|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche
Antychryst cz.1 [2] Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche
Tłumaczenie: Leopold Staff
9. Temu instynktowi
teologów wydaję wojnę: znalazłem ślady jego wszędzie. Kto ma w żyłach
krew teologów, stoi do wszystkich rzeczy w stosunku skośnym i nieuczciwym.
Patos, który się z tego rozwija, zwie siebie wiarą: zamknięcie raz na zawsze
oczu przed sobą, by nie cierpieć z powodu widoku nieuleczalnego fałszu. Z tej
błędnej optyki w stosunku do wszystkich rzeczy czyni się sobie morał, cnotę,
świętość, żąda się, by żaden inny rodzaj optyki nie śmiał mieć więcej
wartości, skoro się własną uświęciło mianami „Bóg",
„zbawienie", „wieczność". Wszędzie dogrzebałem się jeszcze
instynktu teologów: jest on najbardziej rozpowszechnioną, istotnie podziemną
formą fałszu, jaka istnieje na ziemi. Co teolog jako prawdziwe odczuwa, musi
być fałszywe: ma się w tym nieomal kryterium prawdy. Najgłębszy jego
instynkt samozachowawczy zabrania dojść rzeczywistości w jakimkolwiek punkcie
do czci lub choćby tylko do głosu. Dokąd wpływ teologów sięga, tam przewrócono
ocenę wartości do góry nogami, tam pojęcia „prawdziwy" i „fałszywy"
są z konieczności odwrócone; co najszkodliwsze dla życia, zwie się tu
prawdziwe, co je podnosi, wzmaga, potwierdza, usprawiedliwia i tryumfującym
czyni, zowie się fałszywym… Jeśli się zdarzy, że teologowie poprzez
„sumienie" książąt (lub ludów) p o m o c wyciągną nie wątpmy, c o każdym
razem w gruncie się dzieje: wola końca, woli n i h i l i s t y c z n a chce
dojść do mocy.
10. Wśród Niemców
zrozumieją natychmiast, gdy powiem, że filozofię skaziła krew teologów.
Proboszcz protestancki jest dziadkiem filozofii niemieckiej, sam protestantyzm
jego peccatum originale. Definicja protestantyzmu: jednostronny bezwład
chrześcijaństwa- i rozumu… Wystarczy wypowiedzieć słowo „Instytut
Tybingeński", by zrozumieć, czym jest w gruncie filozofia niemiecka -podstępną
teologią… Szwabi są najlepszymi w Niemczech kłamcami, kłamią niewinnie...
Skąd radość, która z wystąpieniem Kanta przejmowała uczony świat
niemiecki, składający się w trzech czwartych z pastorskich i nauczycielskich
synów, skąd przekonanie niemieckie, które i dziś jeszcze znajduje swe echo,
że od Kanta zaczyna się zwrot ku l e p s z e m u? Instynkt teologiczny w uczonym niemieckim zgadł, c o teraz znów umożliwionym zostało… Chyłkowa
dróżka do starego ideału stała otworem pojęcie „świata p r a w d z i w e
go", pojęcie moralności jako esencji świata (- te dwa najzłośliwsze błędy,
jakie istnieją!) były teraz znowu, dzięki szczwanie mądremu sceptycyzmowi,
jeśli nie do dowiedzenia, to jedna nie do o b a l e n i a… Rozum, prawo
rozumu nie sięga tak daleko… Uczyniono z rzeczywistości „pozorność";
świat zgoła z e ł g a n y, świat tego, co trwa w bycie, uczyniono
rzeczywistością… Powodzenie Kanta było tylko powodzeniem teologicznym: Kant
był, podobnie jak Luter, podobnie jak Leibniz, jednym hamulcem więcej w niepewnej siebie rzetelności niemieckiej — -
11. Jeszcze słowo
przeciw Kantowi jako moraliście. Pewna cnota musi być naszym
wynalazkiem, naszą osobistą konieczną obroną i konieczną potrzebą: w każdym
innym znaczeniu jest jeno niebezpieczeństwem nie jest warunkiem naszego życia,
szkodzi mu: cnota tylko z poczucia szacunku dla pojęcia „cnoty", jak chciał
Kant, jest szkodliwa. „Cnota", „obowiązek", „dobro w sobie",
dobro o charakterze bezosobistości i powszechnej obowiązkowości — majaki mózgu, w których wyraża się zanik, ostateczne osłabienie życia, chińszczyzna królewiecka.
Coś odwrotnego nakazują głębsze prawa utrzymania się i wzrostu: by każdy
wynalazł sobie s w o j ą cnotę, swój kategoryczny imperatyw. Każdy lud
ginie, jeśli swój obowiązek pomiesza z pojęciem obowiązku w ogóle. Nic nie
niszczy głębiej, wnętrzniej, niż wszelki obowiązek „nieosobisty",
wszelka ofiara na ołtarzu molocha abstrakcji. — Że też nie odczuto
kategorycznego imperatywu Kanta jako niebezpiecznego dla życia!… Sam instynkt
teologiczny wziął go w obronę! — Każdy postępek, do którego zmusza
instynkt życia, ma w przyjemności swój dowód, że jest słusznym postępkiem: a każdy nihilista o chrześcijańsko dogmatycznych jelitach rozumiał przyjemność
jako zarzut… Co niszczy szybciej niż praca, myślenie, czucie bez konieczności
wewnętrznej, bez głęboko osobistego wyboru, bez przyjemności? niż automat
obowiązku? Jest to wprost recepta na decadence, aż do idiotyzmu… Kant
stał się idiotą. — I to był współcześnik Goethego! Ten pająk złowieszczy
uchodził za filozofa niemieckiego — uchodzi zań jeszcze!… Wystrzegam się mówić,
co myślę o Niemcach… Nie widziałże Kant w rewolucji francuskiej przejścia z nieorganicznej formy państwa do organicznej? Nie pytałże się, czy nie
istnieje zdarzenie, którego by zgoła inaczej wytłumaczyć nie można, chyba
tylko moralną zdolnością ludzkości, tak, by raz na zawsze przez nią „dążność
ludzkości do dobrego" dowiedzioną została? Odpowiedź Kanta: „jest to
rewolucja". Chybiający instynkt w ogóle i w szczególe, przeciwnaturalność
jako instynkt, niemiecka decadence jako filozofia — j e s t to Kant! -
12. Pomijam kilku sceptyków, przyzwoity
typ w historii filozofii: lecz reszta nie zna najpierwszych wymogów uczciwości
intelektualnej. Czynią pospołu to, co kobietki, wszyscy ci wielcy marzyciele i dziwotwory — uważają „piękne uczucia" już za argumenty, „wzniesione łono"
za miech bóstwa, przekonanie za kryterium prawdy. W końcu usiłował Kant, w niewinności „niemieckiej" unaukowić tę formę zepsucia, ten brak sumienia
intelektualnego pojęciem „rozumu praktycznego": osobno wynalazł rozum na
wypadek, w którym nie ma się co troszczyć o rozum, mianowicie, jeśli odzywa
się morał, wzniosłe żądanie „powinieneś". Jeśli się zważy, że u wszystkich prawie ludów filozof jest tylko dalszym rozwojem typu kapłańskiego,
to nie dziwi nas już to dziedzictwo po kapłanach, fałszerstwo monet na swój
własny u ż y t e k. Jeśli się ma święte zadania, na przykład polepszać
ludzi, ratować, wyzwalać, jeśli się bóstwa w sercu nosi, jeśli się jest
trąbą zaświatowych rozkazów, to mając taką misję stoi się już poza
zakresem wszystkich tylko z rozumem zgodnych ocen wartości — nawet jest się już
uświęconym takim zadaniem, nawet już typem wyższego porządku!… Cóż
obchodzi kapłana wiedza! Stoi on na to zbyt wysoko! — A kapłan dotąd panował! — Ustanawiał pojęcia: „prawdziwy" i „nieprawdziwy"!
13. Nie lekceważmy
tego: my sami, my duchy wolne, jesteśmy już „przemianą wszystkich wartości",
wcielonym ogłoszeniem wojny i zwycięstwa wszystkim starym pojęciom o „prawdziwym" i „nieprawdziwym". Najwartościowsze wniknięcia znajduje
się najpóźniej; lecz najwartościowsze wniknięcia to metody.
Wszystkie metody, wszystkie założenia teraźniejszej naszej wiedzy miały
przez tysiąclecia najgłębszą pogardę przeciw sobie: wskutek nich było się
wyłączonym z obcowania z „porządnymi" ludźmi, uchodziło się za
nieprzyjaciela Boga, za gardzącego prawdą, za ,,opętańca". Jako typ
naukowy było się czandalą… Mieliśmy cały patos ludzkości przeciw sobie -
jej pojęcie o tym, czym prawda być winna, czym służba dla prawdy być winna:
każde „powinieneś" było dotąd przeciw nam zwrócone… Nasze obiekty,
nasze praktyki, nasze zachowanie się ciche, ostrożne, nieufne — wszystko jej
zdało się niegodnym i zasługującym na wzgardę. — Można by w końcu z pewną
słusznością spytać się, czy to właściwie nie smak estetyczny utrzymywał
ludzkość w tak długiej ślepocie: żądała ona od prawdy malarskiego efektu,
żądała tak samo od poznającej by silnie działał na zmysły. Nasza skromność
sprzeciwiała się najdłużej jej smakowi… O, jakże to odgadły, te jędory
Boga -
14. Nauczyliśmy się
czego innego. Staliśmy się pod każdym względem skromniejsi. Nie wywodzimy już
człowieka z „ducha", z „boskości", postawiliśmy go na powrót między
zwierzętami. Uważamy go za zwierzę najsilniejsze, bo jest najchytrzejszym:
następstwem tego jest jego duchowość. Z drugiej strony bronimy się przeciw
próżności, która by i tutaj znów odezwać się mogła: jakoby człowiek był
wielkim ukrytym zamysłem zwierzęcego rozwoju. Nie jest on zgoła koroną
stworzenia, każde stworzenie jest, obok niego, na równym stopniu doskonałości… I twierdząc to, twierdzimy jeszcze za wiele: człowiek jest, względnie wziąwszy,
najbardziej nieudanym zwierzęciem, najchorowitszym, najniebezpieczniej precz od
swoich instynktów zbłąkanym — oczywiście, z tym wszystkim, także
najbardziej zajmującym! — Co się tyczy zwierząt, to najpierw Kartezjusz, z czcigodną śmiałością ważył się na myśl rozumienia zwierząt jako
machina: cała nasza fizjologia wysila się na dowód tego twierdzenia. Nie
usuwajmy też, logicznie biorąc, na bok człowieka, jak jeszcze Kartezjusz
czynił: co w ogóle dziś o człowieku pojęto, to tyle właśnie, że się go
rozumie jako machinę. Niegdyś nadawano człowiekowi, jako jego wyprawę ze
strony wyższego porządku, „wolną wolę": dziś odebraliśmy mu nawet wolę, w tym znaczeniu, że przez to żadnej władzy rozumieć już nie wolno. Stare słowo
„wola" służy tylko do określenia wyniku, rodzaju indywidualnej reakcji,
która koniecznie następuje po mnóstwie częścią z sobą sprzecznych, częścią
zgodnych podniet: wola już nie „działa", już nie „porusza"… Niegdyś
widziano w świadomości człowieka, w „duchu", dowód wyższości jego
pochodzenia, jego boskości; by człowieka uzupełnić, radzono mu, na sposób
żółwia, wciągnąć w siebie zmysły, zaprzestać obcowania z ziemskością,
zrzucić doczesną powłokę: potem pozostałaby po nim treść główna, jego
„czysty duch". Także co do tego zorientowaliśmy się lepiej: uświadamianie
sobie, „duch", uchodzi u nas właśnie za objaw względnej niedoskonałości
organizmu, jako doświadczanie, macanie, chybianie, jako mozół, przy którym
niepotrzebnie dużo zużywa się siły nerwowej — przeczymy, że cośkolwiek da
się doskonałym uczynić, dopóki się jeszcze uświadamia. „Duch czysty"
jest czystą głupotą: odliczmy system nerwowy i zmysły, „doczesną powłokę", a pominiemy w rachunku s i e b i e — nic więcej!...
15. Ani moralność, ani
religia nie styka się w chrześcijaństwie z żadnym punktem rzeczywistości.
Same urojone przyczyny („Bóg", „dusza", „ja", „duch", „wolna
wola" — lub też „niewolna"); same urojone skutki („grzech",
„zbawienie", „łaska", „kara", „odpuszczenie grzechu").
Obcowanie urojonych istot („Bóg", „duchy", „dusze"); urojona wiedza
przyrodnicza (antropocentryczna; zupełny brak pojęcia przyczyn przyrodzonych);
urojona psychologia (same samonieporozumienia, interpretacje przyjemnych lub
nieprzyjemnych uczuć ogólnych, na przykład stanów nervi sympathici, z pomocą mowy znakowej religijno-moralnej idiosynkrazji -"kara", „wyrzut
sumienia", „pokusa diabelska", „bliskość Boga"); urojona teleologia
(„Królestwo Boże", „Sąd Ostateczny", „życie wieczne"). -Ten świat
czystej fikcji różni się tym bardzo z ujmą dla siebie od świata marzenia,
że ten ostatni odzwierciedla rzeczywistość, podczas gdy o n rzeczywistość
fałszuje, odziera z wartości, zaprzecza jej. Zanim wynaleziono dopiero pojęcie
„natura", jako przeciwstawienie pojęcia „Bóg", musiało
„naturalny" być słowem na „godny pogardy" — ów cały świat fikcji ma
swe korzenie w nienawiści do naturalności (rzeczywistość!), jest on wyrazem
głębokiego niesmaku z tego, co rzeczywiste… Lecz to wyjaśnia wszystko. Kto
jedynie ma powody wykłamywania się z rzeczywistości? Kto z jej powodu cierpi.
Lecz cierpieć z powodu rzeczywistości znaczy być unieszczęśliwioną
rzeczywistością… Przewaga uczuć nieprzyjemnych nad przyjemnymi jest przyczyną
owej fikcyjnej moralności i religii: taka przewaga jest formułą na decadence...
1 2 3 4 Dalej..
« Nietzsche (Publikacja: 08-09-2004 Ostatnia zmiana: 19-09-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3625 |
|