|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Błędne ścieżki argumentu Autor tekstu: Caden O. Reless
Argument „z długowieczności" należy do najczęściej używanego oręża z apologetycznego arsenału katolicyzmu. Katecheci, kaznodzieje i teologowie
wykorzystują go w swojej „duchownej" twórczości obok wielu innych, dobrze
znanych i nieco już wyeksploatowanych środków retorycznych, mających służyć
zawsze i wszędzie obronie i szerzeniu chwały Kościoła. W święto Zesłania Ducha
Świętego, przypadające w bieżącym roku w niedzielę 12 czerwca, nie oparł się
jego nadzwyczajnej poręczności nawet sam Josef Ratzinger, wykorzystując go w swoim papieskim kazaniu, skierowanym do wiernych zebranych na uroczystej mszy
świętej w Bazylice św. Piotra w Rzymie.
Konstrukcja argumentu „z długowieczności" nie jest specjalnie wyszukana i przypomina konstrukcję dobrze znanego argumentu „z podobieństwa". Kościół jest
wieczny, podobnie jak Bóg, stąd Kościół musi zawierać jakiś boski pierwiastek,
przy czym długotrwałość czy też długowieczność jest niewątpliwą cechą „rzeczy
boskich". W ten sposób dąży się do wykazania, że Kościół jest dziełem samego
Boga, lub też o wykazanie, że Bóg jest w Kościele stale obecny i w nim działa, o czym ma świadczyć wyjątkowa (jakoby) trwałość instytucji Kościoła w ciągu blisko
dwóch tysięcy lat jego dotychczasowej historii, przeciwstawiana nietrwałości
innych dzieł ludzkich. Skoro zaś Kościół jest dziełem Boga, to sam jest boski,
święty i niezniszczalny, gdyż (w domyśle) cieszy się podobnymi przymiotami, jak
jego Stwórca.
We wspomnianej wcześniej
homilii Benedykta XVI argument przyjął następującą
postać:
„Duch Święty ożywia Kościół. Nie pochodzi on z woli ludzkiej, z refleksji, z umiejętności człowieka i jego zdolności organizacyjnych, albowiem gdyby tak
było, już dawno temu by wygasł, tak jak przemija każda ludzka rzecz".
(Warto zwrócić uwagę, że afirmacja składnika boskiego w Kościele prowadzi w takim ujęciu do zanegowania jakiegokolwiek znaczenia elementu ludzkiego. Wydaje
się to dość interesujące z psychologicznego punktu widzenia, biorąc pod uwagę,
jak wielu rozczarowań mogły dostarczyć papieżowi w ostatnim czasie bardziej
przyziemne aspekty kościelnej instytucjonalności. Czy świętość i reputację
Kościoła można obecnie uratować tylko całkowicie wyganiając z niego człowieka?)
Standaryzacja przytoczonej powyżej wypowiedzi argumentacyjnej, czyli
wyodrębnienie z niej przesłanki/przesłanek (P — zdania/zdań, za których pomocą
uzasadniamy inne zdanie) i konkluzji (K — zdania/zdań, które uzasadniamy za
pomocą przesłanki) mogłaby wyglądać następująco:
P1: "Ludzkie rzeczy" przemijają, wygasają.
P2: Kościół nadal trwa, nie wygasa.
P3 (domyślna): W związku z tym Kościół nie może być „rzeczą ludzką".
K: Kościół jest „rzeczą boską",
ożywianą przez Ducha Świętego.
Finezyjna (patrz diagram), oparta na ukrytej konkluzji pośredniej (P3) i podargumencie, lecz dość wątła konstrukcja tego rodzaju argumentacji nie
wyjaśnia jednak do końca siły jej retorycznego oddziaływania. Wynika to stąd, że
argument „z długowieczności", podobnie jak inne argumenty niededukcyjne (czyli
takie, w których konkluzja nie wynika logicznie z przesłanek), niesie z sobą
pewne treści domyślne i założenia ukryte, nie podane wprost. Na przykład w wypowiedzi argumentacyjnej:
„W miejscowości, w której znajduje się najwyższa figura Chrystusa, ludzie muszą
być najbardziej pobożni, więc najpobożniejsi ludzie w kraju żyją w miejscowości
X, w której taka figura się znajduje."
Siła argumentu zasadzona jest na przekonaniu, że istnieje pewnego rodzaju
analogia (czy uzasadniona?) między wielkością figury Chrystusa, znajdującej się w danej miejscowości, a stopniem pobożności jej mieszkańców. Przekonanie to może
być wyrazem poczucia dumy, próżności lub lokalnego patriotyzmu; może również
wypływać z innych pobudek. Nie można jednak przyznać, że konkluzja ("najpobożniejsi
ludzie w kraju żyją w miejscowości X.") wynika tu czysto logicznie z przyjętych przesłanek.
Zastosowanie metody pytania krytycznego pozwala poszukać innych okoliczności,
które mogłyby świadczyć, że przyjęta konkluzja jest jednak w tym przypadku
fałszywa. Na przykład najpobożniejsi ludzie mogli już dawno opuścić X., a pozostali w mieście mieszkańcy po prostu im nie dorównują; kolosalny pomnik mógł
powstać z zupełnie innych pobudek niż pobożność jego twórców, lub też wcale nie
został wybudowany przez okolicznych mieszkańców, a ze środków darczyńcy lub
zgoła inwestora pochodzącego z innej części kraju, który był wprawdzie bardzo
pobożny, ale wcale nie mieszka obecnie w X, itp.
Argument „z długowieczności" również bazuje na przyjętych z góry
przeświadczeniach i towarzyszącej im ekscytacji, występującej w tym przypadku
zapewne na podłożu uczuciowości religijnej, do której odwołują się także inne
argumenty niededukcyjne stosowane często w teologii.
Jednym z takich ukrytych chwytów argumentu „z długowieczności" jest wywoływanie w słuchaczu wrażenia, że długotrwałość rzeczy stworzonych przez człowieka, a zwłaszcza instytucji życia społecznego, jest czymś z gruntu niemożliwym,
niezwykłym i wyjątkowym; innym — przekonanie, że za zdarzeniami pod jakimś
względem niezwykłymi muszą, znów na zasadzie analogii (o tyle prostej, co
fantastycznej), kryć się działania jakiejś niezwykłej, pozaziemskiej siły; w końcu — że tą niezwykłą siłą z pewnością jest Bóg.
I tu dochodzimy do kwestii spoiwa, które nadaje argumentowi „z długowieczności"
sens. Tym spoiwem nie jest, wbrew pozorom, wynikanie logiczne, choć argumenty
niededukcyjne świetnie zazwyczaj zachowują jego pozory. Tylko dzięki
światopoglądowi religijnemu, który zakłada istnienie istoty boskiej, i to istoty
boskiej szczególnego rodzaju, argumentacja „z długowieczności" w umyśle odbiorcy
nie rozpada się w pozbawioną treści sałatkę słowną, lecz układa się w jakąś
sensowną całość. Sens ten jest zasadzony na wierze, a nie na logice i rozumie.
To dzięki wierze kropki same się łączą w ten niezwykły kształt. Plama zaczyna
coś znaczyć.
Argument „z długowieczności" jest jednak bronią obosieczną, gdyż bardzo łatwo
wyprowadzić z niego — jak i z każdego innego argumentu niededukcyjnego — wiele
niepożądanych konsekwencji, które mogą całkowicie zniweczyć zamiar osoby, która
wykorzystała go wcześniej dla własnych celów. Można by z niego między innymi
wywnioskować, że każda długotrwała „ludzka rzecz" jest „rzeczą boską", mimo że
samo jej istnienie lub przetrwanie wydaje się kłócić z moralnością
chrześcijańską. Należą tu takie zjawiska życia społecznego i politycznego, czy
wręcz jego instytucje, jak handel, pieniądz, lichwa, wojna, prostytucja,
niewolnictwo, astrologia, wróżbiarstwo, magia, sztuki piękne, literatura,
filozofia, medycyna i wiele innych. Na argument, że zjawiska te pozbawione są
podobnego przymiotu ciągłości tradycji i instytucji, co Kościół, można by choćby
wskazać na inne „długowieczne" religie, od buddyzmu po judaizm, co oznaczałoby
nieuchronnie, że i one zostały natchnione przez Ducha Świętego (choć — jak można
przypuszczać — byłoby to dość trudne do zaakceptowania na gruncie katolickiej
teologii).
Sam Kościół, na poziomie wielu elementów struktury organizacyjnej, jest niemal
bezpośrednim spadkobiercą starożytnego Rzymu. Czy to Kościół przechował je dla
potomności, czy też one pozwoliły mu na przetrwanie pośród burz dziejowych, może
być kwestią sporną. Łacina, dajmy na to, jest w końcu dużo starsza niż Kościół,
którego była oficjalnym językiem przez wieki. Co więc było w tej sytuacji
„tchnieniem" a co „natchnionym"?
Ryzyko powoływania się na argument „z długowieczności" jest także związane z możliwością, a nikt nie może jej wykluczyć, upadku Kościoła w bliższej lub
dalszej przyszłości. Historia zna przecież przykłady wymarłych religii. Czy
wizja upadku Kościoła, przed którą mogą w przyszłości stanąć chrześcijanie,
miałaby w takim wypadku oznaczać, że Kościół nie był jednak
„sprawą boską"? Sprzeczności
piętrzą się dalej: czy przemijalność ludzi i ich dzieł, której świadkami była
również historia Kościoła, miałaby świadczyć o tym, że nie były to wcale „sprawy
boskie"? A jeśli nie boskie, to jakie?
Inna niepożądana konsekwencja może zostać wywiedziona z założenia, że trwałość
Kościoła w ciągu wieków, w porównaniu do ulotności innych „rzeczy ludzkich",
jest czymś niezwykłym, a owa niezwykłość każe się dopatrywać ingerencji boskiej. Z ową niepożądaną konsekwencją wiąże się z kolei niebezpieczeństwo trywializacji i ośmieszenia całej kunsztownej argumentacji. Jest faktem, że w ciągu wieków
wydarzenia i zjawiska nadzwyczajne i niespodziewane wiązano z działaniami
„zaświatów", ale czy w takim razie powinniśmy się doszukiwać boskiego działania w każdym króliczku wyskakującym z kapelusza iluzjonisty, czy też rozsądniej
byłoby poszukać najpierw jakiegoś bardziej przyziemnego rozwiązania? Czy nie
byłoby z naszej strony dużą uprzejmością w stosunku do Pana Boga, pozwolić mu
się zajmować innymi, poważniejszymi sprawami?
Wracając do „poważnej" krytyki i przedstawionej na początku tekstu argumentacji
Josefa Ratzingera, można dalej mnożyć wątpliwości. Czy „rzeczy ludzkie"
rzeczywiście są tak nietrwałe, jak chciałby papież, czy też można by wskazać
wiele z nich, nie tylko Kościół, które przetrwały podobną próbę wieków? Skoro
„rzeczy ludzkie", w przeciwieństwie do „rzeczy boskich" są nietrwałe i podlegają
zmianie, to czy dzisiejszy Kościół rzeczywiście jest tym samym Kościołem, co ten
sprzed wieków, a może sam uległ głębokim przeobrażeniom? Skoro Kościół się
zmienił, a instytucja ta odzwierciadlać ma przymioty boskie, to czy Bóg też
ewoluuje? Czy tylko Duch Święty ożywia Kościół, czy może ktoś lub coś jeszcze?
Czy tak trudno w Kościele wskazać rzeczy i zjawiska jak najbardziej ludzkie,
również te, które wcale nie przyniosły mu chwały? Czy prawdą jest, że Kościół
rzeczywiście nadal trwa, a nie wygasa? Czy Kościół rzeczywiście jest tak
niezwykły, jak chciałby się innym wydawać? I wreszcie — jaką trywialna prawdę o Kościele ma za zadanie okryć milczeniem owa tajemnicza zasłona niezwykłości?
« Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 13-06-2011 Ostatnia zmiana: 13-07-2011)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1897 |
|