|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Religioznawstwo
Teogonia uniwersalna Autor tekstu: Leon Bod Bielski
Natura znanych, dawno zapomnianych oraz
funkcjonujących do
tej pory na rynku religijnym bogów nacechowana jest przeróżnej
proweniencji
zespołem behawioralnych zachowań oraz całą gamą stosownych,
przypisanych im w związku z tym fanaberii, kaprysów i dziwacznych zachcianek, najczęściej
niezrozumiałych dla zwykłych śmiertelników. Ich rodowód wywodzono ze
wszystkich
możliwych, osiągalnych ludzką wyobraźnią „środowisk". W zależności od
warunków, w jakich zamieszkiwali przydawano im też stosowne prerogatywy. Bogowie
morza,
wody, ognia, ziemi, powietrza, podziemi, lasów, pól i miliona innych
jeszcze zachyłków
wyobraźni, różnili się od siebie odpowiednio dobranymi cechami i, co
naturalne,
zakresem boskich kompetencji. Często zdarzało się, że walczyli ze sobą
zaciekle a widomą oznaką wrogości i nieustającej zaciekłości w okazywanej
wściekłości
mogą być bogowie ognia i mórz — Pele, Hefajstos i Neptun, do dziś na
naszych
oczach zmagający się podczas podwodnych czy nadwodnych wybuchów
wulkanów… A skoro nawet bogowie się między sobą biją... Nie bez kozery powołano liczne, lokalne panteony
bogów,
gęsto obsadzone przez tabuny rozmaitych, hierarchicznie podległych
sobie
bożków, bogiń i boginek. Miało to wiernych utwierdzić w przekonaniu, że
ziemscy
kapłani, zhierarchizowani na wzór bogów Olimpu czy innego Parnasu to
jedyny
widzialny i ostateczny wyraz przedłużenia ich niebiańskiej woli i są
oni
ziemskim przedłużeniem ramienia boskiej władzy, byli — i nadal niestety
są -
postrzegani zarówno jako posłańcy — wykonawcy woli bogów jak też
odzwierciedlenie struktury przymusu niebieskiego, hierarchicznego
podporządkowania i realizacji woli, która miała przecież być „jaka w niebie tak i na ziemi". Stąd przez stulecia wypływał obezwładniający ludzi strach
przeciw
jakiejkolwiek kontestacji zastanego systemu rzeczy, ale, jak to zwykle w życiu
bywa — nie ma niczego pod słońcem, co byłoby doskonałe, nie do
ulepszenia,
zepsucia czy zakwestionowania, więc eksplozja kontenera z kolejnymi
bogami była
tylko kwestią czasu… No, bo skoro nawet bogowie się między sobą
biją...
Jedni bogowie zrobili międzynarodową karierę,
innych wraz z wyznawcami i sanktuariami zalało błoto i przysypał
pustynny piasek zapomnienia… Znany (prawie)
wszystkim madianicki „Bóg wichrów i trzęsień ziemi", Jahwe, oraz
depczący mu po
piętach Alljah, zwany potocznie Allachem to główni beneficjanci
czystki, jaka
przez wieki rugowała pomniejszych konkurentów z ciasnego, lokalnego
rynku
bogów, bogiń, diabłów i demonów. Istnieje mocno podparte podejrzenie,
że to
dwie nazwy tego samego Boga, bowiem przedrostek „All" oznacza „Bóg",
zaś „Jah"
to niewątpliwy skrót od Jahwe, więc Alljah to skądinąd znany „Bóg
Jah…" Jak
to z walczącymi bogami bywa- nie przeszkadzało to również ich
zamieszkującym
wspólne tereny wyznawcom rżnąć się milionami, wysadzać i mordować na
wszystkie
sposoby, z preferencją metod, które „bogowie" uświęcili w świętych
księgach wiernym
pro memoria zbawienia wiecznego…
Zastanawiającym pozostaje i nierozwiązanym,
dlaczego ten sam
„bóg" kazał spisać dwie „święte" księgi — filary zbudowanych na ich
przesłaniu
religii a nawet ideologii i doktryn politycznych — tak różne w treści
co do
stylu, wymagań, wskazówek, liturgii i literackiej wymowy, w dodatku
uczynił to
wśród było nie było bliskich kuzynów, od tysiącleci nierozerwalnie
złączonych
więzami rodzinnymi oraz ponadzoologiczną, bo tylko (aż) ludzką
nienawiścią… Jest to dowód albo na to, że -
jakbyśmy
Go nie nazwali i tak ponoć istnieje jako Jeden, Jedyny Bóg — lubuje się On w krwawej tragikomedii
ludzkiej, odgrywanej na Ziemi według Jego „natchnionych", celowo
sprzecznych
scenariuszy — albo ktoś, jakaś grupa kapłanów, wykorzystując
doktrynalną
ciągłość obowiązującego ideolo, działając z przyziemnych, niskich
pobudek chęci
władzy i zaszczytów pisała nam przez stulecia swego panowania owe
wypociny
tylko po to, by można było z premedytacją wykorzystać złotą,
samospełniającą
się w sytuacji zróżnicowania ideolo zasadę: "dziel i rządź",
"gdzie
dwóch (biednych — bo głupich, głupich — bo łatwo, ale mocno wiernych)
się bije -
tam trzeci korzysta", „gdzie nie wiadomo, o co chodzi — chodzi o pieniądze" — a
de facto o władzę, itd., itp...
Do znanego i uznanego behawioru czczonych bóstw
ludzie
dopasowywali własne zachowania wychodząc naprzeciw boskim potrzebom i tworzyli
stosowne w ich mniemaniu rozmaite „łączówki": tulejki dystansowe,
przejściówki -
czyli własne liturgie, zachowania, pstrokate, wymyślne stroje, okrutne i niezrozumiałe obrzędy i tabu oraz infantylne tradycje, jakże często
cieknące
krwią niewinnych, ale „koniecznych" ofiar. Mogłoby się wydawać, iż
infantylizm
nie idzie w parze z okrucieństwem gdyby nie fakt, że najbardziej
okrutne
potrafią być właśnie dzieci, a „dzieci Boga" w szczególności...
Wszystko
naturalnie po to, by krwawymi ofiarami ugłaskać ciągle zgniewanych
Panów, by
się przymerdać i w porę podłożyć „podnóżkiem" pod ich boskie stopy… W ten
sposób upokorzenie, wiernopoddańcze, żenujące i poniżające człowieka
gesty,
czyny i okrutne czy rozwiązłe zachowania nabierały cech szlachetnej
liturgii (prostytucja
świątynna, wyrywanie serc przez Majów), uwznioślały, czyniły „lepszymi"
od
tych, którzy akurat mieli inny katalog uwznioślających, uświęcających
liturgii — i podsycały budzącą się w ludziach nienawiść religijną — najgorszą, bo
najtrwalszą i nigdy niegasnącą… Wszystko, jak to w religii, zależało
od
świątyni, w jakiej się odbywały i nadal odbywają owe żałosne wernisaże
cepelii,
upokorzenia i poniżenia.
W ten sposób nastąpiło ściągnięcie wszechmocnych
bogów -
niczym zbyt wysoko wypuszczonych balonów na doktrynalnej uwięzi — z nieba na
ziemię, do poziomu prochu, pyłu oraz błota, czyli do poziomu ich
twórców, w ten
sposób nabrali oni cech i wymiarów zwykłego, grzesznego człowieka.
Przydano im
bowiem swojskie, ludzkie twarze i postaci, jak przydano im cechy
ludzkiego
charakteru, jakże bogatego w wysoce względne „dobro i zło". W trakcie
owych
burzliwych wydarzeń powstało i zostało skodyfikowane błędne mniemanie,
że
„stworzył Bóg człowieka na wyobrażenie swoje"… W usta Boga wkładano
wszystko
to, co chcieli kapłani a co ułatwiało im bezwzględne, absolutne rządy
nad
wiernymi poddanymi… Dowodami na „boskie" pochodzenie owych prawd
objawionych
były… absolutnie nieweryfikowalne ...postne, meskalinowo-
psychocybowe
„widzenia" i sny proroków oraz „zainteresowanych w sprawie"
arcykapłanów!
Pozwalało to zapuszczać „końce w wodę wiary" w sposób elegancki,
bezdyskusyjny,
niesprawdzalny a więc — doskonały. I tak zakończył się proces, który
nigdy i nigdzie, w żadnej „świętej księdze" nie został nazwany z godnie z prawdą, która
jest ukryta w odwrotności szatańskiego wręcz wersetu i poprawnie
brzmieć
powinna tak: "Stworzył tedy człowiek bogów
na wyobrażenie swoje; na wyobrażenie ludzkie stworzył Ich; mężczyzną i niewiastą stworzył Je". „I błogosławił Im człowiek, i rzekł do Nich
człowiek:
rozradzajcie się, i rozmnażajcie się, i napełniajcie Ziemię; i czyńcie
ją sobie
poddaną; i panujcie nad rybami morskimi, i nad ptactwem niebieskim, i nad
wszelkim zwierzem".
A człowiek to niby kim jest jak nie zwierzęciem i co innego
niż one robi na ziemi, „tej ziemi…", gdy akurat nie je, nie śpi, nie
modli
się i nie pracuje!? Więc, zgodnie z powyższą prawdą rozmnożyły się nam
„byty
boskie ponad potrzebę" i wszelkie wyobrażenia — no i niemiłościwie nam
„panują"...! A ludzie się dziwią, oburzają i demonstrują swe
niezadowolenie, że w świeckim państwie prawa władza niezależnie od opcji bądź klęczy
jawnie bądź
nieoficjalnie czy też mentalnie „w sobie" przyklęka a wszelakie
polityczno-
gospodarcze ustawy, z a-aborcyjną w szczególności, są pisane pod tym
właśnie,
„boskim", religijnie obciążonym kątem? Czy przez wieki kultywowanej
aberracji
religijnej zmieniła się może mentalność religijnych przywódców? A może
zmądrzeli, może są choć trochę bardziej światli od swoich prymitywnych
praszczurów? Śpieszę donieść, że niestety, ale nic nie uległo zmianie,
wręcz
przeciwnie, relatywnie do oświecającego postępu wiedzy i osiągnięć
nauki
ciemnota religijnego nihilizmu jest jeszcze bardziej gęsta, wysoka i głęboka...Syndrom „oblężonej twierdzy" petryfikuje ciemnotę jak żadne
inne
zmiany — i pociąga za sobą na szerokie wody wszelkiej maści
politycznych
kunktatorów, hucpiarzy, oportunistów a wśród nich premierów,
prezydentów,
parlamentarzystów i ludzi nauki.
« Religioznawstwo (Publikacja: 18-03-2004 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3295 |
|