|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Dobry Polak, to uniżony Polak Autor tekstu: Tomasz Badura
Po wyniku czerwcowego referendum, które wykazało, że Wielka Brytania nie jest
już tak gościnną i otwartą krainą jak niegdyś a niektórzy jej obywatele
najwyraźniej uznali, że mają już oficjalne przyzwolenie na okazywanie swych
prawdziwych uczuć wobec imigrantów. Natychmiast wzrosła fala nienawiści wobec
przybyszów ze wschodnich krajów Europy, ale nie tylko — bo dostało się również
kolorowym a nawet muzułmanom, tak dla profilaktyki. Obecnie jednak, parę
miesięcy po referendum, fala ta zdążyła już opaść a wskaźnik „hate crime"
wydaje się powracać do swojego „normalnego" poziomu. Wielu mieszkających na Wyspach Polaków doznało z tego powodu silnych i przewlekłych objawów traumy, którą bardziej niż owe akty nienawiści, wydaje się
wywoływać część polonijnych pseudo-mediów.
Popularne polskie portale skierowane do Polonii w UK, już na wiele miesięcy
przed referendum wieszczyły tragedię jaka spotka rodaków, gdy Wielka Brytania
opuści UE. Potem, gdy wzrosła fala nienawiści, wywołały wśród Polaków tak wielką
psychozę, że niektórzy boją się używać języka polskiego nawet stojąc w kolejce
przy kasie w Lidlu (oprócz Netto chyba najtańszym supermarkecie na Wyspach),
gdzie zdecydowana większość klientów to również imigranci.
Krzykliwe i sensacyjne tytuły zamieszczane w owych internetowych brukowcach,
okazały się widocznie być skutecznym chwytem marketingowym, przyciągającym nowe
rzesze czytelników, żerując tym samym na bojaźliwości i naiwności wystraszonych
Polaków. Pisząc o tragedii, masakrze i wszelkiego rodzaju grozie wynikającej z nowej sytuacji Polaków, stają się dla prostego — słabo, lub w ogóle nieznającego
tubylczego języka- polonijnego ludu, wyznacznikiem do oceny bieżącej sytuacji.
Ale to nic.
Można również zauważyć, że nawet ci, którzy znają angielski na tyle, by się
wypowiadać na łamach brytyjskich mediów, swoje wywody zaczynają od jakiegoś,
dziwnie pokornego tonu, jakby przepraszali, że w ogóle ośmielili się zamieszkać w Wielkie Brytanii.
Skąd ta uniżoność? Czyżby polscy emigranci zapomnieli już, że przyjechali do
Wielkiej Brytanii, ponieważ brytyjski rynek pracy potrzebował pracowników? Nie
pamiętają już, jak to po wejściu kolejnych państw w struktury UE w 2004 roku,
rząd Tony Blaira przychylnie wypowiadał się na temat otwarcia brytyjskiego rynku
pracy na obywateli nowych państw członkowskich? A to, że nie zdecydował się
wówczas na wprowadzenie ani okresów przejściowych, ani nawet dodatkowych
restrykcji dla obcokrajowców zamierzających podjąć pracę na Wyspach, też nie ma
znaczenia? Przecież mógł wprowadzić — tak jak zrobiły to np. Niemcy.
Ktoś powie, no ok, ale to było ponad 10 lat temu, teraz mamy zupełnie inne
realia. Niezupełnie.
Jak wynika z oficjalnych danych, Wielka Brytania wciąż potrzebuje regularnego
napływu pracowników z zagranicy. Otwarcie przyznał to w 2015 roku Kanclerz
Skarbu George Osborne, przecząc tym samym populistycznej polityce rządu Davida
Camerona, który osobiście, własną facjatą i w pełni świadomie, okłamywał swoich
obywateli, zapowiadając, że ograniczy imigrację. Osborne stwierdził, że w ciągu
najbliższych lat, Wielka Brytania będzie musiała utrzymać dotychczasowy poziom
migracji netto, by osiągnąć planowaną nadwyżkę budżetową bez konieczności
kolejnych cięć wydatków lub podwyżki podatków. Jednakże miał zapewne na myśli
pracujących imigrantów, a tych otumanieni Brytyjczycy najchętniej widzieliby co
najmniej po drugiej stronie kanału La Manche.
Samotny Wędrowiec, Wikimedia
Niemniej jednak, Polacy wydają się nie mieć świadomości tych faktów a pobyt w Wielkiej Brytanii wywołuje wśród wielu z nich niepotrzebne poczucie winy. Być
może też, jest to nie tyle poczucie winy co zwykły konformizm. Wszak wyrażanie
swojej opinii możliwie najdłuższą drogą, za pomocą krętych wywodów i politycznie
poprawnych frazesów, tak by nie wysunąć się poza obowiązującą etykietę i przypadkiem nikogo nie urazić, jest już domeną nie tylko brytyjskiego sposobu
wypowiadania się, ale i standardem europejskiej „nowomowy". Ciężko zatem
jednoznacznie stwierdzić, czy ta uniżoność wynika z pozornej grzeczności, czy
może raczej z typowego dla Polaków kompleksu niższości.
Wypada zatem nieco przypomnieć, jak wyglądały brytyjskie realia z okresu
przed tą, rzekomo szkodliwą i pasożytniczą imigracją ze Wschodniej Europy.
Oczywistym jest, że zwykłego, brytyjskiego czytacza „The Sun" (czy innego
brukowca przeznaczonego dla proletariatu), ciężko przekonać argumentami, które
obnażają prawdziwe przyczyny tej rzekomej „brytyjskiej niedoli", szczególnie,
gdy urazimy jego dumę, sugerując, że to właśnie jego rodacy są w dużej mierze
sami sobie winni.
Każdy Polak zamieszkujący Wyspy na swój sposób rozumie, w jaki sposób
Brytyjczycy zawinili: degeneracja ostatniego pokolenia przejawiająca się m.in.
bezrobociem z wyboru; erozja norm społecznych; uzależnienie się proletariatu od
świadczeń i zasiłków socjalnych, które w latach 90 tych osiągnęły swe apogeum
oraz przekonanie, że „ to jest mój kraj i mogę robić to, na co mam ochotę"
odbiło się na brytyjskim rynku pracy na tyle mocno, że tamtejsze agencje pracy
zachłannym wzrokiem zerkały na każdego przybywającego imigranta. Rząd partii
Pracy, wprawdzie robił co mógł, próbując w sposób subtelny, tak by nie urazić
rozleniwionych i roszczeniowych wyborców, aktywizować do pracy więcej
Brytyjczyków w wieku produkcyjnym za pomocą nowych ustaw socjalnych, w tym
ustawą o płacy minimalnej, lecz działania te okazały się skuteczne tylko do
pewnego stopnia. Nieustannie rosnący i potrzebujący coraz więcej pracowników
przemysł tylko pogłębiał deficyt w zatrudnieniu, mimo że poziom bezrobocia
oscylował w granicach 5 proc.
Jednakże rozwiązanie problemu przyszło niebawem z Europy i brytyjski rynek
pracy nie musiał już szukać pracowników, bo ci znaleźli się sami. Wielka
Brytania, oprócz Irlandii I Szwecji, była jedynym państwem, które chętnie i szeroko otworzyło swe wrota imigrantom. I to od strzału. Poszerzenie UE o nowe
kraje członkowskie z wysokim bezrobociem początkowo wydawało się istnym serum na
problemy niektórych gałęzi brytyjskiej gospodarki, zapewniając stałe źródło
taniej i wyjątkowo jak na tamtejsze warunki, pracowitej siły roboczej.
Skutki kryzysu gospodarczego jaki nawiedził świat w 2008 roku, drastycznie
pogłębiły łagodną dotychczas niechęć wobec pracowitych narodów z Europy
Wschodniej. Cięcia świadczeń socjalnych, konieczność znalezienia pracy, wzrost
cen oraz inne trudności jakie wielu Brytyjczyków napotkało w tej nowej i mniej
przyjaznej rzeczywistości, stały się siłą napędową w postrzeganiu imigrantów
jako głównych winowajców tych niespotykanych od dekad problemów.
Niemałą rolę w demonizowaniu przybyszy z UE i przedstawianiu ich jako
szkodników i najeźdźców odegrały wypowiedzi niektórych członków toryskiego rządu
Davida Camerona jak i również samego premiera. Rządowa tuba propagandowa w postaci m.in. konserwatywnego brukowca „The Sun", dolewała oliwy do ognia,
konsekwentnie dbając o to, by nakierować gniew wyborców na odpowiedni i bezbronny cel, jakim okazali się biali europejscy imigranci (ponieważ kolorowych z Afryki i Azji otwarcie krytykować nie wolno).
Tym samym przez lata tłoczono do brytyjskich głów fałszywe i obłudne powody
tubylczej niedoli, dodatkowo obarczając Polaków, którzy przez ten czas stali się
uosobieniem białego europejskiego imigranta, cudzymi grzechami, takimi jak
żerowanie na zasiłkach socjalnych.
Zgoła innym przykładem są tutaj Niemcy. Z racji tego, że tamtejszy rynek
pracy nie cierpiał na chroniczny niedobór siły roboczej (a we wschodnich landach
panowało dość wysokie bezrobocie), Bundestag obawiając się napływu
niewykwalifikowanych pracowników, walczył co sił o zamrożenie rynku pracy dla
obywateli nowych państw członkowskich na 7 lat, czyli maksymalny okres jaki
przewiduje unijne prawo. Niemcy, do spółki z braterską Austrią, były jedynymi
państwami UE (jeszcze była Szwajcaria, ale ta jest poza UE), które skorzystały z maksymalnego okresu przejściowego.
Zatem, zapotrzebowanie na pracowników w jednym państwie i brak takiego
zapotrzebowania w drugim stało się, poza językiem i względnie wysokimi
zarobkami, głównym powodem, dla którego większość polskich emigrantów, zamiast
do sąsiednich Niemiec wyruszyła do dalekiej Wielkiej Brytanii.
O ile uświadamianie Brytyjczyków z tymi prostymi i oczywistymi faktami może
okazać się dość żmudnym i karkołomnym zadaniem, o tyle brytyjska Polonia powinna
być ich w pełni świadoma. Migracja obywateli wschodnio europejskich państw do
Wielkiej Brytanii dała korzyści obopólne — my dostaliśmy możliwość pracy i lepsze perspektywy, oni wyrównanie niedoboru pracowników i tym samym utrzymanie
wzrostu PKB na odpowiednim poziomie. Świadczą o tym wszelkie brytyjskie (i nie
tylko) badania i statystyki. Gdyby nie ówczesne zapotrzebowanie na rynku pracy,
Wielka Brytania przykładem innych państw skorzystałaby z okresu przejściowego,
tym samym znacznie ograniczając napływ wschodnio-europejskich imigrantów i wynikające z tego implikacje.
Niepotrzebna pokora, uniżoność czy kapitulanctwo w wypowiedziach tylko
pogłębi mieszkańców Albionu w przekonaniu, że imigranci z Europy zalewają akurat
Wyspy, tylko i wyłącznie ze swojej własnej inicjatywy. Wielu dumnych
Brytyjczyków nie chce przyjąć do wiadomości tego, że europejscy imigranci
„rozpychają się" na ich ziemi w głównej mierze dzięki (pozornie) wolnemu rynkowi i zasadom konkurencyjności, które ich przodkowie tak bardzo szerzyli przez
ostatnie stulecia.
A jeżeli ktoś dalej uważa, że imigracja żywi się kosztem „autochtonów"? No
cóż… Brytyjczycy nie sypią głów popiołem za imperializm, na którym to przecież
zbudowali swoją (minioną już) potęgę i (równie przemijający) dobrobyt. Tak jak w XIX wieku ich przodkowie rościli sobie prawo do zasobów innych narodów, uważając
je nieraz jako swoje, tak obecnie inne narody uważają (choć może nieświadomie),
że mają prawo do korzystania z brytyjskich dobrodziejstw.
Co prawda Wielka Brytania jest wciąż bardzo otwarta na imigrację, jednak już
przeciętny Brytyjczyk nie posiada ani żadnej wiedzy o swojej historii, ani tym
bardziej poczucia winy za los milionów Afrykanów i Azjatów, nieludzko
wykorzystywanych i mordowanych po to, by społeczeństwu białych panów żyło się
lepiej. Handel narodami Wschodniej Europy, niczym wagonami ze zbożem, jakiego w 1945 roku w Jałcie dopuścił się Churchill do spółki ze Stalinem i Rooseveltem
też nie stanowi dla nich żadnego problemu.
Na zakończenie warto poruszyć jeszcze jedną kwestię.
Według oficjalnych statystyk, Polacy stanowią na Wyspach Brytyjskich
zdecydowanie największą grupę narodową bez brytyjskiego paszportu. Według stanu z końca 2015 roku w Wielkiej Brytanii mieszkało 916 tys. Polaków. Tak duża
populacja potrzebuje prężnej organizacji o ogólnokrajowym zasięgu, która miałyby
wystarczająco dużą siłę przebicia w brytyjskim mainstreamie medialno-polityczno-towarzyskim.
Takie przebicie, które pozwoliłoby z wymiernymi skutkami zadbać zarówno o dobre imię, jak i odpowiednia postawę Polaków w brytyjskich realiach. Jedyna
ogólnokrajowa organizacja polonijna, powstałe w 1946 roku Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii, zajmuje się przede wszystkim kultywowaniem polskości, zaś
sprawom bieżącym, dotyczącym również nowej fali polskiej emigracji oraz
przyszłości rodaków poświęca już zdecydowanie mniej uwagi.
« Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 07-11-2016 )
Tomasz Badura Ma 32 lata, mieszka w Wielkiej Brytanii, pracuje na stanowisku programista-operator maszyn CNC. Posiada średnie wykształcenie, przez pewien czas studiował budownictwo na Politechnice Opolskiej oraz marketing i zarządzanie w Bielsku-Białej. Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Co to jest Aleppo? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10054 |
|