|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Śląsk, Polska, Niemcy [1] Autor tekstu: Stanisław Bełza, Ślązaczka
W środkowej Europie, w samem
nieledwie jej sercu, w kącie wciśniętym z jednej strony w Saksonję i Czechy, z drugiej w ziemie polskie, stanowiące do ostatnich chwil część dzierżaw Rosji i Austrji, leży prowincja od niepamiętnych czasów nosząca nazwę Śląska. Łączna i nierozdzielna przez długi
szereg wieków, w roku 1742, w następstwie najniesprawiedliwszej wojny, jaką
wszczęła chciwość niekrępującego się żadnemi moralnemi względami zaborcy,
rozczłonkowaną ona została na dwie części, i gdy część jej znacznie większa
powiększyła organizm państwa pruskiego, druga, nieznaczna pozostała przy
monarchji habsburskiej, od której ją władca tego państwa gwałtem oderwał.
Jeżeli rzucimy okiem na mapę tej
prowincji, to z drobnemi załamaniami przedstawi nam się ona jak elipsa ułożona
skośnie i pochylona od wschodu ku zachodowi. Pochylona w kierunku spławnej rzeki
jaka ją przez sam niemal środek przerzyna, przysiada się ona na całej swojej
długości do tej rzeki, skrapiającej ją w kierunku zachodnim, zanim rozstawszy
się z nią zwróci się gwałtownym ruchem ku północy, by skierowawszy się ku
Brandenburgji i Pomorzu, zginąć pod Szczecinem w falach morza Bałtyckiego.
Rzeką tą, zrosłą tak ściśle ze
Śląskiem jak z Polską Wisła, jest Odra, wypływająca z wyżyn Sudetów na Morawach i spławna niemal na całej swojej długości, dając spławnością tą swoją oczywiste
świadectwo, czem jest dla ziem, które ubłogosławia swojemi wodami. Istotnie jest
ona ich błogosławieństwem, wzmagając ich gospodarcze bogactwa i wpływając na
dobrobyt ogólny mieszkańców.
W części swojej południowej dotąd
słowiański, wciśnięty w kompleks słowiańskich ziem, Śląsk ociera się od północy o Wielkopolskę i Brandenburgję, styka się z Saksonją zachodnią swoją rubieżą, by
rozstawszy się z nią wejść w graniczny związek z Czechami i Morawją, okalającemi
go od południa i odcinającemi go od rozpościerającego się dalej germańskiego
świata. Jest on więc dziś czemś niby półwyspem wsuniętym południową swoją
częścią w morze obce jego przeważającej bryle, przypominając światu, czem był
przed wiekami, zanim podmywające go z dwóch stron fale zatopiły w nim w znacznej
części to, co w zaraniu wieków nadawało mu swoisty charakter.
Nazwa Śląska ma pochodzić od rzeki
Ślęzy, którą Niemiec, jak wszystko niemal co Słowianom zagrabił, przeinaczył po
swojemu na Lohe. Rzeczka ta dziesięć razy bezmała krótsza od Odry, pod
Wrocławiem łączy swe wody z jej wodami, i ona to nazwę tę mu użyczyła,
skrapiając okolice zamieszkiwane w IX i X wieku przez lud słowiański w starych
kronikach zagranicznych Ślęzanami zwany. Czy tak? trudno o tem z całą
stanowczością twierdzić, pokrewieństwo przecież bliskie wyrazów: „Śląsk" i „Ślęza", do dziś jeszcze w encyklopedjach czeskich zwanej „Slezą", zdaje się za
tą hipotezą przemawiać.
W jednej trzeciej niemal swojej części
dziś jeszcze polski, Śląsk w zaraniu naszych dziejów polskim był na całym bezmała swoim obszarze. Ślęzanie, Bobrzanie, Dziedoszanie, Opolanie,
zamieszkujący go w całej rozciągłości, nie co innego to, jak rodzeni bracia
naszych Wielko- i Małopolan nad Odrą i nad górną Wisłą. Parł nań wprawdzie od
zachodu zwłaszcza napór niemczyzny, urywał mu wysunięte klinami w jej ciało
mniej odporne na nacisk z zewnątrz skrawki, ale w swojej masie był on jednolitym i niczem nie wyróżniał się językowo i obyczajowo od ziem państwowo i narodowościowo naszych. I spojony z nami, bronił wschodu Europy przed obcym mu
światem, świadomy spustoszeń, jakich dokonał on nienasycony nigdy niczem nad
Łabą i na bałtyckiem wybrzeżu. Szedł z Polską ręka w rękę, dzieląc jej dziejowe
koleje, wpatrzony w ślniące na jej niebie narodowe, nie mające nic wspólnego z niemieckiemi gwiazdy.
Ta łączność Śląska z Polską,
bezsprzeczna w czasach gdy na widowni politycznej Europy byliśmy jeszcze
czynnikiem małoznacznym, w epoce naszego państwowego rozkwitu po przyjęciu wiary
chrześcijańskiej, uwydatnia się znacząco. W walkach jakie wielki budowniczy
naszego państwa Bolesław Chrobry w pierwszych latach XI stulecia toczył o utrwalenie naszego bytu z Niemcami, nie kto inny też tylko Śląsk jest tą
fortecą, odpierającą napór na nasz kraj i wymierzającą cios po ciosie w stronę
kraju naszego wrogów. Spustoszony przez nich w roku 1010 aż po Głogów, w pięć
lat później przyczynia się do ich porażki nad Bobrą, a gdy wkrótce potem by
porażkę tę powetować Niemcy do współki już z Czechami nachodzą znowu ten kraj,
jednym i drugim daje uczuć siłę ramion, swoich i całej Polski obrońców. W całym
więc ciągu bohaterskich walk Mieczysławowego syna z zachodnim nieprzyjacielem,
stał on przy nas ramię przy ramieniu, walczy z nami łącznie, krwią pieczętując
związek swój z nami nierozerwalny i niezakłócony najsłabszym zgrzytem.
Obchody 900. rocznicy Obrony Głogowa z 1109 przed wojskami króla niemieckiego Henryka V, pod pomnikiem Dzieci Głogowa (dzieci mieszkańców były przez Niemców wiązane do machin oblężniczych jako żywe tarcze). Fot. Jolanta Paczkowska
Ścisły związek państwowy jednak Śląska z Polską, gdy nam tego wielkiego króla i wojownika nie stało, za jego następców
słabnie i rozluźnia się z dniem niemal każdym. Czując po śmierci Chrobrego
omdlenie naszego ramienia, chciwi jego zachodni sąsiedzi zaczynają ostrzyć na
niego zęby, kiedy więc Mieczysław II zamknął powieki pozostawiając kraj w anarchji, Brzetysław czeski wymierza w samo jego serce cios. I odrywa go w roku
1038 od nas. Ale władza jego nie trwa nad nim długo i w 12 lat później widzimy
Śląsk znów na starej swojej „ojczyzny łonie".
Nieszczęsny podział naszego kraju
pomiędzy synów Krzywoustego, podkopuje silnie państwową łączność Śląska z Polską. Wchodzi też on od tej chwili na inne już niż nasze drogi, mniej ku nam
niż ku Niemcom i Czechom ciążyć zaczyna. I choć przez Piastowiczów rządzony,
ulega silnie wpływom obcym tradycji Piastów, której tak potężnym wcieleniem był, o ile o stosunek nasz do Niemców chodziło, Bolesław Chrobry. Niezliczonemi więc
kanałami torują sobie te wpływy ścieżki na Śląsku, nieparaliżowane przez nikogo
rozpościerają się na nich od północy i zachodu, stan naszego narodowego
posiadania pomniejszając znakomicie. A przybiera to rozmiary znamienne, gdy
Kazimierz Wielki, tytularny już tylko władca tej dzielnicy, w roku 1339 zrzekł
się jej uroczyście na rzecz Czech. Od tej też pory nie ku Polsce zaczyna Śląsk
ciążyć, nie z Polski płynie ku niemu światło rozpromieniające długie wieki jego
życiowe koleje. Niemiec i Czech gospodarzą już w nim jak we własnym,
niekwestjonowanym w wyłącznego posiadania prawie, domu.
Usankcjonowany urzędowym dokumentem
rozwód jego z nami na jego losach wyciska niezatarte piętno. Zwłaszcza że
Kazimierzowi następcy, w czasach największego rozkwitu pozostawionego im
piastowskiego, złączonego w końcu XIV wieku z Litwą państwa, wytężając wzrok
swój na wschód odwracają go niebacznie od zachodnich Polski stron. I jak gdyby
nie przewidując, że tam właśnie czaiło się największe dla nas niebezpieczeństwo,
mogąc czasami nawet, nie wyciągają ręki po to, co bez trudu wielkiego mogło było
zostać ponownie połączone z nami.
Ten rozbrat państwowy Śląska z Polską
odbił się szkodliwie nie tylko na państwowej spójni jego z nami. Poczynił
szczerby na narodowościowych jego stosunkach, zaznaczył się fatalnie na
zwyczajach i obyczajach jego mieszkańców. Zalewają go więc coraz więcej potoki
przybyszów obcych, Niemiec i Czech rozpościerają na nim coraz szerzej swoje
zagony. I powoli wypierają ku wschodowi polskość, ku brzegom Odry. Ale wypierają
ją bez nacisku z góry, bez wpływu nowych władców tego kraju, — jeżeli tak
wyrazić się można, mając na uwadze ówczesne stosunki, kulturalnemi drogami.
Powolna więc germanizacja i czechizacja zatacza na nim coraz szersze koła, i jeżeli w krąg swój nie wciąga zbyt obszernych przestrzeni, zawdzięczać to należy
tej okoliczności, że ręki pomocnej nie podawała im władza państwowa, że śruby
gniotącej, to co naszego tam było, nie nakręcał natarczywie ze stojących u steru
jej nikt. Cofamy się więc już wtedy na Śląsku z zachodu ku wschodowi, ale cofamy
się powoli, i dopiero stan naszego posiadania w tej dzielnicy zmniejszać się z każdym dziesiątkiem lat niemal zaczyna, gdy niespodziewane wypadki polityczne,
znakomitą większość tego kraju wprowadzają na nowe państwowe drogi. I rozdzielając go na dwie części, każdej z nich gotują odmienną dolę, stwarzając
dla każdej odmienne życia i rozwoju warunki.
Ze skromnych początków urodziła
się, rozbita dziś i poniżona monarchja pruska, z bardzo skromnych. W pierwszych
latach XV stulecia, w chwilach gdy Polska, rozgromiwszy na krwawych polach
Grunwaldu i Tannenberga „smoka krzyżackiego", w szeregu państw Europy wschodniej
zajęła najpierwsze miejsce, łaska cesarza Zygmunta osadziła w dzisiejszej jej
stolicy małoznaczną w Niemczech i świecie rodzinę Hohenzollernów, o przeszłości
żadnej ale o nieograniczonej w pożądliwości cudzego ambicji. Dzięki
nieopatrzności naszej rodzina ta położyła swą rękę na hołdowniczych od Zygmunta
Starego Prusach Książęcych, mimo to wszystko jednak w świecie politycznym Europy
nie odgrywała żadnej roli. Elektorzy Saksonji i Bawarji zaćmiewali ją swoim
blaskiem. I dopiero Fryderyk Wilhelm, wielkim elektorem Brandenburskim nazwany,
wzmożony terytorjalnemi nabytkami na skutek pokoju Westfalskiego, z grupy
władców z którymi się nikt nie rachował, wysunął się na wybitniejszy plan.
Od tej chwili o margrabstwie Brandenburskiem zaczyna być nieco głośniej w świecie, mimo przecież, że niedługo
po jego śmierci, w roku 1700, przeinacza się ono w Królestwo, przybierając nazwę
pruskiego, zarówno za następcy wielkiego elektora Fryderyka jak i za jego syna
Fryderyka Wilhelma, prawdziwego obłąkańca w królewskiej na głowie koronie, do
roku 1740 z państwem pruskiem nie rachuje się w Europie nieledwie jeszcze nikt.
I dopiero rok ten, fortunny dla terytorjalnego jego rozrostu, nieszczęsny dla nas w kilkadziesiąt lat później,
ale przedewszystkiem dla Śląska, przynosi pod tym względem radykalną zmianę:
przez wstąpienie na tron jego syna, na urągowisko prawdziwej wielkości, wielkim
przez Prusaków nazwanego, Fryderyka II-go.
Cynik, jakiemu podobnych mało znają
dzieje, dla osiągnięcia celów swoich nie rachujący się z żadnemi moralnemi
względami, myślący jedynie dniem i nocą o tem, coby się dało urwać nieopatrznym
na wschodzie i zachodzie jego sąsiadom, usypiając ich czujność i łudząc udaną
swoją bezinteresownością lub życzliwością, ledwie przyozdobił on miedziane swoje
czoło koroną w Królewcu, zaczął pożądliwem okiem spoglądać ku południowi, w nadziei, że tam właśnie znajduje się łup, który stać się może jego udziałem,
jeżeli tylko okoliczności nadejdą dla niego sprzyjające. „Jego Królewska Mość
przypadek", — jak się on zwykł był niejednokrotnie wyrażać, niedługo potem
sprawdził okoliczności takie: przez wstąpienie na tron władczyni Śląska, po
cesarzu Karolu VI-ym, Marji Teresy.
1 2 3 Dalej..
« Historia (Publikacja: 13-04-2017 )
Stanisław Bełza Ur. 1849, zm. 1929. Adwokat, pisarz, podróżnik i działacz kulturalny na Śląsku. W 1921 założył Towarzystwo Narodowo-Kulturalnej Pracy dla Górnego Śląska oraz Biblioteki im. Melanii Parczewskiej w ówczesnej Królewskiej Hucie (dziś Chorzów). 2 maja 1923 został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Fenomen odrodzenia polskiego Śląska | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10107 |
|