|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Fenomen odrodzenia polskiego Śląska [1] Autor tekstu: Stanisław Bełza
Śląsk, w zaraniu dziejów naszych na całym swoim
obszarze czysto polski, w miarę jak związek państwowy z nami rozluźniał się,
ulegał powolnej na zachodnich i północnych swoich kresach germanizacji, a w
części czechizacji. Zrazu nieznaczne, od chwili gdy Kazimierz Wielki zrzekł się
prawnie na rzecz Czechów tej prowincji, wzmogły się one zwłaszcza pierwsza w następnych stuleciach, dopóki jednak był on częścią składową najpierw państwa
Otokara a później monarchji Habsburgów, nie uczyniły na nim zbyt dotkliwych
wyłomów narodowych i szczerb. I dopiero gdy Fryderyk II włączył go niemal w całości przemocą do swoich dzierżaw, doznał on losu krajów, nad któremi
zaciążyła twarda pruska pięść. Kiedy więc rozpoczęła się pod tym względem narodowa reakcja i tłumiona nasza
mowa podniosła donośnie głos, dopominając się przysługujących jej praw, powołała
ona przed swój narodowy trybunał przedewszystkiem Prusy, Austrja bowiem gdzie w Cieszyńskiej stronie Śląska, przeważnie była ona mową mieszkańców, wzorem ich w najarbitralniejszych nawet chwilach swoich rządów, w tym co one stopniu nigdy
nie usiłowała wydrzeć jej z ust ludu. Mniejszy w niej więc o wiele językowy
nacisk, o wiele też bez porównania słabszy wywoływał odpór.
Co jest znamiennem wielce, gdy się rozważa tę narodową w Prusach, ale i w
Austrji reakcję w interesie polskości to to, że wyszła ona z wewnątrz, bez
współudziału zewnętrznego sąsiadującej ze Śląskiem od północy i wschodu Polski,
że płomień, mający wkrótce potem rozżarzyć dokoła wielki ogień, roznieciła nie
nasza, ale wyłącznie Śląska ręka. Tłumaczy się to warunkami politycznemi, w jakich w chwili gdy to nastąpiło, znajdowała się ona. Była to mianowicie druga
połowa pierwszego pięćdziesięciolecia XIX wieku, kiedy po zgnieceniu w oceanie
krwi rewolucji listopadowej wszystkie trzy państwa, które dokonały zbrodni
rozbioru naszego kraju, podały sobie zgodnie ręce, aby nas ostatecznie zgnieść. I szły w tym kierunku w harmonji niezakłóconej najlżejszym zgrzytem. Zarówno
więc w byłem Królestwie Kongresowem i na Litwie i Rusi, jak w tak nazwanem
Księstwie Poznańskiem, Prusach Zachodnich i Galicji, wszystko co władzę
państwową trzymało w swoich dłoniach, wytężało wszystkie siły, aby nas
unicestwić, i zdemoralizowanych i osłabionych wchłonąć w swój organizm. Instynkt
zatem zachowawczy, właściwy ludom gniecionym i skazanym na zagładę, na
obszernych obszarach od Warty i Wisły do Dniepru i od Bałtyku do gór Karpackich,
Sanu i Dniestru, odwracał nasz zbiorowy wzrok od tego, co się na wybrzeżach
górnej Odry wtedy dokonywało, kazał myśleć wyłącznie o sobie. By ostać, by z ognia zadawanych nam męk nad mękami przez zjednoczonych w chęci zagłady nas
wszystkich naszych katów, wyjść poparzonymi dotkliwie, ale nie spopielonymi
doszczętnie. Otóż temu to mianowicie przypisać należy, że gdy na Śląsku
rozpoczęte zostało w tych tragicznych dla Polski całej czasach odrodzenie
narodowe, polskiej ręki z Poznania, Warszawy i Krakowa w odrodzeniu tem
zabrakło, że przy zapoczątkowanej tam wtedy robocie wielkiej świeciła Polska,
nieszczęśniczka, nieobecnością. Kto obeznany jest z tem piekłem, jakie
sprzysięgło się pod ten czas na nas, kamieniem potępienia ciężkiego za to na nas
nie rzuci.
Józefem Lompą nazywa się ten, który pierwszy na Śląsku pruskim upomniał się
głośno o językowe prawa swojego ludu. I zapoznawszy go z jego przeszłością,
wezwał do pielęgnowania niepokalanej czystości wspaniałej naszej mowy.
We dwa lata po rozbiorze naszego kraju urodzony o słabem bardzo przygotowaniu
naukowem, ale o silnem sercu, kiedy rozejrzawszy się dokoła siebie, ujrzał
głębię przepaści, w jaką lud mu nad wszystko drogi pchał Prusak, zadrżał z przerażenia i postanowił do tego, by w niej pogrążony został, nie dopuścić. Więc
nie krępując się tem, że sprawując urząd przy sądzie w Woźnikach pruski mundur
nosił, że stawiał na kartę cały swój i swojej rodziny los, zabrał się
energicznie do tego, by lud odrodzić i uodpornić na wpływ usiłujący go
przeistoczyć. Jako środek prowadzący do tego celu wybrał książkę. I gdy rząd
wkładał mu do rąk pisaną językiem skażonym umyślnie, by go ku niemu obrzydzeniem
przejąć, podał mu ją w niewykwintnej wprawdzie, ale czystej formie, nie o wiele
ustępującej tej, w jakiej szli do ludu narodowi działacze w rdzennej Polsce. I tą formą porwał go ku niej. Kazał mu ją kochać i zdala od szkoły i Kościoła,
gdzie z podobną się nie spotykał, pielęgnować poza okiem tych, którzy wyczuwali w niej groźnego wroga.
Książek takich napisał Lompa mnóstwo w najprzeróżniejszych dziedzinach,
zaczepiając zarówno o gramatykę jak o rolnictwo, historję, jak przykazania
kościelne, nie krępowało go to bynajmniej, że żeglując po tak rozległem morzu,
nie miał sił dostatecznych do zwalczania spiętrzonych na niem przeciwności, szło
mu bowiem nie o naukową bynajmniej ich wartość, ale o to, o to jedynie, aby
zastąpiły one ludowi jego te, jakie Prusak wciskał mu podstępnie, bądź w niemieckim, bądź w plugawiącym mowę naszą języku, by go oderwanego od nas
państwowo, zniechęcić ku nam i narodowościowo na wieki od nas odłączyć. Nie
szukajmy więc w nich wiedzy, szukajmy serca, a to odnalezione w nich na każdej
niemal karcie, niechaj nas wszystkich przejmie czcią ku niemu, jako ku jednemu z wielkich siewców, którzy w grunt rozmyślnie zachwaszczony siali ziarna
błogosławione odrodzenia i duchowego zdrowia. Wielcy rozumem w rocznikach
swojego kraju zapisują się trwałemi zgłoski, ale miłością jego wielcy, jaśnieją
na nich nie blaknącym nigdy blaskiem najczystszego złota. Takim właśnie blaskiem
na kartach Śląska jaśnieje Lompy nazwisko.
Józef Lompa, to krok pierwszy na drodze odrodzenia narodowego Śląska
pruskiego, Karol Miarka, to krok drugi.
Historja życia niezwykłego tego człowieka to historja najniegodziwszych pod
słońcem zamierzeń i przewrotności bezwstydnego rządu, sparaliżowanych dzięki
szczęśliwemu wypadkowi i żelaznej pracy.
Urodzony w roku 1824 w Pielgrzymowicach drobnej wioszczynie śląskiej z niezamożnych rodziców, przeszedł on jak wszyscy mu współcześni szkołę ludową
pruską i wyssał z niej nienawiść do polskości.
Nauczono go tam, że Polska to kraj nędzarzy i małowartościowych ludzi, że w szeregu krajów europejskich zajmuje najpośledniejsze miejsce, że nie posiada
żadnej literatury prócz kantyczek i kalendarzy. A ilustrowano mu tę naukę
takiemi dodatkami, iż wyrobiono w nim wstręt do Polski, dumę, że choć z rodziców
polskich urodzony, urzędownie zalicza się do narodowości niemieckiej. I tę dumę
miał on w swojem sercu do 36 roku życia, a że Bóg go obdarzył pisarskim
talentem, w pierwszych swoich literackich dla ludu polskiego, a więc po polsku
skreślonych pracach odbił ją wynoszeniem pod obłoki wszystkiego co niemieckie.
Ale miał on przy tem wszystkiem poczucie sumienności, zamierzając więc
kreślić powiastki historyczne chciał mieć pewność, czy posiadają one wartość
literacką. A że w pobliżu Śląska pruskiego, na austrjackiem jego południu, w Cieszynie mieszkał i działał mąż wielkiego rozgłosu Paweł Stalmach, więc pragnąc
przekonać się o tem, co jego prace są warte, pojechał do niego i poddał je pod
jego sąd. I tu, dzięki wypadkowi przerodził się zupełnie. Ujrzał bowiem w jego
skromnej pracowni szafę zapełnioną książkami polskiemi, przekonał się naocznie,
że obejmują one wszystkie działy wiedzy, że poza kantyczkami i kalendarzami od
poezji aż do filozofji i nauk ścisłych wszystko co myśl ludzka gdziekolwiek
utworzyła, znajduje w nich odzwierciadlenie. I bielmo spadło mu z oczów,
przejrzał i ujrzał w całej potworności całą duchową nędzę Prusaka, zohydzającego
to, czego zdeptać nie mógł. Ujrzał to on w Cieszynie i poprzysiągł tam zemstę
Prusakowi. I przysiędze tej się nie sprzeniewierzył. I kiedy w 22 lat potem, w tymże samym Cieszynie, jako zbieg przed prześladowaniami pruskiemi do snu
nieprzespanego zamykał powieki, zamykał je z tem zadowoleniem wewnętrznem, że
ludowi swojemu oddał niespożyte zasługi.
I to nie tylko na pisarskiem, jak Lompa polu. Bo wyższych od niego polotów,
wyżej on bez porównania sięgał, a że w rękach swoich miał to, czego jego
poprzednik był pozbawiony, organ publiczny, który pod tytułem: „Katolika"
wydawał w Królewskiej Hucie, przeto w organie tym urabiał lud pod względem
politycznym, przypominając mu ciągle, że o ile stać będzie przy narodowym
sztandarze, stanie się nie do zwalczenia na Śląsku siłą. Naturalnie za tę swoją
działalność naraził się na prześladowania, z więzienia przechodził do więzienia,
to jednak nie powstrzymywało go na jego drodze, szedł po niej wciąż naprzód,
póki mu tylko starczyło sił. [ 1 ]
Powiedziałem wyżej, że zasługa to Pawła Stalmacha i książek polskich
zgromadzonych w jego podręcznej bibljotece w Cieszynie, iż Miarka, Niemiec z ducha, do 36-go roku życia, pozyskany został dla polskości. Bez niego i jego
książek pozostałby on Niemcem, a choć jako nauczyciel i redaktor pisałby dla
ludu po polsku, trułby go drogą języka tego, wszczepiając weń jad, któryby go
rozkładał powoli. Nie będzie więc w tej chwili nie na miejscu, jeśli w krótkich
słowach powiem coś nie coś o pracach tego niepospolitego męża na Śląsku
austryjackim, gdzie on działał i dla którego niespożyte położył zasługi.
Jak wiadomo, maleńka cząstka piastowskiej tej dzielnicy, w następstwie wojen
Fryderyka II-go nie podzieliła losu olbrzymiej jej całości. Pozostała przy
Austrji. I tym sposobem zabezpieczoną została od tych metod, przy których pomocy
Prusak dążył do zatarcia doszczętnego jej narodowej odrębności. To jednak nie
zabezpieczyło jej, (nie tyle z góry ile z dołu) nacisku, usiłującego ją
podporządkować narodowościom obcym: niemieckiej i czeskiej. I tu więc wobec
nacisku tego, okazała się potrzeba skupienia sił, by stan posiadania polskości
nie umniejszał się z dniem każdym, by tam, gdzie górowała ona nad obcą, nie
została wypartą lub boleśnie okrojoną.
A górowała ona w całej wschodniej Śląska austryjackiego stronie, dokoła
Cieszyna będącego czemś w rodzaju jak wszystkie tam miasta, wyspy jedynie
niemieckiej na polskiem morzu.
Otóż do skupienia sił tych na Śląsku austryjackim Paweł Stalmach przyczynił
się w największej mierze, jako redaktor i jako działacz społeczny, on jest tam
tem słońcem, dokoła którego na jego niebie krążyły gwiazdy słabszej bez
porównania mocy.
Podobnie jak Lompa i Miarka, wyszedł on z najniższych ludu swojego warstw, a w szkołach do których go rodzice jego oddali, uczył się wyłącznie po niemiecku,
tak dalece, że zapomniał w nich języka ojczystego. Ale się ocknął, i gdy nie
mając innego wyboru został nauczycielem ludowym, był już w stanie wyrażać się do
uczniów poprawnie. Powtórzyło się więc z nim to samo co z Miarką, z tą różnicą
tylko, że odrodził się sam bez niczyjego wpływu. Tem to lepiej świadczy o jego
wyjątkowej indywidualności.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Stanisław Bełza. Karol Miarka, kartka z dziejów Górnego Śląska. Warszawa 1880. « Historia (Publikacja: 04-04-2017 )
Stanisław Bełza Ur. 1849, zm. 1929. Adwokat, pisarz, podróżnik i działacz kulturalny na Śląsku. W 1921 założył Towarzystwo Narodowo-Kulturalnej Pracy dla Górnego Śląska oraz Biblioteki im. Melanii Parczewskiej w ówczesnej Królewskiej Hucie (dziś Chorzów). 2 maja 1923 został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Śląsk, Polska, Niemcy | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10102 |
|