|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Mit kapłańskiego powołania Autor tekstu: Leon Bod Bielski
Wszystko, co uczynił Bóg Pismo kwituje
stwierdzeniem, że „było bardzo dobre". Znaczy to, że to „wszystko" było
(miało
być? — bo czyż jest?) nie tylko doskonałe w swym wymiarze fizycznym ale też
doskonale komponować się we wszystkich mechanizmach regulujących życie na
Ziemi, z moralno- religijnymi na czele… Jest to o tyle dziwniejsze, że owe
wszech-mechanizmy moralne, zamiast, jak nakazuje rozum, być danymi „życiu"
na samym początku jego rozwoju, tak aby życie miało się czym kierować i nie
wymyślać kłów i pazurów- o dziwo zjawiły się na samym końcu tego
procesu, kiedy wszystko, co było do wynalezienia i okrutnego zastosowania zostało
wynalezione i zastosowane a sam człowiek- ukoronowanie procesu stawania się życia
stał się cokolwiek przypadkowym, nieporadnym posiadaczem rozumu — najgroźniejszej
broni ofensywnej wszechczasów, i wciąż zachowuje się pośród innych gatunków
jak małpa z brzytwą, wpuszczoną do arsenałów pełnych wszelakich
odbezpieczonych broni i komputerów z jedynym obnażonym, za to startowym,
niczym nie zablokowanym guzikiem na wierzchu...! Rozumu, którego jakże często
musi się zaprzeć a w jego miejscu pozwolić usadowić się wierze, złożyć
szumne i wzniosłe deklaracje religijnej lojalności by cokolwiek w stadzie
sobie podobnych znaczyć lub w życiu
dokonać...
Zatwardziały religiant powie, że
niezwerbalizowane, boskie „naturalne prawa moralne" legły u początków
wszelkiego stworzenia, a na dowód przytoczy swoiście pojmowaną harmonię
rozwoju i ekologiczną równowagę pełnych życia biotopów. Niestety pominie
oczywiste przyczyny, leżące u podstaw obserwowanej quasi- harmonii i równowagi, a są nimi od zawsze: pojemność i wydajność łowiska i pastwiska, zasoby
wody, obecność drzew i zarośli jako warunek utrzymania się przy życiu
zwierząt potrzebujących ich do przeżycia, choćby lampartów czy ptaków
nadrzewnych, bagien, lasów, grot, skał i wiszarów jako niezbędnej różnorodności
środowiskowej, stanowiącej ostoję gatunków, które z racji swojego
ewolucyjnego przystosowania stopniowo je zasiedlają. Dalej są to krótko i długoterminowe,
zmienne warunki środowiskowe determinowane kataklizmami geologicznymi w postaci
wybuchu wulkanów, trzęsień ziemi, osuwiskami o wielkiej skali, zmianami
pogody, klimatu, średnich temperatur i opadów, determinujące z kolei ilość,
kondycję i jakość bazy pokarmowej ofiar a tym samym ostro i tragicznie, bo
niejednokrotnie poprzez śmierć głodową dyskryminujące ilość polujących
na nie drapieżców, co zawsze wymusza zaistnienie optymalnych, „bez wątpienia
naturalnych" mechanizmów samoregulacji, subiektywnie postrzeganych jako
przejaw działania odwiecznych, „niepisanych praw moralnych czy
naturalnych", oczywiście przez kogo by jak nie przez Boga wpisanych w te
skomplikowane mechanizmy proporcji pomiędzy kłami, pazurami z jednej a wydajnością
pastwisk, czujnością zmysłów czy długością nóg potencjalnych ofiar z drugiej strony…
Piękne słowa, niestety, nie wytrzymały próby
czasu a opisywane przez nie owo „wszystko bardzo dobre" w życiu codziennym
okazało się nie mieć niczego z mechanizmów ponoć przez Boga wbudowanej im
wewnętrznej harmonii i doskonałości. Znalazło to wyraz w tęsknocie niewątpliwie
humanistycznej proweniencji, wyrażonej na kartach Biblii, kiedy to wrażliwy a przerażony bezwzględnością panujących w naturze zwyczajów autor wysnuł
pobożne życzenie, że nadejdą czasy, iż „wilk z barankiem paść się będą a lew jako wół plewy jeść będzie" zaś „dziecko, które rządzić nimi
będzie bez lęku zapuści swą rękę do dziury żmijowej".
Słowa okazały się być jedynie pobożnymi
życzeniami ich ziemskich autorów a czytającym je — choć niestety, nie
wszystkim — uzmysłowiły fakt, że glina, papirus, pergamin i papier wszystko
wytrzymają i żadnych sformułowań się nie boją… Niestety, niezrażeni tym
hierarchiczni religianci, widząc spustoszenie, jakie puste słowa wkładanych
Bogu w usta ich własnych, nabożnych życzeń uczyniły w logice narodów, jak
są pomocne w nieskrępowanym, bujnym rozwijaniu wiary typu religijnego- doskonałego
zamiennika rozumu, i podawaniu do wierzenia najbardziej infantylnych
fantasmagorii, widząc w tym znakomity, jak najbardziej merkantylny interes-
poszli wkrótce na całość i postronny, wnikliwy a krytyczny obserwator ma dziś
niezłą zagwozdkę, by idąc przez życie nie potrącić na swą zgubę żadnej
nici z przeogromnej, globalnej pajęczyny religijnych zaklęć, utkanej z wdzięcznej
materii słów i mentalnie oraz moralnie nie uwikłać się w jej wszechobecną
sieć...
Życie okazało się być nieustanną walką
między posiadaczami kłów, pazurów, broni chemicznej (jady i enzymy) i bakteriologicznej (zjadliwe bakterie i wirusy), a trudna dla organizmów do
uzyskania i utrzymania wewnętrzna równowaga bakteriologiczna oraz
immunologiczna stała się głównym wyznacznikiem ich „być albo nie być"
-
owego limes wszystkiego, „co się rucha na Ziemi…". Nigdzie śladu
boskiej, instrumentalnej, obiecywanej „ojcowskiej opieki" a jedynego,
postrzeganego w tym wymiarze Boga ludzie personifikowali… np. na niebie, gdy
wschodził, by dawać dzień, dobrotliwie ogrzewać i budzić wszystko do życia
oraz wypasu na zroszonych trawą łąkach — i zachodził, by na niebie ustąpić
miejsca bogowi nocy, kojącemu niektóre swoje dzieci do snu, innym stwarzającemu
wyśmienitą okazję do wypróbowania wyrafinowanych technik nocnego polowania na
uśpionych...
Przypuśćmy jednak (kto wie, czy niesłusznie?), że nie wszystko, co rozstrojony w swych
cechach ojcowskich Bóg religiantów powołał
do istnienia jest ułomne, podlega korozji i erozji w/w czynników biologicznego i psychicznego stresu, czasów i filozoficznych nurtów, entropii, atrofii,
dekompozycji składu, starzeniu się, demencji, zwietrzeniu itp. zjawiskom, że
jest jednak na tym nieudanym świecie coś, co jest dla niego, a przynajmniej
okupujących go przedstawicieli rasy dwunogich „bardzo dobre, słuszne i zbawienne". Jednym z takich tworów, ponoć bez reszty podlegających odgórnemu
sterowaniu z Centrali, są tzw. powołania kapłańskie, co do prawdziwości których
wierzący nie powinni mieć żadnych, ale to żadnych wątpliwości, choćby z tej przyczyny, że wstydliwy merkantylizm powodów, leżących u podwalin
„powołań" rychło uszlachetniono, nadając mu przyczynowo- skutkowy
stygmat tym razem „boskiego powołania", czym doskonale zapuszczono „końce w wodę" nieweryfikowalnego dogmatu, podciągnięto i implantowano „powołania"
do grona „sakramentów świętych" — i z doktrynalnym rozmachem ciśnięto z ołtarzy motłochowi na pożarcie...
Wierni (według zasady BMW) żadnych więc wątpliwości
nie mają, ot, choćby wielki autorytet Solidarności Wałęsa, dla którego
„ksiądz to święty człowiek", albo ta biedna, starsza wiekiem, dusząca
się od płaczu parafianka, przed mikrofonami u Brygidy deklarująca księdzu
Jankowskiemu swoją głęboką niewiarę… bynajmniej nie w religijno-
polityczne farmazony, które Jankowski od lat plecie podobnym sobie farmazonom,
ale… w oskarżenia o podtekście seksualnym, padające pod adresem Jego
Dostojności ks. prałata...!
Wierzą w niewinność „swoich" kapłanów
coraz bardziej „na siłę", choć ostatnimi czasy odsetek takowych wiernych
dramatycznie spada po wyjściu na wierzch prawdziwego oblicza moralnego kasty
nadludzi, „powołanych przez Boga" do pilnowania jego ziemskich interesów,
które, jak wszem i wobec wiadomo, kazał swoim „powołanym, oddanym i wiernym" budować a ze wszystkich sił, z całej duszy, całym swym umysłem i umiejętnościami o dobra ziemskie Prawdziwego Kościoła zabiegać...
Biblia sobie, teorie kościelne sobie, a życie -
jak w przypadku „doskonałości wszystkiego, co było bardzo dobre" — sobie, i znów wygląda na to, że Bóg Ojciec, który — tak twierdzą „zainteresowani w sprawie" — zainicjował w pewnym momencie dziejów Ziemi nieustającą akcję
pod nazwą „święte powołania kapłańskie", nie sprawdził się na całej linii,
bowiem wszystko wskazuje na to, że „powołując" do życia bezczelnie bezkarną kapłańską „spółkę z nieograniczona
nieodpowiedzialnością" pewnie się wystraszył skali rozpętanego zła,
zostawił rozgrzebany interes, spakował manatki i wyjechał na ryby,
pozostawiając uruchomionego „samograja" bez jakiegokolwiek ideologiczno-
moralnego a także penitencjarnego nadzoru! Bo jakże może inaczej być, skoro
to, co wolą swą powołał do istnienia „nam wszystkim ku zbawieniu"
okazuje się być jednym z najbardziej zepsutych, rozklekotanych, warczących i zgrzytających mechanizmów, jakie zna cud stwarzania przez Niego rzeczy wyłącznie
„bardzo dobrych"? Nie może inaczej być jeno tak, że — niczym zdegustowany i obrażony Wałęsa — pojechał na ryby i utonął (a może, pomny niedobrych doświadczeń,
nabytych podczas stwarzania naszego Wszechświata pierzchnął i kreuje gdzieś
inny, lepszy?) skoro jako (S)twórca odpuścił sobie na wszystkich odcinkach
inwestycji i pozwolił, by smar moralny jego spisanego Słowa został przez
udziałowców tak szybko zastąpiony w samograju przez wysoce
relatywny co do wartości „szmal", by pseudokonserwatorzy sypali Mu do
mechanizmu piasek dogmatów i kwas soborowych doktryn, aż od zacierającego się
coraz mocniej w różnych miejscach światowego mechanizmu religijnego samograja w całym świecie śmierdzi — a to pederastią, a to pedofilią kapłanów na
wszystkich szczeblach, a to innymi odmianami „relatywizmu moralnego, hedonizmu i zła wszelakiego zepsucia, które czyni człowiek" a co, jak wiemy z obficie
wydalanych przez Ojców Kościoła dysertacji, zawsze ich niezmiernie brzydziło i mierziło, gdy nam ku zbawieniu budowali podwaliny Świętego, apostolskiego
Kościoła, poza którym już niczego miało nie być, ze zbawieniem włącznie...! I wybudowali...! "Ko(ściół)ń, jaki
jest, każdy widzi...".
Niestety, widać jak na dłoni, że i ta
dziedzina „doskonałego boskiego oddziaływania" poprzez powołania okazała
się być Bogu wmówioną, Bogiem, niczym kiepskim stemplem, krzywo podpartą, a tak naprawdę zbudowaną jedynie ze słów ludzkiego języka. Ciągnie i tak wilka do lasu, gdzie pełno Czerwonych Kapturków i małoletnich
Jasiów, więc prałacie Jankowski, jak to mówią po inseminariach — żyć nie
umierać, wybierać i przebierać, bo kto dziś ruszy boskich koryfeuszy?!
« Felietony i eseje (Publikacja: 18-08-2004 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3565 |
|