|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Europa Środkowa a Chiny. Doświadczenia rumuńskie [2] Autor tekstu: Alderyk Olrzyk
Dziś rumuńska gospodarka wyraźnie przyspiesza, korzystając z natowskich
gwarancji bezpieczeństwa i postępującej integracji europejskiej, co silnie
przyciąga zagraniczny kapitał. Również w życiu społecznym i politycznym da się
odczuć powiew zmian, gdyż euroatlantyckie aspiracje wyznaczają nowe standardy
oficjalnie obowiązujące w tych sferach. Rozpanoszone wcześniej patologie coraz
częściej spotykają się z publicznym piętnowaniem, co sprzyja ich ograniczeniu.
Trudno się dziwić, że w Bukareszcie w pełnieniu roli wzorcowego państwa
członkowskiego obu organizacji — UE i NATO — coraz częściej widzi się najlepszy
sposób na zapewnienie Rumunii bezpieczeństwa, dobrobytu i rozwoju, zwłaszcza w kontekście niepewnej sytuacji międzynarodowej (Rumunia, podobnie jak Polska,
graniczy z Ukrainą, która jest strefą konfliktu; ponadto sąsiaduje z Mołdawią,
gdzie tli się konflikt wokół Naddniestrza). Natomiast opcja euroazjatycka powoli
odchodzi w Bukareszcie w niepamięć jako coraz bardziej odległa i coraz mniej
realna, skoro nadzieje na zbliżenie z Rosją ostatecznie upadły, handel z UE już
dziś odpowiada za ponad połowę wartości rumuńskiego eksportu i importu, a Stany
Zjednoczone stawiają Rumunię w gronie swoich najbliższych partnerów w tej części
świata. Rumunia, dzięki swojemu położeniu i potencjałowi takich miejsc, jak
Konstanca, największy port nad Morzem Czarnym, otwarty od lądu na Europę, a od
morza — na Kaukaz i Azję Środkową, może odnieść dziś zdecydowanie większe
korzyści jako czarnomorska brama do rynków UE i naddunajski kraj tranzytowy pod
parasolem NATO, niż mogłaby kiedykolwiek odnieść jako koń trojański EaWG w Europie Środkowej i Południowo-Wschodniej.
Kolejnym kierunkiem, w którym — obok kierunku euroatlantyckiego — Rumunia
dostrzega możliwość gospodarczego i politycznego uwyraźnienia własnej obecności
na gospodarczej, a zarazem — politycznej mapie świata, staje się w ostatnich
kilku latach Daleki Wschód, przede wszystkim Chiny. Rumunia, podobnie jak
Polska, a wraz z nią pozostałych kilkanaście mniejszych postkomunistycznych
krajów Europy Środkowej i Wschodniej (tzw. grupa CEE16), widzi w Chinach nowego
strategicznego partnera, który może włożyć swój istotny wkład w zrównoważony
rozwój całego regionu. Wziąwszy pod uwagę mocarstwową pozycję Chin w wymiarze
globalnym, czego konsekwencją jest nieunikniona asymetria we wzajemnych
relacjach (i to na wielu poziomach), stwarzająca ryzyko powtórzenia się pewnych
niekorzystnych, znanych z historii schematów, o których napomknięto już
wcześniej, rozwój tej współpracy może być korzystny dla Rumunii i całej CEE16
tylko pod pewnymi warunkami.
Przede wszystkim, duże kraje tzw. "starej UE" (UE15), głównie Niemcy, Francja i Wielka Brytania, od lat zacieśniają swoje stosunki z Chinami, dla których są
obecnie ważnymi i równorzędnymi partnerami gospodarczymi w dziedzinie handlu,
finansów i transferu technologii. Ponieważ kraje CEE16 są bardzo silnie
zintegrowane gospodarczo z innymi krajami UE, strategiczne partnerstwo CEE16 z Chinami (format CEE16+1) powinno raczej wpisywać się w kontekst całokształtu
integracji europejskiej, przyczyniając się w ten sposób do jej intensyfikacji,
choćby poprzez wzmocnienie łańcuchów i sieci wymiany gospodarczej, niż stanowić
dla nich sztuczną alternatywę czy potencjalnie szkodliwą konkurencję. Mówiąc
kolokwialnie — Chinom nie można pozwolić wbić klina między UE15 a CEE16,
ponieważ duża część potencjału, który kryje się w grupie CEE16 wynika z tego, że
skupia ona kraje regionu, który zawsze korzystał na statusie pomostu między
Wschodem i Zachodem, a na zaciekłej rywalizacji między Wschodem i Zachodem
zawsze tylko tracił. Platformę, jaką dla rozwoju kontaktów CEE16 z Dalekim
Wschodem stanowi wspólnota euroatlantycka, należy więc traktować jako szansę, a nie zagrożenie. Jest to poniekąd konieczność, jeżeli tylko zechcemy pamiętać, że w wielu krajach CEE16 zachodni inwestorzy kontrolują znaczną część
strategicznych sektorów gospodarki — energetykę, bankowość, telekomunikację,
media i inne, więc w takich warunkach szukanie jakiejś atrakcyjnej niszy dla
inwestorów z Dalekiego Wschodu kosztem zachodnich partnerów mogłoby być zamysłem
dość ryzykownym (bo obosiecznym).
W dalszym rzędzie warto by uniknąć sytuacji, w której Chiny przyczyniają się do
zaostrzonej konkurencji w łonie grupy CEE16, czego świadomość trzeba zachować w kontekście rosnącego apetytu poszczególnych krajów Europy Środkowej i Wschodniej
na chińskie inwestycje. Nawet największe kraje CEE16 osobno znajdują się w dwustronnych kontaktach z Chinami na podrzędnej pozycji. Podobno historia uczy,
że jeszcze nikogo niczego nie nauczyła, warto jednak zdawać sobie sprawę, że
kraje Europy Środkowej i Wschodniej brane osobno zawsze były bardzo łatwo
rozgrywane przez mocarstwa, które umiejętnie wykorzystywały ich wewnętrzne
słabostki i zewnętrzne niesnaski. Nawet jeżeli Chiny nie żywią aktualnie wobec
CEE16 otwarcie niecnych zamiarów, to na pewno nie jest złą rzeczą wiedzieć, że
choć uprzejmość i łagodność są bardzo ważne w dyplomacji, to znacznie rzadziej
bywają rzeczywistą zasadą działania w polityce i biznesie.
Niektóre kraje CEE16 mogą kokietować Chiny wciąż niskimi kosztami pracy i posiadanymi zasobami naturalnymi, czyli utrwalać te niekorzystne zjawiska
gospodarcze (niska wydajność pracy, przekleństwo zasobów, pułapka średniego
dochodu), jakie grupa CEE16 odziedziczyła w spadku — między innymi — po czasach
RWPG i radzieckiej dominacji. Jeżeli taka tendencja przeważy, grupie CEE16 może
być trudno uniknąć fiksacji rozwojowej na poziomie swoistej hybrydy, w której
zewnętrzna forma gospodarki pozornie wysoko rozwiniętej wypełniona jest ciągle
treścią typową raczej dla gospodarki rozwijającej się, a więc i peryferyjnej.
Ponadto kraje CEE16 powinny zadbać o odpowiednią strukturę eksportu i importu w wymianie handlowej z Chinami oraz o odpowiednią jakość chińskich inwestycji, tak
aby rzeczywiście przyczyniały się one do rozwoju regionu, a nie pogłębiały jego
problemów poprzez powielanie schematu: dominacja centrum — uległość peryferiów,
który od jakiegoś czasu powtarza się w Europie Środkowej i Wschodniej z niepokojącą regularnością. To przede wszystkim eksport o odpowiedniej strukturze
może mieć znaczenie dla zrównoważonego wzrostu gospodarczego Rumunii i pozostałych krajów grupy CEE16. O ile to tylko możliwe, powinien rosnąć w nim
udział produktów i usług wysokiej jakości, dających wysoką wartość dodaną, a więc innowacyjnych, wysoko przetworzonych, o wysokim poziomie technologicznego
zaawansowania, najlepiej opracowanych we własnych centrach badawczo-rozwojowych.
Trzeba jednak przyznać, że są to zamiary bardzo trudne do zrealizowania,
ponieważ stroną decyzyjną i siłą sprawczą są tutaj nie rządy, ale prywatne
przedsiębiorstwa, w tym ponadnarodowe korporacje, które prowadzą w tej
dziedzinie własną politykę, podporządkowaną specyficznym dla tych podmiotów
priorytetom.
Niestety, wygląda na to, że Rumunia jest tu w nieco trudniejszej sytuacji niż
niektóre inne kraje CEE16, które wcześniej podjęły trud reform, dlatego jest
zmuszona prezentować Chinom swoje słabości jako atuty, czyli zgodnie z szeroko
stosowaną zasadą analizy strategicznej: słabe strony przekuwać w mocne strony, a zagrożenia — w szanse. Niski poziom wynagrodzeń prezentuje się chińskim
inwestorom jako kusząco niskie koszty pracy, choć wiadomo, że jest to jedna z przyczyn emigracji setek tysięcy ludzi rocznie i zastraszającego tempa kurczenia
się populacji. Chwalenie się niskimi kosztami pracy to niewątpliwie zachęta do
budowania w Rumunii przemysłu fabrycznego, produkującego konkurencyjne cenowo
towary na eksport, czyli — innymi słowy — wznoszenia tanich montowni. Raczej nie
przyczyni się do wzrostu nakładów na badania i rozwój, które nadal pozostaną
skoncentrowane w wysokorozwiniętych centrach, gdzie będą pracować na
innowacyjność i wysoką wartość dodaną przemysłu i usług, ale z tych
dobrodziejstw peryferia będą zwrotnie korzystać tylko w bardzo niewielkim
stopniu, jeżeli w ogóle.
Jako „potęga rolnicza", która zdolna byłaby wykarmić populację kilka razy
większą od własnej, Rumunia mogłaby rzeczywiście zyskać pod warunkiem
zmodernizowania swojego rolnictwa i unowocześnienia przemysłu rolno-spożywczego,
tak aby nie była tylko dostawcą nisko przetworzonych produktów rolnych na skalę
masową, ale mogła nadwyżki żywności kierować na światowy rynek w postaci
produktów wyżej przetworzonych, cieszących się marką i renomą, a więc i bardziej
zyskownych. Do tego zaś są potrzebne inwestycje w nowe technologie upraw i przetwórstwa oraz know-how w zakresie nowoczesnego marketingu, który jest dziś
po prostu niezbędny na bardzo konkurencyjnym rynku spożywczym. Ciężko będzie te
ambitne plany zrealizować, jeżeli lepiej wykształcona i znająca języki obce
część populacji w poszukiwaniu lepszych perspektyw na realizację własnych
aspiracji wyjedzie wcześniej z kraju.
Rumunia może być dla chińskich inwestorów atrakcyjna ze względu na bogactwa
naturalne — złoża węgla, rud metali, soli i innych minerałów (w sumie
kilkudziesięciu o znaczeniu przemysłowym), ale w uzależnieniu gospodarki od
eksportu surowców kryją się zagrożenia: potęgi przemysłowe chętnie eksploatują i importują surowce, ale transferu wysokich technologii, dzięki którym najwięcej
na przetwarzaniu tych surowców zarabiają, dokonują zazwyczaj bardzo niechętnie. Z większym dystansem należałoby także podchodzić do prezentowania braków w rumuńskiej infrastrukturze jako rumuńskiej mocnej strony, a mianowicie -
atrakcyjnego pola działania dla chińskich inwestorów, którzy dysponując
odpowiednią technologią, wiedzą ekspercką i możliwościami w zakresie
finansowania inwestycji, pomogą Rumunii zbudować nowe autostrady, mosty,
lotniska, elektrownie wodne i linie przesyłowe. Do studzenia entuzjazmu
nakłaniają tu — między innymi — wcześniejsze polskie doświadczenia.
Bo jak na razie efekt chińsko-rumuńskiej współpracy gospodarczej jest taki, że
od kilku lat wartość rumuńskiego eksportu do Chin nie nadąża za dynamicznym
wzrostem wartości importowanych z Chin do Rumunii towarów, a deficyt w wymianie
handlowej z potężną dalekowschodnią gospodarką po roku dwutysięcznym stale się
powiększa. Od jakiegoś czasu można mówić wręcz o załamaniu równowagi w wymianie
handlowej między Chinami i Rumunią. Co więcej, struktura eksportu nie jest
sprzyjająca dla Rumunii, ponieważ chińscy odbiorcy zgłaszają przede wszystkim
popyt na surowce, artykuły rolne, maszyny, urządzenia motoryzacyjne i transportowe, czyli towary mało przetworzone, o niższym i średnim poziomie
technologicznego zaawansowania lub powstające w fabrykach należących do
zagranicznych koncernów, natomiast chętnie sprzedają w Rumunii własne towary
fabryczne. W dodatku, rumuńskie towary o średnim poziomie zaawansowanego
technologicznego, odpowiedzialne dotychczas za sporą część rumuńskiego eksportu,
po prostu przegrywają z chińską konkurencją. Co gorsza, skala zalewu rumuńskiego
rynku wysoko przetworzonymi chińskimi towarami może być jeszcze większa, niż
pokazują to oficjalne statystyki, ze względu na ich pośredni napływ z innych
krajów oraz rozmiar rumuńskiej gospodarczej szarej strefy.
1 2 3 Dalej..
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 17-09-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10039 |
|