|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka Nowoczesna normalność czy normalna nowoczesność? [1] Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Dwaj
politycy, o wyrazistych osobowościach i poglądach, Panowie Januszowie Palikot i Korwin-Mikke, przedstawili swoje wizje państwa; pierwszy nazwał Polskę
swoich marzeń 'nowoczesną', zaś drugi 'normalną'. W trakcie dyskusji
Panowie uzgodnili swoje poglądy w kilku kwestiach, w niektórych zbieżność
poglądów była bardzo bliska, a wszystko to jest dość krzepiące; Polska może
być i normalna, i nowoczesna.
Wybory
tuż, tuż, a wraz z nimi poważne dylematy oraz jeden powód do rodzinnych kłótni
więcej, przypuszczam jednak, że prawie wszyscy chcieliby żyć w kraju zarówno
nowoczesnym jak i normalnym. Czy więc przeciwstawianie nowoczesności normalności
jest sensowne? Oba pojęcia, choć Szanowni Prezentujący precyzowali je w toku
dyskusji, są nader pojemne i można je zrozumieć w dowolny sposób, czasem
nawet sprzeczny. Może więc jakieś przykłady historyczne mogłyby nam
cokolwiek pomóc?
Nowoczesność
jest chyba łatwiejsza do zobrazowania, jeśli posłużyć się przykładami z techniki, bo każdy z łatwością może wskazać przykłady rzeczy nowoczesnych
lub technicznie przestarzałych. Na tej podstawie można by naiwnie sądzić, że
wynalazcy np. kijków do nordic walkingu, komputerów czy jakichś drobnych, ale
modnych gadżetów są zawsze ludźmi nowoczesnymi lub, że kraje, w których
tych pomysłowych wynalazków się dokonuje, to właśnie kraje nowoczesne.
Przykładem negatywnym, podważającym taką opinię, może być choćby III
Rzesza, z której wynalazków czerpali inspiracje inżynierowie zwycięskich
mocarstw, a która na miano państwa nowoczesnego chyba sobie nie zasłużyła.
Zacznijmy
jednak od czasów wcześniejszych. Np. w starożytnych Chinach dokonano wielu
wynalazków, kompasu, prochu i jeszcze paru innych, z których jednak przez tysiąclecia
nic praktycznego nie wynikało ani przydatnego dla ówczesnego chińskiego społeczeństwa,
niewiele też wniosło do rozwoju świata, bo musiały być odkrywane na nowo.
Mniej więcej w tym samym czasie, starożytna Grecja, chociaż ani prochu, ani
papieru tam nie wymyślono, była jednak krajem jakby nowocześniejszym,
przynajmniej tak może się wydawać, choć wynalazki Herona i odkrycia
Euklidesa doli niewolnikom też specjalnie nie łagodziły.
Oba
kraje różniły się ustrojami politycznymi, religiami państwowymi i oficjalnymi doktrynami filozoficznymi. Czy z demokratycznego ustroju Grecji
wynikała różnorodność filozofii, czy też na odwrót, tego nie chcę
rozstrzygać. Autokratyczne Chiny natomiast preferowały filozofie zalecające
bierność i kurczowe trzymanie się tradycji, co rzecz jasna było na rękę władcom
panującym z woli niebios, natomiast demokracja, każda, w tym i ludowa, daje
szansę prawie każdemu dorwania się do władzy, a więc nieomal zrównania z boskimi pomazańcami. W rezultacie, właśnie tradycje demokracji greckiej,
potem także republiki rzymskiej, są tymi, które kultywuje Europa, natomiast
tradycje chińskie nie znajdują naśladowców, nawet w Azji.
Historia
Europy po upadku Rzymu stawała się dość zagmatwana, ale światełkiem w mrocznym tunelu średniowiecza były, jak uważają niektórzy, herezje, zwłaszcza
protestanckie. Choć trzymały się tego samego pnia ideologicznego, jednak działały
na rzecz poszerzenia wolności osobistej dotychczasowych poddanych, czasem jakby
niechcący, obok swoich celów natury ideologicznej. Przy okazji zdjęły z pracy odium kary za grzechy, a wszystko to razem uruchomiło proces przemian społecznych
prowadzący do pojawienia się kapitalizmu, ustroju nie do pomyślenia bez
osobistej wolności, bez swobody wymiany myśli i towarów. Jest to bardzo skrótowa,
ma się rozumieć, wersja dziejów naszego kontynentu.
Ale
kłótni przy niedzielnym stole i tak się nie da uniknąć, bo, jak się
powiedziało, różni różnie sobie nowoczesność wyobrażają, a ponadto ktoś,
szczególnie byli i obecnie rządzący, albo ktoś w ich imieniu, może się
obrazić na samo przypuszczenie, że Polska nie jest krajem nowoczesnym. Może
to być uznane za tendencyjne i niesprawiedliwe kwestionowanie rezultatów ich
niestrudzonej pracy, na dodatek tak ciężkiej i niewdzięcznej, że chcąc
reszcie społeczeństwa oszczędzić trudu i rozczarowań, gotowi są rządzić
dożywotnio, czasem tylko część obowiązków składając na barki bliższej, a potem dalszej rodziny. Sam miałem szczęście pracować pod światłym
kierownictwem takich osób, było to w dość odległej przeszłości, mimo to
wspominam te czasy z rozrzewnieniem.
Można
też zacząć od pytania — czy nasz kraj był kiedykolwiek krajem nowoczesnym?
Odpowiedź
wydaje się prosta — jak daleko sięgnąć pamięcią, to zawsze musieliśmy
coś nadganiać, jak nie stracony czas, to wiekowe opóźnienia i odrabiać
wojenne zniszczenia, szczególnie widoczne po zwycięskich wojnach, np. ze
Szwecją. Jest więc nieco dziwne, że król, który w te wojny nas wplątał, a po których nawet potop nie byłby wcale większą klęską, ma dziś największy
pomnik, ale takie rzeczy nie dziwią, nie tylko u nas. Ktoś już wspominał o pustych cokołach górujących nad miejscami zwycięstw.
Nasze
obyczaje i system polityczny nie stanowiły szczególnie atrakcyjnego wzorca,
choć niektórym wydaje się, że takim powinny być, nierzadko niedościgłymi,
dla całej Europy. Niestety, kraj nasz był często stawiany za wzór tego, co
fatalne, i to nie tylko przez obcych, oraz przedmiotem często aż nazbyt złośliwych
krytyk, co zdarza się i w naszych, szczęśliwych czasach.
Ale
jest coś, co kraje Europy Zachodniej, trzymając się przez chwilę tej już
nieco nieaktualnej nomenklatury, zaczynają przejmować z naszego obecnego
systemu rządzenia, a jest to artykuł Konstytucji trzymający w ryzach deficyt
budżetowy. Tyle, że jeden trafny przepis, nie stanowi wiosny nowoczesności,
choć, jak się okazało, utrudnia on wprowadzanie w życie niedowarzonych pomysłów,
które szybko mogłyby cofnąć nasze państwo do czasów sprzed reform
Balcerowicza. Aż dziw, że ten dość sensowny, jak się okazało, artykuł,
udało się wpisać tak licznemu gremium, jakim była komisja opracowująca
Konstytucję.
Nigdy
też nasz kraj nie był miejscem, do którego masowo ciągnęliby emigranci w poszukiwaniu swego miejsca pod Słońcem. Jednak to w Westfalii, Alzacji,
Chicago i Paranie mieszka dużo więcej polonusów, i to od wielu już pokoleń,
podczas gdy u nas imigrantów starszej daty trudno się właściwie dopatrzeć.
Trudno
też pokazać jakieś nasze osiągnięcia i idee, które wstrząsałyby światem,
nie licząc Kopernika. Co prawda „Nowe Ateny" pojawiły się przed „Encyklopédie",
ale europejczycy jakoś nie doceniają tego dzieła, mimo, że zawarto w niej
prawdy ponadczasowe i bezsporne.
A
może krajem nowoczesnym była poprzedniczka obecnej Rzeczypospolitej, czyli
PRL? Starsi zapewne pamiętają, że oficjalna wykładnia dziejów uświadamiała
wszystkim, iż stajemy się krajem coraz to nowocześniejszym, ale, co o wiele
ważniejsze, jesteśmy jednym z grupy krajów najbardziej postępowych w sferze
społecznej, w przeciwieństwie do Zachodu, który grupował państwa postępowo
zacofane, jak to odkreśliła kiedyś Hanka Bielicka.
Postęp w sferze materialnej niewątpliwie miał miejsce, ale był on dość niemrawy,
podobnie z demokracją, którą ciągle rozszerzano, jednak całość nie zdobyła
większego uznania a 'szerokim masom ludowym' zabrakło cierpliwości,
ponieważ zawsze czegoś brakowało, zazwyczaj w wyniku zaistniałych
'obiektywnych trudności'. Po okresie mniej czy bardziej aktywnych
przepychanek zdecydowano się powrócić do starych, sprawdzonych już wzorców.
Uznano np., że system wielopartyjny jest demokratyczniejszy i choć swoimi
mechanizmami, np. wyłaniania kandydatów na posłów a w konsekwencji i rządzących,
specjalnie się nie różni od monopartyjnego — najwięcej do powiedzenia ma
partyjna wierchuszka — w praktyce rządzenia jest jednak skuteczniejszy. Jest
to swego rodzaju paradoks, bo zazwyczaj żywimy przekonanie, że 'prawda jest
jedna', jednak w praktyce dróg jej odkrywania, w tym przypadku -
dochodzenia do najlepszego rezultatu — jest wiele. Jednak odkąd sznurek do
snopowiązałek, tudzież cukier, szynka i papier toaletowy straciły na
politycznym znaczeniu, w sklepach nie brakuje tych produktów, podobnie jak
wszystkich innych.
Mimo
kolosalnych zmian nadal nie jesteśmy do końca zadowoleni, z czego wynika, że
mamy jeszcze co nieco do zrobienia, aby stać się krajem nowoczesnym, chociaż
nie bardzo wiadomo, co by to miało oznaczać w szczegółach.
Ale i normalność można zrozumieć opacznie. Normalny wcale nie oznacza: 'idący
utartymi koleinami' czy 'niezmienny', wręcz przeciwnie — jest to stan
permanentnie zachodzących zmian, wynikających choćby z prostego faktu, że życie
stale idzie naprzód. A niespodzianek w dzisiejszym świecie nie brakuje; raz
jest to niespodziewane odkrycie gigantycznych pokładów gazu łupkowego,
niewtajemniczonych informuję, że o tych złożach można było przeczytać już w gazetach przedwojennych, raz modny gadżet, czasem nowy, cudowny lek a czasem
nowa, złośliwa bakteria. Przyroda też może czymś zaskoczyć, np. uruchamiając
zupełnie nie w porę jakiś wulkan lub ponadprogramowy huragan. Normalność,
tak mi się wydaje, jest więc określeniem szerszym, bardziej dalekosiężnym,
obejmującym także nowoczesność, choć zapewne dałoby się wykazać, że to
akurat nowoczesność zawiera w sobie także normalność. Wydaje mi się
jednak, że dla wielu naszych obywateli normalność oznacza raczej stabilizację,
może nawet bezruch albo nawet powrót do czegoś co było dawniej, w czasach
ich młodości i dlatego wizja normalności wg Korwina-Mikkego ich przeraża.
A
jak właściwie powinno być urządzone i rządzone nowoczesne państwo? Spróbujmy i tu przywołać jakieś historyczne wzorce. Chyba można posłużyć się przykładem
Anglii, w której narodził się nowoczesny kapitalizm, ustrój, który
odbudowujemy, a właściwie to budujemy od początku. Zaryzykowałbym tezę, że
kraj ten wszedł na drogę nowoczesności wraz z The Great Charter i właśnie
ten dokument stał się podstawą późniejszych sukcesów. Rozwój Anglii i jej
przekształcanie się w Zjednoczone Królestwo trwało dość długo, droga, którą
ten kraj podążał była kręta i nierówna, ale w końcu doprowadziła do
Imperium. Nawet najgorsi królowie, czasem z importu lub z jakichś zupełnie
zapomnianych bocznych linii, nie zdołali temu przeszkodzić. Czy to nie właśnie
wolność osobista i sensowne prawo, przyznające każdemu pewien zbiór
gwarantowanych swobód i praw, konsekwentnie przestrzeganych, nie są więc tymi
niezbędnymi warunkami społecznego rozwoju? Trzeba też mieć na uwadze, że
ten zbiór praw także gwarantował reedukację w Tower i innych, podobnych
miejscach, np. na świeżym powietrzu w Australii, albo sprawdzenie jakości
katowskiego topora w uzasadnionych społecznie lub politycznie przypadkach, o czym przekonał się przynajmniej jeden król i dwie królowe.
1 2 Dalej..
« Państwo i polityka (Publikacja: 01-09-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2184 |
|