|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Laicyzacja
Prawdziwa cywilizacja życia czyli świat areligijny Autor tekstu: Piotr Napierała
Zarówno w teorii, jak i w praktyce udowodniono już, że człowiek
moralny potrafi znakomicie obejść się bez religii. Wiemy to m.in. stąd, że
istnieją miliony moralnych ludzi, którzy nie zaprzątają sobie głowy myśleniem o religii. Religia jest zjawiskiem, którym nie trzeba się już interesować ze
strachu przed wykluczeniem ze społeczeństwa i sankcjami. Nie trzeba nawet pamiętać o świętach religijnych i innych tego typu okazjach.
Jak to się stało, że religia została usunięta z centrum życia publicznego?
Ludzie religijni zwykle obarczają za to odpowiedzialnością rewolucję
francuską, co jest dużym błędem. Areligijność narodziła się bowiem wraz z empiryzmem brytyjskim, a więc wraz z Locke’em, Newtonem, a może nawet z Ockhamem. W XVII wieku w Anglii zauważono, że ludzie mający coś do
zaproponowania społeczeństwu mogą się porozumieć tylko wówczas, gdy ich
prywatne wierzenia zostaną wyłączone z dyskusji. Taka idea właśnie przyświecała
założycielom Royal Society (1660). Anglikanie, sekciarze protestanccy i ludzie
obojętni religijnie (coraz liczniejsi deiści idący w ślady Johna Tolanda)
obradowali na sesjach stowarzyszenia dla dobra ludzkości i cywilizacji. Dzięki
tym dyskusjom odkryto jak wiele spraw nie musi łączyć się z kwestiami
religijnymi, i jak wiele spraw łączy ludzi rozsądnych, niezależnie od ich
wyznania.
Jakże rewolucyjnym przedsięwzięcia było Royal Society w czasach, gdy katolicy byli na
cenzurowanym i wkrótce potem (na mocy Test Act) zakazano im piastowania urzędów
ponieważ obawiano się profrancuskich postaw z ich strony, kiedy w 1665 roku
uczelnia w Cambridge została zamknięta z powodu zarazy, a władze kościelne
sprzeciwiły się paleniu ciał zmarłych (w celu zduszenia zarazy), lecz
nakazywały modlić się w celu odwrócenia gniewu bożego. Loże
masońskie, skupione po raz pierwszy wokół loży Londyńskiej w ramach
Wielkiej Zjednoczonej Loży Anglii (United Grand Lodge of England — UGLE),
zgodnie z argumentacją Ludwika Hassa, były ni mniej ni więcej, tylko
odpowiednikami Royal Society, przeznaczonymi nie dla naukowców, lecz dla laików.
Masoneria kontynuowała więc doświadczenie polegające na rezygnacji z religii
jako podstawowego regulatora stosunków społecznych. Oczywiście bez reformacji i kryzysu wiary, jaki w związku z nią nastąpił, nie byłoby mowy o takim
toku wydarzeń.
Sala obrad Royal Society w XVIII w.
Bardzo często organizacje religijne na czele z Kościołem katolickim, starają
się przekonać nas o znaczeniu prac naukowych pisanych przez duchownych (np.
Murray Rothard uważa, że Kościół katolicki „wynalazł"
kapitalizm, podczas gdy Max Weber uważał, że to kalwinizm stanowił impuls
dla kapitalizmu), jednak każdy musi przyznać, że najważniejszym dla nauki
odkryciem było wprowadzenie tolerancji do dyskusji naukowej. Royal Society i masoneria nauczyły ludzi, że istnieje moralność ponadreligijna, bazująca
na deizmie i humanizmie. Owe podstawowe założenia moralności brzmiące rozsądnie
dla niemal wszystkich (np. potępienie przemocy, pochwała pracy), muszą
jeszcze dziś walczyć z konfliktami wynikającymi bezpośrednio z wielości
religii (Biblia głosi boskość Jezusa, a Koran potępia tych, którzy uznają
tego proroka za boskiego). Pisarz i neurobiolog Sam Harris postuluje dlatego
oparcie dyskusji o moralności na ponadreligijnych i areligijnych podstawach.
Akademia Francuska, starsza niż Royal Society, nie umożliwiała owej równej i swobodnej dyskusji, nie dlatego, że we Francji była monarchia absolutna, lecz
dlatego, że była to monarchia katolicka. Model angielski podziwiał Voltaire,
który mimo swego monarchizmu, był pod wrażeniem szerokiej swobody dyskusji w Londynie. Podobnie Montesquieu, który oddzielił Locke’owski indywidualistyczny
liberalizm od Locke’owskiego konceptu umowy społecznej i republikanizmu,
opierając liberalizm na zasadzie konkurujących ze sobą władz, do końca
zachował entuzjazm dla angielskiego modelu dyskusji, z charakterystyczną dla
niego wysoką dozą szacunku dla ludzi pióra, nauki i wielkiej wiedzy. Voltaire
zachwycał się m.in. okazałym pogrzebem Newtona w 1727 roku, który widział
na własne oczy.
Bardzo często pisze się, że bez religii nie może być mowy o moralności.
Nawet liberalny Voltaire uważał, że filozofia humanistyczna jest dla elit, a lud powinien trzymać się religii. Christopher Hitchens uważa, że jest to
pewnego rodzaju egoizm elit, które chcą zachować filozofię dla siebie.
Faktycznie często słyszy się, że religia jest łatwa do pojęcia, a filozofia trudna. Czy rzeczywiście tak jest? Ludzie religijni najczęściej
niewiele wiedzą o tym co wyznają, zaś na jednym z dostępnych w sieci filmów:
dwóch
ateistów (demaskujących rozbieżności miedzy podaniami biblijnymi a wiedza
historyczna o starożytności) przekonuje, że typową postawą człowieka
religijnego jest „szczycenie się wierzeniem w to, w co trudno uwierzyć", w nadziei, że bóg wynagrodzi ich za te trudy. Religia chrześcijańska to nie
tylko 10 przykazań, lecz cały niezbyt spójny system wierzeń, kar, nagród,
opowiastek, obietnic i proroctw, religie nie mogą się więc równać z względnie
spójnym moralnym systemem filozoficznym, także pod względem dostępności dla
przeciętnego czytelnika. Pisarz Sam Harris twierdzi z kolei, że religia odciąga
uwagę człowieka od prawdziwych problemów (głód, epidemie, energetyka,
nauka, nauczanie, infrastruktura itd.) w stronę pseudo-problemów związanych z życiem „duchowym" i wolą boga, która jest przecież niemożliwa do zbadania.
Te pseudo-problemy zaś absolutnie nie dadzą się rozwiązać, natomiast znakomicie
potrafią skłócać ludzi i marnować ich twórczą energię: „rozmawiamy o małżeństwach gejów, tak jakby był to najważniejszy problem XXI
wieku", a religia „zachęca ludzi do udawania, że wiedzą to, czego
tak naprawdę nie wiedzą".
Równie często słyszy się, że promowanie ateizmu grozi totalitaryzmem,
destrukcją i masowymi mordami. W odpowiedzi na zarzuty o nietolerancję w przeszłości; rzeź św. Bartłomieja (była to nota bene raczej bitwa niż rzeź),
wygnanie hugenotów (1685) czy te związane z działaniami inkwizycji kościelnej,
ludzie religijni odpowiadają: „-a Robespierre ?, — a Hitler ?, — a Lenin
?". Otóż warto wspomnieć, że Robespierre promując kult „najwyższej
istoty", palił posągi „egoizmu i ...ateizmu", że Hitler w „Mein Kampf" co chwilę powoływał się na boga i jego wolę", a socjalizm bolszewicki miał za swą podstawę ideologię marksizmu, która — jak
wykazał Karl Raimund Popper — ma charakter profetyczny, a więc religijny. Działalność
Robespierre’a, Lenina i Hitlera ma więcej wspólnego z wojnami religijnymi, niż
wojnami przeciw religii. Podobnie można określić działalność Mahometa, który
uczynił sprawy społeczne sprawami w 100% religijnymi (prawo i religia oparte
na wspólnych podstawach). Christopher Hitchens ujął to bardzo trafnie, mówiąc,
że trzeba użyć religii by namówić moralnego człowieka do zrobienia krzywdy
dziecku — tj. dokonania na nim obrzezania i jeszcze żartowania z tego.
W Polsce religia kojarzy się z prawicą, a ateizm z lewicą, ponieważ Kościół
(w stopniu zresztą mniejszym niż się zazwyczaj przyjmuje) patronował
opozycji antykomunistycznej. W innych krajach regionu jest inaczej, dlatego w Czechach do bezwyznaniowości przyznaje się ok. 59% społeczeństwa, na Węgrzech — 24,6%, a w Polsce tylko 6%. Na niemal w całym cywilizowanym świecie prawicowość
(elitaryzm, hierarchia, porządek, wolnorynkowość, monarchizm, sceptycyzm
wobec demokracji) nie pokrywa się w ogóle z religijnością. Nic w tym
dziwnego, w końcu religia zawiera w sobie zarówno pierwiastek egalitarny, jak i elitarny i jako taka nie implikuje prawicowości ani lewicowości. Przykładowo
Diderota można nazwać lewicowcem, ponieważ przewodził republikańskiemu
skrzydłu oświecenia, a np. Voltaire i Montesquieu -
monarchiczno-"prawicowemu", lecz deklarowany przez Diderota ateizm nie
ma nic wspólnego z lewicowością, w końcu monarchista Hume też był ateistą.
Co by się stało, gdyby Kościół katolicki jutro zniknął? Czy cywilizacja
załamałaby się? Czy powróciłby „grzeszny" Babilon (swoją drogą w Babilonie żyło się zapewne lepiej niż w państwach arabskich — jego
teokratycznych spadkobiercach), czy ludzie zaczęliby mordować się wzajem (Kościół
szacuje człowieka niezwykle nisko sądząc, że bez jakiejś starożytnej księgi
zacznie on od razu palić i rabować, przecież istnieje policja), czy nastałyby czasy straszliwego totalitaryzmu depczącego ludzką godność? Śmiem
twierdzić, że nie.
Przypuszczam, że społeczeństwo pozbawione religii, lub — po deistycznemu- nie
zaprzątające sobie nim głowy, byłoby o wiele szczęśliwsze. Znikłaby kościelna
pseudo-opieka nad chorymi; mam tu m.in. na myśli casus Matki Teresy z Kalkuty,
która choć dysponowała wielkimi środkami z darów, trzymała chorych w kiepskich
warunkach, wychwalając wszem i wobec głęboki sens cierpienia. Christopher
Hitchens w swej książce poświęconej jej działalności opisuje, jak po
otrzymaniu znakomicie wyposażonego szpitala, Matka Teresa kazała usunąć
wygodne łóżka i meble, zastępując je niewygodnymi, jak zmieniała dzieciom
płócienne pieluchy na pampersy tylko na spodziewany przyjazd Hilary Clinton,
jak na każdym kroku podkreślała misyjny, a nie humanitarny charakter swoich
działań, oraz jak chrzciła umierających hindusów i mahometan bez ich wiedzy i zgody. Hitchens przytacza również jej wypowiedź na temat umierającego na
raka pacjenta, kiedy to miała mu powiedzieć: „cierpisz jak Pan na krzyżu.
Jezus cię całuje", na co on odpowiedział: „w takim razie powiedz
mu, żeby przestał". Odpowiedź chorego siostra również przytoczyła,
nie wychwyciwszy zapewne zawartej w niej ironii.
Wraz z końcem religii, lub jej władzy nad społecznościami, ludzie
przestaliby wreszcie słyszeć, że wszystko co przyjemne, nawet te zupełnie
niewinne przyjemnostki, jest grzechem (ciekawe, że z wyjątkiem konfucjanizmu -
wszystkie religie jak jeden mąż tak właśnie nauczają), a więc zaczęliby
żyć pełnią życia. Cała debata publiczna skoncentrowałaby się na tematyce
życia, a nie zmarłych w wyniku starości, czy aborcji. W ten sposób
unika się społecznej nekrokracji (takiej jak w Polsce po śmierci Piłsudskiego,
lub obecnie w Korei Płn.). Konfucjusz, stanowiący natchnienie Voltaire’a,
zalecał życie „z dala od duchów i bogów". To właśnie cywilizacja
sceptyków jest cywilizacją życia, a cywilizacja ludzi religijnych -
cywilizacją śmierci. Widać to już na pierwszy rzut oka. Ludzie religijni
snują się z posępnymi minami po ulicach, podczas gdy sceptycy radują się życiem.
By nie grzeszyć należałoby właściwie zrezygnować z życia i położyć się w trumnie czekając na przybycie „królestwa niebieskiego". Największym
skandalem jest nie to, że prawiczkowie i starzy kawalerowie (księża) uważają
się za autorytety w dziedzinie życia rodzinnego, lecz to, że każda religia
opiera się na kulcie śmierci, a dokładniej na kulcie „pięknej i sprawiedliwej" śmierci. Może dlatego ludzie tak chętnie umierają za
religię, a tak niechętnie postępują zgodnie z jej zasadami. Sama koncepcja
czegoś nadnaturalnego odwołuje się zresztą do zniechęcenia do świata i negowania jego praw.
W Afryce opanowano by wreszcie plagę AIDS stosując wszystkie środki
zakazywane obecnie przez Kościół. Ludy Europy i Afryki Północnej nie spoglądałyby
już na siebie złym okiem, tylko dlatego, że mit Jezusa i mit Mahometa nieco
się różnią od siebie. Moralność wzniosłaby się na wyższy poziom, ponieważ
jak mówił d'Holbach, ateista jest bardziej świadomy swych obowiązków wobec
natury, a w USA, gdzie do ateizmu przyznaje się 10% społeczeństwa, wśród więźniów
ateistów jest jedynie 0,25% — jak więc jest z tą religią, rzekomo
powstrzymującą ludzi przed występkiem? Osobiście mam wrażenie, że religia
powstrzymuje przed występkiem jedynie wobec współwyznawców, podczas gdy świecki
humanizm jest dużo bardziej uniwersalny i przez to moralny.
Moralność, jak utrzymuje Christopher Hitchens, jest wynikiem empirycznych doświadczeń
społeczności w ciągu ich historii. Zachowania jaskrawie aspołeczne, jak np.
kanibalizm uniemożliwiają społecznościom kanibali przetrwanie. Religia nie
jest potrzebna do dojścia do takich wniosków, w końcu jak zauważa Hitchens
Homo Sapiens obywał się przez 98.000 lat bez religii chrześcijańskiej.
Ponieważ przez tysiące lat nasz gatunek żył w fatalnych warunkach dziesiątkowany
przez choroby, miał pod dostatkiem własnych „kultów śmierci".
Wszechpotężna czyhająca zza każdego rogu śmierć musiała być obiektem
kultu, jak każde źródło masochistycznej przyjemności połączonej ze
strachem. Hitchens podkreślił, że dopiero od około 150 lat nasza cywilizacja
cokolwiek wie o historii ziemi i dysponuje odpowiednią skalą porównawczą,
nic dziwnego, że najpoważniejszy kryzys religii dostarczającej pseudo-wiedzy
opartej na aurze tajemniczości, nastąpił właśnie ok. 150 lat temu.
Herb Royal Society
« Laicyzacja (Publikacja: 07-04-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1155 |
|