|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Energetyka
Kryzys zielonej polityki w Niemczech Autor tekstu: Andrzej Strupczewski
Miażdżąca klęska Partii Zielonych w wyborach
do parlamentu Saary to bezpośredni efekt katastrofalnego braku energii z turbin
wiatrowych i paneli słonecznych w styczniu bieżącego roku. W wyborach przeprowadzonych w marcu br. Partia Zielonych nie uzyskała nawet
5% głosów — i straciła prawo do wejścia do parlamentu Saary[1].
Zieloni mają jeszcze 63 miejsca z 630 miejsc w parlamencie ogólnokrajowym, ale może to się zmienić podczas wrześniowych
wyborów w Niemczech. Inne partie lewicowe także straciły głosy. Łącznie dostały
one tylko 12.9% głosów, co nie wystarczyłoby im na zawarcie koalicji z partią
Socjaldemokratyczną.
Wyborcy odmówili poparcia lewicy, ponieważ w styczniu niemiecki system energetyczny doszedł do granicy załamania wskutek
braku prądu z wiatru i paneli słonecznych. Zachmurzone niebo i niskie prędkości
wiatru obnażyły słabość OZE. W dniu 24 stycznia tylko wprowadzenie ostatniej
rezerwy energetycznej uchroniło system od krachu, oświadczył mediom kierownik
unii energetycznej IG Bergbau, Chemie Energie. Wszystkie elektrownie
konwencjonalne i jądrowe były wykorzystane i pracowały na granicy możliwości.
Jakakolwiek usterka w nich spowodowałaby wówczas krach energetyczny na skalę
całego kraju.
Niemcy musiały tego feralnego dnia wznowić
pracę wszystkich wcześniej wyłączonych elektrowni węglowych. Tymczasem plany "zielonej
transformacji energetycznej" przewidują, że do 2030 roku wyłączonych
zostanie 30 elektrowni opalanych paliwem kopalnym.
Jak informuje Berliner Zeitung, wobec
rażącej zawodności wiatru i paneli słonecznych[2],
Niemcy podjęły decyzję o ograniczeniu łącznej mocy wiatru i słońca do 40-45%
mocy w systemie energetycznym, a do 2019 roku mają one
zmniejszyć moc elektrowni wiatrowych o 6000 MWe.
Kierowana względami politycznymi i, jak
pokazuje praktyka, nieefektywna polityka energetyczna Niemiec doprowadziła już w 2016 roku do konieczności wypłacenia deweloperom farm wiatrowych ponad 548
milionów USD tylko po to, by wyłączyli dostawy prądu do sieci, gdy wiał silny
wiatr, a zapotrzebowania na prąd nie było. Wyłączanie wiatraków było niezbędne
dla zapobieżenia uszkodzeniu sieci energetycznej, stwierdzono w analizie
przeprowadzonej przez niemiecki tygodnik gospodarczy Wirtschaftswoche[3].
Lobbyści wiatraków twierdzą, że w 2016 roku
zainstalowano w Niemczech wiatraki o łącznej mocy 3600 MWe co "odpowiada
mocy 3 elektrowni jądrowych".[4]
Ale ta moc, to moc szczytowa, w chwili gdy wieje najkorzystniejszy wiatr, a moc
średnia w ciągu roku jest 4 do 5 razy MNIEJSZA. Dlatego energia elektryczna
dostarczana przez wiatraki o mocy 3600 MW (szczytowej) odpowiada mocy
dostarczanej nie przez trzy, ale przez ułamek jednej elektrowni jądrowej
np. przez 0,6 elektrowni z reaktorem KONVOI o mocy 1300 MWe.
Co ważniejsze, moc z elektrowni jądrowej nie
zależy od kaprysów wiatru i można na nią liczyć, gdy jest potrzebna — a na moc
wiatraka liczyć można nie zawsze. Przykład to wspomniana wyżej generacja energii
elektrycznej w Niemczech w dniu 24.01.2017 pokazana na rysunku obok.
Kolor żółty — panele słoneczne, zielony -
wiatr, szary — elektrownie węglowe, gazowe i jądrowe, fiolet (na dole)
import-eksport energii. Dane z wykresów Instytutu Fraunhofera
https://www.energy-charts.de/power_de.htm
Np 24-go o 16.15 energia słoneczna
dostarczała moc 0.15 GWe, wiatr 1,59, elektrownie węglowe, gazowe i jądrowe
58,23 GWe, zaś import wynosił 1,23 GWe, razem 61,34 GWe. To znaczy, że źródła
odnawialne, których moc szczytowa (nominalna) wynosiła 45,5 GWe (wiatr) i 40,85
GWe (słońce)[5]
dostarczały razem tylko 2% swej mocy nominalnej.
„Zielona" energia nie przybliża Niemiec do
osiągnięcia deklarowanego celu obniżenia emisji CO2. Wobec wyłączenia elektrowni
jądrowych, Niemcy były zmuszone powrócić do węgla jako podstawowego źródła
energii elektrycznej. Spowodowało to wzrost emisji CO2 o 28 milionów ton
rocznie.
Trzeba dodać, że groźba całkowitego
załamania systemu energetycznego jednego kraju wskutek braku wiatru nie jest
tylko pustym hasłem. W Południowej Australii, która polega na słońcu i wietrze,
brak energii elektrycznej z tych źródeł doprowadził do całkowitego zaciemnienia
całego stanu.[6].
Podobne sytuacje zdarzały się także w Wielkiej Brytanii i innych krajach.
Dlatego budowa wiatraków oznacza konieczność budowania jako rezerwy elektrowni
gazowych, które mogą być szybko uruchomione by zastąpić stojące bez ruchu
wiatraki. Niestety, gaz jest drogi, a te elektrownie gazowe, które mogą być
szybko włączone pracują w cyklu otwartym i mają małą sprawność — a więc koszty
produkowanego przez nie prądu są duże. Bardziej ekonomiczne elektrownie gazowe
pracujące w cyklu zamkniętym mają wysoką sprawność — ale potrzebują znacznie
dłuższego czasu na ich uruchomienie.
Dla Polski konieczność budowy elektrowni
gazowych dla podtrzymania wiatraków i paneli słonecznych nie jest atrakcyjna.
Gaz importujemy, a powiększanie zależności od dostawcy gazu nie leży w naszym
interesie.
Mapa nasłonecznienia Europy. Portugalia, jeden z najbardziej nasłonecznionych krajów Europy i jeden z najbardziej wietrznych, który ma rozbudowany sektor OZE sięgający 70% misku energetycznego, w 2016 jedynie przez 4 dni funkcjonował wyłącznie w oparciu o OZE. Polska ma dwukrotnie mniejsze nasłonecznienie niż Portugalia — przyp. red.
« Energetyka (Publikacja: 30-03-2017 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10100 |
|