Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.013.445 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Wspólnie żywione wątpliwe domniemania bywają podtrzymywane przez całe lata lub nawet stulecia tylko dlatego, że każdy zakłada, iż ktoś inny zna jakieś dobre powody, aby ich nie kwestionować, więc nikt nie ośmiela się tego uczynić.
«   
Jak ksiądz udupił policjanta
Autor tekstu: Janusz Milczarek

Zbigniew Kula wzorowo pełnił służbę w łódzkim Wydziale Ruchu Drogowego. Wyrobił sobie reputację policjanta nieskorumpowanego, stawiającego uczciwość ponad wszelkie wartości. Zanim awansował do rangi aspiranta, zebrał liczne wyróżnienia i odznaczenia resortowe. Koledzy go szanowali i cenili, a piraci drogowi unikali jak diabeł wody święconej.

Zawodową karierę aspiranta przerwał konflikt z bardzo wpływowym księdzem Włodzimierzem Danką, który oskarżył go o kradzież samochodu. Mimo, że w wyniku dochodzenia prokurator oczyścił mundurowego z wszelkich podejrzeń, komendant wojewódzki … wyrzucił go z pracy. Zbigniew Kula został dyscyplinarnie zwolniony, pozbawiony prawa do świadczeń emerytalnych i okrzyknięty antychrystem., który śmiał podpaść osobie duchownej. Tak naprawdę jedynym jego „grzechem" było to, że nie chodził do kościoła, a księdza witał słowami „dzień dobry", zamiast „niech będzie pochwalony".

Wkrótce po utemperowaniu niepokornego aspiranta dzielny komendant Janusz Pluta awansował na generała, a kościelni hierarchowie w uznaniu jego zasług udzielili mu sakramentu ślubu (ponad dwadzieścia lat po zawarciu związku małżeńskiego). Ksiądz Danka też awansował na proboszcza parafii Podwyższenia Świętego Krzyża w centrum Łodzi i jest pupilem władcy archidiecezji, arcybiskupa Władysława Ziółka. Karierę „pierwszoligowego" duszpasterza zrobił dzięki owocnej współpracy ze związkowcami, gdy w kraju zmieniał się ustrój. Na potwierdzenie swoich prawicowych poglądów przed kościołem wybudował pomnik „Pamięci ofiar stanu wojennego". Obecnie powodzi mu się tak dobrze, iż na jego nazwisko zarejestrowanych jest … siedem samochodów.

Proboszcz oskarżył

Zimą 1992 roku TadeuszWłodarczyk dał pewnemu emerytowi handlującemu autami zaliczkę na kupno poloneza. Panowie zgodnie z prawem podpisali umowę. Włodarczyk dostał kluczyki oraz dowód rejestracyjny i miał zapłacić resztę pieniędzy w ciągu dwóch tygodni. Znajomego policjanta z drogówki (aspiranta Kulę) poprosił, aby sprawdził stan techniczny pojazdu.

Funkcjonariusz pojechał do stacji Polmozbytu i nakazał wymianę oleju oraz naprawienie korka do wlewu paliwa. Kiedy auto stało na podnośniku, do warsztatu wszedł nieznajomy człowiek i zażądał od Kuli okazania dokumentów wozu twierdząc, że podobne auto skradziono mu kilka miesięcy wcześniej. Po sprawdzeniu okazało się, że papiery są w porządku, samochód na inny kolor lakieru, rejestrację i tapicerkę niż ten ukradziony. Nie ma też znaków szczególnych, które nieznajomy spodziewał się znaleźć. Na koniec kontroli intruz (jak się później okazało — proboszczw cywilnych ciuchach) poprosił policjanta o jego dowód osobisty, z którego spisał jego dane.

Tego samego dnia Kula zwrócił poloneza Włodarczykowi i opowiedział o zdarzeniu w warsztacie Polmozbytu. Nazajutrz aspirant został wezwany do Komendy Rejonowej Policji Łódź Śródmieście, gdzie przedstawiono mu zarzut kradzieży samochodu należącego do księdza Włodzimierza Danki. Szybko wyszło na jaw, że duchowny jest serdecznym przyjacielem komendanta, który natychmiast wszczął śledztwo.

Cały dzień trwały przesłuchiwania podejrzanego. Te same pytania zadawali mu rożni oficerowie, licząc na nieścisłości w zeznaniach. Kiedy się ich nie doczekali, zażądali przyznania się do kradzieży i zaczęli straszyć aresztowaniem. Wkrótce potem Kula został zapakowany do radiowozu. Pod eskortą trzech osiłków, uzbrojonych w karabiny i zamaskowanych kominiarkami, wywieziono go dolasu i nakazano, aby pokazał, gdzie ukrywa się człowiek, który dzień wcześniej dał mu poloneza.

Prokurator Lewandowska, po wnikliwym zbadaniu sprawy stwierdziła, że podejrzany nie ma nic wspólnego z kradzieżą auta. Sprawę umorzyła, a prawdziwego złodzieja nie znalazła, gdyż emeryt handlujący samochodami zmarł wkrótce po pobraniu zaliczki za poloneza. Nie wiadomo, czy ukradł samochód, czy tylko był paserem.

Kula był niewinny, ale mundurowi kolesie proboszcza zadbali o to, aby nie doczekał się policyjnej emerytury. Miesiąc po skardze księdza komendant Wojewódzkiej Policji ukarał funkcjonariusza dyscyplinarnym wydaleniem ze służby. W uzasadnieniu napisano:

„Zbigniew Kula użytkował samochód marki polonez nr rej. PKH 1515, który został skradziony w dniu 17.09.1991 roku z ówczesnym numerem rejestracyjnym LZW 1635, który poszukiwany był przez komendę Rejonową Policji Łódź Śródmieście, a nadto po otrzymaniu informacji, że samochód ten jest kradziony, nie podjął żadnych czynności w celu ustalania stanu faktycznego".

Towarzysz komendant

Na początku lat dziewięćdziesiątych szefem Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi był inspektor Janusz Pluta.

— W stanie wojennym zasłynąłjako postrach zbuntowanych związkowców. Był wtedy komendantem Dzielnicy Łódź Polesie i dowodził służbami prewencyjnymi, które strzegły socjalistycznego porządku. Z zapamiętaniem upartyjniał szeregi swoich podwładnych, bo dobry policjant to taki z czerwoną legitymacją. Pamiętam, jak wygłaszał mowy, plując jadem na „Solidarność" i Kościół. Osobiście zrywał nam z szyi łańcuszki z medalikami. To był stary, zacietrzewiony komuch — wspomina swojego szefa Zenon Cydzik, emerytowany policjant.

Po licytacji przy Okrągłym Stole do władzy doszła „Solidarność", a Kościół rządził nią jak chciał. W tych nowych realiach lat 90. Pluta musiał przejść błyskawiczną metamorfozę, aby utrzymać się na stołku. Znad jego biurka zniknął portret Lenina , a pojawił się krucyfiks. Obok jego gabinetu znalazło się miejsce na pokój kapelana. Były towarzysz zaczął regularnie uczęszczać na msze i chętnie pokazywał się podczas ważnych uroczystości w towarzystwie biskupów.

Kiedy w 1992 roku proboszcz Włodzimierz Danka złożył skargę na policjanta o kradzież poloneza, komendant Pluta poczuł, że trafiła mu się niepowtarzalna szansa zarobienia cennych punktów u kościelnych hierarchów. Zrobił pokazówkę na całą Polskę i bez względu na wynik prokuratorskiego dochodzenia, dyscyplinarnie wylałna zbity pysk niewinnego policjanta.

Od posła do osła

Zbigniew Kula nie dał za wygraną. Wielokrotnie odwoływał się do komendanta wojewódzkiego oraz komendantów głównych Policji — Zenona Smolarka i Jana Michny. Zaskarżył postępowanie swojego pryncypała do Naczelnego Sądu Administracyjnego i poprosił o interwencję posłów wszelkich opcji politycznych.

Aleksander Kwaśniewski wystąpił do szefa MSWiA Andrzeja Milczanowskiego, z prośbą o dokładne zbadanie sprawy. Ten zażądał akt od Prokuratury Rejonowej Łódź Śródmieście. Prokurator jednak stwierdził, że dokumenty te dziwnym trafem zginęły (!) i nakazał ponowne przeprowadzenie postępowania. W międzyczasie ministrem MSWiA został Zbigniew Siemiątkowski. Jego w tej samej sprawie monitował poseł Ryszard Zając (SLD), ale niczego nie wskórał.

W obronie niesłusznie zwolnionego policjanta wystąpiła posłanka Iwona Śledzińska — Katarasińska (UW), która interweniowała u Tadeusza Zielińskiego, pierwszego rzecznika praw obywatelskich. Równolegle sam Zbigniew Kula składał odwoławcze pisma do Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy, Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych Sejmu RP, Inspektoratu Nadzoru i Kontroli MSW, Biura Kadr i Szkolenia KGP. Żadna z wymienionych instancji nie podała mu pomocnej dłoni.

W końcu w sprawę zaangażowali się polityczni antagoniści — Barbara Labuda (SLD) i Marek Markiewicz (AWS). Ten ostatni zwrócił się do nowo mianowanego Komendanta Wojewódzkiego Policji w Łodzi o ustalenie faktycznych przyczyn dyscyplinarnego zwolnienia aspiranta. Kiedy następca Janusza Pluty zaczął dokładnie grzebać w dokumentach, okazało się, że samochód ukradziony proboszczowi Dance przed ośmioma laty … do dzisiaj się nie odnalazł.

Zbigniew Kula zwrócił się o pomoc do Andrzeja Kosiaka — przewodniczącego KKW NSZZ Policjantów. Dziwnym zrządzeniem losu, kiedy przewodniczący zajął się sprawą, został nagle przeniesiony z Warszawy do Łodzi, gdzie dostał mieszkanie oraz oficerskie etaty w Komendzie Wojewódzkiej dla siebie i dla małżonki. Stając w obronie aspiranta, po linii związkowej, musiałby nękać swego nowego szefa, komendanta Plutę. Łatwo się domyślić, że odpuścił sprawę.

— W mojej sprawie od ośmiu lat wszystko dzieje się „dziwnym zrządzeniem losu". Józef Oleksy powiedział mi: „Walisz łbem w ścianę za którą stoi Kościół". Na pocieszenie dodał, że nie jestem jedynym donkichotem w naszym państwie wyznaniowym — żali się Zbigniew Kula. — Skoro o wszystkim decyduje Kościół, to poszedłem do biura archidiecezji łódzkiej z prośbą o zdjęcie ze mnie klątwy. Niestety, arcybiskup Władysław Ziółek nie znalazł czasu dla policjanta udupionego za niewinność.

Zdegradowany aspirant drogówki ma dzisiaj 48 lat, jest bezrobotnym bez prawa do zasiłku. Najcenniejszą rzeczą jaką ma, zamknął na klucz w szufladzie biurka: garść resortowych odznaczeń oraz teczkę z wyróżnieniami i pochwałami za wzorową służbę.

Wszystko wskazuje na to, że nigdy nie doczeka się policyjnej emerytury. Gdyby cofnięto decyzję o dyscyplinarnym zwolnieniu, mógłby się ubiegać o odszkodowanie oraz wypłatę zaległych pensji, które wraz z odsetkami do dnia dzisiejszego przekroczyły kwotę stu tysięcy złotych. Pan Zbigniew jednak twierdzi, że nie zależy mu na pieniądzach, a jedynie na przywróceniu dobrej reputacji, na którą pracował przez szesnaście lat.


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Czy policjant został zdegradowany za mandat dla arcybiskupa?
Parafialne "czarne teczki"

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (2)..   


«    (Publikacja: 03-08-2002 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 1731 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365