|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Więzienie na Łąckiego we Lwowie - poprawianie historii [2] Autor tekstu: Wasyl Rasewycz
Człowiek nieobeznany z tematem z trudem radzi sobie z tekstem, który powtarza się kilka razy, jest pełen błędów, w którym jeden akapit przeczy następnemu.
Naukowe niechlujstwo przejawia się zresztą nie tylko w tych powtórkach, ale w tym, że Dmytro Palijiw staje się Dmytrem Palijem, a analfabetyzm autorów,
przejawiający się we fragmencie o statystyce od „metropolii Andreja Szeptyckiego", mówi więcej o autorach niż ich świadome manipulacje.
Ponieważ realnymi badaniami sowieckich represji i deportacji zajmują się głównie polscy historycy, to pomimo, że autorom CBRW ta „polska" statystyka nie w
smak, oni, aby zaakcentować cierpienia Ukraińców, każdorazowo manipulują liczbami. Raz jest podawana statystyka ze Lwowa, innym razem znów z całej Ukrainy
Zachodniej (włącznie z Wołyniem, gdzie liczbowo polska i żydowska ludność była znacznie mniejszą od Ukraińców). Wyciągnięta z różnych polskich wydań
informacja wygląda jak gdyby nie była opracowana i często nie pasuje do kontekstu, w którym stara się ją wykorzystać. Ale pomimo wszystkich ekwilibrystyk -
ilość represjonowanych przez władze sowieckie Polaków i Żydów przeraża.
Wizyta Hansa Franka (trzeci od lewej) we Lwowie. Generalny gubernator przechodzi przed oddziałem ochotników SS „Galizien"
Przy tym raz jeszcze podkreślę, że tych danych w ekspozycji muzeum nawet blisko nie ma. Są one dostępne jedynie na stronie internetowej. Nie ma w
ekspozycji również o tym, że pierwsze fale okrutnych represji stosowały się głównie Polaków i Żydów. Polaków — za ich polityczne i administracyjne pozycje,
a później za udział w zorganizowanym ruchu oporu, a Żydów — przeważnie za ich stan majątkowy.
Manipulacją jest również próba rozciągnięcia wielkiej liczby Ukraińców wśród represjonowanych i rozstrzelanych latem 1941 roku na wszystkie lata pierwszej
okupacji sowieckiej. Badacze niby nie widzą, że kolej Ukraińców nastąpiła po Polakach i Żydach. Nie chcą zauważać, że sowieci dokonali agresji przeciwko
Polsce, przykrywając się fałszywymi zapewnieniami o „wyciagnięciu pomocnej ręki" zachodnim Ukraińcom. I to, że podczas pierwszych fal represji Ukraińcy
stanowili mniejszość, choć była to tylko kwestia czasu.
Pogrom, którego nie było
Z kwestią żydowską w „więzieniu na Łąckiego" problem kompletny i jest to bardzo poważne oskarżenie dla muzeum. Gdy przed dwoma laty do Lwowa przyjechała
amerykańska dziennikarka Sara Topol, to jej zdziwienie nie miało granic, bo w Narodowym Muzeum Reżymów Totalitarnych „Więzienie na Łąckiego" całkowicie
nieobecna jest informacja o pogromie 1941 roku, który bezpośrednio był związany z tym miejscem. Na jej pytania odpowiedź była jedna: na razie ręce nie
dochodzą do zbadania tej tragicznej karty w historii Lwowa. Ale chyba wygląda na to, że „ręce" wcale nie wybierają się ją badać. Po jakimś czasie Sara
Topol opublikowała w „Harper's Magazin" artykuł, w którym dokładnie opisała swoją wizytę w muzeum i swoje zdziwienie z powodu ekspozycji oraz rozmowę z
dyrektorem muzeum Rusłanem Zabiłym. Dyrektor muzeum zaznaczył na początku, że działają dopiero od pięciu lat i w tak krótkim terminie nie można zrobić
wszystkiego. Potem podkreślił, że jest to dopiero pierwsza sala ekspozycji i temat pogromu tu nie pasuje. A na zakończenie dodał: „Być może, nie było
żadnego zorganizowanego pogromu w ogóle. Być może, Żydzi zostali zaatakowani przez elementy z marginesu społecznego, złoczyńców, Niemców, Polaków, być może
niektórych Ukraińców. Być może, nawet sami Żydzi ich zaatakowali". A dalej poszły w ruch klasyczne „argumenty" o tym, że brak jest dokumentów świadczących
bezpośrednio o tych wydarzeniach...
W tym kulminacyjnym momencie historycznej nieprawdy należałoby zwątpić w kompetencje dyrektora, ale wszystko po kolei.
Muzeum „Więzienie na Łąckiego", na to wygląda, było pomyślane jako ekskluzywne miejsce cierpienia Ukraińców. Nie ma tu nic o Polakach, którzy tam byli
katowani i rozstrzeliwani. Na wspomnienie zasłużył jedynie Kazimierz Bartel, ale i ten nie jako polityk, ale jako wybitny naukowiec. Ponieważ Polska ma być
przedstawiona jedynie jako okupant i prześladowca Ukraińców za ich „narodowo-wyzwoleńcze" dążenia. Nie ma też nic o dziesiątkach tysięcy Żydów, których
władze sowieckie aresztowały, deportowały, rozstrzeliwały, bo wówczas rozsypuje się nazistowska koncepcja „żydokomuny", zgodnie z którą Związek Radziecki
był państwem Żydów-komunistów, którzy mścili się na niewinnych Ukraińcach za pogromy w czasach Petlury i zorganizowali masowe morderstwa więźniów w czerwcu
1941 roku.
Brak jakiejkolwiek informacji o pogromie w ekspozycji muzeum jest doprawdy skandalem. Bo gdzie, jak nie w tym muzeum można było pokazać cały tragizm i
przestępczy charakter reżimów totalitarnych? Do koncepcji muzeum, co stwierdzam z przykrością, weszła tylko jedna tragiczna karta historii Lwowa, zaś inna,
stosująca się pogromu, została z ekspozycji wyrwana. Tylko bez niej historia — nie jest historią. Sprawa w tym, że autorzy koncepcji wcale nie zapomnieli
opowiedzieć o przestępstwach sowieckiego reżimu wobec więźniom w więzieniach Ukrainy Zachodniej, których bez sądu i śledztwa rozstrzeliwano w okresie od 22
do 28 czerwca 1941 roku. W muzeum dość dokładnie opowiedziano o mordercach i ich ofiarach. Jednak historia się urywa na wejściu Niemców do Lwowa i
instrumentalizacji faktu przestępstw sowieckich przez nazistowską propagandę. Nie zapomnieli autorzy wspomnieć i Romana Szuchewycza, który w mundurze
niemieckim wszedł do miasta i znalazł na dziedzińcu więzienia ciało swego młodszego brata Jurija.
Co dotyczy Żydów, to autorzy opowieści potraktowali ich bezosobowo, napisawszy że „część ciał ofiar sowieckich represji wyniesiono z cel w piwnicach".
Dalej ani słowa. Kim byli ci mężczyźni, którzy gołymi rękoma wynosili rozkładające się już ciała? Co się potem z nimi stało? Odpowiedź jest banalnie prosta
— zostali zamordowani. I winne są w tym jak zwykle — „miejskie szumowiny".
W rzeczywistości w czerwcu-lipcu 1941 roku we Lwowie miała miejsce katastrofa na niespotykaną skalę. Na początek reżim sowiecki tylko w trzech lwowskich
więzieniach w nieludzki sposób wymordował do 4 tys. więźniów. Potem hitlerowcy, obwiniając Żydów w udziale w przestępstwach „żydokomuny", sprowokowali
żydowski pogrom, ofiarami którego stało się już kolejnych 4 tys. Żydów.
Powstaje pytanie, dlaczego muzeum „Więzienie na Łąckiego" nie opowie tej tragicznej historii do końca? Czy nie dlatego, że Żydzi, którzy przeżyli pogrom,
świadczyli później, że do więzień zapędzała ich ukraińska milicja OUN? Czy nie dlatego, że niektórzy żołnierze i oficerowie w mundurach niemieckich
rozmawiali po ukraińsku? Osłanianie się „szumowinami" nie jest szlachetne. Trzeba pamiętać, że czasami nie taki straszny jest grzech, jak jego negowanie.
Dlatego słowa przewodnika w celi, gdzie bez wyjaśnień wyświetlana jest niemiecka kronika, na której Żydzi wynoszą na dziedziniec resztki ciał ofiar
komunistycznych represji, że nie są świadomi tego, że za kilka godzin zginą sami z rąk oszalałego tłumu, brzmią makabrycznie:
— Są to Żydzi, którzy wykonują brudną robotę dla Niemców. Mieszkańcy Lwowa obserwują...
A kogo obserwują dzisiaj mieszkańcy Lwowa?
W języku oryginału tekst ukazał się na portalu Zaxid.net. Tekst ukazał się w nr 12 (256) 30 czerwca — 14 lipca 2016 Kuriera Galicyjskiego
1 2
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 07-07-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10019 |
|