« Czy ksiądz zabił kochankę Autor tekstu: Janusz Milczarek
W przystojnym
wikarym zakochały się dwie zamożne parafianki. Playboy w sutannie bez skrupułów
przyprawił rogi ich mężom. W zamian za łóżkowe doznania uwiedzione kobiety złożyły u jego stóp wielką fortunę.
Tragiczny finał
miłosnego trójkąta rozegrał się na kołobrzeskim molo. Pijany duchowny patrzył,
jak Bałtyk pochłania ciało jednej z kochanek. Policjantom nie udało się udowodnić
morderstwa. Wiadomo jednak, że na śmierć businesswoman ksiądz zbił majątek. Gryfice —
miasto powiatowe w województwie zachodniopomorskim, leżące nad rzeką Regą, 60
kilometrów od Kołobrzegu. Osiemnaście tysięcy tubylców boryka się z problemami
bezrobocia, które sięga dwudziestu procent i jest chyba najwyższe w kraju. Ubodzy
mieszkańcy żyją z rent i zasiłków, bogatsi — głównie z produkcji i przetwórstwa
płodów rolnych.
Prawa miejskie
Gryfice uzyskały już w 1262 roku. Dokładnie w tym samym czasie rozpoczęła się
budowa kościoła pw. Wniebowzięcia NMP, który dzisiaj jest największą chlubą
miejscowych katolików. Jego mury wznoszono ponad dwieście lat, ostatecznie świątynia
osiągnęła wymiary kolosa — 38.660 metrów sześciennych kubatury. Jest to
jedna z największych budowli sakralnych w północnej części Pomorza Zachodniego.
Z niewyjaśnionych
przyczyn wieża kościoła Wniebowzięcia NMP, bez względu na porę roku, jest ulubionym
celem dla piorunów. Od czasów średniowiecza pożary zsyłane z niebios wielokrotnie
trawiły wspaniały gotycki gmach. Podczas budowy kopuły kościelnej w tragicznych
okolicznościach życie straciło aż dziewięciu robotników. Ich wizerunki zostały
umieszczone powyżej gzymsu cokołu wieży w postaci maszkaronów rzeźbionych w
cegle.
Pierwsza notatka
źródłowa o zabytkowym kościele w Gryficach pochodzi z 1297 roku. Wynika z niej,
iż proboszczem, który wmurował kamień węgielny w fundamenty, był niejaki Ludevinus.
Legenda zaś głosi, że wspomniany ksiądz zmuszał parobków do niewolniczej pracy
używając różańca w charakterze bata. Za świętokradztwo wyrosły mu rogi, a Pan
Bóg rzucił klątwę na plac budowy. Tyle mówią mity, a jakie są fakty...
Radiowa
dywersja
Parafia, w
centrum której stoi opisany rodzynek architektoniczny, od siedmiu wieków nękana
jest nie tylko przez pioruny i nieszczęśliwe wypadki. Najwięcej zmartwień i
wstydu wiernym przynoszą… ich duszpasterze. Plebanię, przypominającą kształtem
ekskluzywny pensjonat, zamieszkują erotomani, alkoholicy i cwaniacy, którzy
wykorzystując luki prawne zarabiają na samochodach sprowadzanych z zagranicy. W ich domu znajduje się rozgłośnia katolickiego Radia Plus, a na kościelnej
wieży — dwie anteny: przekaźnikowa Radia Maryja i nadawcza Radia Plus.
Kupno anteny
nadawczej finansował bogobojny samorząd Gryfic, dokładając do kościelnej tuby
30 tysięcy złotych.
Miała to być pożyczka dla rzeczników radiowych Pana Boga, która wkrótce została
umorzona, ponieważ „głosu bożego nie godzi mierzyć się złotówkami".
Tak ponoć uznał burmistrz, który własnym głosem do ludu przemawia tylko raz w roku, pozostałych wystąpień w jego imieniu dokonuje miejscowe Radio Plus.
Wkrótce po
osadzeniu na czubku kościoła anteny okazało się, że gryfickiego kleru nie stać
na zapłacenie podatku VAT od tego luksusu. Mimo zaległości finansowych względem
fiskusa, redaktor naczelny rozgłośni (ksiądz o pseudonimie Roger) zdołał w ciągu
roku zmienić opla kadetta na fiata tipo, a potem przesiąść się na fiata brava,
którym jeździ do dzisiaj. Biedak jest ponoć chory na miażdżycę, a współczujący
parafianie twierdzą, że przypadłość owa objawia się tym, że brzuch miażdży księdzu
przyrodzenie.
Aby klecha-redaktor
mógł zmieniać auta i przybywać na wadze, „cywilni" pracownicy rozgłośni
Radia Plus muszą pracować społecznie lub za marne grosze. Ostatnio jeden ze
zbuntowanych lektorów dokonał dywersji. Puścił na antenie obszerne fragmenty
tekstu, który wcześniej wydrukowano w "NIE" Urbana. Słuchacze katolickiego
radia dowiedzieli się wtedy, skąd biorą się przydrożne dziwki, ile zarabiają
prostytutki w ekskluzywnych burdelach i tym podobnych rewelacji ze świata kurew i alfonsów.
Perwersyjny
tekst i rynsztokowe słownictwo, które popłynęły w eter z kościelnej wieży w
Gryficach — to była kompromitacja dla katolickich mediów. Krótko po emisji
programu, na żądanie biskupów, dziennikarz został wylany z roboty, a jego pryncypał,
ksiądz Roger (aktualnie noszący się z zamiarem kupna mercedesa), do dzisiaj
nie wypłacił mu zaległych pensji.
Erotoman-banita
Księża władający
Gryficami znani są z pielgrzymkowych harców, które regularnie odbywają się w
pobliskim Biernówku. Tam właśnie, przed wymarszami na Jasną Górę, organizowane
są tzw. „obozy przejściowe". W namiotach ustawionych w kształt cygańskiego
taboru odbywa się „weryfikacja kandydatek". Nie udało nam się sprawdzić,
na czym polegają testy, ale z pewnością nie są to ustne egzaminy ze znajomości
Biblii. W każdym razie mężowie i narzeczeni gryfinianek są przeciwni pielgrzymkom i zgrupowaniom pod namiotami, po których w mieście notowane są przyrosty demograficzne
bez ich udziału.
Największym
playboyem wśród gryfickiego duchowieństwa do niedawna był ksiądz o pseudonimie
„Świnka" (tłuściutki, z purpurowymi wypiekami, zawsze spocony i
uśliniony). W miejscowych wypożyczalniach kaset wideo — według relacji
ich właściciela — nie ma filmów pornograficznych, których treść byłaby
obca księdzu erotomanowi. Nowe tytuły są sprowadzane z największych hurtowni
po to, aby zaspokoić gusta wybrednego wideomana i kolekcjonera najbardziej perwersyjnych
obrazów z erotycznej filmoteki.
Za gorszący
wpływ na młode parafianki „Świnka" został przeniesiony do małej,
wiejskiej parafii w Bieszczadach. Ponieważ i tam okrył się złą sławą, karnie
zesłano go za wschodnią granicę, aby wśród prawosławnych cerkwi postawił kościół
zwany rzymskokatolickim. Przygoda z rosyjskimi krasawicami też nie trwała długo.
Biskupi z Gniezna uznali, że jedynym miejscem, gdzie wyczyny playboya w sutannie
nie przyniosą wstydu polskiemu duchowieństwu, jest… Australia.
Za wielką wodą, w kraju kangurów, „Świnka" znalazł swój raj na ziemi, ale nawet
stamtąd sieje zgorszenie. Do dzisiaj przysyła swoim byłym parafianom w Gryficach
listy naszpikowane perwersyjnymi wyznaniami.
Kościelny
komis
Po śmierci
schorowanego i bardzo porządnego proboszcza, szefem parafii pw. Wniebowzięcia
NMP został człowiek, którego nikt w Gryficach nie znał. Wkrótce okazało się,
że jest nałogowym alkoholikiem, który przed laty w drugim końcu Polski spowodował
groźny wypadek, jadąc samochodem w pijackim szale. Wyrokiem sądowym odebrano
mu prawo jazdy, a decyzją kościelnych patriarchów zesłano go do Gryfic.
Plebanię parafii Wniebowzięcia NMP zamieszkuje
czterech duchownych. Tu również mieści się lokalna rozgłośnia katolickiego Radia
Plus, z której wyemitowano program o prostytutkach i alfonsach
Dzisiaj proboszcz jest jedynym duszpasterzem w mieście nad rzeką Regą, który
nie posiada własnego auta. Jego wikariusze zmieniają za to limuzyny czasem kilka
razy w roku, a wszystko dzięki jednemu rezolutnemu mechanikowi, który prowadzi
warsztat naprawczy przez płot z plebanią.
Dzięki ustawie
podpisanej przez ostatniego komunistycznego premiera, księża mają dzisiaj prawo
sprowadzania samochodów z zagranicy na zasadach innych niż inni śmiertelnicy.
Przysługuje im bowiem przywilej niepłacenia cła oraz akcyzy od pojazdów zakupionych
na cele duszpasterskie. Wykorzystując tę lukę prawną, gryficki kler zaczął nabijać
sobie kazbę poprzez pośrednictwo w kupnie i sprzedaży zagranicznych aut.
Kościelny komis
działa na prostych zasadach: rzekomy darczyńca z zagranicy przekazuje księdzu
samochód. Duchowny deklaruje w urzędzie celnym, że pojazd ma służyć jedynie
celom charytatywnym i dzięki temu jest zwolniony z cła. Kilka dni później sprzedaje
limuzynę z dużym zyskiem.
Za podobne
machlojki, w kwietniu br. Na ławie oskarżonych Sądu Rejonowego w Lublinie zasiadło
18 księży. Głównym winowajcą był proboszcz parafii polskokatolickiej, który w ciągu roku „przekręcił" osiemnaście aut, każde na nazwisko innego
wikarego. Za przestępstwa skarbowe dostał rok w zawieszeniu na pięć lat, za
poświadczenie nieprawdy — osiem miesięcy w zawieszeniu na dwa lata. Ponadto
musi zapłacić 36 tys. zł grzywny i zwrócić Skarbowi Państwa 150 tys. zł za nie
zapłacone cło.
Playboy w sutannie
Spośród
wszystkich gryfickich duszpasterzy, najgorszą hańbą okrył się ksiądz Ryszard
W., zwany „Pięknisiem" (ze względu na urodę Belmondo i posturę Schwarzeneggera,
którymi obdarzył go dobry Bóg).
Zanim, jak
wieść niesie, uśmiercił jedną ze swoich kochanek, zdążył podbić serca większości
miejscowych nastolatek. Podczas kazań głoszonych przez trzydziestoletniego przystojniaka
kościół Wniebowzięcia NMP wypełnił się po brzegi zakochanymi parafiankami. W
pierwszy piątek każdego miesiąca, pod konfesjonałem „Pięknisia"
stały tłumy rozdekoltowanych dziewcząt w minispódniczkach. Świątobliwy Ryszard
okazał się jednak bardzo wybrednym playboyem. Gustował bowiem w kobietach zamożnych i dojrzałych, najchętniej mężatkach, których nie trzeba uczyć od podstaw abecadła
seksu.
W wyścigu o
względy pięknisia w sutannie najlepsze okazały się dwie bizneswoman z Gryfic.
Pierwsza była właścicielką dużego zakładu pogrzebowego, druga posiadała sieć
ekskluzywnych butików. Krystyna gościła księdza na suto zakrapianych seksparty
przy otwartych trumnach, Barbara fundowała mu złote akcesoria w postaci łańcuchów i sygnetów sprowadzanych z Turcji razem ze sklepowym towarem. Ponadto przystojny
klecha był stałym klientem jej salonu mody, w którym bynajmniej nie zaopatrywał
się w dewocjonalia. Za przysłowiowe „Bóg zapłać" brał z półek najmodniejsze i najdroższe koszule, garnitury i seksowną bieliznę męską.
Mężowie obu
37-letnich kobiet byli przekonani, że ich połowice doznały cudownego nawrócenia i prężnie działają w kółku różańcowym przy kościele Wniebowzięcia NMP. W miarę
pogłębiania się zażyłości pomiędzy ich ślubnymi a młodym księdzem, zaczęli jednak
nabierać pewnych podejrzeń, czy aby duchowny przyjaciel domu nie przyprawia
im rogów.
Miłość Krystyny
do świątobliwego Ryszarda zaowocowała kupnem karawanu marki Volvo sprowadzonym
dla niej ze Szwajcarii bez cła i akcyzy. Barbara też zażyczyła sobie dobrej
limuzyny (bmw lub mercedesa) kupionego z wszelkimi ulgami przysługującymi osobie
duchownej.
Ksiądz playboy
chętnie wziął pieniądze od naiwnej kochanki, a oprócz nich dopożyczył jeszcze
15,5 tys. marek niemieckich. Zanim sfinalizował transakcję, doszło do tragicznej
konfrontacji miłosnego trójkąta na kołobrzeskim molo.
Tragedia
na molo
Był
1 marca, Wielki Post i końcówka mroźnej zimy. Ksiądz Ryszard zabrał obie (!)
kochanki na nocną eskapadę do Kołobrzegu. W roli nadwornego kierowcy mercedesa
wystąpił mechanik, właściciel warsztatu samochodowego sprowadzający z zagranicy
trefne auta na potrzeby gryfickich duchownych. Suto zakrapiana impreza zaczęła
się w chińskiej knajpie na Starówce. Kiedy z lokalu wywiało wszystkich gości,
ksiądz zażyczył sobie zamknięcia restauracji, muzyki na ful i skrzynki szampana.
Około północy
pijane towarzystwo przeniosło się na molo. Pomost sięgający sto metrów w morze
był mocno oblodzony. Gruba kra na Bałtyku cofnęła się o parę kilometrów od brzegu, a temperatura wody pod molo miała zaledwie kilka stopni. W tak romantycznej
scenerii doszło, niewątpliwie pod wpływem procentowych bąbelków, do wielkiej
awantury i szarpaniny. Barbara spadła do morza z wysokości kilku metrów. Ksiądz-kochanek,
Krystyna-rywalka ani mechanik-kierowca nie próbowali jej ratować. Szybko opuścili
molo, aby powiadomić policję o rzekomym samobójstwie.
Ciało Barbary
wyłowiono z Bałtyku nazajutrz rano, około godziny dziewiątej. Podczas sekcji
biegły medyk nie stwierdził w płucach wody ani żadnych zewnętrznych obrażeń
ciała. Uznał, że przyczyną śmierci było wychłodzenie organizmu. Zatem Barbara
nie utopiła się, lecz zamarzła czekając na pomoc w lodowatej otchłani Bałtyku.
Podczas wizji
lokalnej ksiądz stwierdził, że ofiara wyznała mu miłość, a on próbował ją „sprowadzić
na Bożą drogę". Uczynił to tak skutecznie, że rzuciła się do morza. Playboy
zeznał również, że przed śmiercią kobieta przebiegła kilkadziesiąt metrów po
oblodzony molo w butach na wysokich koturnach. Mimo rzekomych prób zatrzymania
desperatki, duchowny w sile wieku nie zdołał jej dogonić, a na wyciągnięcie
kochanki z wody nie wystarczyło mu odwagi.
Tragicznej
nocy na kołobrzeskim molo nie było innych świadków zdarzenia. Wobec braku motywów
oraz dowodów zbrodni policja uznała, że Barbara popełniła samobójstwo z miłości
do księdza.
Mąż denatki
jestjedynym człowiekiem, który wiedział, że playboy w sutannie miał interes w pozbyciu się niewygodnej kochanki. Po pierwsze, kobieta oszalała z miłości
do niego i demonstrowała swe uczucia nawet w miejscach publicznych, co groziło
księdzu popsuciem reputacji. Po drugie, dała mu znaczną sumę pieniędzy, aby
sprowadził jej z zagranicy luksusową limuzynę. Po trzecie, pazerny kochanek
pożyczył od niej kilkanaście tysięcy marek.
— Nigdy nie
daruję mu śmieci Barbary. Przez tego drania ja straciłem żonę, a nasze dzieci
matkę. Nie wspomnę już o pieniądzach, których nigdy nie oddał mojej rodzinie — takimi słowami mąż denatki zakończył rozmowę z dziennikarzami „Faktów i Mitów".
Po tragedii
na molo zrobiło się wiele szumu wokół duszpasterzy z parafii Wniebowzięcia NMP.
Aby sprawie łeb ukręcić, kościelni zwierzchnicy postanowili przenieść księdza
Ryszarda do klasztoru objętego klauzurą, czyli obostrzonym rygorem. Miał się z nikim nie widywać, nie udzielać wywiadów, modlić się i siedzieć cicho aż sprawa
przycichnie.
Mając w „dziedzictwie"
walizkę pełną złotówek i marek wyłudzonych od Barbary, playboy nie zamierzał
spędzić reszty życia w klasztorze. Pożegnał się z kapłaństwem, zrzucił sutannę i przeszedł do „cywila". Zanim to uczynił, zdążył kupić w Niemczech
najnowszy modelvolkswagena zgodnie z prawem omijając cło i akcyzę.
P.S. Imiona
bohaterów gryfickiej szopki oraz uczestników tragedii na kołobrzeskim molo zostały
zmienione z uwagi na dobre imię osób trzecich.
« (Publikacja: 03-08-2002 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1716 |