|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Mózg zdumiony!
Nauki śmierć niezauważona Autor tekstu: Anatol Ulman
Niektóre wybitne zgony są przez
media, więc w konsekwencji publikę, w ogóle nie zauważane. Inne zaś
funeralia dostają uroczystą oprawę w sięgającym niebios
bolesnym wrzasku.
Dostrzeżono na przykład śmierć
komunizmu. Weszła wtedy do polskich narodowych telewizorów komediantka Joasia
Szczepkowska i ze stosowną minką pełną pyzatej uciechy ogłosiła, że ustrój padł.
Aktorka nie była specjalnie dobrze poinformowana, bowiem system
zaledwie pozbawiono centralnej głowy, którą
szybko a liberalnie podzielono między
akcjonariuszy zwanych inwestorami, a w miejscu zgonu założono giełdę papierów
wartościowych służących do zarabiania kroci bez produkowania niczego.
Oczywiście uznanie, która ze
śmierci jest ważna, więc warta obchodów i gadania, to zagadnienie subiektywne.
Dlatego nie żądam, by wszyscy uznali moje racje, zwłaszcza czwarta część
społeczeństwa miłująca czarną grypserę i jąkaninę toruńską. Niemniej bojąca się
wspomnianej wściekłej francy większość narodu powinna mój wywód o znaczeniu
tych, a nie innych umieralności uznać za istotny.
Otóż nikt prawie nie zwrócił uwagi
na fakt, że tak mimochodem na zamkniętych oczach wszystkiego narodu skonała
polska nauka. I że znana jest symboliczna gówniana data jej zgonu (nie jestem
zainteresowany podawaniem
konkretnej, bom nie lokaj czarnych mocy). I nikt wtedy nie wpakował się do
telewizorów, by ogłosić triumfalnie: oto wykitowała! Alleluja! I tyłem do
przodu!
Śmiertelne zejście tak szacownej
dziedziny nie dokonało się nagle. Ona poważnie chorowała już od pewnego czasu.
(Gnicie owe opisałem w zabawnej powieści,
dobrze rekomendowanej przez znanego
krytyka, którą odrzuciło już
czterech wydawców nie zainteresowanych poszerzaniem podobnej wiedzy, a może
tylko pozbawionych stosownej odwagi przeciwstawiania się podszczypanym w tekście
pisiakom).
Najbardziej wyrazisty akt
publicznej agonii nauki miał miejsce, jak uważam, w dniu nadawania mnichowi Rydzykowi
stopnia doktora filozofii. Nic bardziej szyderczego wobec rzeczywistych
pracowników szkół wyższych niż ten, w tym wypadku pusty ośmieszony tytuł przed
nazwiskiem będącym alegorią absolutnego przeciwieństwa wiedzy, kultury,
autorytetu i przyzwoitości. Nic bardziej
komicznego, błazeńskiego i ohydnego niż
na stojącym potem w Brukseli na stole karteluszku wyrazy: phil.
doc. jako godność ojca ciemności w nieskładnym, niepoprawnym języku
twierdzącego przed Europą, iż kraj nasz jest totalitarny.
Ja nie o tym, że
to zjawiska łączliwe, ten doktorat
jednoczący Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego,
przedwojennego antysemity (wiem, że to grzeszki młodości wielkiego potem
człowieka, które należy wybaczyć, jeśli
nawet miały swój udział w przygotowaniu Zagłady), z ojczulkiem, przyjacielem
Kobylańskiego, szmalcownika i współczesnego nam pożeracza Żydów.
Ja o sromocie, upokorzeniu,
poniżeniu, obciachu i niecnej zmazie na honorze. Czyli o trupie nauki naszej
wybitnej, polskiej.
A jakie niby mam kompetencje, by
twierdzić, że ten stopień naukowy Rydza to kompromitacja nauki, co
zdechła od wstydu?
No cóż, są to zaledwie kompetencje
narodowe obywatela oraz polonisty z zawodu. (Że
nie powiem pisarza, bo mieszkańcy śmietnika zaprzeczą, przecież oni przeczą
nawet noblistom, więc co tam zrobić pysk jakiemuś
literatowi wiejskiemu).
Rydzyk ma gębę pełną Polski, jej
wolności, niepodległości. Pierwszą zaś niezastępowalną niczym właściwością
Polaka jest miłość narodowego języka
wyrażająca się najpierw w poprawności jego używania. A tej umiejętności rzeczony
doktor filozofii nie posiada.
Wystarczy posłuchać, albo zajrzeć w Internecie do Wikicytatów lub innych
zapisów jego koślawej, kompromitującej,
prymitywnej mowy.
Tak, to własny język oskarża Rydzyka.
Zresztą to nie język, tylko słowne erupcje słabo lub w ogóle nie zlepionych
logiką i prawidłami składni wyrazów.
Ten język oskarża nie tylko
tego mnicha należącego bardziej do postaci z
Monachomachii Krasickiego niż kultury i nauki. On oskarża wysoką komisję uniwersytecką nadającą tam, u Wyszyńskiego,
stopnie naukowe. Przecież, teoretycznie przynajmniej, Rydzyk musiał coś
mleć jęzorem podczas obrony, udzielać odpowiedzi na pytania, tłumaczyć sens
swojej dysertacji!
Musiał przedtem złożyć egzamin
kierunkowy i z obcego języka (chyba że za obcy uznano w jego wykonaniu język
polski). Nie sądzę zresztą, by taki Rydzyk, jakiego znamy z chaotycznych,
emocjonalnych, językowo niepoprawnych wypowiedzi publicznych, był w stanie pracę
doktorską samodzielnie napisać. Nie wydaje mi się to możliwe fizycznie, chociaż
metafizycznie czyli cudownie owszem. Jeżeli na tej obronie taki cud miał
miejsce, wycofuję się, gdyż o cudach, podobnie jak diabłach, egzorcyzmach,
nagłych uzdrowieniach wiedzy nie posiadam, jako że ona nie istnieje.
Jednak muszę przypuścić, że nawet
jeśli ktoś nie jest w stanie swych
rwanych, galopujących myśli, a zwłaszcza ich braku, wyrazić w słowie mówionym,
to nie oznacza, iż nie potrafi poprawnie i klarownie, w pięknym jasnym stylu,
ująć ich w piśmie, zwłaszcza że doskonale może to zrobić za niego ktoś
inny. To po prostu działanie łaski uświęcającej. Zwłaszcza, że w tej, jak by to
nazwać dysertacji szło o opisanie
przez Rydza roboty, jaką wykonuje Rydz w uczelni należącej do Rydza, zatem mogła
być tylko w języku Rydza, gdyż inny nie udźwignąłby tematu tego Rydza Rydzem
zarządzającego.
Nie studiowałem ani metafizyki
psychiatrycznej ani patologii transcendentalnej ani podobnej paranoidalnej
dyscypliny, więc nie twierdzę nazbyt stanowczo,
że Rydz nie napisał wartościowego dzieła, za które przydziela się
doktorat albo nawet dwa (w tym z teologii medialnej). Zwłaszcza, że Rydz
potęgą jest i basta! Możliwe jest bowiem wszystko, szczególnie kiedy
indywiduum ma stosunki w samym Niebie. Twierdzę tylko, że w owym sinym dniu, w którym bezczelnie wyprodukowano tego doktora, nauka polska zmarła ostatecznie.
« Mózg zdumiony! (Publikacja: 07-07-2011 )
Anatol Ulman Urodzony w 1931 roku pisarz, dziennikarz i krytyk literacki. Publikacje książkowe: Cigi de Montbazon (1979), Godziny błaznów w składnicy złomu. Komedia współczesna (1980), Obsesyjne opowiadania bez motywacji (1981), Szef i takie różne sprawy (1982), Potworne poglądy cynicznych krasnoludków (1985), Polujący z brzytwą (seria Ewa wzywa 07, 1988), Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz (1991), Zabawne zbrodnie (1998), Pan Tatol czyli nieostatni zajazd na dziczy. Historia burżuazyjna z końca (2000), Transakcja z amnezją. Komedia wirtualna (2000), Dzyndzylyndzy czyli postmortuizm (Wydawnictwo Alta Press-2007), " Drzazgi. Powabność bytu" (2008). W listopadzie 2010 roku zadebiutował jako poeta tomikiem wierszy "Miąższ". Liczba tekstów na portalu: 25 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Babok Krwiożerczy (nieśmieszny) | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1995 |
|