|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Nie ma się czego bać- mówi Julian Barnes Autor tekstu: Małgorzata Piasek
"Kiedy stajemy w obliczu śmierci
zaczynamy garnąć do książek."
Jules Renard
Julian Barnes znany pisarz angielski, autor powieści jak Historia świata w dziesięciu i pół rozdziałach, czy
Papuga Flauberta. Dotychczas znany był głównie z opowiadań. Jednak tym razem postanowił
napisać jak sam mówi najbardziej osobistą książkę swojego życia.
Książkę w formie felietonu na temat życia, śmierci i przemijania.
Kupiłam tą pozycję i odłożyłam na półkę, mając w kolejce jeszcze niemały
stosik literatury z napisem „do przeczytania".
Okres jesienny ubiegłego roku był dla mnie czasem smutnym. W przeciągu
paru miesięcy odeszło parę bliskich i istotnych osób w moim życiu. W sposób
namacalny i rzeczywisty doświadczyłam odchodzenia i procesu umierania. Jak mówił Frater Ravus „Wiara nie daje
odpowiedzi, blokuje tylko zadawanie pytań." Wierzący dostaje na tacy
odpowiedź i swoisty poradnik co dzieje się z bliskim po śmierci, jak będzie
przebiegać jego dalsza kariera w zaświatach. Mówi także jak reagować na tę
nagłą zmianę adresu zameldowania zmarłego. Dla katolika sprawa jest prosta.
Kochana osoba umiera uwalniając się od bólu, cierpienia, pędząc do raju w ramiona „Boga Ojca". Oczywiście żeby owa duszyczka dostała się do nieba
trzeba stosownie zapłacić. Szybkość
oglądania stwórcy zależna jest od
ilości zapłaconej gotówki za modlitwy w intencji
danego człowieka i inne opłaty, których przyjmowania jak wiadomo ksiądz
nie odmawia. Współczuje tylko tym
rodzinom, których nie stać na zapełnienie portfela wielebnego. Biedna dusza
wtedy za prędko „Królestwa niebieskiego" nie ujrzy.
Mnie ta
opcja zdecydowanie nie przekonuje. Nie
przynosiło mi to ani ulgi, ani pocieszenia.. Nagle zostałam
ze świadomością śmierci i pustką sama, bez religijnych rytuałów i klepanych zdrowasiek.
Zespół Normalsi w swoim utworze „Do stracenia" śpiewa:
Ten zwyczajny czasu
nietakt
Pewnie się każdemu
zdarzy,
Zgaśnie światło,
chociaż światu Z życiem będzie wciąż
do twarzy
A, gdy skończy się
opowieść,
Zabrzmią echem głuche
ściany
To, czy jeszcze oprócz
żalu
Uda mi się coś
ocalić?
Te pytania wciąż brzmiały w mojej głowie. Postanowiłam
wtedy zajrzeć do książki Barnesa „ Nie ma się czego bać". Na pierwszej
stronie pisze on w niej " Nie wierzę w Boga, ale odczuwam jego brak" [ 1 ]
Autor ten może i dlatego na
kartkach swojego dzieła chce uporać
się ze świadomością śmierci, oswoić
ją, zdystansować się i spisać
swe przemyślenia. Wspomina swoją rodzinę, różne ważne zdarzenia, a także
umieranie bliskich mu osób. Robi to w sposób ciepły, refleksyjny, ale bez
religijnego namaszczenia, wręcz z urokliwym dystansem i poczuciem humoru. Temat
wydaje się smutny jednak w tej książce obok momentów wzruszających nie
brakuje wesołych wstawek, anegdot, cynicznych, zabawnych komentarzy w stosunku
do wiary w zaświaty ludzi religijnych. Barnes wspomina śmierć matki ateistki i ojca agnostyka i ich poglądy na tematy wiary. Opisuje swoje doznania
po ich śmierci. :
Ojciec zmarł w tym samym wieku. Zawsze wyobrażałem sobie, że trudniej zniosę jego śmierć,
ponieważ kochałem go bardziej,
podczas gdy matka mogła co najwyżej
wywołać we mnie ciepłe uczucia zaprawione nutką irytacji.
Było jednak na odwrót; to co jawiło mi się jako pomniejsza śmierć, okazało
się bardziej skomplikowane, bardziej przypadkowe. Jego śmierć
była po prostu jego śmiercią;
jej śmierć była ich śmiercią." [ 2 ]
Autor wraca do czasów dzieciństwa, opisuje swoje relacje z rodzicami. Maluje obrazy wspomnień, ukochanych miejsc, wydarzeń, przedmiotów.
Pisze o czasach szkolnych, dojrzewaniu i o tym jak jego poglądy i świadomość
końca budziły się w nim z biegiem lat. Jednak robi to w charakterystyczny dla
siebie z dystansowany, pełen pogody ducha sposób cytując często
myśli i spostrzeżenia filozofów,
naukowców, czy ludzi sztuki:
Świadomość
śmierci pojawiła się wcześnie, kiedy miałem trzynaście czy czternaście
lat. Francuski krytyk
Charles du Bos, przyjaciel i tłumacz Edith Wharton, ukuł na określenie
tego momentu użyteczny termin: le r'eveil mortel. Jak to najlepiej przełożyć?
[Budzenie śmiertelności] brzmi jak prośba pod adresem służby hotelowej.
[Wiedza o śmierci], [czujność śmierci]? — zbyt germańskie . [Świadomość
śmierci]? — to jednak sugeruje raczej pewien stan niż określony wstrząs
kosmiczny. Pod pewnymi względami ( pierwsze) nieudane tłumaczenie wyrażenia
Du Bosa jest trafne: rzeczywiście przypomina to pobyt w obcym nam pokoju
hotelowym, gdzie znajduje się budzik pozostawiony przez poprzedniego mieszkańca i o najbardziej nieludzkiej porze
nagle wyrywa nas ze snu, wprost w ciemność, panikę i okrutną świadomość,
że oto trafiliśmy do wynajętego
świata." [ 3 ]
Czasem mam wrażenie
czytając kolejne strony tej książki, że Barnesa bardzo boli, wręcz „
uwiera" go ta dojmująca świadomość umierania, nagłego zniknięcia w niebyt. Opisuje swoje rozmowy o śmierci
ze swoimi przyjaciółmi, rodzicami, bratem:
Mój przyjaciel
R. spytał mnie ostatnio, jak często rozmyślam o śmierci i w jakich okolicznościach.
Co najmniej raz dziennie, odparłem; zdarzają się gwałtowne napady nocne. Śmiertelność
niejednokrotnie wkracza bez zaproszenia do mojej świadomości, gdy świat zewnętrzny
dostarcza jakiejś oczywistej
paraleli: zapada zmierzch, dni robią się krótsze, zbliża się koniec
długiej wycieczki. A także, co wydaje się
bardziej oryginalne, sygnał przebudzenia
dźwięczy przenikliwie wraz z początkiem jakiejś imprezy
sportowej w telewizji , zwłaszcza- z niewiadomych powodów- podczas
Turnieju Pięciu (obecnie Sześciu) Narodów w rugby. [ 4 ]
Richard Dawkins w swoim dziele Rozplatanie tęczy pisał
między innymi o tym , że człowiek powinien się cieszyć życiem i nie smucić
się przemijaniem, jesteśmy
bowiem szczęściarzami, że możemy
być gośćmi na tym świecie, czy jak pisał Barnes „wynajmować pokój
hotelowy", bo wielu nie ma nawet i takiej możliwości. Nie urodzą się.
Ludzie
boją się śmiertelności, lecz dlaczego nieistnienie ma być gorsze niż jakieś
bytowanie w bliżej nieokreślonej rzeczywistości. Czy ta nieśmiertelność
nie była by nudna? Edmunnt Lewandowki powiedział bardzo mądrą rzecz: „Nasz los jest wyraźnie określony: wyłaniamy się z niebytu
naznaczeni tożsamością, trafiamy do królestwa czasu i według niepojętej
miary istniejemy, a potem znowu odchodzimy w niebyt". Dlaczego ma być
to czymś złym i potwornym?
Barnes w swej książce wielokrotnie cytuje
rozmowy ze swoim bratem filozofem, który był ateistą. Odnosi się
też często do myśli Montaigne’a,
który uważał, iż trzeba rozmawiać o śmierci, umieraniu, trzeba o tym myśleć,
bo dzięki temu godzimy się z tym i dystansujemy do tej świadomości.
Każdy ma swój sposób na radzenie sobie z faktem
odchodzenia. Z odejściem bliskich. Osobiście zawsze bałam się bardziej śmierci
bliskich niż swojej własnej. Czuję lęk przed pustką po tej osobie, braku
jej obecności, braku spotkań , ciszy w telefonie i tego, że jej już nie ma.
Nie usłyszę głosu, nie ujrzę twarzy. Dzięki książce Barnesa udało mi się
przebrnąć przez ciężki czas i wracam do niej zawsze, gdy dopada mnie
egzystencjalne zwątpienie. Można zarzucić autorowi zbytnie popadanie
momentami w długie wywody na temat
istnienia Boga, gdy lepiej wychodzi mu pisanie powieści niż naukowy ton.
Jednak jego książka jest pełna ciepła , refleksji, ale i mimo tematu jest pełna
optymizmu. Książka pełna ciepłych wspomnień, anegdot, zabawnych
przewrotnych historii, czy cytatów
ludzi, którzy również do życia podchodzili z dystansem. Autor
wspomina Johna Diamonda i jego piękną walkę z rakiem, zabobonem, medycyną
niekonwencjonalną i świadome umieranie opisane w
Cudownych miksturach i innych troskach wydanych przez
Racjonalistę.
„Kiedy stajemy w obliczu śmierci
zaczynamy się garnąć do książek." [ 5 ]-
powiedział Jules Renard wielka
prawda i mądrość tkwi w tych słowach. Ja zatopiłam się w literaturze i był
to mój sposób na ból i pustkę. Zresztą jest nadal. Jestem pewna, że do Nie ma się czego bać wrócę jeszcze nie raz, bo ta książka
pomaga i pozwala spojrzeć w inny
sposób na tak ostateczny temat. Docenić pamięć, wspomnienia, pamiątki po
bliskich, małe rzeczy, skrawki zapisane w pamięci.
Książka ta też pokazuje, że można mówić o śmierci pogrzebach itd.
bez religijnych mrzonek i modlitw.
Oczywiście świadomość, że bliscy są gdzieś w lepszym świecie i że któregoś
dnia będziemy znów wspólnie się śmiać i cieszyć się swoją obecnością
jest kusząca pewnie dlatego tak
wielu chce w nią wierzyć.
Wielka prawda i mądrość tkwi również w słowach
kompozytora Strawińskiego: Muzyka
to najlepszy sposób trawienia czasu. [ 6 ]
Barnes też w swej książce mówił o znaczeniu w swoim życiu muzyki oraz o wpływie muzyki religijnej na ludzi wierzących. Mnie zarówno muzyka jak i literatura pomogła trawić czas, dawała i zawsze daje ukojenie, których nie
znajduję w żadnych religiach, dlatego też jak śpiewa Piotr Rogucki w utworze
"Ulotność" goszczącym w mym odtwarzaczu w chwilach smutku i melancholii- szczególnie jesiennej:
Niech pada deszcz, niech wieje wiatr
Ulotność spraw
zostaje w nas.
Przypisy: [ 1 ] Barnes J. Nie ma się czego bać Świat Książki Warszawa 2010 s.7 « Recenzje i krytyki (Publikacja: 31-08-2011 )
Małgorzata PiasekSkończyła Europejską Komunikację Społeczną, a następnie Medioznawstwo na UAM w Poznaniu. Mieszka w Gnieźnie. Interesuje się ambitnym europejskim kinem , muzyką alternatywną, rockową, historią, mediami i animacją komputerową, religioznawstwem, literaturą i krajami nordyckimi.
Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Pochwała fińskiej depresji | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2181 |
|