|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Więzienie na Łąckiego we Lwowie - poprawianie historii [1] Autor tekstu: Wasyl Rasewycz
Niedawno z grupą nauczycieli z trzech obwodów Ukrainy Zachodniej zwiedziłem Narodowe Muzeum Ofiar Reżimów Okupacyjnych „Więzienie na Łąckiego". Seminarium
i wycieczka zostały zorganizowane przez Ukraińskie Centrum Studiów nad Holokaustem z Kijowa. Wiedząc o moim krytycznym podejściu do aktualnej ukraińskiej
polityki historycznej i praktyk komemoratywnych, dyrektor Centrum starał się skierować mnie na ugodową falę do tego co zobaczę. Jednak to, co zobaczyliśmy
i usłyszeliśmy, zmusiło nas wszystkich do refleksji.
Nie jest tajemnicą, że memoralizacja pamięci jest realizowana, przede wszystkim, w celu dydaktycznym. Ściślej — aby przekazać młodemu pokoleniu odpowiednie
wiadomości po to, aby pomóc rozstawić akcenty stosownie do dominującej w społeczeństwie skali moralno-etycznej. Oto jaką dydaktykę zaproponowano nam w
muzeum.
Wiele czytałem i słyszałem o muzeum i byłem gotów zobaczyć solidny wynik prawie dziesięcioletniej działalności tej utytułowanej placówki. Ponieważ gdy
przypomnimy sobie, kto patronował powstawaniu i rozwojowi tego muzeum, to u nikogo nie powinno wynikać wątpliwości co do wyników działających na
wyobraźnię. Tylko jedna Kataryna Juszczenko w imieniu Fundacji „Ukraina 3000" przekazała we wrześniu 2009 roku na potrzeby muzeum 160 tys. hrywien. Chociaż
trudno pojąć, jak fundacja, celem której było zbieranie funduszy na budowę dziecięcego szpitala przyszłości, mogła tak łatwo wyasygnować pieniądze na
muzeum? Powstanie tego muzeum było możliwe również dzięki „określonej postawie obywatelskiej" ówczesnych szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU)
Walentyna Nalewajczenki i dyrektora archiwum SBU Wołodymyra Wiatrowycza — możemy wyczytać to na stronie internetowej muzeum. Na wyrazy wdzięczności na
tejże stronie zasłużył sobie również ówczesny szef lwowskiego obwodowego SBU Anatolij Matios. Wypełnienie treścią ekspozycji muzeum zostało oddane w ręce
pracowników Centrum Badań nad Ruchem Wyzwoleńczym (CBRW). I oni już nabadali...
Teraz do rzeczy. Po przejściu przez wąski korytarzyk z ochroniarzami, trafiają Państwo do malutkiego pomieszczenia z kilkoma planszami, na których bardzo
lakonicznie przedstawiona jest historia ofiar. Z plansz i opowieści przewodnika (muszę tu podkreślić jego wspaniały język ukraiński) dowiadujemy się, że
ofiarami w czasie wszystkich „okupacji" byli, rzecz jasna, Ukraińcy. Mało tego — kąt widzenia zawęża się prawie wyłącznie do OUN pod przewodem Stepana
Bandery. Tu szczególne gratulacje dla CBRW, ich ręka jest rozpoznawalna. Zresztą autorzy ekspozycji niezbyt oszukują, ponieważ wyraźnie we wstępie
zapisali, że muzeum ma służyć „zachowaniu pamięci narodowej", czyli narodowości „panującej" obecnie. Muzeum ma stać się „nie tylko przypomnieniem o
okrucieństwach totalitarnej przeszłości ZSRR, niemieckiego i polskiego reżymów okupacyjnych". Jakież to proste i przez przecinek, tak gdyby w więzieniu nie
było Polaków, ani Żydów, ani ludzi apolitycznych.
W ekspozycji ogólne zadziwienie wywołuje akcent na OUN. I owszem, interpretacja historii XX wieku poprzez pryzmat walki narodowo-wyzwoleńczej w muzeum,
poświęconym ofiarom reżimów totalitarnych i autorytarnych — jak określiła Sara Topol — „bardzo zaskakuje". A już gdy przewodnik mówi, że głównym wrogiem
hitlerowskich Niemiec obok bolszewików i Żydów była OUN, to zupełnie łamane są wszelkie szablony. Przy takim podejściu trudno zrozumieć, dlaczego w
czołówce oddziałów niemieckich do Lwowa w 1941 roku symbolicznie wchodziły oddziały Nachtigalu i w ogóle skąd się one razem z Rolandem wzięły?
Wynika tu całkiem słuszne pytanie: dlaczego w ekspozycji muzeum nie ma nic o polskim ruchu oporu, w tym wobec reżimu sowieckiego zaczynając od 1939 roku,
jak też wobec nazistów po 1941? Dlaczego uwagę zwiedzających akcentuje się wyłącznie na OUN, która nie tylko ściśle współpracowała z niemiecką Trzecią
Rzeszą pod koniec lat 1930. i z początkiem 1940., ale również wiązała przyszłość Ukrainy ze zwycięstwami Niemców? OUN w okresie międzywojennym miała
nadzieję wywołać „permanentną rewolucję" wśród Ukraińców, czym sprzyjała temu, aby polskie władze sprawiły, że ich życie stało się nieznośne.
Sonderkommando 1005 w obozie janowskim przy maszynie służącej do mielenia ludzkich kości (fot. Wikimedia Commons/U. S. Holocaust Memorial Museum)
Z tej ekspozycji muzeum nieprzygotowani zwiedzający wynoszą mylne wiadomości o procesach historycznych na Zachodniej Ukrainie. Gdyby nie strona muzeum w
Internecie, to w ogóle trudno byłoby dojść do jakichkolwiek wniosków.
Co ukryto przed oczyma zwiedzających
Okazuje się, że ze strony internetowej można dowiedzieć się bardzo wielu interesujących faktów, a co najważniejsze — na czym zresztą polega koncepcja
muzeum. I znów wszystko jest zbyt uproszczone. Autorzy tekstów analitycznych piszą bezpośrednio i dostępnie o akcjach Ukraińskiej Organizacji Wojskowej
(UOW) i OUN, przeznaczając im rolę głównej siły politycznej Ukraińców. Partie umiarkowane, które w istocie miały największy wpływ na społeczeństwo
ukraińskie i które na początku II wojny światowej ogłosiły, że pomimo represyjnej polityki państwa polskiego jednoznacznie stają w jego obronie przed
niemieckim okupantem, wspominane są w granicach błędu statystycznego. I tu u nauczycieli historii powinien wyniknąć kompletny dysonans. Muszą oni albo
całkowicie zgodzić się z nacjonalistyczną koncepcją początku II wojny światowej, bez wzmiankowania o ukraińskich centrowych i lewych partiach z ich
lojalnością wobec państwa polskiego i walką 108 tys. Ukraińców w szeregach Wojska Polskiego we wrześniu 1939 roku, bądź uprawiać ekwilibrystykę wokół OUN,
skrywając znaczną część jej działalności w tym okresie.
Jeżeli zgodzić się na tezę o tzw. walce narodowo-wyzwoleńczej z działalnością UOW i OUN w podstawie, to trzeba wyjaśnić, że nie wszyscy Ukraińcy na
Zachodniej Ukrainie zgadzali się z ich nacjonalistyczną wizją. Na stronie muzeum możemy przeczytać, że UOW i OUN przechodząc do aktów terroru pragnęli
„udaremnić wpływy polskiej władzy na terenach Ukrainy Zachodniej i w perspektywie odnowienia ukraińskiej państwowości". Należy tu rozumieć, że OUN,
stosując taktykę rewolucyjnego i indywidualnego terroru, starało się obalić państwo polskie i ogłosić niezależną Ukrainę ignorując potencjał konieczny do
realizacji tego ambitnego projektu. Historycy CBRW dosyć skrupulatnie opisują, przeciwko komu skierowany był terror ukraińskich nacjonalistów, ale
wstydliwie opuszczają kilka bardzo ważnych momentów.
Piszą po pierwsze, że zamachy (atentaty) kierowane były przeciwko określonym przedstawicielom polskiej administracji, odpowiedzialnym za antyukraińską
politykę. Niezupełnie odpowiada to rzeczywistości. Sprawa w tym, że w aktach terroru wyraźnie widoczny jest ślad likwidacji tych polityków, którzy
opowiadali się za polityką normalizacji. Jaskrawym przykładem takiego polityka był polski działacz Tadeusz Hołówko, którego OUN zamordowała w 1931 roku w
Truskawcu. Najbardziej interesujące jest jednak to, że według jednego z członków OUN, działalność Hołówki wybijała grunt spod nóg nacjonalistów, którzy
pragnęli doprowadzić życie Ukraińców do stanu nie do wytrzymania, aby poderwać ich na narodową rewolucję.
Podobnie można powiedzieć i o morderstwie ministra spraw wewnętrznych Polski Bronisława Pierackiego, działalność którego w znacznym stopniu skierowana była
na normalizację stosunków z Ukraińcami i nie była związana z pacyfikacjami wsi ukraińskich w 1930 roku. A zamach na życie wojewody wołyńskiego Henryka
Józewskiego zupełnie pozostaje poza granicami zdrowego rozsądku, ponieważ ten, chyba jako jedyny w państwie, prowadził politykę wyrozumiałą względem
Ukraińców.
Po drugie, autorzy tekstów przemilczają fakt, że UOW u OUN stosowały taktykę indywidualnego terroru również do Ukraińców. Ukraińscy nacjonaliści skazywali
i realizowali wyroki śmierci na tych, kto nie popierał ich strategii i taktyki, nie podzielał ich zasad ideologicznych. Na przykład, jeszcze w 1922 roku
UOW skazała na śmierć poetę ukraińskiego Sydora Twerdochliba za to, że ten zgodził się kandydować do polskiego Sejmu. Ofiarą OUN stał się również dyrektor
gimnazjum ukraińskiego we Lwowie Iwan Babij. Aby uniknąć zamknięcia przez władze gimnazjum na podstawie oskarżenia w nacjonalistycznej propagandzie (w tym
czasie na podstawie takich oskarżeń zamknięto gimnazja ukraińskie w Stanisławowie i Tarnopolu), Babij zakazał młodym nacjonalistom szerzenia ulotek w
swojej placówce. Ostro osądził morderstwa i politykę terroru metropolita greckokatolicki Andrej Szeptycki. Jego odezwa mogła by powiedzieć o wiele więcej
Ukraińcom dzisiaj, niż spreparowana historia w wydaniu CBRW. Jednak w ekspozycji muzeum nie ma o tym ani słowa.
Wydaje się, że ten aspekt jest najbardziej zasadniczy w opisie wydarzeń z lat 1939-1940. Sprawa w tym, że różni nacjonalistyczni historycy chcą narzucić
obecnie narodowi ukraińskiemu swoją „kanoniczną" wersję historii Ukrainy. Twierdzą, że niby nie było alternatywy takiej taktyce i strategii OUN, bo to oni
jako jedyni walczyli o niezależne państwo ukraińskie. A gdyby uważniej i bezstronnie przypatrzyć się do tego okresu i zastanowić się nad tym, czy była
jakaś szansa w polityce, dla której OUN, według mniemania Stepana Bandery, gotowa była położyć miliony żyć Ukraińców? Czy odpowiedzialność za setki tysięcy
ofiar nie leży na tych, kto przez ideologiczną ślepotę, brak wykształcenia i doświadczenia podejmował takie katastrofalne decyzje i starał się je
realizować za wszelką cenę? Mam tu pytanie do autorów tekstów: dlaczego wybraliście dla swych relacji właśnie OUNocentryczną wersję wydarzeń? Czyżby ta
kwestia została już gruntownie opracowana przez akademickich historyków i ta wersja jest konsolidującą dla całej Ukrainy? W tym wypadku nie trzeba
indoktrynować młode pokolenie Ukraińców poprzez wąsko partyjne koncepcje propagandy.
Słowna wyjątkowość i ekwilibrystyka
Dokładnie wyliczając akcje terrorystyczne OUN — a są to podpalenia folwarków, napady na poczty i kasy, dywersyjne działania na kolei i liniach
telefonicznych, zresztą akty terroru indywidualnego — organizatorzy muzeum wszystkich ukaranych za te działania przez państwo polskie określają mianem
„represjonowanych". Z braku czasu, nie będę się wdawać do wykładni teoretycznej na ten temat. Dla państwa polskiego wszyscy oni byli ludźmi, którzy
popełnili przestępstwa kryminalne. Skazano ich nie za „ideologię", ale za konkretne przestępstwa. Bo czy ludzie, niszczący mienie prywatne, mordujący
innych współobywateli lub terroryzujący tych, kto nie podziela ich pozycji ideologicznych, podlegają pod kategorię represjonowanych?
1 2 Dalej..
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 07-07-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10019 |
|