
1.uznajemy ze dziecko samo wszystko wie najlepiej i dlatego z nim nie rozmawiamy
2.uznajemy ze nic nie wie i dlatego jest system nakazowo rozdzielczy i jak wyzej
jezeli mamy byc dla niego mentorem i kims kto pokaze swiat to rozmawiajmy z nim i szukajmy razem odpowiedzi na pytania "dlaczego"
pozdr
Autor: FSO Dodano: 27-08-2007
Remisiewicz
Panie Rudy, łatwo dostrzec problem, ale trudniej jego przyczyny, wydaje mi się, że nawet nie przeczytał Pan komentowanego artykułu.
Autor: Remisiewicz Dodano: 23-08-2007
rudy102 - brednie...
Jako pracownik oświaty wiem do czego doprowadziło to bezstresowe wychowanie.To KATASTROFA.Te dzieci to małe potwory.Całkowicie bezkarne,agresywne i bezczelne.Nie wszystkie, ale większość.Praca nauczyciela to teraz koszmar.Ciągłe starcia i użeranie się z chamstwem, agresją i głupotą.Do większości z nich nic nie dociera.Panowała opinia, że w wiejskich szkołach jest spokojniej niż w miejskich,ale to nieprawda-tam jest jeszcze gorzej.Ostatnie kilka roczników w szkołach to kompletne dno-zero wiedzy,agresja i chamstwo.Często zdarzaja sie np.-niszczenie samochodów nauczycielom, nasyłanie bandziorów na nielubianych pedagogów(TAK!),że nie wspomnę o groźbach słownych,bo to codzienność...Strach odwrócić sie do uczniów plecami, bo można dostać czymś w plecy.TAK WYGLĄDA BEZSTRESOWA OŚWIATA.Zdarza się, że w ciagu roku szkolnego 3 razy zmienia sie nauczyciel, bo nie wytrzymują.Takie klasy są.Ludzie-ja nie chcę myśleć, jak ta chamska horda dorośnie, co będzie...Panowanie głupoty.
Autor: rudy102 Dodano: 23-08-2007
aklim - nowe drogi
mysle, że warto bliżej poznać pedagogike naturalistyczna, bo jest godna uwagi

www.naukajestodkrywaniem.de
Autor: aklim Dodano: 22-08-2007
Remisiewicz
Niekoniecznie chodzi mi o stosowanie typowo racjonalnej argumentacji - bo ta, faktycznie nieczęsto do dzieci dociera. Przecież na nieracjonalnej argumentacji oparta jest np. bajkoterapia, która w pewien sposób perswaduje odpowiednie zdania. Chodzi tylko o to, żeby dziecko poczuło się ważne, że z jego poglądami też się liczymy - ale liczyć się, a realizować to jednak dwie różne sprawy :)
Autor: Remisiewicz Dodano: 20-08-2007
dajmonion - kilka słów komentarza
Dzieci powinny przede wszystkim ponosić konsekwencje swoich działań (w granicach rozsądku oczywiście) i wiedzieć, że nie warto liczyć na łatwe szczęście.
Podoba mi się pomysł prowadzenia negocjacji z naszymi pupilami, byłbym jednakże ostrożny ze stosowaniem tej metody. Wiele słusznych argumentów rodziców opiera się bowiem na ich bogatym doświadczeniu życiowym.
No i oczywiście brakuje mi tu wątku o zarobkach nauczycieli. Mam znajomego po historii, który świetnie dogadywał się z młodzieżą, musiał jednak zrezygnował z pracy w szkole, bo by się nie utrzymał. Obecnie pracuje jako mechanik samochodowy.
Autor: dajmonion Dodano: 20-08-2007
Remisiewicz
Panie Jarosławie, oczywistym jest, że nie wszyscy ludzie mają zdolności empatyczne i dlatego nie każdy znakomity chemik będzie też znakomitym wychowawcom. Ale to nie oznacza przecież że na studiach chemicznych należy wprowadzić pedagogikę. Ja nie upieram się przy swoich pomysłach, ale jest faktem, że zachodzi niepokojący proces, który określa się mianem kryzysu wychowawczego. I pod ten proces - jak Pan słusznie zauważył - należy dobrać odpowiedni środek. A takim środkiem jest po prostu danie możliwości kontaktu z drugim człowiekiem w atmosferze zaufania i poszanowania potrzeb. Można dyskutować o sposobach, ale dzieci zostawione same sobie, które ze szkoły w której prawdziwy kontakt mają tylko z rówieśnikami, przychodzą do domu słysząc "dobrze w szkole? no to ok, jedz obiad" raczej nie mają szans na samorealizacje, bo nikt im nie podsunie żadnych pasji. Oczywiscie nie jest tak wszędzie, ale zawsze gdy w domu nie ma atmosfery miłości i poszanowania, dzieci są pokrzywdzone psychicznie i to widać. Ciąg do pieniędzy, KONIECZNY wyścig szczurów spowodował że rodzice mają mniej czasu, po ciężkiem pracy po prostu nie chce się jeszcze rozmawiać z dzieckiem. Na ten proces trzeba odpowiedzieć
Autor: Remisiewicz Dodano: 20-08-2007
Drobner - Ja byłem srogim ojcem
Moim dzieciom ZABRANIAŁEM bawienia się gniazdkami elektrycznymi. Tak kategorycznie, że dziś nawet ich nie dotykają jak nie muszą (a mają teraz 20 i 18 lat). Zabraniałem trzymać lalek za włosy (moje dzieci były dziewczynkami). ZABRANIAŁEM robienia czegokolwiek ze zwierzętami, oprócz głaskania i karmienia (psy, koty, myszy, szczury, swinki morskie, króliki etc.), zwierząt tych było sporo w naszym domu, nawet gołąb i chora sroka. Nie zabraniałem zabawy z zapałkami - nie miały po prostu do nich dostępu.
ZABRANIAŁEM używania argumentów fizycznych w ich kłótniach - do dziś się nie pobiły, choć wrzaski i krzyki dobiegają z ich pokoju.

Mam dwie córki. Oczywiście jestem w nich zakochany. ZABRANIAŁEM tego, co grożne lub niedobre dla nich. To jest OBOWIĄZEK rodzica.
Nie zabraniałem prób, okazji, możliwości: NIE NARZUCAŁEM IM NICZEGO, CO DLA MNIE JEST WAŻNE. Wszystko to widziały i przejęły z tego, co chciały. W szczególności - nie zaszczepiałem im mojego ateizmu (żona jest katoliczką). Zabraniałem CZYNNOŚCI I ZACHOWAŃ, swój stosunek do swiata prezentowałem NA BIEŻĄCO, nie w formie wykładów mojego swiatopoglądu. Obie myślą inaczej niż ja. Po swojemu. Jedna chyba jest ateistką, druga chyba jes
Autor: Drobner Dodano: 19-08-2007
Jarosław B.
Społeczeństwo to nie jest układanka, której dziury zatykamy wyprodukowanymi częściami brakujących elementów. Społeczeństwo to żywy organizm, a nie mechanizm. O ile w mechaniźmie możliwe jest dodanie jednej części tak by inne pozostały niewzruszone i pełniły nadal te same funkcje o tyle sprawa ze społeczeństwem ma się już zupełnie inaczej. Jeśli wobec tego pada postulat nastawienia szkoły na wychowywanie i zachodzi wówczas ministerialna potrzeba wykształcenia tak definiowanych wychowawców (jedna część układanki) to ja sie pytam (o tą drugą część układanki) kto za to zapłaci, ile i czy jest na to popyt. Bo jeśli popytu nie ma to się okaze, że otworzymy kierunki akademickie na które praktycznie nikt nie będzie chciał uczęszczać, sam zaś system edukacji publicznej będzie zreformowany pod coś czego w ogóle nie ma. Warto wobec tego się zastanowić dlaczego nie wszyscy wychowawcy są zainteresowani umysłowym oraz emocjonalnym rozwojem uczni. Jeśli Pan oczekuje reformy systemu pod kształcenie rzesz oddanych nauczycieli to Pan pisze o utopi. System trzeba reformować pod zjawiska, które zachodzą lub mogą zajść w społeczeństwie, a nie takie, które byśmy chcieli by zachodziły.
Autor: Jarosław B. Dodano: 19-08-2007
Remisiewicz
Co do drugiej poruszonej przez Pana kwestii - cóż, nie ukrywam że popełniono szereg błędów i by je naprawić, potrzebna jest naprawdę bardzo solidna reforma, dotykająca wielu spraw. Myślę jednak, że powinniśmy przede wszystkim uważnie dokonywać wyborów wychowawców. Nie powinno być tak, że każdy nauczyciel ma swoją klasę co 3-4 lata. Klasy mają tylko ci, którzy faktycznie są zainteresowani nie tylko rozwojem umysłowym swoich uczniów, ale też np. emocjonalnym.
Autor: Remisiewicz Dodano: 19-08-2007
Remisiewicz
Panie Jarosławie, nie zrozumiał mnie Pan. Jestem oczywiście zdania, że rodzice muszą pełnić pierwszoplanową rolę w wychowywaniu swoich dzieci, ale sami nie dadzą sobie rady. Dlatego właśnie część obowiązków musi spaść na barki szkoły. W praktyce dzieje się zaś tak, że rodzicom nie specjalnie chce się wychowywać i szkole nie specjalnie chce się wychowywać, dlatego żeby zaspokoić kulturowe archetypy, przy jednoczesnym nienadwerężaniu umysłu i cierpliwości, dogmatyzujemy wychowanie robiąc niego doktrynę. Tymczasem rodzice powinni być WSPIERANI przez szkołę - nauczyciel powinien być dostępniejszy, w szkołach powinna panować inna atmosfera. Zarówno w atmosferze strachu, jak i nadmiernego lekceważenia nauczyciela nic nie da się zrobić. A z drugiej strony, jeśli nikt nie dał fundamentalnego wychowania rodzinnego (bo już nie mówię o wychowaniu głębszym) to niestety ale nie może być inaczej. Wszystko zaczyna się w rodzinie.
Autor: Remisiewicz Dodano: 19-08-2007
Jarosław B. - c.d.
Innym błędem, jest brak przełożenia tych postulatów na ogół społeczeństwa. Na ten przykład: postulat aby szkoła co najmniej w tym samym stopniu w jakim przekazuje wiedzę również wychowywała. By coś takiego realizować trzeba by między innymi zmienić program nauczania na szczeblu akademickim. Wobec tego takie filologiczne studia języków obcych musiałyby po prostu zniknąć (lwia część nauczycieli po tym kierunku uczy dziś w szkołach publicznych języków obcych) albo absolwentów tych kierunków nie przyjmowano by do szkół publicznych. Studia filologicznie bowiem to studia nad językiem, a nie nad procesem wychowawczym dzieci (góra 5%-10% jest poświęcone przekazywaniu wiedzy co też wynika z samej filologii bardziej, aniżeli samemu nakierowaniu na nauczanie). Trzeba by przeprowadzić poważne reformy na szczeblu akademickim co by miało wpływ na resztę społeczeństwa i co w efekcie wywołało by zapewne nowe problemy.
Autor: Jarosław B. Dodano: 19-08-2007
Jarosław B. - logiczna niespójność
Autor napisał: "Nagminnym staje się zjawiskiem zapominanie o drugim - obok uczenia - roli szkoły, czyli wychowaniu(...)Proces socjalizacji musi być dostosowany do indywidualnych potrzeb dziecka"

Tutaj jest sprzeczność. Nie można jednocześnie głosić konieczności dostosowywania "procesu socjalizacji" do potrzeb dziecka, a z drugiej strony niekwestionowanie opisywać instytucję edukacji publicznej, która z samej zasady funkcjonowania kieruje się jednym wzorem wychowania bowiem podlega rządowi. Nie da się ukształtować procesu socjalizacji w szkołach publicznych tak by dopasować to do indywidualnych potrzeb człowieka, bowiem proces socjalizacji to wypadkowa wielu zdarzeń, a nie tylko ministerialnych regulacji. Dlatego zadaniem szkoły nie może być wychowywanie (wychowanie prędzej w indoktrynację się zamieni), a przekazywanie wiedzy. Wychowanie, czy proces socjalizacji to daleko więcej aniżeli założenia rządu. Samo zaś określenie "dostosowywania" procesu socjalizacji do indywidualnych potrzeb przynosi skojarzenia centralnego planowania bardziej aniżeli rzeczywistego procesu socjalizacji - jako wypadkowej wielu zdarzeń, a nie tylko rządowych założeń.

c.d.n.
Autor: Jarosław B. Dodano: 19-08-2007
Remisiewicz
Tutaj kryje się chyba cały problem - co rozumieć pod słowem "autorytet". Mi nieodmiennie kojarzy się z dogmatycznym narzucaniem ślepego zapatrzenia w kierunku jakiejś osoby i bezmyślnym naśladowaniem jej czynności - stąd chyba moja niechęć do tego wyrazu w każdej formie. Wydaje mi się, że rodzic swoimi odpowiednimi poczynaniami zaskarba sobie szacunek, miłość, poszanowanie jego zdania i tak dalej, natomiast bycie autorytetem jest absolutystyczne, w pewnym sensie nie obciążone żadnymi warunkami. Autorytetem się jest, natomiast szacunek się zdobywa - dlatego myślę, że autorytet nie jest automatyczną wartością rodziców.
Ale to i tak tylko spór o słowa. W meritum się zgadzamy, to jest najważniejsze - a korzystając z okazji dziękuję za polecenie mi książki. Postaram się znaleźć w jakiejś bibliotece.

Pozdrawiam serdecznie!
Lukasz Remisiewicz
Autor: Remisiewicz Dodano: 19-08-2007
ellubis - rozumnie i empatycznie
ciekawy artykuł, Panie Autorze, wychowanie w przyjaźni i bliskości jak najbardziej, natomiast zawsze byłam przeciwniczką wychowania antyautorytarnego, podobnie jak Pan - taka była moda w latach 70., 80. ubiegłego wieku, zwłaszcza na Zachodzie, napatrzyłam się na toto, i na rezultaty. dziecko potrzebuje wzorców, autorytetu w pozytywnym tego słowa znaczeniu. i nigdy nie jest dla rodziców partnerem, bo raz na zawsze jest dzieckiem swoich rodziców. czy wychowanie antystresowe? i tu zgadzam się z Pana zdaniem, ani tak, ani tak. rozumne i empatyczne :). polecam do poczytania o szkole w Holandii (stroniczka cokolwiek przesłodzona, ale opis fajny).

mala-tygrysica.(*)et.pl/2,ID242388405,index.html

oraz polecam autorkę Alice Miller do kolekcji lektur:

www.biblionetka.pl/ks.asp?id=17131

o życiu pod dyktat producentów/reklamodawców poczytałabym chętnie więcej (w duchu NO LOGO Naomi Klein).

pozdrawiam :)
Autor: ellubis Dodano: 19-08-2007

Pokazuj komentarze od pierwszego

Aby dodać komentarz, należy się zalogować

  

Zaloguj przez OpenID..
Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a - załóż konto..

Reklama
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365