|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
STOWARZYSZENIE » Biuletyny
Biuletyn Neutrum, Nr 6(14), Grudzień 1994 [2]
"NEUTRUM" PISZE, ALEKSANDER
KWAŚNIEWSKI ODPOWIADA
Warszawa, 8.11.1994 r.
Klub Parlamentarny SLD
Przewodniczący
Aleksander Kwaśniewski
Szanowny Panie
Przewodniczący,
Zwracamy się do Pana jako do przewodniczącego klubu Sojuszu Lewicy
Demokratycznej oraz przewodniczącego partii, która poparcie w ostatnich
wyborach parlamentarnych zawdzięcza w znacznym stopniu temu, że w swoim
programie wyborczym opowiedziała się zdecydowanie za zasadą rozdziału
państwa i Kościoła. Przed wyborami nasze Stowarzyszenie, wraz z pięcioma innymi
organizacjami, zwróciło się do kandydatów na posłów i senatorów z Pańskiego
ugrupowania z prośbą o udzielenie odpowiedzi na krótką ankietę. Jedno z zawartych w niej pytań brzmiało: "Czy podziela Pan(i) pogląd, że wzorem
większości państw europejskich Polska powinna odejść od zwyczaju
zawierania
konkordatu?"
Spośród 56 osób, które odpowiedziały na naszą ankietę i otrzymały
mandaty
poselskie lub senatorskie, tylko 5 nie miało zdania, reszta
odpowiedziała
„tak". Jesteśmy więc zaskoczeni i rozczarowani zmianami stanowiska
zajmowanego w tej sprawie przez Pański klub. Początkowy sprzeciw wobec samej idei
ratyfikacji konkordatu został zastąpiony przez postulat przełożenia jej
terminu
na okres po przyjęciu konstytucji. Niedawno dowiedzieliśmy się z wypowiedzi
posła Zbigniewa Siemiątkowskiego, że jedyną przeszkodą opóźniającą
ratyfikację
jest niezgodność prawa polskiego z zapisami konkordatu. Ratyfikacja ma
nastąpić, gdy tylko dokonane zostaną poprawki w polskich ustawach.
Jesteśmy przekonani, że taka postawa klubu Sojuszu Lewicy
Demokratycznej jest
nie do przyjęcia dla większości osób, które oddały na Was swój głos, i może
spowodować w przyszłości, po przyjęciu zapisów godzących w zasadę
rozdziału
państwa i Kościoła, utratę głosów wyborców. Wierzymy, że wyborcy
docenią
wszelkie działania na rzecz państwa neutralnego światopoglądowo, nawet
jeśli
nie zakończą się one sukcesem, nie wybacza jednak braku starań oraz
niedotrzymywania obietnic wyborczych. Apelujemy do członków Pańskiego
Klubu o konsekwentne działanie na rzecz idei państwa neutralnego
światopoglądowo. W imieniu Prezydium Zarządu
Stowarzyszenia "Neutrum"
(-) Aleksandra Solik
* * *
Warszawa, 1994, 11.22
Pani Aleksandra Solik
Stowarzyszenie na Rzecz Państwa
Neutralnego Światopoglądowo
Serdecznie dziękuję za
list z 8 listopada br. Z zawartymi w nim uwagami zapoznałem członków
Prezydium
Klubu Parlamentarnego SLD.
Sprawa Konkordatu jest sprawą delikatną i bardzo drażliwą, dlatego też
podejście do niej wymaga rozwagi i spokoju.
Ewentualna ratyfikacja konkordatu z pewnością nie zagraża rozdziałowi
państwa i Kościoła, a swoją wizję stosunków państwo-Kościół zawarł SLD w zgłoszonym przez
siebie projekcie konstytucji.
Z poważaniem
(-) Aleksander Kwaśniewski
*
Zbierając opinie
naszych Czytelników na temat Biuletynu „Neutrum" natrafiliśmy również
na taką,
że pokazujemy tylko najbardziej zachowawcze postawy spotykane w Kościele,
unikając w ten sposób dyskusji merytorycznej. Poprosiliśmy więc o krytyczną
recenzję naszych biuletynów ks. prof. Michała Czajkowskiego z ATK,
który jest
powszechnie uznawany za jednego z najbardziej otwartych ludzi Kościoła.
Poniżej
zamieszcamy tę recenzję wraz z odpowiedzią Elwiry Machowskiej.
Traktujemy to
jako początek dyskusji o sposobach działania na rzecz neutralności
światopoglądowej państwa.
Redakcja
CZY "NEUTRUM" JEST NEUTRUM?
Poproszony o wyrażenie mojego stanowiska wobec
idei
Stowarzyszenia, postawiłem sobie od razu pytanie: czy „Neutrum" jest
rzeczywiście neutralne? I pod kątem tego pytania przejrzałem z zainteresowaniem
statut Stowarzyszenia i kilka wręczonych mi biuletynów „Neutrum". W statucie
czytam m.in., że kościoły i związki
wyznaniowe oddzielone są od państwa; prawo nie zależy od reguł i nakazów
religii lub światopoglądu; proces wychowania i nauczania w szkołach
nieprywatnych oddzielony jest od kościołów i związków wyznaniowych.
Do tych
spraw jeszcze powrócę. A teraz przeglądam biuletyny „Neutrum" 1-4/1994.
Od razu chce mi się protestować przy lekturze numeru 1. Przecież o. Jan
Pach
naprawdę nie reprezentuje całej opinii katolickiej, ani też nie cała
opinię
publiczną bulwersowało przywrócenie nauczania religii w szkołach (pars pro toto?). „Dogmat" o człowieku
„utworzonym na obraz i podobieństwo Boga" jest nie tylko chrześcijański i nawet
nie tylko żydowski. Podskoczyłem przy zdaniu: „Jeżeli zostanie
konstytucyjnie
uchwalone, że tylko katolik to prawdziwy Polak…" — demagogia poszła
stanowczo
za daleko. I dziwi w świetle Waszych szczytnych założeń język godny
ojca Pacha:
„Walczymy jednak z przeciwnikiem, który..., przeciwnicy osiągnęli już
bardzo dużo i chcieliby się okopać na swoich pozycjach… Walczący Kościół… jako jej
zdecydowany przeciwnik…" Z numeru 3 dowiaduję się, że „w parlamencie
jest
mnóstwo porządnych ludzi" i z kontekstu wynika, że są nimi li tylko
zwolennicy
aborcji; inni, osoby, które „w opozycji i podziemiu były nosicielami
wartości
postępowych, stały się nosicielami antywartości". Czy Autorka tych słów
pobiera
potajemnie korepetycje w „Niedzieli"? … Czasem (nr 4) jest to język
nieboszczki
„Trybuny Ludu": mowa jest o (Kair) „wielkich walkach z przedstawicielami
Watykanu i państw pozostających pod silnym wpływem Kościoła"
(powszechnie
wiadomo, że państwa arabskie i państwo Izrael wyrzekły się swej
suwerenności na
rzecz zaborczego Watykanu). Autorka ma własną definicję teologiczną
Kościoła:
„maleńkie, zamieszkałe głównie przez księży i zakonników państewko".
Nie
kwestionuję takich perełek, jak np. odkrycie, że „uwaga parlamentu RP
jest
nieustannie absorbowana maniami seksualnymi i fiksacjami duchowieństwa
katolickiego" i że „wojsko modli się na komendę, pazerni księża wołają:
ciągle
mało"", bo te cytaciki Redakcja umieszcza na swoistej "oślej łączce".
Nie mam
też pretensji do Redakcji, ale do Ankieterów, że niepotępienie przez
ankietowanych osób postępujących źle (co jest bardzo chrześcijańskie)
utożsamiają z niepotępianiem samego zła. I pytam ich: czy to
rzeczywiście
bardzo brzydko, że ludzie nie potępiają kobiety samotnie wychowującej
dziecko, a potępiają niewierność małżeńską i unikanie płacenia podatków?
Nie ma tego wiele. Często są to cudze opinie. Mile uderza podawanie
także
opinii przeciwnych, katolickich (dla obiektywizmu, ale chyba czasem
podawanie
tych skrajniejszych dla ośmieszenia nas?), jak również podawanie — w bibliotece
„Neutrum" — niektórych pozycji książkowych naświetlających dyskutowane
sprawy z pozycji katolickich. Bardzo bliska mi jest, serdecznie bliska — bo
bardzo
chrześcijańska i zarazem humanistyczna — troska Państwa o prawa
mniejszości,
upominanie się o słabszych, nie zauważanych, krzywdzonych, zwłaszcza
niewierzących. Nie dziwię się, że w tej trosce przechodzicie do walki;
przecież
wobec cudzej krzywdy nie można pozostać neutralnym („opcja
fundamentalna"!). I stąd w numerze 2 przyznajecie, że staliście się stroną i ulegacie
trochę
mentalności oblężonej twierdzy, obawiacie się więc jakże słusznie,
abyście nie
wpadli „w stan uzależnienia od tej skrzywionej rzeczywistości"; potem
wręcz
twierdzicie, że „członkowie Stowarzyszenia Neutrum muszą tracić
przyrodzone im
zamiłowanie do neutralności". Tylko czy przy okazji nie stajecie się
chwilami
Antykościołem Walczącym?...
Kościół nie chce państwa kościelnego, katolickiego (bez względu na
przedwojenne i przedpoborowe nostalgie niektórych zakutych głów). Odrzucając
samobójczą ideę
państwa wyznaniowego mówimy o państwie światopoglądowo neutralnym: w tym
znaczeniu, że ma ono obowiązek chronić wolność sumienia wszystkich
swoich
obywateli, bez względu na to, w co wierzą albo nie wierzą, co wyznają
albo nie
wyznają (także publicznie). Atoli z neutralnością światopoglądową nie
powinna
iść w parze neutralność aksjologiczna; państwo nie może pozostawać
neutralne,
gdy chodzi o wspólne wartości podstawowe. To przecież także dzięki nim
może
państwo zachowywać neutralność światopoglądową!
Jesteśmy oczywiście za niezależnością i autonomią Państwa i Kościoła,
ale i za
ich przyjazną współpracą dla dobra wspólnego. Jesteśmy za rozdziałem
Kościoła
od Państwa i Państwa od Kościoła w sferze prawa i struktur
instytucjonalnych,
ale nie możemy jako chrześcijanie rozdzielić naszych obowiązków wobec
Kościoła i Państwa, bo wpadniemy w schizofrenię. Czytam u Was (w numerze 1), że
Tadeusz
Mazowiecki „jest to raczej człowiek chrześcijaństwa niż neutralności
światopoglądowej państwa". Chrześcijaństwo autentyczne jest przeciwko
neutralności światopoglądowej państwa? To brzydko takich nieuczciwych
przeciwstawień dokonywać — i chrześcijaństwo (tudzież b. premiera) do
bicia
ustawiać. I jeszcze jedno pytanie: czy neutralność światopoglądowa jest nie do
pogodzenia z uwzględnianiem przy budowie nowej Polski jej tysiącletniej tradycji i kultury
chrześcijańskiej (z uwzględnieniem także wątków żydowskich i innych)?
Czy
neutralność musi oznaczać wyzucie z tradycji, pięknych i nawet mniej
pięknych?
Czy neutralność to jakiś wysterylizowany ład laicki? Jak świeckość
potrafi być
nietolerancyjna, pokazuje przykład Francji, państwa tak dumnego ze swej
świeckości jak najbardziej neutralnej: mam oczywiście na myśli
wyrzucanie ze
szkół w majestacie prawa dziewcząt w muzułmańskich czarczafach (ktoś
pisał, że
wkrótce będzie się zasłaniało nocne niebo, żeby półksiężyc nie raził
laickich
oczu).
Unikajmy skrajności, wybiórczości, uogólnień, tendencyjności, posądzeń,
stereotypów i etykietek. Próbujmy sobie trochę więcej zaufać. Nie bójmy
się
siebie nawzajem. Bójmy się bardziej upolitycznienia Kościoła i ideologizowania
Państwa. Bójmy się oszołomów, których mamy we własnych szeregach,
oszołomów
religijnych i antyreligijnych. I pomagajmy sobie, aby ich szaleństwa
neutralizować.
Ks.
Michał Czajkowski
W artykule Zdrowie w nawiasach (Biuletyn 4/94) określiłam Watykan jako „maleńkie,
zamieszkałe głównie przez księży i zakonników państewko". Nie jest to
równoznaczne z definicją Kościoła, zwłaszcza w znaczeniu teologicznym.
Aleksandra
Solik
W ODPOWIEDZI KS. CZAJKOWSKIEMU
Bardzo się cieszę z tego, że ksiądz Czajkowski
przeczytał
nasze biuletyny i podzielił się swoimi refleksami na temat „Neutrum".
Dziękujemy. Cieszę się też, że mogę napisać parę słów w odpowiedzi na
tę
recenzję i chciałabym jednocześnie zastrzec, że będą to moje osobiste
wrażenia z jej lektury.
Kiedy rozpoczynałam swoją działalność w „Neutrum", czyli w momencie
wprowadzenia religii do szkół, czułam w sobie morze energii, aby
docierać do
środowisk katolickich i ludzi mających wpływ na decyzje i przekonywać
ich, jak
zły był to pomysł. Zbierałam materiały Popierające moje argumenty, np.
robiąc
sondę w szkołach, pisałam listy otwarte, organizowałam spotkania
dyskusyjne,
rozmawiałam z księżmi, spotykałam się z młodzieżą katolicką. Pytałam
przede
wszystkim, jak widzą moje niepokoje o własne dzieci, które, jako nie
uczęszczające na lekcje religii, będą (i jak życie pokazało — są)
narażone na
siedzenie samotnie w świetlicy podczas katechezy. Pytałam, dlaczego w przedszkolach
prowadzi się religię, z góry skazując malucha na indoktrynację
religijną, bo
jaki wybór mają niekatoliccy rodzice, gdy katecheci nauczają całą grupę
dzieci?
Co mogą zrobić? Skazać swoją pociechę na siedzenie w przedszkolnej
kuchni
(przypadek stwierdzony)? Później pytałam o kreskę na świadectwie.
Pytałam o to,
gdzie, wobec proponowanych rozwiązań, zmieścić jednocześnie deklarowany
szacunek dla moich rodzicielskich praw i obywatelskiego prawa do
wolności
sumienia i wyznania.
Niestety, rezultatem tych spotkań było niezmiennie poczucie niedosytu i nieodparte wrażenie istnienia niewidzialnej ściany uniemożliwiającej
uzyskanie
reakcji rozmówców na to, co mnie naprawdę gnębi. Słyszałam o misji, o wpływie
wychowawczym, o prawach Kościoła, ale nigdy o moich dzieciach. Po wielu
miesiącach zrezygnowałam z szukania kontaktów ze środowiskami
katolickimi, i podobnie jak inni działacze „Neutrum", wyciągnęłam wniosek, że dużo
bardziej
celowe będzie zorientowanie naszej działalności na wzmocnienie pozycji
ludzi,
którzy, podobnie jak my, chcieliby świeckich szkół, świeckiego
prawodawstwa,
świeckiego państwa.
Czytając recenzję księdza Czajkowskiego usiłowałam, jak dawniej,
doszukać się w niej reakcji na to, co tkwi u źródeł naszego protestu wobec
ideologizacji życia
publicznego w Polsce. I oto natrafiłam na zdanie, które zapowiada to,
czego
oczekuję: „Bardzo bliska mi jest, serdecznie bliska — bo bardzo
chrześcijańska i zarazem humanistyczna — troska Państwa o prawa mniejszości,
upominanie się o słabszych, krzywdzonych, zwłaszcza niewierzących…" Ksiądz Czajkowski
nie dziwi
się, że w tej trosce przechodzimy do walki
(podkreślenie moje — E.M.). Czytam dalej, w nadziei, że jest to wstęp
do
skomentowania konkretnego przedmiotu naszych wysiłków. Niestety,
przychylność
dla naszej troski o prawa mniejszości zawisa w powietrzu w formie
ogólnika,
choć zdanie dalej cytowany jest mój artykuł (Biuletyn „Neutrum" 1994,
nr 2), w którym przykłady łamania tych praw kojarzę z penalizacją aborcji i wprowadzeniem religii do szkół. Czy solidaryzowanie się z nami co do
troski o prawa mniejszości oznacza więc poparcie dla naszego sprzeciwu wobec
religii w szkole publicznej?
Ale po kolei. Sięgnijmy po numer 1 Biuletynu „Neutrum" z roku 1994.
Mamy tam
szerokie omówienie książki Wandy Elżbiety Papies, z której uczniowie
dowiadują
się na przykład, że kto „zaciemnia i niszczy obraz Boży w sobie (...),
traci
swoją godność". Wymieniono tam i inne przykłady wyraźnej tendencyjności w przekazie
obrazu człowieka i świata, nie do przyjęcia przez ludzi nie wierzących w istnienie bogów. Bardzo chciałabym wiedzieć, czy ksiądz Czajkowski
podziela
nasz protest przeciwko zalecaniu takiej lektury wszystkim dzieciom
szkół
publicznych. Niestety, nie ma ogólnego komentarza, jest jedynie uwaga,
że
zdanie autorki, iż „człowiek utworzony jest na obraz i podobieństwo
Boga", nie
musi koniecznie być oparte na dogmacie chrześcijańskim. Być może, ale z pewnością nie jest to prawda bliska ateistom.
Księdza Czajkowskiego razi język posła Krzysztofa Dołowego, jakiego
używa w wywiadzie z numeru 1: „walczymy, przeciwnik, Kościół okopuje się na
pozycjach".
Język ten kłóci się z naszymi „szczytnymi założeniami". Ciągle nie
wiedząc, czy
epitet „szczytne", określający nasze założenia, dotyczy pochwały
naszych celów — świeckiego państwa — chciałabym zacytować język prymasa Glempa,
którego
wypowiedź znalazła się dokładnie w tym samym numerze Biuletynu:
„Niewiara i ateizm są stanem nienormalnym człowieka, a tym bardziej społeczeństw,
bo
osadzonym na fałszu…" oraz "… zorganizowanie niewierzących w instytucję
światopoglądową nie może być przez Kościół popierane..."
Przepraszam za użycie tego szczególnego chwytu, ale chciałabym zapytać,
czy
„Neutrum" w swojej zarzucanej nam przez Księdza demagogii posuwa się
dalej, niż
by to zrobiło parafrazując wypowiedź głowy Kościoła w Polsce i pisząc w swoim
biuletynie takie oto słowa: „… Wiara w Boga jest stanem nienormalnym
człowieka,
atym bardziej społeczeństw, bo osadzonym na fałszu…" i dalej "...
zorganizowanie
wierzących w instytucję światopoglądową nie może być przez Neutrum
popierane..."
Czy takie słowa Ksiądz określiłby jako „brzydkie", „nieuczciwe", jako
"język
nieboszczki ŤTrybuny Luduť, czy też użyłby bardziej surowego
sformułowania?
Czy gdybyśmy, głosząc takie poglądy, mieli liczebną większość w Polsce,
Kościół
nie zdecydowałby się na użycie terminologii typu „przeciwnik" czy nawet
„walka"? Ksiądz Czajkowski zresztą sam twierdzi, że nie dziwi się nam,
że
właśnie „walkę" podejmujemy w trosce o prawa mniejszości (patrz
pokreślenie w cytacie wyżej).
Na marginesie chciałabym z góry uprzedzić nasuwającą się wobec
parafrazy słów
Prymasa interpretację: „Neutrum" oczywiście nie jest stowarzyszeniem
ateistów;
gromadzi ludzi, którym bliska jest wolność ideologicznego wyboru. Gdyby
naprawdę ktokolwiek głosił tak absurdalne słowa, bylibyśmy pierwszymi,
którzy
podjęliby protest.
Doczytałam do końca, odszukując po drodze w biuletynach „Neutrum"
cytowane
przez Księdza fragmenty. Mam poczucie niedosytu i braku odpowiedzi na
liczne
pytania, które przed laty stawiałam moim katolickim rozmówcom. Chętnie
usłyszałabym więcej na temat zdziwienia księdza Czajkowskiego w związku z wypowiedzią posła Dołowego, że Tadeusz Mazowiecki „… jest to raczej
człowiek
chrześcijaństwa niż neutralności światopoglądowej państwa..."Autor dziwi
się, że
"… chrześcijaństwo autentyczne jest przeciwko neutralności
światopoglądowej
państwa? To brzydko takich nieuczciwych przeciwstawień dokonywać i chrześcijaństwo (tudzież b. premiera) do bicia ustawiać…" Niestety,
premier
Mazowiecki sam się ustawił do bicia zwolennikom neutralności
światopoglądowej
przez bardzo spektakularne złamanie zasady świeckości szkół, czyli
wprowadzenie
religii do szkół publicznych. Nie wiem, czy to on właśnie reprezentuje
autentyczne chrześcijaństwo, ale znam innych chrześcijan, którzy
woleliby swoje
dzieci prowadzić na religię do sal katechetycznych.
Szkoda, że nie sformułowaliśmy pytań do księdza Czajowskiego, co
pozwoliłoby
wyjść poza deklaracje zaufania i otwartości ku bardziej merytorycznym
sformułowaniom. Przy spełnieniu podstawowego warunku wymiany poglądów,
czyli
obecnej przecież po obu stronach woli prawdziwego porozumienia się co
do tego, w jakim punkcie kto się znajduje, niezwykle cenna jawi mi się możliwość
wyjaśnienia, co ma ksiądz Czajkowski na myśli, gdy mówi: „...Atoli z neutralnością
nie powinna iść w parze neutralność aksjologiczna i państwo nie może
pozostawać
neutralne, gdy chodzi o wspólne wartości podstawowe…" Chciałabym po
prostu
wiedzieć, czy za tym zdaniem nie stoi dyskryminacja wartości cennych
dla mnie,
ateistki, na rzecz tych, które popiera Kościół katolicki. Aby to
wyjaśnić,
trzeba by zapytać Księdza o obecność religii w szkole, prawo kobiety do
aborcji, o symbole religijne w miejscach publicznych, o finansowe
wspieranie
działalności religijnej z budżetu państwa, o religijny ceremoniał w miejscach
publicznych, o to, czy w ustawach o szkolnictwie i mass mediach powinny
znajdować się zapisy o obowiązku respektowania wartości
chrześcijańskich i owszystkie innesprawy
decydujące o tym, czy państwo jest,
czy nie jest neutralne światopoglądowe
Elwira
Machowska
*
NIE TEGO OCZEKIWAŁEM
Jako autor opinii wspomnianej w redakcyjnym
wstępie do
artykułu ks. Czajkowskiego pozwalam sobie dołączyć do tej wymiany zdań
krótki
komentarz.
Konkluzję tekstu ks. Czajkowskiego odbieram mniej więcej tak: właściwie
niewiele nas dzieli, my, ludzie rozsądni, ludzie dobrej woli, potrafimy
się ze
sobą dogadać, a naszym wspólnym przeciwnikiem są przede wszystkim
„oszołomy",
których nie brak po obu stronach.
Otóż nie zgadzam się. Istnieje obiektywna sprzeczność interesów lub,
żeby użyć
ładniejszego słowa, dążeń Kościoła oraz zwolenników państwa neutralnego
światopoglądowo. I nie widzę w tym nic złego. Sprzeczności są
nieusuwalnym
elementem życia społecznego. W interesie producentów leży, by sprzedać
jak
najdrożej, w interesie konsumentów — by kupić jak najtaniej. Sejm
pragnie
kontrolować rząd, rząd dąży do jak największej swobody działania.
Kościół chce,
by w publicznych szkołach nauczano religii, ja wolałbym jej tam nie
widzieć. W każdym z tych przypadków realizacja celów jednej strony odbywa się z uszczerbkiem dla celów drugiej.
Nie jest więc tak, by rozsądny ateista miał takie same poglądy na
sprawy
publiczne jak rozsądny katolik. Rozsądek przejawia się w gotowości do
kompromisu: rezygnacji z części swoich dążeń w zamian za to, że
adwersarz
zrezygnuje z części swoich. Zawsze będziemy się różnić, ważne żebyśmy
umieli
„różnić się pięknie".
Naprawdę źle jest dopiero wtedy, gdy przeciwnik staje się wrogiem, gdy
po dwóch
stronach frontu zajmują pozycje przeciwnicy życia i klerykalny
ciemnogród, gdy
zaczynamy ludzi z całym bogactwem ich postaw dzielić wyłącznie na
„naszych" i „tamtych". Źle jest, kiedy nie jesteśmy skłonni przyjąć do wiadomości,
iż
przeciwna strona także ma za sobą silne racje, choćby racje te były dla
nas
trudne do przyjęcia, a nawet do pojęcia. I mówiąc szczerze, zamiast
recenzji
Biuletynu wolałbym przeczytać coś o tych racjach Kościoła w którejkolwiek z istotnych dla nas spraw.
Sądzę, że byłoby to płodniejsze intelektualnie niż wzajemne wytykanie
sobie
potknięć, zgłaszanie zarzutów i pretensji, odpieranie ataków oraz
formułowanie
postulatów, których strona przeciwna nie może przyjąć nie wyrzekając
się
siebie. Niestety, w tekstach zarówno ks. Michała Czajkowskiego, jak i Elwiry
Machowskiej dostrzegam raczej tę drugą postawę.
Paweł
Buloński
P.S. Chętnie zadałbym ks. Czajkowskiemu pytanie,
kogo ma na
myśli, pisząc np.: „jesteśmy oczywiście za niezależnością i autonomią
Państwa i Kościoła" i co nazywa „chrześcijaństwem autentycznym". Z jakiego powodu
miałbym
przyjąć, że autentyczne chrześcijaństwo reprezentuje właśnie on, a nie,
powiedzmy, Marek Jurek? A tym bardziej prymas Glemp?
*
NAGRODA "NEUTRUM" ZA 1994 ROK W DZIEDZINIE LITERATURY STOSOWANEJ
Otrzymuje ją anonimowy dyrektor anonimowego
departamentu w anonimowym resorcie za zamieszczony poniżej znakomity utwór
epistolarny,
któremu nadaliśmy roboczy tytuł: Kobiety
umierają rzadziej.
Laureatowi składamy serdeczne gratulacje, życząc rychłego przeniesienia
na
równorzędne stanowisko w Ministerstwie Kultury.
Warszawa, 1994.03.31
[Nadawca] Departament...
[Adresat] ...
Szanowna Pani,
Pragnę zapewnić Panią, iż w zakresie działania Departamentu … nie
notujemy
żadnych objawów dyskryminacji kobiet. Wręcz przeciwnie, należy
otwarcie3
stwierdzić przemilczany fakt, iż to mężczyźni są dyskryminowani, i to w paru
płaszczyznach.
1) Biologicznej: — posiadają krótki, felerny chromosom Y, podczas gdy kobiety dysponują
dwoma
pełnosprawnymi X-ami; — noworodki męskie o niskiej wadze urodzeniowej mają zdecydowanie
mniejsze
szanse przeżycia niż noworodki żeńskie; — są ofiarami niektórych chorób (hemofilia) nie występujących, a przenoszonych
przez kobiety; — żyją krócej, a ta różnica w Polsce (tzw. nadumieralność mężczyzn)
jest
szczególnie duża.
2) Opieki zdrowotnej: — dla mężczyzn nie organizuje się w Polsce specjalnych programów
wykrywania
nowotworów (np. raka prostaty), podczas gdy dla kobiet tworzone są
programy
raka sutka i raka macicy; — pomimo iż mężczyźni umierają częściej i wcześniej, to dla kobiet
istnieje
specjalny instytut (Matki i Dziecka), a nie ma takiego dla mężczyzn.
3) Edukacyjnej: — młodzi mężczyźni, którzy nie dostaną się na studia, zagrożeni są
poborem do
wojska — co często uniemożliwia im dalszą karierę zawodową, podczas gdy
kobietom to nie grozi.
4) Społecznej: — mężczyźni są zobowiązani do odbywania służby wojskowej, co
zdecydowanie
zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia ciężkiego kalectwa lub śmierci.
5) Zawodowej: — w związku z feminizacją zawodu lekarskiego mężczyźni ponoszą skutki
częstych
absencji w pracy kobiet — jak również na nich spada ciężar
kompensowania
mniejszego zaangażowania zawodowego koleżanek; — mężczyźni są poddani presji (której oszczędza się kobietom)
obejmowania
stanowisk kierowniczych, co może zwiększać u nich ryzyko występowania
takich
chorób jak zawał serca.
Sądzę, iż nie należy
pozwalać, aby Narody Zjednoczone postrzegały nas tak, jak kraj
„trzeciego
świata".
Z poważaniem
Dyrektor Departamentu...
[podpis]
Jest to oficjalny list dyrektora departamentu w pewnym
ministerstwie, przekazany drogą służbową jako przyczynek do rządowego
sprawozdania z realizacji przez Polskę Konwencji o likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet.
*
W BIBLIOTECE BIURA KRAJOWEGO "NEUTRUM"
Zamieszczamy ciąg dalszy listy publikacji
dostępnych w naszej bibliotece. Kontynuacja w jednym z następnych numerów.
29. OP edukacyjnych
aspektach demokracji. Materiały z konferencji, Leszno 1993.
30. Pietrzak Jerzy, Witkowski Zbigniew, Prace
Komisji Konstytucyjnej Senatu RP, Zeszyt 4-5, Warszawa 1991.
31. „Emaus". Dwumiesięcznik Diakonii Narodu, Nr 14-18/1992-1993.
32. Zanim napiszesz skargę — przeczytaj.
Europejska Konwencja Praw Człowieka. Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu,
Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, Warszawa, maj 1993.
33. Klepacki Zbigniew M., Rada Europy
1949-1991, Dom Wyd. TOTUS, Białystok 1991.
34. Osińska Krystyna (red.), Refleksje
nad etyką lekarską, Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej,
Warszawa 1990.
35. Państwo, społeczeństwo, Kościół.
Materiały dyskusyjne, Warszawa 1991.
36. Traktat o Unii Europejskiej (Maastrucht), Biuletyn
Informacyjny Biura Stosunków Międzyparlamentarnych, zeszyt
2(18)/1993, Wydawnictwo Sejmowe.
37. Marie Jean-Bernard, Prawa Człowieka
czyli „okruchy życia" w demokracji, Helsińska Fundacja Praw
Człowieka,
Warszawa 1993.
38. Lasocik Zbigniew (red.), Razem
łatwiej. Stowarzyszenia i fundacje, tworzenie, kierowanie, rozwój.
Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Warszawa 1992.
39. Hofmański Piotr, Prawa Człowieka
przed Trybunałem w Strasburgu, Wyd. TEMIDA, Białystok 1993.
40. Kłysiowie Barbara i Jan, Deprawacja
seksualna jako wyzwanie duszpasterskie, Biblioteka Duszpasterstwa
Rodzin nr
7, Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin, Warszawa 1993.
41. Państwo-Kościół: między rozdziałem a współpracą, „Więź" nr 6(416), czerwiec 1993.
42. Nauka a wartości. O wartościach
chrześcijańskich w konstytucji, prawie i w życiu, „Znak" nr 445,
czerwiec
1992.
43. Szczepański Jan, Polskie losy,
Polska Oficyna BGW, Warszawa 1993.
44. Liberalizm a chrześcijaństwo.
Materiały z konferencji naukowej, Stowarzyszenie na rzecz Humanizmu i Etyki
Niezależnej, Warszawa 1993.
45. Makar Walenty, Państwo współczesne i sprawiedliwość, WSP w Bydgoszczy, Bydgoszcz 1991.
46. Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, Helsińska Fundacja Praw Człowieka w Polsce,
Warszawa
1991.
47. Lamentowicz Wojciech, Państwo
współczesne, WSiP, Warszawa 1993.
48. Pietrzak Michał, Prawo wyznaniowe,
Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1993.
49. Prawa Człowieka a policja. Wybór
dokumentów Rady Europy i ONZ, Centrum Szkolenia Policji, Legionowo 1992.
50. Czyż Elżbieta (red.), Dzieckoi
jego prawa, Biblioteka Komitetu Ochrony
Praw Dziecka, Warszawa 1992.
*
RADA MOJA — CZYTAJ BOYA!
Kiedy byłem w szkole podstawowej, nauczycielka
zadała nam na
klasówce taki temat wyprawowania: „Twój ulubiony bohater literacki". Na
to
zrobiliśmy baranie miny, bo któż mógł być wówczas naszym idolem — może
jaki
piłkarz? Nauczycielka zaczęła nam więc podpowiadać: „Może Staś
Tarnowski?" I napisałem o Stasiu, bez przekonania zresztą (bo też nudny ten Staś
niemożebnie).
Dziś mam już swojego bohatera, może nie dosłownie „literackiego", ale
tak z literaturą związanego, że trudno bardziej: wielką admiracją darzę
bowiem
Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Zachwycony Boyową publicystyką, wciąż od
nowa czytam
jego felietony i recenzje teatralne, delektując się znakomitym językiem i dowcipem, a także urokiem samego autora.
21 grudnia minęła 120 rocznica urodzin Boya. Czy zapisałby się on dziś
do
„Neutrum" — nie wiemy, za to na pewno mógłby być patronem naszego
stowarzyszenia, miał bowiem do czynienia z tym samym przeciwnikiem co
my:
klerykalnym Ciemnogrodem, broniącym złego, ideologicznie skażonego
prawa,
dyskryminującego słabszych. Dlatego warto się zastanowić, w jakiej
mierze
postulaty Boya zostały spełnione, jak próbował on przekonać do swoich
racji,
czy zmieniły się metody działania naszych przeciwników.
Po pierwsze — rozwody. Projekt ustawy małżeńskiej, wprowadzającej śluby
cywilne i wcale nie prostą procedurę rozwodową, został wówczas pogrzebany
wskutek
gwałtownych protestów kleru. Możemy powiedzieć, że w tej sprawie
dokonał się od
czasów Boya wielki postęp. Ale i tu są powody do niepokoju: grożą
zmiany
ustawodawstwa małżeńskiego, które w związku z konkordatem pichci się
gdzieś w gabinetach wysokich urzędników. Na razie utrudniono rozwody, przenosząc
je do
sądów wojewódzkich. Żeby nie było wątpliwości, kto jest w tym
zainteresowany,
jeden z dostojników kościelnych zapowiedział, że każda próba
przywrócenia
poprzedniego stanu będzie traktowana jako „atak na Kościół". Dostaliśmy
też
informację o jakiejś podejrzanej konferencji prawników, którzy domagali
się
całkowitego zakazu rozwodów (!).
Aborcja. Tu historia zatoczyła prawie pełne koło. Boy walczył bez
powodzenia o dopuszczalność przerywania ciąży ze względów zdrowotnych i społecznych.
Jego
postulaty doczekały się spełnienia dopiero w 1956 roku. Jak jest
dzisiaj -
wiemy; niektórzy politycy dotąd uważają za swój sukces ów „trudny
kompromis"
polegający na tym, że prawo nie zmusza kobiety do urodzenia dziecka
gwałciciela.
Wreszcie — klerykalizacja państwa. Tu — żeby użyć wyrażenia Boya -
„pióro
omdlewa", tak szeroki to temat. Choć nie mamy jeszcze
księdza-wiceministra
edukacji ani oficjalnej cenzury kościelnej, obserwujemy swoisty stan
oblężenia
państwa, które jest za słabe, aby bronić się przed twardym, doskonale
zorganizowanym i politycznie doświadczonym przeciwnikiem.
Co uderza w felietonach Boya, czytanych dzisiaj? Przede wszystkim — ich
aktualność. Punkty sporne były często te same co dziś; używano
podobnych
argumentów, stosowano przeciwko Boyowi te same demagogiczne chwyty,
które dziś
są w użyciu. Przykład: nazywanie przeciwników karalności przerywania
ciąży -
„zwolennikami aborcji"; nie uniknął tego nawet ksiądz Czjkowski, który
gości na
naszych łamach. Może tylko nie słychać dominującego wówczas
militarystycznego
tonu antyaborcyjnych krucjat, owej złudnej „polityki populacyjnej",
która miała
zapewnić odpowiednią ilość mięsa armatniego na wypadek wojny. To
przesunięcie
akcentów jest interesujące: doktryna o „zabijaniu nienarodzonych" nie
była
wówczas najważniejsza i Boy załatwia się z nią jednym zdaniem.
Do dziś aktualne argumenty Boya były wielokrotnie wykorzystywane w dyskusjach
nad niedawno wprowadzoną ustawą antyaborcyjną. Dobrze, jeśli powoływano
się na
autora; rekord pobił chyba Janusz Ostrowski, który napisał, że profesor
Grzywo-Dąbrowski sekcjonuje rocznie do 200 kobiet zmarłych wskutek
niefachowych
zbiegów. Profesor sekcjonował… ale w latach dwudziestych, a informacja
pochodziła z felietonu Boya (Życie mówi"). Boy, dzięki rozległym
kontaktom i korespondencji od czytelników, dysponował wieloma cennymi informacjami,
których
nam dzisiaj często brakuje (to kamyczek do naszego ogródka).
Do dziś jest Boy groźnym przeciwnikiem — pewnie dlatego wywleka się
wciąż stare
brednie, wymyślone chyba przez Irzykowskiego, zazdrosnego o popularność
Boya,
że propagował on „życie ułatwione" i kierował się „chęcią użycia". Na
poparcie
usłyszałem ostatnio tylko jeden argument: oto w jednym z felietonów
podaje, że
miał stosunek na klatce schodowej! A cóż to za używanie — pomyślałem
sobie — a tym bardziej ułatwione. Ale rzeczywiście, na schodach nigdy tego nie
robiłem -
może oni naprawdę wiedzą lepiej? Gdy jednak usłyszałem o „życiu
ułatwionym" z ust Surowicza, którego cenię, zrobiło mi się nieswojo… Mój Boże, tyle
dociekliwości w tropieniu obłudy, tyle wrażliwości na ludzką krzywdę,
tyle za
to wycierpianych ataków — czy godzi się kwitować tym pogardliwym
frazesem?
Profesor Trznadel wytacza dziś Boyowi omalże proces o „kolaborację" z Rosjanami
we Lwowie; patrząc w zmrużone z nienawiści oczy profesora, myślałem
sobie, że
często wolimy błaznów od prokuratorów.
Druga uderzająca rzecz w felietonach Boya — to ostrość sformułowań.
Czytajmy:
„Kamień grobowy odwalono, Polska zaczęła żyć własnym życiem.
Natychmiast kler
wyciągnął rękę po nią, niby po swoje prawe dziedzictwo". O zablokowaniu
przez
Kościół ustawy małżeńskiej: „Można się było słusznie zapytać, kto
właściwie w Polsce rządzi?". Wreszcie sam tytuł „Nasi okupanci" — czyż nie wydaje
się
dzisiaj szokujący? Boy wielokrotnie odważnie poruszał sprawy finansów
Kościoła, o których dzisiaj jeśli się w ogóle mówi, to półgębkiem. Czyżby odwaga
cywilna
aż tak podrożała? Bo rzeczywiście, chyba tylko Barbara Labuda wypowiada
się w tych sprawach zdecydowanie, za co zresztą urobiono jej opinię
ekstremistki.
Dlaczego z Boya nie udało się zrobić wariata, mimo że działał w Polsce
bardziej
klerykalnej niż dziś?
Częściowym wyjaśnieniem może być styl pisarski Boya. Wiedział on
dobrze, że
nawet idealnie logiczny traktat filozoficzny czy prawniczy — nie
przekona.
Pisał językiem pięknym, żywym, prostym i dowcipnym, dbał, by umieścić w tekście
anegdotę czy materiał reporterski. Nigdy nie wywyższał się nad
czytelnika:
Boyowe felietony dają zawsze wrażenie rozmowy z uroczym człowiekiem. I co może
najważniejsze — jest w nich dużo oburzenia, ubolewania, czasem
złośliwości, ale
nie ma nienawiści. To jednak nie tłumaczy wszystkiego; dzisiaj słowa o „niepoczytalnym konkordacie", nawet wetknięte w środek ody do prymasa
Glempa,
spowodowałyby konwulsje na prawicy, zgorszenie w świętoszkowatym
skrzydle Unii
Wolności i zażenowanie — tak jest! — w SLD. Coś się więc zmieniło od
czasów
Boya — co mianowicie? Warto może zastanowić się nad tym u progu nowego
roku.
Zachęcam do lektury!
Tomasz
Mardal
*
NAGRODA
JASIA WĘDROWNICZKA ZA IV KWARTAŁ 1994 W dziedzinie antykoncepcji:
Markowi Kotańskiemu — za porzucenie
prezerwatyw.
Kapituła Odznaczeń Jana Wędrowniczka wyróżnia
osoby, które swoimi czynami lub zachowaniami wycisnęły niezatarte
piętno na obliczu naszej cywilizacji. Ich niekonwencjonalne działania w różnych dziedzinach rujnują stereotypy i pozwalają myśleć, że człowiek
nie jest istotą schematyczną, ale stać go na więcej. Reguły biologii,
fizjologii czy też psychologii są nagrodzonym organizmom obce, i w
żadnym wypadku ich nie ograniczają
"Życia Warszawy",
31 XII 1994
DROBIAZGI
Pan poseł Janusz Ciechociński (PSL) wymyślił nową
definicję
cenzora: jest nim mianowicie ten, kto chce usunąć z ustawy o radiofonii i telewizji zapis o respektowaniu wartości chrześcijańskich.
* * *
Maciej Romański (Program 2 TV) na konferencji
„Udział kobiet w życiu publicznym", 3 grudnia: Już są
przypadki, że decyzja o powierzeniu kobiecie kierowniczego stanowiska
jest
funkcją czyichś przekonań, na przykład na temat roli kobiet, rodziny.
* * *
Żeby mówić o prawach rodziny, zelżałoby przedtem
zarejestrować rodzinę jako spółkę! — powiedziała na tejże konferencji
Jolanta
Brach-Czaina.
* * *
Na jednym z posiedzeń (2 grudnia) podkomisji ds.
ustroju
politycznego i społeczno-gospodarczego Komisji Konstytucyjnej pan poseł
Tadeusz
Mazowiecki pomylił się tylko trzykrotnie: twierdząc, że w amerykańskiej
konstytucji jest inwokacja do Boga, że we francuskiej konstytucji jest
inwokacja do Boga i że Kościoły nie mają w Polsce prawa występowania do
Trybunału Konstytucyjnego.
* * *
Na kolejnym posiedzeniu tej samej podkomisji nie
zidentyfikowany przez nas poseł stwierdził, że "mniejszości narodowe
mają
przecież swoje państwa, które
chronią ich język". Nikt nie zareagował.
* * *
Według Generalnego Sondażu Społecznego, 23%
Polaków uważa,
że dla osiągnięcia sukcesu ważne jest obecnie wyznanie religijne.
1 2
« Biuletyny (Publikacja: 04-03-2004 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3273 |
|