« Czarny immunitet Autor tekstu: P.J.
Jeżeli zwykły człowiek jadąc z nadmierną
prędkością potrąci i zabije innego człowieka, ucieknie z miejsca wypadku i jeszcze
to ukrywa, to gdy zostanie złapany idzie do więzienia. Ale dotyczy to tylko
zwykłych zjadaczy chleba.
Co innego gdy tej samej zbrodni dopuści się
ksiądz, w dodatku katolicki. Wtedy nawet sąd jest w stanie uznać winę pieszego.
Ponad trzy lata temu, 27 marca 1997 roku, 66 — letnia Aniela B. wracała
autobusem od syna ze szpitala. Około godziny 20.30 wysiadła na przystanku w
Wielączy. Do domu miała kilkadziesiąt metrów, które przemierzała poboczem. Nagle
zza pagórka wyjechał pędzący ponad 110 km godz.,biały ford eskort. Samochód z ogromną siłą uderzył w kobietę, powodując jej śmierć na miejscu. Kierowca auta nawet nie zatrzymał się na miejscu
zdarzenia. Kilkaset metrów dalej, w oświetlonej zatoczce, zrzucił z karoserii
odłamki szyby. Uszkodzonym samochodem zdecydował się jechać do swojej parafii w Nieliszu.
Policja przez dwa dni szukała sprawcy wypadku.
Kiedy w Wielką Sobotę trafili do księdza Franciszka B. , ten wyparł się
wszystkiego, a gdy policjanci poprosili o pokazanie auta stwierdził, że samochód
jest w Lublinie. Policjanci mimo wszystko postanowili przeszukać posesję księdza.
Wbrew temu, co mówił, okazało się, że auto częściowo już umyte stoi w stodole.
Przez osiem miesięcy prokuratura zamojska
prowadziła dochodzenie. Na podstawie ekspertyzy sporządzonej przez krakowski
Instytut Ekspertyz Sądowych, prokurator zdecydował się oskarżyć księdza o spowodowanie
wypadku za skutkiem śmiertelnym.
Ekspertyza była jasna. Główna wina leżała
po stronie księdza. Franciszek B. tłumaczył, iż myślał, że potrącił psa, dlatego
specjalnie się tym nie przejmował. Okazało się również, że tego samego
dnia w samochodzie oprócz niego była także kobieta. Sąd Rejonowy skazał go na
półtora roku więzienia oraz zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych przez sześć
lat.
Kara była tak niska, ponieważ sąd uwzględnił
okoliczności łagodzące. Według sądu zasadnicza wina leżała po stronie pieszej,
która powinna była ustąpić miejsca pojazdowi (?)
Jednak to, co wydarzyło się później, może
sugerować, że wyrok wprawdzie skazujący, był tylko częścią gry mającej uspokoić
opinię publiczną.
Od wyroku Sądu Rejonowego odwoływały się obie
strony. Prokurator zażądał wyższej kary, natomiast obrońca uniewinnienia.
Po półtora roku, kolejnych ekspertyz, Sąd
Okręgowy uchylił wyrok i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia przez sąd
rejonowy. Sąd Okręgowy uznał, że popełniono błąd nie rozpatrując czy ksiądz
mógłby uniknąć wypadku, gdyby jechał z prędkością dozwoloną 90 km / godz.
Teraz przedstawiciele zamojskiej Temidy przesłuchują
kolejnych świadków i tworzą analizy. Może bowiem okazać się, że któraś z analiz
potwierdzi, że gdyby ksiądz jechał z prędkością 90 km / godz., to i tak nie
uniknął by wypadku. Wtedy też bez najmniejszego problemu będzie można go uniewinnić.
Podczas jednej z rozpraw w marcu br. przesłuchiwano
kolejnych świadków. Między innymi kobietę, która jechała wtedy z księdzem samochodem
oraz księdza, u którego był wcześniej Franciszek B. Już na samym początku rozprawy
sędzina sądu rejonowego, Grażyna Gorzko, nie utajniając przebiegu rozprawy
usunęła z sali dziennikarza „Tygodnika Zamojskiego". Argumentowała
to tym, że sąd zna artykuły pojawiające się w prasie na temat wypadku i nie
służą one obiektywnemu rozpatrzeniu sprawy (?).
Sprawa toczy się już od ponad trzech lat.
Ksiądz w tym czasie ma się całkiem dobrze. Nie siedzi w więzieniu, odpowiada z wolnej stopy. Usunięcie z sali dziennikarza, bez utajenia przebiegu rozprawy,
może sugerować na niezbyt czyste intencje zamojskiego sądu. Sąd okręgowy dał w pewnym sensie wytyczne jak uniewinnić księdza. Wystarczy, że jedna z analiz
wykaże, iż gdyby jechał prawidłowo, to nie uniknąłby wypadku.
To kolejny dowód na to, że w Polsce są grupy
uprzywilejowane, które nawet gdy dopuszczą się przestępstwa, mogą liczyć na
łagodne potraktowanie przez wymiar sprawiedliwości. Nie jest ważne, że bandyta
(bo tylko tak można go określić) nie udzielił pierwszej pomocy poszkodowanej,
mało tego, uciekł z miejsca wypadku i próbował wprowadzić w błąd policjantów.
To wszystko jakoś dziwnie rozchodzi się po kościach i im więcej czasu upływa
od wypadku, tym mniej interesuje się nimi opinia publiczna. Może o to właśnie
chodzi. Zwykły Kowalski byłby do tej pory już po wyroku, nieudanej apelacji i kilku latach odsiadki. Dla niego nie ma litości.
« (Publikacja: 03-08-2002 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1729 |