|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Młodzież, szkoła, studia
Szkoła, rodzice, wychowanie bezstresowe Autor tekstu: Łukasz Remisiewicz
Jest sprawą na pozór oczywistą, że wychowanie dzieci
wiąże się z przymusem obustronnym — rodzice muszą starać się realizować
wzorzec dobrych i przyjacielskich, a dzieci muszą robić to, czego wymagają
rodzice. Z drugiej strony bardzo dużo mówi się dziś o wychowaniu
bezstresowym, ale słowo to wywołuje uczucie polisemii — mamy do czynienia z rozumieniem go w zależności od potrzeb. I tak bezstresowe wychowanie dla osób głoszących owo hasło, to wychowanie po
prostu mądre, z odpowiednią dozą perswazji, lecz zdecydowaną przewagą
przyjacielskości. Dla przeciwników tego hasła, to rozkapryszenie dzieci, a także sprzeciwienie się tradycji.
Dzieci tak naprawdę nigdy nie mają i nie będą miały
kolorowo z samej swojej roli — one dopiero uczą się życia, przyswajają
kulturę konfrontując z nią czynności elementarne, a także oplatają się
siecią kontaktów, dochodząc do względnego zdematerializowania potrzeb (w późniejszych
latach oczywiście pierwotna skłonność do materializmu może wrócić). Te
wszystkie procesy odbywają się gwałtownie, dziecko często doznaje szoku gdy
jego potrzeby są niekiedy odsuwane na drugi plan, mimo że wcześniej były
realizowane jako najważniejsze [ 1 ].
Niezbędnym elementem do załagodzenia konfliktu dziecka z kulturą są rodzice
(którzy rzecz jasna sami również stanowią element kultury) jednak niezdolność
do empatii, niezrozumienie pewnych procesów psychologicznych powoduje raczej
nasilenie tego konfliktu niż jego załagodzenie.
Przejście z roli dziecka do roli mentora własnych dzieci
jest niemożliwe bez wewnętrznych konfliktów, początkowego niezrozumienia świata, a koniec końców — pogodzenia się z rzeczywistością.
Pomijając wiele różnych teorii psychoanalitycznych
osobowości [ 2 ],
bezspornym pozostaje fakt, że głównym problemem jest przejście ze stanu A do
stanu B. Stan A to początek życia, stan B zaś to integracja i świadomość
społeczna. Rodzice którym brak zmysłu empatii, którzy własną kulturę
przyjmują bezrefleksyjnie, przyjmując za najnormalniejszą, niepodważalną i jedyną słuszną, nie dopuszczają do siebie myśli o, mówiąc językiem
psychoanalizy, czynnościach elementarnych wykonywanych przez dziecko. I dlatego
ci najbardziej radykalni próbują nie dopuścić do prób masturbacji u 2-letnich dzieci, co jest naturalnym i szybko — równie naturalnie — kończonym
procesem niezbędnym do prawidłowego rozwoju. Podobnie z kłamstwem, którego
oczywiście wyzbywać się należy, ale niekoniecznie stosując do tego brutalne
argumenty normatywne typu „ty kłamco!". Dziecko nie wie o tym co należy
robić i nie można go za to winić. Oczywiście spodziewany efekt, czyli
zaprzestanie pewnych zachowań osiągniemy stosując zarówno metodę łagodnego
upominania, jak i wyzwisk — dziecko przejdzie z wspomnianej sytuacji A do
sytuacji B, ale w zupełnie inny sposób. Najważniejszą bowiem sprawą dla
rodziców jest zdolność empatii. Nieocenianie wedle tych samych kryteriów
etycznych dzieci i dorosłych, zrozumienie innego spojrzenia na życie,
rzeczywistość (problemy które nam mogą wydawać się banalne [ 3 ]
mogą być kluczowe dla rozwiązania pewnych osobowościowych konfliktów) to
najważniejsze cechy dzisiejszych rodziców.
Kiedy na świecie świadomość psychologiczna była nikła, a uczucie lęku wywoływał Szatan i duchy, gdy wierzono w przesądy to jakże
inaczej można było podchodzić do dzieci? Konflikty rozstrzygano w sposób siłowy,
bowiem zmysł erystyczny czy retoryczny był na zbyt niskim poziomie. Rodzic
potrzebował autorytetu nie dlatego, że jest to rodzicielska autoteliczna wartość,
tylko z powodu braku argumentów na poparcie własnych — słusznych — racji.
Dawniej mówiono więc „masz się dobrze uczyć, bo jak dostaniesz jedynkę to
tak ci tyłek przetrzepie że nie usiądziesz przez tydzień". Dziś rodzic może
rozmawiać, przekonywać, wpływać — ma zdecydowanie większe pole do popisu. I dlatego właśnie — moim zdaniem — naturalnie zrodziła się idea, wedle
której dzieci mogą mieć partnerski, czy (ja wolę to słowo) przyjacielski
kontakt z rodzicami. Bo siła, a co za tym idzie strach przed rodzicem i jego
niezłomny autorytet przestał być potrzebny. Dziś potrzebna jest pomysłowość,
mądrość, umiejętność myślenia analitycznego — a to nie ukształtuje się,
jeśli dziecko nie dostanie możliwości wypowiedzi. Jeśli dziś bowiem rodzice
wyznają zasadę „ryby i dzieci głosu nie mają", to nie jest to
podyktowane — jak było wcześniej — ukrytym, naturalnym celem tylko godnym
pogardy wygodnictwem. Nie ma bowiem żadnych, ale to żadnych powodów do tego,
by stosować zasadę „silniejszy ma racje", gdy mamy przed sobą postać która
posiadła już umiejętność myślenia, oraz gdy my możemy się z nią w „walce" na argumenty zmierzyć.
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę że dziecko nie
jest — jak sądzili ortodoksyjni empirycy — tabula rasa, tylko ma pewne
wrodzone, indywidualne uwarunkowania, które są niezbędne do kreacji osobowości, a przedtem — do jakiegokolwiek działania. Owe uwarunkowania decydują w dużej
mierze o jakości procesów socjalizacyjnych. Dlatego dwaj bliźniacy, mimo że
genetycznie są podobni, to widać po nich różnicę w zachowaniu, sposobie
bycia. Nie można oczywiście twierdzić, że jeden gen decyduje o wszystkim, bo w świetle najnowszych badań [ 4 ] wpływ genów jest
probabilistyczny. Powiedziałbym nawet, że geny jako takie, tworzą raczej pole
na gruncie którego pewne cechy mogą się lepiej lub gorzej rozwijać, a nie — od razu determinują te cechy. Dlatego właśnie tak ważnym jest podejście
indywidualne, którego w świecie idei nie da się niestety osiągnąć.
Wychowanie „stresowe" bowiem, dla jednej osoby może okazać się zbawienne,
chroniąc przed niebezpieczeństwami, a drugą może wpędzić w przygnębienie — podobnie zresztą jest z wychowaniem bezstresowym. Niestety, wciąż większość
rodziców nie potrafi tych rzeczy pojąć. Problemy wychowawcze nie tkwią w telewizji, grach komputerowych, tylko w sytuacji gospodarczej, która wymaga
maksymalnego wysiłku i zaangażowania w pracy, przez co nie starcza już czasu
na zajęcie się dziećmi, oraz ich dobre rozpoznanie, po czym można by wyciągnąć
odpowiednie wnioski. Żyjemy ideami, które są w swej dogmatyczności bardzo
„pomocne", dzięki nim nie trzeba zbyt wiele zastanawiać się. Większość
nie patrzy bowiem na dzieci jako na indywidualność, tylko plastelinę, którą
można sobie dowolnie ulepić. Fromm, nazwałby to pewnie „wychowaniem w modi
posiadania" — i byłaby to prawda. Oczywiste zniewolenie jakiemu poddani są
najmłodsi jest rzecz jasna niemożliwym do zmodyfikowania — z samej roli
rodziców. Uczestniczenie jednak we własnym życiu (po zapoznaniu się we
wczesnym dzieciństwie z odpowiednią ilością różnego rodzaju alternatyw)
jest jednak jak najbardziej wskazane. Coraz widoczniej na przykładzie
wysokorozwiniętych krajów Azji widać, jak tragiczne skutki niesie przesadna
ingerencja w tryb życia dziecka — tam rodzice zmuszają do edukacji już
2-letnie dzieci, a starsze uczą się przez 17 godzin w ciągu dnia (godz. 8
rano — 1 w nocy) [ 5 ], ale jest to pośrednio
skutek dzikiej, bezmyślnie przyjmowanej mody — a podkreślam to jeszcze raz,
kierując się w wychowaniu modami i ideami zatraca się jego sens.
Żyjemy dziś w czasach dziwnych przede wszystkim z powodu
wzrostu gospodarczego, o którym była już mowa — rodzice nie mają czasu zająć
się dziećmi, a to powoduje obrócenie się w stronę innych bodźców — których
przecież dzisiaj nie brakuje. Lew Tołstoj uważał, że wychowanie powinno
ograniczyć się do wspierania naturalnych zachowań dzieci — skutki nie były
zbyt ciekawe. Nie tylko bowiem biologia musi odpowiadać za zachowania, ale
przede wszystkim społeczeństwo, które może wyglądać tak jak wygląda tylko
dzięki pasmu kompromisów i wyrzeczeń poszczególnych jednostek. Siła
massmediów powoduje jednak, że dzieci — nie mając odpowiednich wzorców, w postaci rodziców, może znaleźć elementy komplementarne do własnych czynności
instynktownych, co prowadzi do oziębienia relacji z rodzicami i społeczeństwem.
Kryzys wychowawczy mógłby przynajmniej w pewnej mierze
zostać zaspokojony przez szkołę, ale potencjał w niej tkwiący jest w brutalny sposób tłamszony [ 6 ], w konsekwencji czego nauczyciel oceniany jest tylko z tego, ile procent programu
nauczył podopiecznych, a nie — jakich wychował ludzi.
Nagminnym staje się zjawiskiem zapominanie o drugim -
obok uczenia — roli szkoły, czyli wychowaniu. Wydaje się, że ma na to wpływ
nieustanna chęć materializowania i krystalizowania wyników, co zniechęca do
realizowania drugiego celu szkoły, bo przecież nie da się obiektywnie,
procentowo ustalić jak dobrego wychowanka ukształtował pan X. Dlatego właśnie
dobrymi szkołami zwykło nazywać się te, których uczniowie startują na
olimpiadach, konkursach i tak dalej. Nikogo nie interesuje, czy oprócz
rozstroju żołądka, uczniowie wyniosą z niej coś więcej niż tylko suchą
wiedzę.
Czasy się zmieniają i jest to nieuniknione — pretensje
do świata niczego nie zmienią. Aby przezwyciężyć kryzys wychowawczy należałoby
przede wszystkim zmienić mentalność — począwszy od pracodawców
(zmniejszenie wymagań), rodziców (chęć do wychowania w przyjaźni i bliskości),
dyrektorów szkół (sukcesem jest nie tylko najlepszy wynik matur w mieście,
ale też jakość wychowanków).
Wychowanie stresowe, czy bezstresowe? Ani takie ani takie, a przynajmniej nie jako doktryna. Proces socjalizacji musi być dostosowany do
indywidualnych potrzeb dziecka, musi zawierać w sobie takie elementy, które będą
odpowiadać jego cechom. Kryzys wychowawczy jest nieunikniony w dzisiejszych
czasach — będzie on istniał dopóty dopóki nie zmieni się mentalność
niektórych ludzi. Obecnie mamy do czynienia z markowaniem działań — na
poziomie ministerialnych pomysłów mało co da się zrobić. Ewolucja musi zacząć
się od dołu — zwiększona liczba apeli może tylko pogorszyć sprawę.
Bibliografia:
- Chłopkiewicz, M. (1987). Osobowość dzieci i młodzieży.
Gdańsk: Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne.
- Kruczkowska, M. (2006, sierpień 24). Szaleństwo edukacji w Korei. Gazeta Wyborcza .
- Piaget, J. (2006). Jak dziecko wyobraża sobie świat.
Warszawa: PWN.
- Plomin,
R., De Fries, J., McClearn, G., & McGuffin, P. (2001). Genetyka
zachowania. Warszawa: PWN.
- Wenzel, H. (1995, maj). Szkoła to nie fabryka nauczania. Edukacja i Dialog .
- Winnicott, D. (1993). Dziecko, jego rodzina i świat.
Warszawa: Jacek Santorski & CO Agencja Wydawnicza.
Przypisy: [ 1 ] Opisuje to Winnicott (Dziecko, jego rodzina i świat, 1993) jako pierwszą
frustrację. [ 2 ] Które różnią się w zasadzie obiektami i czynnikami powodującymi przejście
poszczególnych faz. Psychoanaliza Freudowska uważa za główny motor popęd
seksualny i ogólnie uwarunkowania biologiczne, kulturowa — uwarunkowania
społeczne. [ 3 ] Opis procesu kształtowania się rzeczywistości dobrze widać na
Piaget'owskim przykładzie,
gdy dziecko wybiera w której szklance jest więcej wody, w węższej ale wyższej,
czy w szerszej ale niższej. Oczywiście nie dysponując ukształtowanym pojęciem
objętości, dziecko odpowiada że w wyższej. [ 4 ] Plomin, De Fries, McClearn, & McGuffin, 2001, str.
348. [ 5 ] Zob. Kruczkowska, 2006 « Młodzież, szkoła, studia (Publikacja: 18-08-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5517 |
|