|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Socjologia
Czy istnieje potrzeba powrotu do wspólnot? [2] Autor tekstu: Piotr Jaskółka
Między odgrywanymi rolami mogą istnieć
zasadnicze różnice. Odgrywając je możemy kierować się wręcz sprzecznymi
wartościami. Aby jednostka — człowiek mógł się kształtować, konieczny jest
kontakt z innym człowiekiem, a nie z odgrywaną przez niego postacią. Drugi
człowiek może być dla nas jak lustro, w którym mamy szansę dostrzec
niedoskonałości pod warunkiem wszakże, że widzimy w nim człowieka, nie aktora.
To, co nie podoba nam się u innych często sygnalizuje nasze własne wady.
Spotkanie z drugim człowiekiem, poznanie jego wad i zalet, problemów i sukcesów,
ale także zwrócenie uwagi u samego siebie na te cechy innych, które nas drażnią
nie jest w pełni możliwe, dopóki odgrywamy role.
Aby było możliwe uzyskanie takiego zewnętrznego
punktu odniesienia muszą zaistnieć warunki sprzyjające zrzuceniu noszonych na co
dzień masek. Prawdziwa wspólnota musi więc zapewnić takie warunki — wzajemne
zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Niezwykle ważne jest także wzajemne wsparcie i towarzystwo pozwalające wykształcić się tego rodzaju więziom. Czy nie tego
brak współczesnemu człowiekowi?
Jeśli więc uznamy, że towarzystwo innych
niezwiązane z odgrywaniem ról jest potrzebne człowiekowi a wspólnota jest naszym
naturalnym środowiskiem może okazać się, że uczestniczymy we wspólnotach, które
są tak powszechne i naturalne, że nie zadajemy sobie trudu by je obserwować i definiować. Czy wspólnota rzeczywiście wymaga pochylenia się nad nią, refleksji?
Czy rodzina lub grono przyjaciół nie jest właśnie tym, nad czym się tutaj
zastanawiamy, czymś zupełnie wystarczającym do zaspokojenia społecznych potrzeb
człowieka? Czy ze wspólnotą mogą być związane jakieś niebezpieczeństwa?
Aby odpowiedzieć na te pytania warto
przyglądnąć się procesom, które zaszły na przestrzeni ostatnich wieków,
począwszy od rewolucji przemysłowej. Postęp technologiczny jakiego dokonaliśmy
jest bez precedensu w historii ludzkości. Staliśmy się niezwykle mobilni,
zyskaliśmy dostęp do ogromnej ilości informacji. Świat, w jakim żyjemy zmienił
się nie do poznania, wyraźnie się skurczył. Z łatwością i błyskawicznie
podróżujemy na inne kontynenty, a jakże często odległości pomiędzy pojedynczymi
ludźmi stają się niemożliwe do pokonania. Człowiek,
choć lepiej wyedukowany, zdrowszy nie pozbył się swoich społecznych potrzeb, nie
mógł zmienić się tak bardzo, jak warunki w których żyje.
Migracja znacznie utrudnia nam funkcjonowanie w naturalnych, lokalnych wspólnotach. Utrudnia ich powstanie. Trudno nam sobie
zaufać, ponieważ świat organizacji wymaga wzajemnej rywalizacji, coraz większej
wydajności, skuteczności. Spłyciliśmy naszą komunikację do tekstowych
komunikatów, ograniczając liczbę kontaktów twarzą w twarz. Spotykamy postaci, z którymi nic — poza ewentualnymi interesami — nas nie łączy. Nie znamy sąsiadów
mijanych na klatce schodowej czy przed blokiem, nie mówiąc o osiedlach czy
miastach. Nie ulega wątpliwości, że nastąpiła atomizacja społeczeństwa. Człowiek
otoczony innymi ludźmi stał się samotny, niekoniecznie zdając sobie z tej
samotności sprawę. Odczuwa brak czegoś. Często czuje się niekompletny. Rozdarty
pomiędzy role. Coraz częściej cierpi na depresję i inne zaburzenia. Bez
zewnętrznego układu odniesienia, lustra w drugim człowieku wpada w pustkę
relatywizmu. Czy tak właśnie chcemy żyć?
Dla człowieka, który uznaje, że jest
samowystarczalny i nie potrzebuje niczego więcej, niż może zdobyć samodzielnie,
wspólnota nie będzie atrakcyjna. Uczestnictwo w każdym przypadku wiązać się
będzie z pewnymi kosztami.
"taki zaś, który z natury, a nie przez
przypadek żyje poza państwem, jest albo nędznikiem, albo nadludzką istotą, jak
ten, którego piętnuje Homer, jako: człowieka bez rodu, bez prawa, bez [własnego]
ogniska. Kto bowiem z natury swojej jest taki, równocześnie i wojny namiętnie
pożąda, będąc odosobniony, jak ten kamień wyłączony w grze w kości"
Uczestnictwo
we wspólnocie oznacza rezygnację z własnej nieomylności, z własnej boskości.
Cechy te, mam nieodparte wrażenie, przedstawiane są dzisiaj jako wzór postawy.
Rezygnacja z nich może być swego rodzaju osobistą porażką, porażką złudnej,
osobistej samowystarczalności, być może koniecznością odrzucenia wyznawanego
dotychczas światopoglądu. Decyzja z tym związana jest więc radykalna. Tylko od
indywidualnej oceny konsekwencji porzucenia lub trwania w takiej postawie będzie
zależeć decyzja o podjęciu poszukiwań. Opinia autora, choć jednoznaczna, nie
będzie mieć tutaj żadnego znaczenia. Znaczenie może natomiast mieć przykład
dawany przez uczestników wspólnot i to tego przykładu warto poszukać.
"We współczesnym przemysłowym społeczeństwie
jednostka nie tylko na początku swej drogi nie wie, gdzie jest jej miejsce i kim
ona jest. Społeczeństwo nie dostarcza jej także zadowalających sposobów
znalezienia takich definicji. W czasach współczesnych zostały więc rozbite stare
sposoby powiązania jednostki ze społeczeństwem i nie powstało jeszcze nic
zadowalającego w zamian. W rezultacie jednostka jest samotna, bezdomna, nie
powiązana ze społeczeństwem, choć jest otoczona przez ludzi i prawie wszystko
jest dozwolone. Musi sama znaleźć dla sobie jakieś miejsce i jakieś
samookreślenie".
W kolejnym artykule zaproponuję definicję
wspólnoty.
*
1 2
« Socjologia (Publikacja: 23-10-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10051 |
|