|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Ludzie, cytaty Stanisław Musiał SJ
Rozmowa z księdzem jezuitą, w latach 1986-1995 sekretarzem
Komisji Episkopatu Polski do Spraw Dialogu z Judaizmem. Pierwszym laureatem przyznanego
przez miesięcznik „Press" polskiego „Pulitzera"
[Taki człowiek-ksiądz jest
nadzieją dla Kościoła, abyśmy my, niewierzący, szanowali tę instytucję byśmy
popierali jej rolę w społeczeństwie zapominając o tym co było dotychczas.
Jeśli taki byłby Kościół, nie ośmieliłbym się go atakować — przyp. Mariusz Agnosiewicz.] — Jesteśmy narodem
katolickim, czy oznacza to jednak, że jesteśmy głęboko wierzący?
— Takie rozróżnienie stosują
teolodzy protestanccy: religia to obrzędowość, zewnętrzność, wiara, to
przekonanie, wewnętrzność. Jesteśmy krajem, jeśli idzie o obrzędowość,
zewnętrzność naszej wiary, o rzucającej się w oczy, bogatej religijności.
Jeśli idzie o wiarę, to jest ona szczera, ale duchowo nie pogłębiona. Większość
Polaków, przeniesionych w inne, obce, mało religijne strony, przestaje
praktykować. Jesteśmy krajem, który łatwo wzrusza się religijnie, ale i bardzo łatwo poganieje. W codziennym życiu często przegrywa z egoizmem
jednostek i całych grup społecznych.
— Także z egoizmem Kościoła?
— W pewnym sensie także i Kościoła.
Myślę, Kościół nasz toczy poważna choroba „świętej" rutyny.
Dla mnie przerażającą rzeczą jest, że większość młodych księży czyta
kazania tak, jakby nie mieli od siebie nic do powiedzenia. Za dużo wysiłku wkładamy w stworzenie i utrwalenie struktur kościelnych: gmachy, seminaria, kurie biskupie...
— Także dwory biskupie.
— Owszem, w niektórych, nie
tylko historycznych przypadkach. Nie sądzę, żebyśmy jako Kościół dawali
przykład ubóstwa, wielkiej skromności, wielkiego wyrzeczenia.
Księża, pokażcie PIT-y
— W parafiach
protestanckich jest sprawą normalną, że pastor publicznie przedstawia swoją
deklaracją podatkową. Nie bardzo wyobrażam sobie polskiego wiejskiego
proboszcza, który zdradza ludziom wszelkie swoje finansowe sekrety.
— W sferze kościelnych
finansów coś zaczyna się zmieniać. Kilku biskupów opublikowało już coś
na kształt budżetu diecezji. Czy dla przeciętnego parafianina jest to
czytelna rachunkowość, tego nie wiem. Znam katolickie parafie w Stanach
Zjednoczonych, gdzie co tydzień ksiądz publikuje, ile zebrał na tacę, na co,
pod kontrolą rady parafialnej, wydał kościelne pieniądze, jaką otrzymuje
pensję. W takiej sytuacji ludzie o wiele chętniej dają swoje pieniądze.
Reforma duchowa nie ruszy z tempa, jeżeli w Kościele nie będzie absolutnej
przejrzystości finansowej.
— Nie tak dawno kilku
biskupów podało do publicznej wiadomości wysokość swoich pensji. Prymas Józef
Glemp oświadczył, że zarabia 1.000 złotych. A przecież jego wydatki są
dziesięciokrotnie, a może stukrotnie większe. Pałac, służba, samochody,
podróże, przyjęcia. Za to wszystko nie płaci ani grosza.
— Przyznaję, że jest to mylące.
Na pewno nie jest to sytuacja porównywalna do człowieka mieszkającego w bloku, który za tysiąc złotych musi się utrzymać i ponieść wszelkie wydatki.
— W naszym kraju nagminną
rzeczą jest budowanie najpierw wielkich plebanii, a dopiero w następnej
kolejności samego kościoła.
— Są to przypadki gorszące.
Może niektórzy księża wychodzą z założenia, że po wybudowaniu kościoła
ofiarność wiernych znacznie spadnie i nie starczy środków na postawienie plebanii.
— Z większości mediów
wyłania się bardzo podzielony obraz polskiego Kościoła. Gdy rozmawiam z biskupami, wszyscy, poza biskupem Pieronkiem, twierdzą, że w istotnych
sprawach mówią jednym głosem. Czy polski Kościół jest, czy nie jest podzielony?
— Wierzę, że biskupi mówią
jednym głosem, gdy w kościele odmawiają credo. Ale i wówczas będzie istniała
różnica natężenia, skupienia, żarliwości.
— Podczas ostatnich wyborów
na przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski biskup Jan Chrapek zapewnił
mnie, że za wyborem prymasa stoi Duch Święty. To dobre alibi, żeby zrzucać
wszelkie niepowodzenia na Ducha Świętego. Czy jednak prywatne ambicje biskupów
nie odgrywają w kościelnych karierach równie wielkiej roli ?
Większa diecezja, większe pieniądze
— Kardynał Bernardin Gantin,
dziekan Kolegium Kardynalskiego, od 1984 do ub.r. prefekt watykańskiej
Kongregacji do Spraw Biskupów, w głośnym wywiadzie, udzielonym włoskiemu
miesięcznikowi „30 Giorni" apeluje, żeby wrócić do czasów z początków
chrześcijaństwa, kiedy biskupi nie zmieniali diecezji, a przenoszeni byli na
inną tylko w absolutnie wyjątkowych okolicznpściach. Nie praktykowano wówczas
zasady, jak niestety czyni się do dzisiaj, że biskupi z mniejszych i uboższych
diecezji, powoływani są na większe i bardziej prestiżowe. Kardynał Gantin w swoim wywiadzie mówi, że, z wielkim zażenowaniem i smutkiem wysłuchiwał
aluzyjnych próśb o większe diecezje. Jest to rzecz bardzo gorsząca i nic tak
nie ześwieczcza Kościoła, jak ta praktyka. Także w Polsce, gdy jakiś biskup
sprawdzi się w mniejszej diecezji, to wiadomo, że długo w niej miejsca nie zagrzeje.
— Większa diecezja to większe wpływy, pieniądze, władza.
— Takie zasady powinny obowiązywać
wśród dyrektorów banków i przedsiębiorstw. W myśl Ojców Kościoła
biskupstwo jest rodzajem ożenku. Biskup jest ożeniony z diecezją i powinien
jej dochować wierności do końca. Dlatego przechodzenie z jednej diecezji na
drugą nie jest praktyką apostolską. Święty Augustyn, jedna z najtęższych
umysłowości, jaką wydała cywilizacja zachodnia, do końca życia pozostał
biskupem Hippony, małej afrykańskiej diecezji, i nie było mowy, żeby
przeniesiono go na przykład do pobliskiej większej i bogatszej Kartaginy. We
Francji, jak słyszałem od samych biskupów, Stolica Apostolska z trudem
znajduje kapłanów, którzy chcieliby zostać biskupami, nawet pasterzami
diecezji. W wielu krajach biskup nie kojarzy się z honorami, prestiżem, wpływami
politycznymi, a jedynie z autorytetem moralnym, świątością i przykładem cnót
chrześcijańskich. Opowiadał mi brat zakonny, który od dziesięcioleci
pracował w kurii generalnej w Rzymie, że znał wielu jezuitów, którzy, dopóki
byli zakonnikami, byli skromni, życzliwi, normalni. Z chwilą, gdy zostawali
biskupami, zmieniali się całkowicie tak, iż trzeba ich było omijać z daleka. Wspomniany już święty Augustyn przed swoim nawróceniem miał zwyczaj
zakradania się do mieszkania świętego Ambrożego, biskupa Mediolanu, i podglądania
go przy modlitwie i pracy. Nie wiem, jak było to możliwe, wiem jednak, że dziśiaj
podglądanie któregoś z dostojników kościelnych, gdy nie stoją przy ołtarzu i nie celebrują, byłoby zupełnie niemożliwe. Dlatego potrzebne jest przywrócenie
biskości biskupów z wiernymi.
— Do utrzymania w sprawności
wielkiej kościelnej machiny bardziej przydatni od świętych są sprawni organizatorzy.
— Jedno i drugie jest
konieczn. Był już papieżem eremita, Celestyn V, który do stolicy Piotrowej
przybył prosto z pustelni. Był jednak narzędziem w rękach dworów i frakcji
tak, że w końcu musiał złożyć urząd.
— Dziś jednak taka
sytuacja już nam nie grozi. Kościelna machina jest tak rozrośnięta, że
przeciwnicy Kościoła, zarzucają mu, iż zagadnienia wiary pozostawił na
uboczu, zajmując się przede wszystkim własnymi strukturalnymi sprawami.
— Było to szczególnie
widoczne podczas drugiej wojny światowej. Kościół niemiecki myślał tylko o zachowaniu swoich struktur. Zapewne dlatego ani jeden niemiecki biskup nie
znalazł się w więzieniu. Żaden z nich nie potępił Holocaustu. Warto
przeczytać, z jakimi apelami w pierwszych dniach września 1939 roku niemieccy
biskupi występowali do swoich wiernych.
— Mimo to już w 1966 roku
polscy biskupi w imieniu polskich katolików wszystko im wybaczyli.
— Był to piękny gest, który
do dziś w episkopacie niemieckim nie znalazł większego oddźwięku.
— Wiara to przede
wszystkim miłość, a miłość to tolerancja. Dzisiejsza Polska to kraj
niezwykle mało tolerancyjny.
Zagraża nam kościelny monolit
— Jesteśmy mało
tolerancyjni, gdyż jesteśmy monolitem, religijnym i etnicznym. Przed wojną
Polacy stanowili 70 procent obywateli Rzeczypospolitej, dzisiaj przeszło 90 procent.
— Chciałby ksiądz, żeby
Kościół katolicki w Polsce stracił swoją obecną, tak bardzo uprzywilejowaną pozycję?
— Paradoksalnie obecna mocna
sytuacja Kościoła jest dla niego groźna, gdyż brak „konkurencji"
religijnej powoduje stagnację. Warto pamiętać, że w niezwykle religijnej
Francji 1789 roku do spowiedzi wielkanocnej przystąpiło przeszło 90 procent
społeczeństwa. W kilka miesięcy później to same społeczeństwo
przeprowadziło rewolucję, która zadała Kościołowi niezwykle dotkliwe zarówno
materialne, jak i duchowe straty. Wszelkie monolity są ułudą. Sądzę jednak,
że te zaległości odrobimy po wstąpieniu do Unii Europejskiej.
— Nie boi się ksiądz Unii?
— Wręcz przeciwnie. Uważam,
że dla naszego kraju wejście do Unii będzie wielkim otwarciem okien na Zachód.
Jesteśmy czymś w rodzaju skansenu między Wschodem a Zachodem. Tymczasem
zawsze należeliśmy do Zachodu i teraz tam wracamy.
— Patrząc na naszą
historię ostatnich dwóch stuleci wydaje się, że mamy narodowy kompleks,
polegający na tym, że chcielibyśmy pozbawić Żydów miana narodu wybranego.
— Mamy o sobie bardzo wysokie
mniemanie. Uważamy, że byliśmy zawsze narodem sprawiedliwym, który nie
prowadził zaborczych wojen, który nie zadawał cierpienia innym lecz sam
cierpiał. Można jednak być bitym, bijąc przy tym innych. Reagujemy strasznie
alergicznie na każdy nawet najmniejszy przejaw autokrytyki. Tymczasem jesteśmy
tacy sami, jak wszyscy. Nie mamy monopolu na zło ani na dobro. Jesteśmy średniej
wielkości europejskim narodem, cofającym się kulturowo. Nie mamy więc
specjalnych powodów do dumy, nie mówiąc już o jakimś „wybraniu".
— Czy mając Radio Maryja, które z pewnością nie jest żadnym
marginesem polskiego katolicyzmu, Kościół może być miłością?
— Jest dla mnie tajemnicą,
jak można miłować Chrystusa, a jednocześnie tak bardzo walczyć o swoje
prawa, przedstawiać się jako uciśniona katolicka większość. To jest
bzdura. Transmitując modlitwy, msze, to wszystko, co służy miłości Boga i bliźniego Radio Maryja jednocześnie rozbudza nieufność i podejrzliwość
wobec każdej inności.
Arcybiskup nie lubi Żydów
— Przed kilku tygodniami słyszałem w Radiu Maryja wystąpienie arcybiskupa Tokarczuka, który powiedział, że
chociaż mordując Żydów Hitler popełnił błąd, to w jego wyniku jesteśmy
dziś państwem etnicznie jednonarodowym. Gdy takie słowa wypowiada duchowny, złaszcza
arcybiskup, brzmią one szczególnie obrzydliwie.
— Nie chcę w to wierzyć.
Nie słyszałem tych słów, ale jeżeli rzeczywiście zostały wypowiedziane,
to widać, że dobre duchy, które zazwyczaj towarzyszyły biskupowi
Tokarczukowi, musiały go na starość opuścić. Oczywiście Polacy nie
mordowali Żydów, (choć takie przypadki się zdarzały) Potrafiliśmy jednak
ich denuncjować i ci bohaterscy Polacy, którzy przechowywali Żydów, często
bardziej bali się swoich sąsiadów, niż Niemców. spotkałem wielu rodaków,
którzy nie kryją zadowolenia, że nie ma w Polsce Żydów, tylu, co przed wojną.
Uważają, że ich obecność komplikowaliby nam życie. Co jest oczywiście bzdurą.
— Pan Świtoń ze swoimi
krzyżami zniknął ze żwirowiska. Wszyscy cieszą się z załatwienia sprawy,
tylko ksiądz uważa, że jest ona nierozwiązana i tzw. krzyż papieski też
powinien zostać stamtąd usunięty.
— Po głębokim oddechu ulgi,
ta bluźniercza zabawa w krzyże zakończyła się, wróciliśmy do punktu wyjścia.
Bo problem żwirowiska, to problem obecności tam wielkiego, 9-metrowego krzyża,
postawionego 10 lat temu bez zezwolenia Kościoła i czyjegokolwiek. Nie jest to
krzyż papieski. to nie wystarcza, że Jan Paweł II odprawił przy nim mszę, i to w Brzezince, żeby tak go nazwać. Byłby papieski, gdyby papież powiedział,
że posyła ten krzyż na żwirowisko. Inaczej wszystkie miejsca, które Ojciec
Święty odwiedził w świecie, można by nazwać papieskimi, co jest absurdem.
Nie jestem wrogiem krzyża, jestem wrogiem tego krzyża, postawionego tam, by
pokazać Żydom, że to my jesteśmy panami miejsca. Ten krzyż widoczny jest
terenu obozu, z bloku XI, bloku śmierci. To rani Żydów, którzy godzą się
na obecność na żwirowisku symbolu religijnego, który nie byłby demonstracją
potęgi i monumentalności.
— Dlaczego papież, który
zabrał głos w sprawie karmelu, nie powiedział jednego słowa w sprawie krzyża?
— Może dlatego, że wówczas
musiałby wypowadać się w sprawie wszystkich lokalnych sporów. Żałuję, że
gdy ostatnio był w Polsce rzecznik Stolicy Apostolskiej nikt nie zadał mu tego
pytania.
— 12 czerwca papież
odwiedzi Sandomierz, gdzie w kościele nadal wiszą obrazy przedstawiające Żydów
zabijających na macę chrześcijańskie dziecko. Nie przypuszczam, żeby
proboszcz, czy biskup zdecydowali się na ich zdjęcie.
— Zmarły przed laty w Krakowie Roman Spira, potomek wielkiej, starej rodziny żydowskiej, miał ideę,
by przy oświęcimskim muzeum stworzyć wystawę, poświęconą antysemityzmowi.
Te obrazy nadawałyby się tam idealnie. Nic z tego nie wyszło. Uważam jednak,
że powinno się je przesłonić materią opatrując stosownym napisem. Byłaby
to zasłona pokutna, jaką stosujemy w liturgii po Niedzieli Męki Pańskiej.
Tego nie można tak zostawić.
— W świecie są setki świętych,
tymczasem patronami Polski są święty Stanisław, którego wielu historyków
uważa za zdrajcę i święty Maksymilian, antysemita.
Kolbe — święty antysemita...
— O świętym Stanisławie
wiemy niezwykle mało. Jeżeli rzeczywiście przeciwstawił się królowi,
wymagało to niesłychanej odwagi. Prawdy pewnie nigdy nie poznamy. Co do ojca
Kolbego, to rzeczywiście niezbyt pochlebnie wyrażał się o Żydach. W jego
tekstach możemy przeczytać, że nazywał ich słowami: obrzezani, żydki.
Dlatego też nie proponowałbym, żeby świętego Maksymiliana Kolbe uczynić
patronem dialogu żydowsko-chrześcijańskiego. Pamiętajmy jednak, że nawet święty
jest tylko człowiekiem, a na ołtarze wyniesiony został za wielki przykład miłości
bliźniego, za męczeństwo.
— Podobno Kościołowi grozi kolejna trzecia wielka schizma?
— Nie grozi nam to w krajach
Trzeciego Świata, w Polsce, ale na Zachodzie jest to możliwe. Tam napór
rzeczywistości na teologię jest tak wielki, że zaczynamy zastanawiać się,
czy kapłaństwa nie należy inaczej realizować. Przy coraz mniejszej liczbie
powołań obserwujemy dążenia do wyświęcania kobiet, zniesienia celibatu,
dopuszczenia do Eucharystii osób rozwiedzionych lub żyjących w związkach
niekanonicznych. Jeden z moich niemieckich współbraci powiedział mi, że
gdyby wśród niemieckiego duchowieństwa przeprowadzić ankietę, to papieża
poparłaby tylko jedna trzecia kapłanów.
— Czy współczesnemu Kościołowi
potrzebny jest dogmat o nieomylności papieża w sprawach wiary i moralności?
— Papież zawsze, także w Kościele
starożytnym, był w tych sprawach ostateczną instancją. Już w drugim wieku
interweniował w spór dotyczący daty Wielkanocy. Posługa prymatu istniała więc
zawsze. Sobór Watykański I jedynie ją usankcjonował. Zasadniczy problem nie
polega na tym, czy prymat powinien obowiązywać tylko, jak powinien być
wykonywany. Jan Paweł II wydał w tej sprawie nawet specjalany dokument. Wydaje
mi się, że nasz papież stara się sprawować go w sposób bardzo wyważony.
Relacje papieża z biskupami, mimo całowania w pierścień i przyklękania
przed nim, nie są oparte na modelu szef koncernu — dyrektorzy poszczególnych
filii, zwłaszcza że każdy biskup sprawuje swóą władzę, jako następca
apostołów, czyli z nadania Bożego.
Pomnik w każdym mieście
— Mamy w kraju 44
papieskie pomniki oraz setki nazwanych jego imieniem ulic, placów i szkół.
Czy to nie jest bałwochwalstwo?
— To mnie też przeraża.
Wydaje mi się, że pan grubo zaniżył liczbę papieskich pomników, bo jest
ich ponad 100. Podziwiam pokorę Ojca Świątego, że się z tym godzi. Nie
widziałem większego bohomazu, nad pomniek papieski wna dziedzińcu pałacu
arcybiskupiego w Krakowie. W nas, Polakach, jest jakaś przedziwna potrzeba ich
stawiania. Niedawno biskup Głódź powiedział, że pomniki to alfabet
narodowy. Cóż nam z alfabetu, gdy stajemy się krajem analfabetów (mniej niż
1 procent budżetu na szkolnictwo). Czy nie byłoby pięknie, zamiast pomnika
papieskiego, ufundować szkolny autobus?
— Tak samo jak kościołów.
Każdy proboszcz czy biskup chciałby rozmachem przelicytować swojego
poprzednika. Czy nie lepiej byłoby wybudować katolickie szpitale, hospicja,
domy dziecka.
— Właśnie. Brałem ostatnio
udział w dyskusji i powiedziałem, że cieszyłbym się gdyby Ojca Świętego
witały wszędzie jednakowe skromne ołtarze, z jednym drewnianym krzyżem, a zaoszczędzone środki przeznaczono by na ośrodki dla ludzi potrzebujących.
Zostałem zakrzyczany. Tak samo powinniśmy skończyć z kupowaniem przez rodziców
coraz droższych i bardziej okazałych strojów komunijnych. Powinien obowiązywać
jeden uniwersalny, skromny i tani wzór. W kraju, gdzie wszyscy chcą się
bogacić, takie gesty są bardzo potrzebne.
— Operetkowe stroje księdza
Jankowskiego nie mogą dawać przykładu skromności i umiaru.
— Zawsze istniała w nas
pokusa, żeby słabość duchową kompensować przez okazałość. To z chęci
olśnienia pielgrzymów Mikołaj V postanowił przebudować Bazylikę świętego Piotra.
— Pół wieku później zbieranie funduszy na dokończenie przebudowy
stało się bezpośrednią przyczyną reformacji.
— Działa tu prawo
Parkinsona. Gdy po wojnie w Londynie zbudowano wielki gmach ministerstwa
kolonii, Wielka Brytania w krótkim czasie straciła prawie wszystkie z nich.
Dla mnie Bazylika świętego Piotra jest bardziej kościołem pogańskim, niż
chrześcijańskim. Za dużo w nim przepychu. Za dużo złota, monumentalności.
Żeby się pomodlić w ciszy, trzeba długo szukać kaplicy z Najświętszym Sakramentem.
Gdy zabraknie papieża
— Wielu polskich
duchownych wykorzystując fakt, że papieżem jest Polak, zasłania swoje
poczynania jego imieniem. Jak zmieni się sytuacja polskiego Kościoła, gdy
zabraknie Jana Pawła II?
— Boję się tego czasu, gdy
zgasną polskie światła w Watykanie. Zbyt często zdawaliśmy się na Ojca Świętego,
spoglądając na Rzym, chociaż nie zawsze braliśmy sobie do serca jego słowa.
Gdy go zabraknie, będziemy musieli po prostu wziąć się do pracy.
— Czy widzi ksiądz
duchownego, który mógłby być nowym liderem, duchowym przywódcą, o autorytecie papieża czy prymasa Wyszyńskiego?
— Tak jak żyje gdzieś wśród
nas przyszły papież, tak samo może żyć przyszły lider polskiego Kościoła.
Ale może lepiej byłoby dla nas nie mieć żadnego lidera, tylko Chrystusa, a jeśli już lidera, to podobnego do Zbawiciela, który był cichy, łagodnego
serca i nie miał gdzie głowy skłonić.
Rozmawiał: KRZYSZTOF RÓŻYCKI
Angora, 24/99
***
Dla Gazety Wyborczej (14 marca 2001):
Oczekiwałby od pasterzy Kościoła
katolickiego w Polsce, by nie tracili czasu na wyszukiwanie okoliczności łagodzących
rozmiar i wymowę zbrodni z Jedwabnego, ale by pomogli Polakom-katolikom, których
rodacy zbroczyli swe ręce niewinną krwią żydowską, znaleźć drogę do
Boga, do społeczeństwa obywatelskiego i do pokoju z sobą samym. Niestety w tej pracy duszpasterskiej Kościół w Polsce nie podjął ani zaraz po wojnie
ani potem. Oczekiwałbym też, żeby swym autorytetem napiętnowali wszelkie
przejawy nienawiści, występujące zwłaszcza w katolickich środkach przekazu,
bo żaden odruch nienawiści nie ginie, lecz wcześniej czy później owocuje
zbrodnią, co jaskrawo pokazało Jedwabne.
« Ludzie, cytaty (Publikacja: 28-07-2002 Ostatnia zmiana: 26-02-2006)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1562 |
|