Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty:
Dodaj swój komentarz… Drabicka 1 na 1 Dzisiaj, kiedy dotkliwie (materialnie) boleśnie odczuwamkonsekwencje jakie poniosłam będąc czterokrotnie matką odradzałabym każdej kobiecie słuchanie tego ogłupiającego "chóru", o jakim pisze autorka. Czuję się zdyskryminowana materialnie, moralnie i zawodowo. Nie realizowałam planu autostanowienia tylko narzucony mi z zewnątrz (książki, media, obserwacje, niedopowiedzenia, religię, itp.) obowiązek. Jestem upośledzoną materialnie emerytką i feministką. Nie wiem czy jestem samotną czy wyobcowaną, ale mieszkając na prowincji zgrupowanej wokół jedynego obiektu z wieżą(kościół), wbrew swojej nieprzymuszonej woli, muszę żyć. Nie chcę, ale muszę. Daleko do cywilizacji i jakiejś niepośledniej normalności. A to pewnie dlatego, że zagłosowałam z transformacją a potem odważyłam się wyjść na bezdomność z małymi synami; i dotkliwie zdeprywowana przez ojczyznę osiadłam. Jestem przerażona tym, że nie mówi się nam kobietom, iż macierzyństwo to forma ubezwłasnowolnienia w patriarchaliźmie. Cieszę się, że nareszcie kobieta rozważa na poważnie :rodzić czy nie rodzić. Ja obecnie jestem przeciw.
Reklama
placownik - Szacunek -1 na 1 Szanuję osoby, które z wyboru nie mają dzieci, choć nie do końca je rozumiem. Szanuję ich wybór i staram się go, w wymierze jednostkowym, nie oceniać. Natomiast wstrzymywanie się z oceną takiego wyboru w wymiarze społecznym, uważam za groźną aberrację, przejaw niebezpiecznej skrajności do jakiej prowadzić może osławiona poprawność polityczna. A swoją drogą to z ciekawością zapoznałbym się z opiniami osób, które - ich zdaniem - na skutek świadomej decyzji o posiadaniu dzieci, zmarnowały sobie życie.
Elżbieta Binswanger-Stefańska - @tamara be jot & placownik Pani Tamaro, przypuszczam, że nieposiadanie dzieci wynika stąd, że nie czuje się potrzeby ich posiadania (pomijam kwestię, że się nie może). przynajmniej tak było u mnie. muszę powiedzieć, że z łatwością udawało mi się znaleźć partnerów, którzy podzielali moją niechęć do posiadania dzieci. równocześnie uważam, że można mieć i jedno, i gromadkę, i starać się o dzieci metodą in vitro itd. itp. jednym słowem nie zgadzam się z jedną linią. są różne. równowarte. nie mam nic przeciwko dzieciom jako takim, ale mam całe mnóstwo przyjaciół, znajomych, nawiasem głównie na Zachodzie, którzy świadomie nie chcą mieć dzieci, no, takie czasy mamy, na szczęście, jest wybór. i tu nawiążę do P. placownika. tamto to były zupełnie inne czasy. no, i dobrze. nie ma co wartościować. kobiety mają dzieci i nie mają. jedne nie są gorsze od drugich.
tamara be jot - Pani Elżbieto 1 na 1 Ja to wszystko wiem Ale: zbyt łatwo wszyscy oczekują, że będzie miała dzieci albo że nie będzie miała. Kobieta stale spełnia te cudze oczekiwania. Manifestuje stale sprzeciw wobec tych cudzych oczekiwań. Dzieci rodzi się nie z takich manifestacji. I nieposiadanie dzieci nie powinno wynikać z takich manifestacji. Posiadanie dzieci nie jest tym samym, co posiadanie gromadki dzieci. Nie biorę pod uwagę takich skrajności: albo co rok prorok, albo nic do końca życia. Mówię o czymś zupełnie innym. Nawiasem mówiąc: w mojej rodzinie od wieków są sami jedynacy. Bardzo chciałam mieć choć jedną siostrę, choć jednego brata.
Autor: tamara be jot Dodano: 06-06-2010
placownik - Mogły Bronisława Boguska mogła. Miała ich pięcioro. Jej najsławniejsza córka też mogła. Wnuczki Bronisławy stać było już tylko na Nobla i przepojoną miłością biografię matki.
Elżbieta Binswanger-Stefańska - @tamara be jot 2 na 2 a pamięta Pani, jak kobiety nad Anna Kareniną ubolewały, bo miała tylko jedno dziecko? tymczasem powołaniem kobiety jest gromadka, szóstka, ósemka...? wyobraźmy to sobie: każda dzisiejsza kobieta rodzi szóstkę, ósemkę... niewyobrażalne! niewykonalne! jak? gdzie? kiedy? za co??? z kim??? ja jeszcze pamiętam, że jedynak/jedynaczka w klasie, to był ewenement. a od jedynaka do bez już tylko krok. niektóre kobiety mają ochotę na ten krok, nie muszą mieć dzieci, nie mają. widocznie nie wszystkie czują, że chcą. może nie będzie nikogo, kto będzie nas śnił, ale może ktoś będzie czytał ich/nasze wiersze, książki, oglądał filmy? Maria Pawlikowska-Jasnorzewska nie miała dzieci, Halina Poświatowska też nie, Wisława Szymborska, Virginia Woolf, Simone de Beauvoir, Greta Garbo, Marilyn Monroe... może nie mogły? może nie chciały? ale zawsze można je cenić za coś innego :)
Autor: Elżbieta Binswanger-Stefańska Dodano: 05-06-2010
tamara be jot - Bez 2 na 2 Bez dzieci, bez dzieci. a komu wy, siostrzyczki potem się śnić będziecie?
Autor: tamara be jot Dodano: 03-06-2010
Elżbieta Binswanger-Stefańska - @placownik 2 na 2 ależ są to wyłącznie Pana poglądy, nie ma tu ani jednego mojego poglądu, mój jest jedynie toast ;)
placownik - Podziękowanie -3 na 3 Serdeczne Bóg zapłać za skuteczne podsumowanie. Pani poglądy na moje poglądy wyraźnie zyskały przez to na jasności, a dla mnie przy okazji stało się jasne, że wedle Pani, pewne tematy nadają się do "dyskusji" tylko w wąskim gronie jednakomyślących.
Elżbieta Binswanger-Stefańska - @placownik 1 na 1 ok, podsumujmy: kobieta powinna podjąć decyzję o urodzeniu dziecka samodzielnie - załóżmy, że zdecyduje się na tak, to może się przestraszyć - strach przed macierzyństwem rodzi hasło "chcemy decydować same" - skrajna forma tego hasła to "mój brzuch jest moją własnością" - stąd już tylko krok do równouprawnienia szczytującego bezdzietnością - co jest oczywistą parodią równouprawnienia - które szczytuje w populistycznym haśle "chcemy decydować same" - jeśli zdecydujemy, że jednak nie chcemy, to możemy się zdecydować na aborcję - o ile nie wynika to z lęku, bo aborcja nie jest lekiem na lęk - a jako że hasło "mój brzuch jest moją własnością" można interpretować na różne sposoby, strach pomyśleć co z tego wyniknie - no, tak, wielość interpretacji zapiję szklaneczką czegoś skrajniejszego, bo to jeszcze najskuteczniejszy a zarazem dostępny mi lek, na zdrowie! ;-p
placownik - Wykład Wdzięczny jestem za wykład dotyczący genezy hasła mój brzuch jest moją własnością i jego jedynie słusznego rozumienia, choć niczego nowego się z niego nie dowiedziałem. Przy okazji tych podziękowań ośmielę się zwrócić uwagę na kontekst w jakim do tego hasła się odwołałem, czyli strach przed macierzyństwem . Strach nie przeze mnie wymyślony. Aborcja jest złem, choć często - zbyt często - złem mniejszym i stąd prawo do aborcji, które to prawo popieram, jednak nie jako lek na stany lękowe.
Elżbieta Binswanger-Stefańska - @brzuch 1 na 1 ja jednak twierdzę, że albo Pan marcinbiotech doznał zaćmienia umysłu, albo naprawdę uważa, że kobiety wychodzą na ulicę w obronie swojego żołądka, wątroby i jelit ;p a że aborcja nie powinna zastępować antykoncepcji to chyba jasne, prawdę mówiąc aborcji poza wyjątkami (gwałt, ratowanie zdrowia matki, uszkodzony płód, trisomia 21 jeśli matka sobie życzy po badaniu prenatalnym, ciąża mimo antykoncepcji itd...) w ogóle nie powinno być. w haśle "mój brzuch należy do mnie" nie chodzi o przyzwolenie na aborcję w miejsce antykoncepcji, a o PRAWO do aborcji. w tych krajach, w których prawo do aborcji jest faktem, aborcja jest zabiegiem chirurgicznym robionym na życzenie kobiety (lub pary) po uprzedniej konsultacji z psychologiem, czyli zapewnieniu pomocy w zreflektowaniu tej decyzji, bo czasami może się okazać decyzją pochopną lub wymuszoną. jednym słowem zabieg ten traktuje się z należytą powagą.
KarolG - o poscie marcinbiotech Mam wrażenie, że marcinbiotech po prostu nieprecyzyjnie się wyraził. Oczywiście, że motywowanie zakazu aborcji tym, że płód posiada połowę genów gwałciciela byłoby absurdem, ale chyba nikt na tym forum czegoś takiego nie napisał. Z drugiej jednak strony, uważam, że sprawa aborcji jest delikatna, ponieważ aborcja nie powinna zastępować antykoncepcji. Bezwarunkowe pozwolenie na aborcję, bez równoczesnego zapewnienia dostępu do antykoncepcji i edukacji seksualnej może do tego doprowadzić. Mam wątpliwości, czy byłoby to dobre... Wiem, że są może tacy, którzy takich wątpliwości nie mają, ale ja mam. Co do hasła "mój brzuch należy do mnie" to jest to tylko slogan. Dyskutowanie zasadności sloganu raczej nigdzie nie prowadzi. Są sytuacje w których facet powinien mieć coś do powiedzenia. Mało to facetów, którzy zostali "wrobieni" w dziecko. Nikt ich o zdanie nie pytał, tylko ich obecne żony znalazły perfidny sposób by zmusić ich do małżeństwa. One też mogą powiedzieć "mój brzuch" itd., a raczej feministkami nie są.
Autor:
KarolG Dodano:
31-05-2010 Hieronim - @marcinbiotech 4 na 4 Twoje rozumowanie prowadzi do absurdu - zgwalcona kobieta nie moze dokonac aborcji, poniewaz zaingeruje we wlasnosc gwalciciela. Rozumiem wysuwane przez mezczyzn roszczenia - ze dziecko to w polowie ich sprawa - ale uznanie tych roszczen prowadzi do niebezpiecznych precedensow. Jesli chodzi o "przyzwolenie na zaplodnienie" - nie rozmawiamy o sytuacjach, w ktorych macierzynstwo bylo planowane przez dana pare. Zwracam tez uwage, ze przyzwolenie na stosunek seksualny w naszych czasach nie musi sie rownac przyzwoleniu na zaplodnienie. Moim zdaniem ciaza i dziecko w fazie przed porodem jest tylko i wylacznie sprawa kobiety. Mezczyzna moze ewentualnie radzic lub przekonywac do takiego lub innego rozwiazania - ma jednak obowiazek zaakceptowac decyzje kobiety, nawet, jesli doprowadzi ona do zniszczenia jego polowy "wkladu". Po porodzie oczywiscie sprawa wyglada inaczej, jednakze wtedy nie mowimy juz o czyimkolwiek brzuchu.
Elżbieta Binswanger-Stefańska - @marcinbiotech 4 na 4 pisze Pan: "Jeśli kobieta nie chce mieć dzieci, to niech ich nie ma. Jej brzuch jest jej własnością. Stwierdzenie to jednak nie jest zgodą na aborcję." to tak, jakby Pan przyznawał, że kobiety mają prawo do nauki, ale nie dawał im prawa wstępu na uczelnie. a to znaczy, że nie rozumie Pan hasła "mój brzuch należy do mnie", bo hasło to nie ma najmniejszego sensu, jeśli jest to brzuch niezapłodniony. sednem tej metafory jest żądanie prawa do decydowania, czy kobieta ma ochotę zostać matką czy nie, gdy jest już zapłodniona, bo nie jest inkubatorem, w którym mężczyzna składa swoje nasienie. to hasło jest sensu stricte żądaniem prawa do aborcji i w tym sensie było i jest hasłem manifestacji feministek.
Autor: Elżbieta Binswanger-Stefańska Dodano: 31-05-2010
marcinbiotech - samostanowienie o własnym brzuchu -3 na 3 Zawsze widziałem w kobietach osobniki zdolne do samostanowienia i nie trzeba tu przytaczać żadnych historycznych danych na potwierdzenie tego faktu. Jeśli kobieta nie chce mieć dzieci, to niech ich nie ma. Jej brzuch jest jej własnością. Stwierdzenie to jednak nie jest zgodą na aborcję. Nawet gdyby uznać płód tylko za "tkankę" to statystycznie ma ona tylko połowę genów matki, więc nie można jej unieszkodliwić nie zabijając drugiej połowy, która jednoznacznie do kobiety już nie należy. Zabijając tym samym tą "tkankę" ingerujemy w nie swoją własność czyli naruszamy czyjaś prywatność. Nie licząc pewnych wypadków losowych kobieta musiała wydać przyzwolenie na zapłodnienie a tym samym musi ponieść jego konsekwencje. Artykuł dobry zauważmy tylko że większość "chóru" to głosy kobiece, wiec powinno się walczyć wpierw o jednomyślność na "Wenus" nim rzucimy się z oszczepami na "Marsa"
mesala - brednie 2 na 2 Bardzo dobry artykuł. Zacznijmy jednak od tego, ze NIE MA czegoś takiego jak instynkt macierzyński. Instynkt takowy może mieć pies, albo kot, choć też nie zawsze, ale już na pewno nie kobieta. Co więcej wszystkie, te, które mają swoje małe doskonale wiedzą, że na samym początku posiadanie dziecka to obóz pracy, krew pot i łzy, ale przez wkładane im do głów przez "czarnych specjalistów od wszystkiego" brednie, klepią jak mantrę kłamliwe slogany. - Nie i nie. Wcale tak nie jest, jak urodzisz to zobaczysz..... I co? Urodziłam, tzn. zapłaciłam za usługę ponadstandardową pod nazwą cięcie cesarskie, co więcej druga moja córka jest z innej matki. I mówię Wam to jest Wielka Kupa z tym instynktem macierzyńskim. Kocham swoje dzieci po równo, bo one po prostu do tego są! Do kochania!
Autor: mesala Dodano: 31-05-2010
Elżbieta Binswanger-Stefańska - @placownik c.d. 2 na 2 placownik: "Równouprawnienie szczytujące bezdzietnością /.../ to parodia równouprawnienia." świadome posiadanie lub też nieposiadanie potomstwa jest symptomem naszych czasów, gdyż dopiero za naszych czasów pojawiła się powszechna i skuteczna antykoncepcja a zarazem świadomość, że jest nas raczej za dużo niż za mało, więc ew. rezygnacja z progenitury nikomu nie zaszkodzi (a wręcz pomoże). nie ma to wiele wspólnego z dobrze czy źle pojętym równouprawnieniem, a z wolnością wyboru. i nie ma co tak znowu dramatyzować z tego powodu, bo wieki całe ludzie w służbie Kościoła, zakonnicy i zakonnice nie tylko nie mieli dzieci, ale uważało się to (i nadal uważa) za coś godnego pochwały (wynoszona pod niebiosa "czystość" i te rzeczy). dziś są tacy, którzy niejako cywilnie nie mają ochoty na dzieci, bo poświęcają się czemuś innemu, ale to już niektórym nie w smak, bo nie wiąże się ze "służbą Bogu" i ślubami czystości. są mężczyźni, którzy poświęcają się sztuce czy nauce czy po prostu pracy i nie mają dzieci i to jest ok, jeśli jednak są to kobiety, to zaraz jest wielkie halo. i tu by się przydało równouprawnienie. świat jest przeludniony, nie ma straty, jak się ktoś nie garnie do reprodukcji.
Elżbieta Binswanger-Stefańska - @placownik 2 na 2 panowie nie demonstrują publicznie z hasłem - "moje jądra są moją własnością"... ...ponieważ nikt nie robi na nie zamachu. a nakazywanie kobiecie donaszania niechcianej ciąży takim zamachem jest, jest gwałtem na kobiecej autonomii, na wolności do samostanowienia. geneza hasła (będącego swoistą grą słów, więc podam w oryginale) "my belly belongs to me" to manifestacje feministek (na przeł. lat 60. i 70.) na rzecz prawa do aborcji. nie ma to nic wspólnego z populistycznymi hasłami tym bardziej, że tzw. masy raczej były/są przeciwne temu akurat hasłu, więc hasło jest bynajmniej nie populistyczne ;). nie mówiłam o _symetrii_ pomiędzy macicą a jądrami, a o prawie do własnego ciała i wszystkiego co się z tym wiąże. porównałam kobiecy brzuch do męskiego podbrzusza, bo akurat jedno i drugie związane jest z płciowością, a tak jak mężczyzna nie ma macicy, tak kobieta nie ma penisa, więc porównanie jest niejako crossing over obrazowe. mężczyźnie bardzo trudno jest wyobrazić sobie, że jakieś instytucje państwowe czy religijne, czy też organizacje (ProLife itp.) uzurpują sobie prawo do decydowania o jakże istotnej części jego ciała. ale Peter Singer w "Etyce praktycznej" na str. 145 podaje przykład wspomagający wyobraźnię. polecam.
Autor: Elżbieta Binswanger-Stefańska Dodano: 31-05-2010
RyszardW 2 na 2 Placowniku, a jakież to słowa Pani Eli uważasz za "szermowanie populistycznymi hasłami"?
placownik - W odpowiedzi Pani Eli -2 na 2 Nie ma symetrii pomiędzy macicą a męskimi jądrami. Nie ma symetrii pomiędzy jajeczkiem a plemnikami. To tylko jeden z powodów, dla których panowie nie demonstrują publicznie z hasłem - moje jądra są moją własnością . Z całkiem innych powodów nie demonstrują z innym hasłem, równie oczywistym, jak to o prawie własności do własnego brzucha, z hasłem – moje konto bankowe jest moją własnością . Równouprawnienie szczytujące bezdzietnością – vide tekst: " Marzę, by moja dwu i półletnia córeczka nie miała instynktu macierzyńskiego, by nie przeszkadzał jej realizować siebie" – to parodia równouprawnienia. Procent kobiet będących członkami ścisłej kadry kierowniczej wykazuje sporą zależność od długości płatnego urlopu macierzyńskiego gwarantowanego przez państwo. Liderem są tu USA. Ten kraj, obok Papui Nowej Gwinei, Suazi i Lesto należy do tych nielicznych, w których takiej gwarancji nie ma . Chyba warto się nad tym zastanowić miast szermować populistycznymi hasłami.
Slawek S - instynkt Instynkt macierzyński jednak nie jest bzdurą - sam zaobserwowałem kilkakrotnie diametralne zmiany u samic homo sapiens sapiens właśnie w tym aspekcie. Natomiast to czy u danego osobnika się objawia czy nie - to już zupełnie inksza inkszość. Od razu zaznaczam, że nie chcę w żaden sposób oceniać autorki. Właściwie to, że dany osobnik ma akurat tego instynktu nie wykazuje można uznać za zaletę, ponieważ uwalnia go to od pewnych czasem przykrych sytuacji. Ale nie chcę wartościować - ważne aby być dobrym człowiekiem. Apelował bym jednak aby na TYM portalu ostrożnie posługiwać się okrzykiwaniem bzdurami różnych spraw - lepiej zostawić weryfikację biologii naukowcom specjalizującym się w tej dziedzinie.
Autor: Slawek S Dodano: 30-05-2010
sukulent - do autorki 4 na 4 Pani Grażyno, proszę się nie irytować. Każdy (a najbardziej każda), przy założeniu, że myśląca musi przez ten "temat" przejść samodzielnie. Tak Chór jak i Pani macie swoje racje, a recept nie ma. Możemy sobie w nieskończoność opowiadać historie życia nasze i cudze, ale wniosku dla konkretnej osoby z tego nie wyciągniemy. Są kobiety, które przed urodzeniem dziecka wiedziały, że chcą je mieć, są takie, które to "coś" poczuły już po jego urodzeniu, są takie, które dziecka nie chciały i jego urodzenie nic w tym niechceniu nie zmieniło, są takie, które nie chciały, zachciały i się nagle okazało, że nie mogą, takie które nie chciały, nie urodziły i są z tego zadowolone ... Ilu ludzi, tyle historii i każdy ma swoją rację i prawdę. Za swoje decyzje odpowiedzialność bierzemy sami. Nie ma znaczenia i nie jest wytłumaczeniem polityka prorodzinna lub jej brak, nachalna agitacja z zewnątrz ze strony ludzi "swoich" i "obcych" - po zamknięciu drzwi pozostajemy sami ze swoją decyzją i wyborem. Serdecznie życzę, aby Pani i abyśmy wszystkie dokonywały tych wyborów najlepszych dla siebie i ewentualnych naszych dzieci. Pozdrawiam
Elżbieta Binswanger-Stefańska - @placownik 6 na 6 hasło: "chcemy decydować same ", a zwłaszcza w jego skrajną formę: "mój brzuch jest moją własnością". to mój brzuch nie jest moją własnością? a Pana brzuch? jeśli powie Pan, że jest Pana własnością, to będzie to skrajne hasło? a to, co ma Pan pod brzuchem czyje jest? Pana czy kogoś jeszcze? czy mogłabym zmusić Pana do wyciśnięcia z Pana plemników na użytek jakiejś kobiety? co do mojego brzucha, to mogę się umówić z ukochanym mężczyzną, że możemy mieć razem potomstwo, ale mogę też ukochanemu mężczyźnie odmówić wspólnego dziecka. mogę i już. a już na pewno nie muszę mieć dziecka, jakby mnie ktoś zgwałcił. a są tacy, którzy mówią, że muszę, bo mój brzuch nie należy do mnie. więc jak to jest z tym wyciśniętym z Pana nasieniem? może też nie jest Pana? a wyciśnięcie nasienia wbrew Pana woli jest niczym wobec ciąży i macierzyństwa wbrew woli kobiety! dlatego "mój brzuch należy do mnie!" jest neutralnym stwierdzeniem oczywistego faktu, a nie skrajnym hasłem!
słota - Gratulacje 2 na 4 Moje szczere gratulacje. Marzę, by moja dwu i pół letnia córeczka nie miała instynktu macierzyńskiego, by nie przeszkadzał jej realizować siebie. Jakoś o syna się nie martwię, moje doświadczenie podpowiada mi, że dzieci to przeważnie jest sprawa kobiety, nawet gdy ich ojciec posiada instynkt ojcowski.
Autor:
słota Dodano:
29-05-2010 Lux Ferre - Łyżka dziegciu 2 na 6 Tradycyjny podział obowiązków bierze się przede wszystkim stąd, że niegdyś to wyglądało zupełnie inaczej. Mężczyzna utrzymywał całą rodzinę i spędzał cały dzień w pracy, więc na kobietę spadały domowe obowiązki i prace (nie mniej wymagające). Jeśli rodzina miała gospodarstwo - to na mężczyznę spadały ciężkie roboty, rąbanie drewna, stawianie budynków, naprawa dachu, płotu, ubój zwierzyny itd. itd. i te obowiązki też się równoważyły. Więc sugerowanie (nie posądzając autorki), że kobiety były od wieków "ciemiężone" byłoby niezgodne z prawdą. Natomiast prawdą jest, że gdy w dzisiejszych czasach i kobieta i mężczyzna muszą pracować, by utrzymać dom i rodzinę, to na kobietę spadło dwa razy więcej obowiązków i to jest niesłuszne, z tym trzeba walczyć. P.S. Powaga tego artykułu zupełnie uleciała, gdy usłyszałem o "Dniu Cipki". "Dzień Kutaska" też jest?
Edyta 5 na 5 Dzieci rodzi się więcej, gdy kobieta widzi szanse na ich utrzymanie. Jeśli jest bezrobocie i łatwo stracić pracę to zwykła odpowiedzialność za los dzieci nie pozwala na ich rodzenie. Nasze państwo tylko udaje, że pomaga kobietom. Czy wiecie jaki jest zasiłek na dziecko z opieki społecznej, gdy pracuje tylko ojciec i mało zarabia? To jest 48 zł. A jest to jeszcze mniej, bo przecież trzeba odliczyć koszt biletu w obie strony. To są kpiny, a nie pomoc. Czasem trzeba jechać więcej niż raz bo potrzebne są rozmaite "papierki", a przepisy zmieniają sią ciągle. Czy może mi ktoś wytłumaczyć po co jest zświadczenie o zarobkach ojca do tak małej kwoty? Przecież ktoś, kto zarabia więcej nie zada sobie trudu załatwiania zaświadczeń, poświęcenia czasu i straty pieniędzy na benzynę dla takich pieniędzy. A trzeba jeszcze pamiętać o koszcie społecznym w postaci gromady urzędników , lokali i ich wyposażenia i utrzymania.
Autor:
Edyta Dodano:
29-05-2010 AHRW - macierzyństwo 3 na 3 Ja mam 38 lat i w wieku 19 juz byłam pewna ze nie chce dzieci.
Autor:
AHRW Dodano:
29-05-2010 milvvi - Trochę równowagi 1 na 1 Z jednej strony narzekamy, że "inwazyjne" kultury - na przykład islamskie - dzięki tradycyjnej wielodzietności stanowią coraz większy procent mieszkańców Europy; z drugiej chcielibyśmy bronić prawa kobiet do bezdzietności, co byłoby zgodne z ideałami wolności, prawa do decydowania o własnym życiu. Problem pojawia się, gdy próbujemy i tu, i tu być konsekwentni. Pewnych cech płciowych nie przeskoczymy, i mężczyźni nadal będą płodzić dzieci, a kobiety je rodzić. Sądzę, że raczej powinniśmy skupić się na wprowadzaniu takich zmian, które zburzą stereotypy i w pewnej mierze wyrównają szanse; inaczej albo będziemy hipokrytami, albo wyginiemy.
Autor:
milvvi Dodano:
28-05-2010 KarolG - @Lucyna Sępska 2 na 2 To że, odpowiedzialność za wychowanie i dobrostan dziecka spada na kobiety jest wynikiem wzorca kulturowego zakorzenionego w naszym pięknym kraju, a nie ułomności mężczyzn. Podejście, typu "mój brzuch, moja decyzja" wbrew pozorom problem pogłębia. Jak można wymagać, aby facet wziął odpowiedzialność za dziecko, ale odmawiać mu możliwości współdecydowania, czy to dziecko chce mieć? BTW. Uważam, że feminizm jest bardzo ważnym i potrzebnym ruchem, ale nie należy popadać w skrajności.
Autor:
KarolG Dodano:
28-05-2010 placownik - Kobiety boją się macierzyństwa -2 na 6 Też się nie dziwię. Mój sprzeciw budzi natomiast to, że ten strach (wiem, że nie jest on powszechny) wyradza się w hasło: "chcemy decydować same ", a zwłaszcza w jego skrajną formę: "mój brzuch jest moją własnością".
Lucyna Sępska Quenallata - @placownik 8 na 8 Niestety, chcesz czy nie, odpowiedzialność za wychowanie i "dobrostan" dziecka spada w szczególności na barki kobiety (zwłaszcza w Polsce). To ona ponosi także główny koszt bycia rodziem w postaci ciąży i porodu (często bardzo kosztownych dla zdrowia kobiety), opieki nad dzieckiem, utrudnienia w miejscu pracy (mężczyzny nikt nie pyta, czy ma dzieci i nie zastanawia się czy będzie chodził na zwolnienia, bo "samo przez się" rozumie, ze to będzie robić matka), dziecko brudne-wina matki, dziecko chore-wina matki, dziecko żle się uczy...itd. Poza tym, statystycznie, to kobieta częściej zostaje sama z dzieckiem, a w naszej kulturze nie ma wystarczającego potępienia dla ojców, którzy porzucają swoje dzieci, podczas gdy matka rezygnująca z wychowywania własnych dzieci to potwór równy mordercy. Oczywiście, że mężczyżni powinni mieć tyle samo do powiedzenia w kwestiach dzieci i coraz więcej jest wspaniałych ojców, ale niestety, zbyt często się zdarza, że ojciec wybiera własna wygodę.Mam kontakt z organizacją pomagajaca dzieciom niepełnosprawnym i ok. 80% tych dzieci ma tylko matki, ponieważ ojcowie "nie wytrzymali psychicznie", a kobiet nikt nie pyta czy wytrzymują. To one maja się poświęcić. Nie dziwię sie, że kobiety boja się macierzyństwa.
Koraszewski - instynkt macierzyński 2 na 2 Nasze geny "chcą", czy nawet "żądają" abyśmy się rozmnażali. Wrzaski genów albo mają różne natężenie, albo różnie są odbierane. Biologiczna potrzeba posiadania dziecka nie ma tej samej siły u każedej kobiety i u każdego mężczyzny, a dodatkowo jest związana z wieloma okolicznościami. Silny i udany związek może wzmacniać ów "instynkt macierzyński", pasja zawodowa może go osłabiać. Model kobiety jako wyłącznie fabryki dzieci raczej się skończył i nie jest to złe. Chociaż nie należy tu mówić "dzięki Bogu", bo słudzy bogów robią co w ich mocy, abyśmy nadal widzieli w kobiecie wyłącznie potencjalną matkę. (Ciekawe, że to samo lobby chwali dziewictwo i życie zakonne.) Środowiskowe naciski to osobna sprawa. Pytanie kiedy są naciskami, a kiedy tylko dyskusją? W Europie stale podnosi się wiek, w którym kobiety rodzą pierwsze dziecko. Jest wiele powodów by sądzić, że rodzenie zbyt wczesne i zbyt późne mają swoje minusy. Przekonanie, że kobieta, która nie urodzi dziecka jest w jakiś sposób niepełnowartościowa jest głupie i obrzydliwe, ale prawdą jest również to, że często geny zaczynają krzyczeć głośniej, kiedy robi się późno. Jedno pewne, przynajmniej w tej części świata minęły czasy, kiedy panie nie miały nic do gadania.
KarolG - Decyzja 2 na 4 Posiadanie dziecka decyzją kobiety... Tylko? To potencjalny ojciec nie ma prawa głosu? Sorry, ale mam wrażenie, że to popadanie ze skrajności w skrajność... Mam nadzieję, że to był jednak "skrót myślowy".
Autor:
KarolG Dodano:
28-05-2010 placownik - Decyzja 3 na 3 Decyzja o urodzeniu dziecka powinna być samodzielną, dobrze przemyślaną decyzją… kobiety . Komentarz zbędny. Zwłaszcza mężczyzny .
psychobobas 1 na 1 A co ma poczac odpowiedzialny nihilista? Przeciez filozoficzne implikacje powolania do zycia istoty ludzkiej na swiat taki, jakim go znamy, sa nie do udzwigniecia (przy zalozeniu pelnej ich swiadomosci). Stworzyc zycie ludzkie to wrzucic je w ocean zimnego wszechswiata, zainteresowanego nie pytajac wszakze o zgode. Dzieki za ciekawy tekst, milego weekendu.
Pokazuj komentarze od pierwszego Aby dodać komentarz, należy się zalogować Zaloguj przez OpenID.. Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a - załóż konto.. Reklama