|
|
Felietony i eseje » Mózg zdumiony!
Dzięgi teologia jątrzenia Autor tekstu: Anatol Ulman
Niby nic, a tak to się zaczyna.
Zwyczajne niby biskupie tratatata, w istocie nienawistne jątrzenie.
Oni, pątnicy, pielgrzymi ciągną
tam ze stron, być może w euforii, w poczuciu pięknej wspólnoty, ożywieni wiarą
swoją, nadzieją że Panienka miłość okaże, przyszłość rozjaśni, ludzi zmieni na
lepsiejszych. A biskupunio im wprost przeciwnie. Na zamówienie partyjne.
Tym razem generalnym propagandystą
na Górze Jasnej z okazji Święta
Wniebowstąpienia był szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga. Mam do jego
homilii kilka uwag, bo mi wolno. A nie dotyczyła ona religii.
Jeszcze, póki co, wstrętni racjonaliści
mogą mleć paskudnymi ozorami i to wbrew liberałowi(?)
Gowinowi. Klecha, zamiast o Najświętszej Panience, dzięki której powinniśmy się kochać szczerze i kłów nie
szczerzyć, jak zwykle prawił politycznie.
Nie wtykałbym swego obrzydliwego nosa w krasomówcze produkcje biskupa, gdyby chłop był uczciwy i na początku, a nawet
tylko na końcu, poinformował słuchaczów, że reprezentuje interesy określonej
partii politycznej, więc gada z zaangażowaniem w imieniu swych klientów. Do tego
każdy ma prawo, nawet
advocatus diaboli. Wprawdzie nie
jestem pewien, czy też biskup jako urzędnik obcego państwa (watykańskiego), ale
niech tam.
Natomiast kiedy mówca operuje, i to uważając
się za wyraziciela całości,
pojęciem naród, a zasuwa jako
przedstawiciel najwyżej jednej czwartej tej zbiorowości prezesa popierającej,
ja, jako należący do trzech czwartych chrzaniących
prezesa (ogólnie, bo w istocie jako kacerz do pięciu procent
racjonalistów) jestem przeciwko uzurpacji i kłamstwu, niestety śmierdzącemu.
Należę bowiem do tej większości narodu, co uważa, iż w wiadomej sprawie
odpowiedź uzyskała. Ale nie według obywatela Andrzeja Dzięgi. Bo on twierdzi, że
Na jedne pytania odpowiedzi się pojawiły,
na inne pytania ciągle brak odpowiedzi i nie widać bliskich perspektyw ich
pozyskania. Pojawiły się jeszcze nowe, dodatkowe pytania. (...) a
naród ma prawo pytać, gdyż naród jest
suwerenem we własnym państwie. Instytucje państwowe nie służą
jakiemuś państwu czy jakiejś formie państwa, ale służą państwu według
woli narodu.
Nie będę zbyt obficie cytował
rzeczonej pokrętnej wypowiedzi, by nie zapaskudzać sobie tekstu. Ale celne
kawałki trzeba. Całość nawiązywała do katastrofy smoleńskiej, na
której, czyli karawanem, taki jeden bezwstydnie chce wjechać do
kancelarii na fotel premiera, by rządzić, to jest głównie do cna Polskę zapomnikować figurkami nieszczęsnego, nieudanego brata. Na nic tłumaczenie, że
to zwyczajna nieprzyzwoitość takie robienie interesu na tragedii. Można by było
pomyśleć, że hierarchowie, jako świątobliwi katolicy z najwyższego kierownictwa firmy, wytłumaczą
swemu bratu w wierze ohydną
niestosowność działań. A oni, jak
zwykle, z partią pisiorową. Bo niby ta właśnie partia z narodem
(dwudziestopięcioprocentowym).
Perorując do biednych pielgrzymów
obywatel Dzięga poruszył problem
suwerena (nie mylić z dawną złotą monetą brytyjską o wartości jednego funta
sterlinga). Suweren to inaczej władca, panujący, w tym wypadku naród jako
zwierzchnik rządzących, niezależny od kogokolwiek, zwłaszcza od państw obcych
oraz ich przedstawicieli. Zatem coś tu
nie gra, bo jak niezależny to niezależny, także od państewka Watykan i jego tam
mianowanych działaczy politycznych.
| 1. Biskup Dzięga, Wikipedia |
Generalnie wiadomo, że
satysfakcjonująca ob. Dzięgę (oraz jego świeckiego prezesa) odpowiedź tłumacząca
słynną katastrofę może być tylko jedna: podły obecny rząd musi przyznać, że
spółkując z Putinem perfidnie obezwładnił
samolot, nadział go na brzozowy patyk, zamglił, ogazował, omamił elektronami
itd. Za zbrodnię tę ma natychmiast
oddać władzę prezesowi i jego kompanii. I dopóki ob. Dzięga (oraz jego prezes)
takiej odpowiedzi nie usłyszy, będzie dalej pytał, a przede wszystkim pytania
namnażał. Wówczas instytucje państwowe nie będą
służyć jakiemuś państwu czy
jakiejś formie państwa, ale służyć będą prawdziwemu
państwu, to jest prezesowi oraz
biskupowi.
Tu chyba miejsce stosowne, by
przytoczyć opinię Miłosza (którego czarni słusznie
nie chcieli pochować na Skałce): Polska
staje się tym, czym w swej esencji zawsze była, to jest jednym wielkim
organizmem narodowym, w którym Naród jest na ołtarzu, z Matką Boską jako bóstwem
pomocniczym w służbie Narodu...
Nie od rzeczy będzie też
wspomnienie inne: Pod
koniec sierpnia 1968 roku, gdy polskie oddziały, wraz z wojskami Układu
Warszawskiego, pacyfikowały Czechosłowację, w święto
Matki Boskiej Częstochowskiej zebrało się na Jasnej Górze trzysta tysięcy
pielgrzymów. Haniebnej interwencji nie potępiono. Ten kawałek to à propos
twierdzenia ob. Dzięgi, że ...suwerenny
naród nie może być zmuszany do postawy klienta wobec innego państwa lub narodu.
Dlaczego żaden z ówczesnych obywateli biskupów nie przypomniał wtedy pątnikom,
jak powinni się zachowywać członkowie suwerennego narodu?
Bo biskupi robili ze strachu w majty, to jest w sukienki?
Teraz ma się odwagę pyskować na władzę
wybraną przez naród, sprawującą
rządy z jego woli, demokratyczną? To liberały udawane, dlatego ich nie znoszę,
ale są z rzeczywistej woli większości. Biskup zaś popiera mniejszość, która
dekonstruuje system. Czyżby miał nadzieje, że zgraja zbuduje mu
półfeudalne państwo kościelne?
Niech ob. Dzięga zauważy, że nie
sięgam do antysuwerennej, za to owocnej, historycznej współpracy hierarchii z zaborcami, że nie cytuję Słowackiego, nie przypominam umizgów pana Glempa do
naszej partii.
Tak prawdę mówiąc, czy biskupi nie
powinni zajmować się tym, do czego formalnie są powoływani:
posługą ludziom biednym oraz rozwijaniem
tak nędznie
się prezentującej
współczesnej polskiej teologii? Zamiast byle jaką teologią jątrzenia
przeciw wolności?
Czy mam się zwrócić daremnie do
nieistniejącego najwyższego
kierownictwa Kosmosu i zawołać, jak kiedyś ten obrzydliwiec Wolter:
Écrasez l’infâme! — zmiażdż nikczemne!
P.S. A teraz z innej tej samej beczki.
Pyta mnie jeden, będąc pod wrażeniem
wynurzeń, w zasadzie wynaturzeń, byłej, pożal się Boże,
minister spraw poranionych, dlaczego
ona tak zaciekle broni idei masowego umierania (do walki
szli z uśmiechem na ustach), najlepszej
młodzieży? Czy chodzi o to że, mogąc, sama wysyłałaby na śmierć nie tylko te
mizerne dwieście tysięcy warszawiaków, ale liczniejsze kontyngenty, żeby potem
jakiś krasnolud budował trupom naiwnych muzea na chwałę swej dyktatorskiej
władzy?
Niestety, jak sądzę, sprawa jest
mniej ojczyźniana. Już Tuwim malował przerażający obraz
ukazujący, jak
stada dzikich bab kwiatami obrzucać będą
żołnierzyków, którzy morituri te
salutant. Dlaczego te wiedźmy tak ochoczo ślą chłopców na masakry? Bo,
proszę pana, im już nie zależy. Nie one będą mdlały w miłosnych uściskach
junaków! Jak ujęła rzecz ta dziwka Pompadour:
Après nous le déluge! Po nich potop!
« Mózg zdumiony! (Publikacja: 18-08-2011 )
Anatol Ulman Urodzony w 1931 roku pisarz, dziennikarz i krytyk literacki. Publikacje książkowe: Cigi de Montbazon (1979), Godziny błaznów w składnicy złomu. Komedia współczesna (1980), Obsesyjne opowiadania bez motywacji (1981), Szef i takie różne sprawy (1982), Potworne poglądy cynicznych krasnoludków (1985), Polujący z brzytwą (seria Ewa wzywa 07, 1988), Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz (1991), Zabawne zbrodnie (1998), Pan Tatol czyli nieostatni zajazd na dziczy. Historia burżuazyjna z końca (2000), Transakcja z amnezją. Komedia wirtualna (2000), Dzyndzylyndzy czyli postmortuizm (Wydawnictwo Alta Press-2007), " Drzazgi. Powabność bytu" (2008). W listopadzie 2010 roku zadebiutował jako poeta tomikiem wierszy "Miąższ". Liczba tekstów na portalu: 25 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Babok Krwiożerczy (nieśmieszny) | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2135 |
|