|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Antywiktymologia Autor tekstu: Andrzej S. Przepieździecki
Wiktymologia
to nauka zajmująca się ofiarami przestępstw. Zajmuje się m.in. określaniem cech osobniczych predysponujących do tego
aby stać się ofiarą przestępstw kryminalnych. A więc żeby zostać
obrabowanym, okradzionym, pobitym lub oszukanym. W tym ostatnim przypadku chodzi o oszukanie na skalę indywidualną, ponieważ we wszystkich cywilizowanych społeczeństwach
oszukiwanie większych grup ludzi przez kandydatów na posłów w akcji
przedwyborczej, przez ministrów, przez rządy, przez przywódców religijnych i wiele innych instytucji publicznej nieużyteczności — stanowi ich normalną i niekaralną cechę. Jeśli
jednak istnieje taka dziedzina wiedzy jak wiktymologia, to znaczy, że wielu ludzi zajmuje się tym, bada te
zagadnienia, jeździ na różne sympozja, seminaria, odczyty, konferencje, a następnie
pisze cienkie dysertacje lub grube tomy, a wszystko to za państwowe, czyli
nasze pieniądze, więc powinno dziwić, że nie istnieje antywiktymologia, która
by zajmowała się cechami osobniczymi a dodatkowo, albo przede wszystkim,
metodami prowadzącymi do antonimu klęski czyli do sukcesu.
Wyżej zasugerowane mniemanie jest fałszywe! Już w psychologii działań podstawowych znane jest pojęcie praksji, czyli
wykonywania elementarnych działań celowych
np. celowych ruchów. Teoria metodyki skutecznego działania zawarta jest w prakseologii, której twórcą był nasz wielki uczony profesor Tadeusz Kotarbiński.
Teraz zastanówmy się nad pewną pozorną niekonsekwencją: Mama
uczy swoją pociechę stawiania pierwszych kroków, po to aby to dziecko umiało
się skutecznie przemieszczać. Wychowawczyni w przedszkolu uczy dzieci różnych
podstawowych działań, takich jak zabawa piłką, po to aby kształcić w tym
dziecku sprawność ruchowo-refleksyjną. Następnie w szkole dziecko jest
szkolone w pisaniu, czytaniu i rachunkach. Wszystko to w ostatecznym efekcie ma na celu „przystosowanie do życia", a mniej poetycko: umożliwienie człowiekowi sprawne, skuteczne działanie.
Jeśli tak wiele trudów poświęca się przygotowaniu młodego człowieka do
sprawnego wykonywania tak wielu na pewno potrzebnych w życiu konkretnych czynności, to dziwić powinno dlaczego
nie uczy się zasad skutecznego działania w ogóle.
Nie
uczy się ponieważ człowiek skupia się nad sukcesem aktualnie wykonywanego
działania nie myśląc zupełnie o skutkach leżących poza tym konkretnie
wykonywanym działaniem.
Znam od
prawie siedemdziesięciu lat takiego pana, który przed laty jako absolwent
przedszkola poszedł do pierwszej klasy. Zaraz na pierwszej lekcji pani
nauczycielka poświęcała wiele trudu aby jak najlepiej rozsadzić uczniów w ławkach. Ten pan widząc wysiłki pani nauczycielki podniósł paluszki i czekał
aż pani to zauważy.
— Czego
chcesz? — zapytała wreszcie nauczycielka.
— Proszę
pani, po co się tak męczyć? Należy ustawić nas według wzrostu i posadzić
tych najniższych w pierwszych ławkach a dalej coraz wyższych.
Pani była zdumiona tym, że ten gówniarz ośmiela się
ją pouczać i zapamiętała błyskotliwego
doradzacza na długie trzy lata wspólnych kontaktów.
W praktyce bardzo niewielu ludzi świadomie wybiera optymalne drogi do własnego
sukcesu — sukcesu w ogóle, sukcesu w całości, sukcesu w życiu a nie w jednostkowym działaniu. Osobiście znając życie i moich bliźnich, nie
przypuszczam aby poznanie tych zasad zaowocowało w rzeczywistości u czytelników
mego artykułu zauważalnymi zmianami
skuteczności ich działań.
Ponieważ zarówno powszechność gry w totolotka jak i mnóstwo innych
zupełnie niepraktycznych działań
jest powszechne, więc pogadać można a że pożytek będzie raczej mały,
to nic strasznego.
Małe dziecko, do dwóch lat, uczy się metodą
przypadkowego wyboru odpowiedzi na
losowo napotykane zdarzenia. Dziecko
starsze, 5-7 letnie uczy się
naukową metodą chybił trafił, czyli metodą sprawdzania prawdopodobnych
rozwiązań — bo inne metody są mu nieodstępne.
Jeszcze
starsze dziecko uczy się z przymusu: nie rób tak bo dostaniesz lanie! Także
nauka w szkole opiera się w znacznej mierze na przymusie. Jednak w szkole
podstawowej co najmniej od czwartej klasy dzieci zaczynają myśleć o swojej
przyszłości. To „myślenie" najczęściej
ma formę narzuconą przez rodziców i nauczycieli a brzmi to tak: uczysz się
dla siebie, bo im lepiej się będziesz w szkole uczył tym lepiej ci będzie w życiu. Logicznie nic tym zasadom zarzucić nie można. Inaczej o tym mówi
statystyka.
Jak wiadomo są trzy rodzaje oszustwa: oszustwo w dobrej wierze,
oszustwo z premedytacją celowego wprowadzenia w błąd dla własnej korzyści i statystyka matematyczna. Ta zdecydowanie pejoratywna ocena statystyki wynika
stąd, że w bardzo wielu dziedzinach życia statystyka jest
wykorzystywana w sposób oszukańczy mimo, że mówiąc jedynie i tylko prawdę.
Najlepszym przykładem jest reklama linii lotniczych. Według tych reklam
najbezpieczniejszym środkiem lokomocji jest samolot. Dowodem jest zupełnie
prawdziwe obliczenie statystyczne. W wyniku tego obliczenia dowiadujemy się
jak często jeden pasażer w ciągu przebywania jednego kilometra ulega
wypadkowi. Tych szczegółowych informacji
co do techniki obliczenia się oczywiście nie eksponuje. Eksponuje się wynik
końcowy. Według tego w pełni prawdziwego wyliczenia samolot jest kilkanaście
razy bezpieczniejszy od innych środków lokomocji. Oszustwo polega na tym, że
rozsądnego pasażera nie interesuje ilu ludzi ginie w czasie przebywania
jednego kilometra. Dla pasażera wsiadającego do jakiegokolwiek środka
lokomocji istotne jest jedynie to czy on w wyniku tego „wsiądnięcia"
dojedzie do celu podróży, do szpitala czy do kostnicy. Tak rozważając sprawę
można być pewnym, że wsiadając do samolotu na pewno nie wylądujemy w szpitalu. Natomiast ryzyko śmierci jest w samolocie wielokrotnie większe niż w pociągu. A to, że wsiadając do pociągu przebywamy średnio sześćdziesiąt
kilometrów a wsiadając do samolotu średnio trzy tysiące, to wsiadającemu
zupełnie wisi. Jednak są takie dziedziny w których statystyki nie są ani
naciągane ani ich wyniki fałszywie interpretowane. Do tych ostatnich należą
badania statystyczne zlecane przez firmy ubezpieczeniowe. Także większość
badań prowadzonych przez uczelnie (do własnych celów a nie na zlecenie) to
badania w pełni wiarygodne.
Otóż z tych badań wynika, że jeśli uczniów podzielimy na bardzo
dobrych, dobrych, średnich i słabych, to sukces zawodowy osiągają ci bardzo
dobrzy w trzech procentach, dobrzy w pięciu procentach, średni w piętnastu
procentach a słabi w trzech
procentach, czyli tak jak ci najlepsi. Nie
należy wyciągać z tego mylnych wniosków, że w szkole należy być słabym
uczniem. W szkole należy dołożyć dużo wysiłków i starań aby być dobrym
uczniem, byle to nie stało się jedynym celem, lub co gorsze obsesją. Swoje możliwości
należy rozsądnie rozdzielać. Nauka w szkole to nauka wielu umiejętności bez
których po prostu nie sposób w dzisiejszym społeczeństwie żyć. Jednak jak
wynika z poprzednio przytoczonej statystyki szkoła ucząc wielu pożytecznych
rzeczy równocześnie nie uczy wielu innych pożytecznych rzeczy, zaś o sukcesie życiowym przesądza ta suma umiejętności plus jeszcze parę
dodatkowych czynników.
Spośród tych pozostałych omówię oczywiście
jedynie te, których stosowanie nie jest zagrożone karą większą niż trzy
lata państwowego wiktu: Oto najlepszy przykład: W szkole uczy się języków
obcych, ale w stopniu niewystarczającym do ich czynnego opanowania, zaś umiejętność
posługiwania się obcym językiem w zakresie wystarczającym do konwersacji
jest już dzisiaj bardzo użyteczna w działaniach profesjonalnych a jutro będzie niezbędna. Oczywiście nie
dotyczy to tych profesji w których ludy anglojęzyczne już dziś uczą się od
Słowian, a w przyszłości w Polsce będą istnieć uczelnie posiadające wyłącznie
takie specjalności, tak jak przed osiemdziesięciu laty w kilku miastach
polskich istniały szkoły złodziejskie. Z przyczyn zrozumiałych wyliczać
tych dziedzin wiedzy stosowanej (tak często na całym świecie) nie zamierzam.
Ani w szkołach podstawowych, ani w średnich nie naucza się psychologii. Całe
szczęście, bo obecnie to co nazywa się psychologią należałoby nazwać
raczej fizjologią i anatomią psychologii. Do powszechnego nauczania w szkołach
nadawałby się przedmiot oparty na psychologii, a zawierający jej praktyczne
zastosowania w indywidualnych kontaktach międzyludzkich. Tu pozwolę sobie
przytoczyć historyjkę zapewne nieprawdziwą, ale zawierającą typowo mylny
sposób rozumowania:
Jeden biznesmen wybierając się do urzędu fiskalnego radził się żony
jak ma się ubrać. On uważał, że należy się przystroić jak najbardziej
elegancko, zaś żona radziła aby się ubrał jak nędzarz. Ten biznesmen był
wyznania mojżeszowego, więc poszedł się poradzić do rabina. Kiedy zreferował
swój problem, rabin powiedział: A wiesz, że to mi przypomina problem mojej
parafianki, której miałem dawać ślub i ona przyszła się poradzić jak ma
się ubrać na noc poślubną. Mama radziła jej żeby w tradycyjną długą
barchanową koszulę nocną, a koleżanka żeby w nowoczesny, krótki przejrzysty
peniuar. - No dobrze Rabi, ale co to
ma do mojej sprawy? — Jak to? Nie
rozumiesz? To jest dokładnie ten sam problem: Czy tak się ubierzesz czy siak
to na pewno cię wy..tego.
Historyjka śmieszna ale całkiem durna! W rzeczywistym działaniu to jaką
się prezencję posiada jest bardzo ważne. Tak samo istotny jest sposób bycia, a głównie sposób mówienia i to w najdrobniejszych szczegółach. Przed
niedawnymi laty prowadziłem klasę w gimnazjum ogólnokształcącym. W tej
klasie osiemdziesiąt procent to były dziewczyny. Ja na co dzień obserwowałem
jak te moje uczennice w kontaktach ze swoimi kolegami niepotrzebnie eksponują własne
zainteresowanie chłopcem, co daje skutek przeciwny do zamierzonego. Pewnego
dnia, kiedy miałem z tą klasą ostatnią lekcję, wygoniłem chłopców do
domu a dziewczynom zrobiłem wykład na temat tych drobnych sygnałów, które
człowiek wysyła nieświadomie zaś świadome działanie może dać dobre
efekty. Moje uczennice okazały się niezwykle pojętne a skutki były
tragicznie skuteczne: większość dziewczyn w krótkim czasie poderwała (i nie
tylko) chłopaków a było to już po wprowadzeniu ustawy o karalności
przerywania ciąży.
W telewizji widziałem pouczenia dla młodych ludzi szukających pracy.
Dawano tam rady jak należy rozmawiać z potencjalnym pracodawcą. Tutaj dokładnie
to samo, co w reklamach firm lotniczych: informacja prawdziwa lecz celowo niepełna.
Na
koniec tego pesymistycznego ględzenia coś radosnego.
Ostatnio przeżywamy kryzys kina i teatru. Nasze władze, wczuwając się w potrzeby szerokich rzesz obywateli miast i wsi, starają się dać nam jakąś
namiastkę. Dla widza wymagającego mamy
obrady Komisji Sejmowej do sprawy itd. Tutaj zorientować może się tylko
bardzo wytrawny teleoglądacz, bo aktorzy po obu stronach ringu, przepraszam:
sceny, działają bardzo finezyjnie. Na przykład mówią, że nie mogą
powiedzieć, że zupełnie nie mogą powiedzieć, że nie mogą powiedzieć z powodów a).…… b)..…… i c) .......a następnie mówią to co od początku
bardzo chcieli powiedzieć żeby dopier..., przepraszam: żeby dołożyć swoim wrogom pozostając
ich serdecznymi przyjaciółmi.
Typowym teatrum dla tłumu są obrady sejmu. W sejmie mamy nadmiar przykładów
negatywnych. Posłowie najczęściej
demonstrują jak nie należy się wypowiadać. Jednak są wyjątki. Większość
wypowiadaczy na całym świecie uważa, że najlepiej (w ich mniemaniu
najskuteczniej) jest walić prosto w cel, z grubej rury i jak najgłośniej.
Wcale nie neguję skuteczności tej metody, jednak odbiorcy są różni.
Ostatnio widziałem jak po bardzo ostrym i złośliwym wystąpieniu posłanki z partii lewicowokatolickiej wszedł na trybunę jej adwersarz z partii
prawicowokatolickiej i zamiast obrzucać błotem swoją przedmówczynię
powiedział mniej więcej tak: Szanowni Państwo posłowie! Pani posłanka
XY widocznie źle się czuje, może ją mąż dzisiejszej nocy
za mało popieścił, może jest nie całkiem zdrowa nie tylko
somatycznie, może powinniśmy się nią
zaopiekować, jakąś koleżeńską pomoc tej na ogół rozsądnej kobiecie
zaoferować itd. w tym stylu. Nawet w naszym sejmie, który jest rzeczywistą
reprezentacją narodu, a więc z konieczności iloraz nie najwyższego lotu, ta
wypowiedź spotkała się z pełnym zrozumieniem i głośnym aplauzem.
A tak naprawdę i zupełnie poważnie to uważam, że w szkołach powinno
się uczyć skutecznego oddziaływania na bliźnich i co za tym idzie
skutecznego realizowania działań własnych.
« Felietony i eseje (Publikacja: 16-11-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2921 |
|