Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.446.937 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Cała teologia tego papieża sprowadzała się do tego, że nie wolno zakładać gumy na fiuta. Jan Paweł II obrażał Boga swą małostkowością."
 Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche

Antychryst cz.3 [2]
Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche

Tłumaczenie: Leopold Staff

52. Chrześcijaństwo stoi też na stanowisku przeciwnym wszelkiej duchowej udaności — m o ż e potrzebować, jako rozumu chrześcijańskiego, tylko chorego rozumu, staje po stronie wszystkiego co idiotyczne, wygłasza klątwę przeciw „duchowi", przeciwko superbia zdrowego ducha. Ponieważ choroba jest właściwa istocie chrześcijaństwa, musi stan typowo chrześcijański, „wiara", być formą choroby, muszą wszystkie proste, rzetelne, naukowe drogi do poznania być uchylone przez Kościół jako drogi zakazane. Wątpliwość już jest grzechem… Zupełny brak psychologicznej schludności u kapłana — zdradzający się w spojrzeniu — jest zjawiskiem skutku decadence — należy obserwować histeryczne niewiasty oraz dzieci o rachitycznych zadatkach co do tego, jak prawidłowo fałszywość z instynktu, rozkosz z kłamstwa dla kłamstwa, niezdolność do prostych spojrzeń i kroków jest wyrazem decadence. „Wiarą" zwie się: nie chcieć wiedzieć co jest prawdą. Pobożny, kapłan obojga płci, jest fałszywy, ponieważ jest chory: instynkt jego żąda, by prawda nigdy nie miała słuszności. "Co czyni chorym, jest dobre; co pochodzi z pełni, z nadmiaru, z mocy, jest z ł e": tak odczuwa wierzący. Niewolność kłamstwa — po tym odgaduję każdego urodzonego teologa. — Inną odznaką teologa jest jego niezdolność do filologii. Przez filologię rozumiejmy tu, w bardzo ogólnym znaczeniu, sztukę dobrego czytania — umiejętność odczytywania faktów, bez fałszowania ich interpretacją, n i e tracąc w pożądaniu zrozumienia ostrożności, cierpliwości, subtelności. Filologia jako ephexis w interpretacji: czy to chodzi o książki, o nowiny dziennikarskie, o losy lub fakty, dotyczące pogody — nie mówiąc już o „zbawieniu duszy"… Sposób, w jaki teolog, obojętne czy w Berlinie, czy w Rzymie, wykłada „słowo Pisma" lub jakieś zdarzenie, zwycięstwo wojsk ojczystych na przykład w wyższym świetle Psalmów Dawidowych, jest zawsze tak ś m i a ł y, że filolog przy tym skacze do sufitu. A cóż dopiero ma robić, gdy pobożnisie i inne krowy ze Szwabii przyrządzają sobie przy pomocy palca Bożego ze swej mizernej codzienności i z izdebnego zaduchu swego istnienia cud „łaski", „opatrzności", „zbawiennych doświadczeń"! Najmniejszy nakład ducha, by nie rzec przyzwoitości, musiałby przecie doprowadzić tych interpretatorów do przekonania się o zupełnym dzieciństwie i niegodności takiego nadużywania boskiej biegłości palcowej. Nawet przy bardzo małej mierze bogobojności Bóg taki, który w samą porę leczy z kataru, który nam każe wsiąść w karetę w chwili, gdy właśnie spada ulewa, winien by być dla nas tak niedorzecznym Bogiem, żebyśmy musieli go usunąć, nawet gdyby istniał. Bóg jako posługacz, jako listonosz, jako przestrzegacz kalendarza — jest właśnie wyrazem na najgłupszy rodzaj wszelkich przypadków… „Opatrzność boska", w jaką dziś jeszcze wierzy prawie co trzeci człowiek w „wykształconych Niemczech", byłaby takim zarzutem przeciw Bogu, że silniejszego pomyśleć by sobie nie można. A jest w każdym razie zarzutem przeciw Niemcom!...

53. — Że męczennicy są jakimś dowodem prawdy pewnej sprawy, jest tak mało prawdą, żebym przeczył, iż męczennik jakiś miał w ogóle kiedykolwiek coś z prawdą do czynienia. W tonie, w którym męczennik w łeb światu ciska swe uważanie czegoś za prawdę, wyraża się już tak niski stopień uczciwości intelektualnej, taka tępota na zagadnienie „prawdy", że męczennika nigdy zbijać nie trzeba. Prawda nie jest czymś, co jeden posiada, a czego inny nie posiada, tak myśleć o prawdzie mogą co najwyżej chłopi lub apostołowie chłopscy w rodzaju Lutra. Można być pewnym, że stosownie do stopnia sumienności w rzeczach ducha rośnie zawsze skromność na tym punkcie, poprzestawanie. Kilka rzeczy wiedzieć i delikatną ręką odsunąć wiedzenie ponadto... „Prawda", jak słowo to rozumie każdy prorok, każdy sekciarz, każdy wolnomyślny, każdy socjalista, każdy członek Kościoła, jest doskonałym dowodem, że nie uczyniono nawet choćby tylko pierwszego kroku na drodze owej karności ducha i samoprzezwyciężenia, które potrzebne są do znalezienia małej, nawet najmniejszej prawdy. — Śmierci męczeńskie, mówiąc dodatkowo, były wielkim nieszczęściem w dziejach: uwodziłyWniosek idiotów, wliczając tu kobietę i tłum, że pewna sprawa, dla której ktoś na śmierć idzie (lub która nawet, jak pierwsze chrześcijaństwo, wytwarza epidemie żądzy śmierci), ma jakieś znaczenie — wniosek ten stał się dla badacza, dla ducha badania i ostrożności niezmiernym hamulcem. Męczennicy szkodzili prawdzie… I dziś jeszcze potrzeba tylko surowości prześladowania, by najobojętniejszemu w sobie sekciarstwu wytworzyć zaszczytne imię. — Jak to? Czy zmienia to wartość jakiej rzeczy, że ktoś za nią swe życie oddaje? — Błąd, który zaszczytnym się staje, jest błędem posiadającym o jeden urok uwodny więcej: sądzicież, panowie teologowie, że damy wam sposobność grać rolę męczenników za wasze kłamstwo? — Zbija się sprawę, pozwalając jej z szacunkiem osiąść na lodzie — tak samo zbija się też teologów… To właśnie było wszechhistoryczną głupotą wszystkich prześladowców, że nadawali przeciwnej sprawie pozór zaszczytności — że dawali jej w darze czar męczeństwa… Kobieta klęczy dziś jeszcze przed błędem, gdyż powiedziano jej, że ktoś zań umarł na krzyżu. Jestże krzyż argumentem? — Lecz o wszystkich tych rzeczach ktoś jedyny rzekł słowo, którego potrzeba było od stuleci — Zaratustra.

Krwawe znaki wypisali na drodze, po której szli, a ich szaleństwo uczyło, że krwią dowodzi się prawdy. Lecz krew jest najgorszym świadkiem prawdy; krew zatruwa najczystszą nawet naukę, czyniąc z niej obłęd i nienawiść serc.

A choćby kto przez ogień przeszedł dla nauki swojej — czegóż to dowodzi! Zaprawdę, więcej to, gdy własna nauka z własnego rodzi się żaru. (Zaratustra str. 123, 124).

54. Nie należy dawać się w błąd wprowadzać: wielkie duchy są sceptyczne. Zaratustra jest sceptykiem. Siła, wolność z siły i nadsiły ducha dowodzi się sceptycyzmem. Ludzi przekonania nie bierze się w rachubę w żadnych zasadniczych sprawach wartości i bezwartości. Przekonania to więzienia. Nie patrzy to dość daleko, nie patrzy pod siebie: lecz aby móc zabierać głos w sprawie wartości i niewartości, trzeba pięćset przekonań pod sobą widzieć — z a sobą widzieć… Duch, który chce czegoś wielkiego, który chce i środków do tego, jest z konieczności sceptykiem. Wolność od wszelkiego rodzaju przekonań jest właściwa sile, możność swobodnego patrzenia… Wielka namiętność, podstawa i moc jego bytu, jeszcze bardziej oświecona, jeszcze despotyczniejsza niż on sam, zabiera w służbę cały jego intelekt; wznosi ponad skrupuły; daje mu odwagę nawet do nieświętych środków; użycza mu w pewnych razach przekonań. Przekonanie jako środek: wiele osiąga się tylko z pomocą przekonania. Wielka namiętność używa przekonań, zużywa je, nie poddaje się im — czuje się samowładna. — Odwrotnie: potrzeba wiary, jakiegoś bezwzględnego „tak" lub „nie", carlyleizm, jeśli to słowo znajdzie pobłażanie, jest potrzebą słabości. Człowiek wierzący, „wyznawca" wszelkiego rodzaju jest z konieczności człowiekiem zależnym — takim, który nie umie siebie za cel postawić, który sam z siebie w ogóle celów stawiać nie umie. „Wierzący" nie jest swoją własnością, może być tylko środkiem, musi zostać zużyty, potrzebuje kogoś, kto go zużywa. Instynkt jego oddaje moralności wyzucia się z samego siebie cześć najwyższą: wszystko nakłania go do niej, jego roztropność, jego doświadczenie, jego próżność. Każdy rodzaj wiary jest sam wyrazem wyzucia się z siebie, zobojętnienia na siebie… Jeśli się zważy, jak konieczny jest większości ludzi regulatyw, który ich z zewnątrz wiąże i utwierdza, jak mus, w wyższym znaczeniu niewolniczości, jest jedynym i ostatecznym warunkiem, pod którym rozwija się człowiek słabszej woli, zwłaszcza kobieta: to zrozumiemy też przekonanie, „wiarę". Jest ona dla człowieka o przekonaniach kręgosłupem. N i e widzieć wielu rzeczy, być na każdym punkcie skrępowanym, być na wskroś partią, mieć ścisłą i konieczną optykę w stosunku do wszystkich wartości — to jedynie jest warunkiem istnienia w ogóle takiego rodzaju człowieka. Lecz tym samym jest on przeciwieństwem, antagonistą prawdziwego — prawdy… Wierzącemu nie dano do woli brać w ogóle sumiennie zagadnienie „prawdy" i „nieprawdy": być uczciwym na tym punkcie, to by sprowadziło natychmiast jego upadek. Patologiczna warunkowość jego optyki czyni z przekonanego fanatyka — Savonaroli, Lutra, Rousseau, Robespierre’a, Saint-Simona — przeciwny typ silnego oswobodzonego ducha.

Lecz wielka postawa tych chorych duchów, tych epileptyków pojęciowych, działa na wielkie tłumy — fanatycy są malowniczy, ludzkość patrzy na gesty chętniej niż słucha argumentów...

55. — Dalszy krok w psychologii przekonania, „wiary". Dawno już poleciłem rozwadze, czy przekonania nie są niebezpieczniejszymi wrogami prawdy niż kłamstwa (Ludzkie, arcyludzkie I, aforyzmy 54 i 483). Tym razem chciałbym zadać rozstrzygające pytanie: czy między kłamstwem a przekonaniem istnieje w ogóle przeciwieństwo? — Cały świat w to wierzy; lecz w cóż nie wierzy świat cały! — Każde przekonanie ma swoje dzieje, swoje poprzednie kształty, swoje zakusy i chybienia: staje się ono przekonaniem, n i e będąc przedtem nim długo, jeszcze dłużej będąc nim zaledwie. Jak to? Nie mogłoż między tymi embrionalnymi formami przekonania być także kłamstwo? — Czasem potrzeba tylko zmiany osoby: w synu staje się przekonaniem, co w ojcu jeszcze kłamstwem było. — Zwę kłamstwem chcieć n i e widzieć czegoś, co się widzi, chcieć n i e tak widzieć coś, jak się widzi: czy kłamstwo dzieje się wobec świadków czy bez świadków, to nie wchodzi w rachubę. Najzwyklejszym kłamstwem jest to, którym okłamujemy siebie samych; okłamywanie drugich jest względnie wypadkiem wyjątkowym. Otóż ta chęć n i e widzenia czegoś, co się widzi, ta chęć widzenia czegoś n i e tak, jak się widzi, jest nieledwo pierwszym warunkiem wszystkich, którzy są partią, w jakimkolwiek znaczeniu: człowiek partyjny staje się z konieczności kłamcą. Niemieckie dziejopisarstwo na przykład jest przekonane, że Rzym był despotyzmem, że Germanie przynieśli na świat ducha wolności: jakaż różnica między tym przekonaniem a kłamstwem? Możnaż się jeszcze temu dziwić, gdy z instynktu wszystkie partie, także historycy niemieccy, mają na ustach wielkie słowa moralności — iż moralność nieledwo przez to trwa, że człowiek partyjny wszelkiego rodzaju potrzebuje jej każdej chwili? — „To jest naszym przekonaniem: wyznajemy je przed całym światem, żyjemy dla niego i umrzemy za nie — czołem przed wszystkim, co ma przekonania!" — Coś podobnego słyszałem nawet z ust antysemitów. Przeciwnie, moi panowie! Antysemita nie jest zgoła przez to przyzwoitszy, że kłamie z zasady… Kapłani, którzy są w takich sprawach subtelniejsi i bardzo dobrze rozumieją zarzut leżący w pojęciu przekonania, to znaczy zasadniczej, ponieważ celowi służącej kłamliwości, odziedziczyli po Żydach roztropność wpisania natomiast pojęcia „Boga", „woli Bożej", „objawienia Bożego". Także Kant, z swym kategorycznym imperatywem, był na tej samej drodze: rozum jego stał się tu p r a k t y c z n y. — Istnieją zagadnienia, w których rozstrzyganie o prawdzie i nieprawdziwości człowiekowi nie przysłużą; wszystkie najwyższe zagadnienia, wszystkie najwyższe problematy wartości są poza ludzkim rozumem… Pojąć granice rozumu — t o dopiero prawdziwie filozofia… Po co dał Bóg człowiekowi objawienie? Czyżby Bóg uczynił coś zbędnego? Człowiek nie może wiedzieć sam z siebie, co jest dobre i złe, przeto pouczył go Bóg o swej woli… Morał: kapłan n i e kłamie; pytań „prawda" lub „nieprawda" nie ma w takich rzeczach, o których mówią kapłani; rzeczy te nie pozwalają zgoła kłamać. Bo aby kłamać, trzeba by móc rozstrzygać, c o tu jest prawdą. Lecz tego nie może właśnie człowiek; kapłan jest zatem narzędziem głosu Boga. — Taki sylogizm kapłański nie jest zgoła tylko żydowski i chrześcijański; prawo do kłamstwa i roztropność „objawienia" jest właściwa typowi kapłana, tak samo kapłanom decadence jak kapłanom pogaństwa (poganami są wszyscy, którzy potakują życiu, dla których „Bóg" jest wyrazem na wielkie „Tak", potwierdzające wszystkie rzeczy). -"Prawo", „wola Boża", „księga święta", „natchnienie" - wszystko tylko słowa na warunki, pod którymi kapłan dochodzi do mocy, z pomocą, których utrzymuje moc swoją — pojęcia te znajdują się u podwalin wszelkich organizacji kapłańskich, wszystkich kapłańskich lub filozoficzno-kapłańskich ustrojów władczych. „Kłamstwo święte" — wspólne Konfucjuszowi, Księdze Praw Manu, Mahometowi, Kościołowi chrześcijańskiemu — nie brak go u Platona. „Prawda jest tutaj": to znaczy, gdziekolwiek się głosi, kapłan k ł a m i e...


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Antychryst cz.1
Antychryst cz.2

 Zobacz komentarze (1)..   


« Nietzsche   (Publikacja: 19-09-2004 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3630 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365