Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.513 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Nie wierzę w to, że jakiś Bóg dał nam przykazania moralne na kamiennych tablicach. Musimy się zdać na samych siebie i na własny rozsądek, żeby wytworzyć możliwie spójne stanowisko".
 Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu » Psychologia ewolucyjna

Ewolucja inteligencji [1]
Autor tekstu:

Uczony z Marsa przybyły na Ziemię w poszukiwaniu rozumnych form życia mógłby zwrócić uwagę na mikroskopijny, jednokomórkowy organizm zwany przez tubylców wrotkiem. Jeśli miarą sukcesu ewolucyjnego jest zdolność gatunku do przetrwania i sukcesu reprodukcyjnego w najbardziej nawet niesprzyjających warunkach środowiskowych, to historia wrotka może służyć innym ziemskim istotom za idealny wzór. Kolonie wrotka odnajdujemy we wszystkich strefach klimatycznych naszego globu. Żyje on w słodkich wodach Antarktyki i w tropikach, w wysoko położonych alpejskich jeziorach i w dorzeczu Amazonki.

Tajemnicą jego sukcesu jest prostota: wrotek zrezygnował z życia rodzinnego, co bardzo upraszcza problem prokreacji: najzwyczajniej w świecie rozmnaża się przez podział. Kiedy nastają ciężkie czasy — przychodzi susza czy chwyta mróz — wrotek zamienia się w formę przetrwalnikową, cząstkę suchego pyłku z zawartą w niej genetyczną informacją, która jest odporna zarówno na wielogodzinne przebywanie we wrzącej wodzie, jak i na zamrożenie w temperaturze ciekłego azotu. Forma przetrwalnikową wrotka wędrować może, niesiona wiatrem, po całym globie. Przypuszcza się, że w ten sposób wrotek zdolny jest nawet do odbywania podróży transatlantyckich. Gdzie tylko sprzyjają temu warunki, przetrwalnik wrotka zamienia się w kwitnącą kolonię.

Inny interesujący ziemski gatunek, dość pokaźnych rozmiarów ssak, Homo sapiens sapiens, także osiągnął dość imponujący sukces kolonizacyjny i na jego przedstawicieli również natknąć się można we wszystkich strefach klimatycznych. Nie doszedł on jednak do tego z elegancką prostotą wrotka, stosując sensowny ascetyzm. Człowiek, gdziekolwiek się pojawił, przez swą brutalną ingerencję zmieniał naturalne warunki środowiskowe; zamiast zadowolić się tym, co natura dała mu do dyspozycji, postanowił żywić się roślinami i zwierzętami sztucznie w tym celu wyhodowanymi. Jego życie rodzinne jest skomplikowane i pełne konfliktów, nie mówiąc już o życiu społecznym. Z całą pewnością nie jest on ucieleśnieniem rozumnego umiaru i zdrowego rozsądku, cechą zaś, z której jest najbardziej dumny, nie jest racjonalny i sensowny pragmatyzm, lecz coś nieprecyzyjnie zwanego „inteligencją" — coś sugerującego mu zachowania nieprzewidywalne i zaskakujące, brak pokory w przyjmowaniu wyroków losu i permanentny niedostatek stabilizacji.

Uprawianie owej „inteligencji" wymaga absurdalnie wręcz wielkiego mózgu, który potrzebuje wielu lat troskliwej opieki, by osiągnąć pełną sprawność. Człowiek rodzi się więc bezradny i bezbronny, ogromną część swego życia poświęca uczeniu się, a kiedy wreszcie osiąga dojrzałość, spędza większość danego mu czasu, rywalizując z innymi przedstawicielami swego gatunku i rozwiązując problemy, z których większość za pośrednictwem owej „inteligencji" sam stworzył.

Dla uczonego z Marsa przypadek człowieka musiałby się wydać zdecydowanie bardziej interesujący niż sprawa wrotka. Jeśli bowiem styl życia wrotka łatwo można w sposób racjonalny wyjaśnić, to sam fakt istnienia ludzkiej inteligencji jest intrygującą zagadką. Jak którykolwiek organizm mógł wykształcić coś podobnego drogą normalnej biologicznej ewolucji?

Nie trzeba zresztą być Marsjaninem, aby zadać sobie to pytanie. Pozostaje ono przedmiotem bezustannej kontrowersji od chwili ogłoszenia przez Karola Darwina jego teorii pochodzenia gatunków. Jak wiadomo, jego młodszy kolega — uczony Alfred Russel Wallace, z którym Darwin dzieli zasługę identyfikacji doboru naturalnego jako motoru biologicznej ewolucji, doszedł ostatecznie do wniosku, że ludzki mózg jest organem zbyt skomplikowanym, by jego rozwój dało się wyjaśnić przez odwołanie do mechanizmów ewolucji, a zatem musi on być darem Stwórcy.

Mimo że minęło od tego czasu przeszło sto dwadzieścia lat, argumentacja Wallace’a nie utraciła nic ze swej mocy i w różnych współczesnych wersjach pozostała centralnym problemem teorii ewolucji mózgu. Dość powszechne przekonanie, że proces ewolucji polega na tym, iż organizmy biologiczne „uczą się", w jaki sposób najlepiej reagować na zmieniające się warunki środowiskowe i odpowiadają na nie stosowną adaptacją, jest oczywiście naiwnym uproszczeniem. W rzeczywistości — tak jak to ujmuje współczesna nauka — zmiana, czy raczej różnorodność, poprzedza dobór, który jest procesem czysto negatywnym, polegającym na eliminacji niekorzystnych wariantów. Innymi słowy, adaptacyjna potrzeba nie może wywoływać zmiany, może tylko „przebierać" wśród już istniejących rozmaitych „modeli", powstałych drogą przypadkowych mutacji. Jeśli mutacja ma dla organizmu szkodliwe konsekwencje, zostaje wyeliminowana; jeśli szkodliwa nie jest i zostaje zachowana w genetycznej puli gatunku, nie oznacza to jeszcze, że jest ona w jakimkolwiek sensie korzystna. Może bowiem być całkowicie obojętna dla biologicznego interesu jej nosiciela. Przykładowo, biologiczna ewolucja ludzkiego gatunku wciąż jeszcze nie wyeliminowała blondynów, choć bruneci radzą sobie w życiu równie dobrze, jeśli nie lepiej.

Niektórzy współcześni zwolennicy tzw. teorii neutralnej, wśród nich Stephen Jay Gould, głoszą więc, że z faktu, iż człowiek obdarzony jest wielkim mózgiem, nie należy wyciągać pochopnego wniosku, że złożoność owego mózgu jest niezbędna dla naszego przetrwania. Owszem, skoro już przypadkiem mamy tak wielki mózg, produkujący rozmaite myśli i sprawiający, że jesteśmy inteligentni, to znajdujemy dla niego rozmaite zastosowania, takie jak układanie sonetów czy wymyślanie teorii względności. Umiejętności te, zresztą o wątpliwej wartości adaptacyjnej, są po prostu wynikiem kapryśnego i bezcelowego „genetycznego dryfu".

Stanowisko takie jest atrakcyjne m.in. ze względu na to, że odpowiada wymogom „politycznej poprawności" — żaden wyznawca teorii neutralnej nie może twierdzić, że jest „bardziej człowiekiem" od innych osobników, których inteligencja jest niższa. Wśród współczesnych ewolucjonistów koncepcja ta uchodzi jednak za niekonwencjonalną. Na czym bowiem polega ewolucja? Najlepiej określił to sam Darwin w swym dziele O powstawania gatunków: „Jako że w każdym gatunku liczba osobników, którzy się rodzą, jest wyższa od liczby tych, którzy mogą przeżyć; i jako że w konsekwencji tego faktu [organizmy biologiczne] często zaangażować się muszą w walkę o przetrwanie, wynika z tego, że każde stworzenie, które korzystnie wyróżnia się wśród pozostałych w minimalnym choćby stopniu [...], będzie miało większe szansę przetrwania, a zatem zostanie naturalnie wyselekcjonowane".

Problem z teorią neutralną polega na tym, że w prehistorycznych czasach, kiedy gatunek nasz określał swą biologiczną tożsamość, zdolność pozwalająca tworzyć sonety i odkrywać prawa fizyki nie była obojętna dla posiadającego ją osobnika. Była dla niego wysoce szkodliwa. W przyrodzie, jak w ekonomii, niczego nie można dostać za darmo. Każdy, kto próbował kiedyś w życiu myśleć, wie, że jest to czynność męcząca, czasochłonna i częstokroć odrywająca nas od zaspakajania palących potrzeb codziennej egzystencji. Jej efekty, choć niekiedy bywają pożyteczne, nie gwarantują bynajmniej oczywistych życiowych korzyści. Kilka milionów lat temu, kiedy nasi przodkowie zaczęli właśnie kolonizować afrykańską sawannę, korzyści te zapewne nie były dużo większe. Tymczasem utrzymanie wielkiego mózgu kosztuje. Niezależnie od tego, czy rozwiązujemy skomplikowane problemy matematyczne, czy oglądamy telewizję, 18% zużywanej przez nas energii konsumowane jest przez mózg. Do tego dochodzą jeszcze kłopotliwe komplikacje związane z wychowaniem dzieci, czyli, w pewnym sensie, hodowlą ich wybujałych mózgów. Potomstwo innych ssaków potrafi biegać w kilka minut po urodzeniu, a po roku jest już całkowicie samodzielne. Dziecko ludzkie rodzi się z mózgiem, którego rozwój jeszcze się nie zakończył, po to zaś, by mogło samo się utrzymać, musi obecnie (we wczesnym paleolicie sprawy wyglądały być może nieco inaczej) w gruncie rzeczy ukończyć studia, czyli dożyć zaawansowanego wieku dwudziestu paru lat. Do ukończenia osiemnastego roku życia nie ma prawa prowadzić samochodu ani uczestniczyć w życiu publicznym, głosując w wyborach. Czy pielęgnacja „selekcyjnie neutralnej" cechy, jaką miałaby być nasza wyrafinowana inteligencja, jest warta całego tego trudu?

Większość ewolucjonistów należących do głównego nurtu odpowiada na to pytanie przecząco. Szczególnie tzw. funkcjonaliści, którzy są przekonani, iż — by sparafrazować Ockhama — „natura nie tworzy bytów nadaremnie", uważają, że ludzki intelekt ma jakąś doniosłą biologiczną rolę do spełnienia. Nie ma jednak wśród nich zgody, na czym mianowicie ta rola miałaby polegać. Życie we współczesnej technologicznej cywilizacji i związana z tym konieczność ciągłego posługiwania się mózgiem do rozwiązywania abstrakcyjnych problemów sprawiają, że adaptacyjna przydatność wielkiego mózgu wydaje nam się oczywista. To przecież dzięki niemu zdołaliśmy pokonać wszystkich naszych konkurentów i staliśmy się niepodzielnymi panami wszelkiego stworzenia. Skoro jednak wielki mózg, a zatem wyższa inteligencja, zapewniły nam to zwycięstwo, to dlaczego w całej przyrodzie rozmiary mózgu nie pozostają, jak się zdaje, w jakiejkolwiek korelacji z ewolucyjnym sukcesem? Poszczególne gatunki zwierząt różnią się znacznie względną wielkością mózgu i złożonością jego struktury. Przykładowo, wśród naszych najbliższych kuzynów, małp, goryle i szympansy górują intelektualnie nad pawianami. Obserwacje szympansów wskazują, że zwierzęta te zdają sobie sprawę ze swej wyższości i traktują pawiany z pobłażliwą pogardą. Cóż z tego, skoro pawiany jako gatunek radzą sobie znakomicie, podczas gdy szympansom grozi zagląda — nie mówiąc już o gorylach, które zamiast królować w afrykańskiej dżungli, przetrwały tylko na nielicznych izolowanych obszarach. Nawet pobieżna lustracja całego świata zwierzęcego prowadzi do deprymującego wniosku, że inteligencja nie ma na ogół żadnej wartości adaptacyjnej. Dlaczego zatem człowiek miałby być pod tym względem wyjątkiem?

Jakakolwiek odpowiedź na to pytanie — a zaproponowano ich wiele — powinna spełnić pewien podstawowy warunek: musi przedstawić przekonującą koncepcję mechanizmu, który sprawia, że wyższa sprawność intelektualna (łącząca się, ogólnie rzecz ujmując, z większymi rozmiarami mózgu) prowadzi do większego sukcesu reprodukcyjnego. Tylko jeśli taki mechanizm istnieje, ewolucja gatunku będzie wiodła w kierunku stopniowego wzmocnienia tej — z adaptacyjnego punktu widzenia korzystnej — cechy, a zatem do dalszego rozwoju mózgu. Innymi słowy, niektórzy nasi przodkowie musieli odkryć jakieś zastosowanie dla swych intelektualnych talentów, które pozwoliło im wychować większą liczbę dzieci, niż mieli ich mniej inteligentni sąsiedzi. Dzieci, jeśli odziedziczyły po nich te wyjątkowe talenty, same z kolei okazały się bardziej inteligentne od innych i w związku z tym miały więcej potomstwa. I tak dalej, aż do Szekspira i Einsteina...


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Ewolucja religii
Czy nauka zabija duszę?

 Zobacz komentarze (7)..   


« Psychologia ewolucyjna   (Publikacja: 06-10-2004 Ostatnia zmiana: 10-08-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Krzysztof Szymborski
Historyk i popularyzator nauki. Urodzony we Lwowie, ukończył fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Posiada doktorat z historii fizyki. Do Stanów wyemigrował w 1981 r. Obecnie jest wykładowcą w Skidmore College w Saratoga Springs, w stanie Nowy Jork.
Jest autorem kilku książek popularnonaukowych (m.in. "Na początku był ocean", 1982, "Oblicza nauki", 1986, "Poprawka z natury. Biologia, kultura, seks", 1999). Współpracuje z "Wiedzą i Życie", miesięcznikiem "Charaktery", "Gazetą Wyborczą", "Polityką" i in.
Dziedziną jego najnowszych zainteresowań jest psychologia ewolucyjna, nauka i religia. Częstym wątkiem przewijającym się przez jego rozważania jest pytanie o wpływ kształtowanych przez ewolucję czynników biologicznych i psychologicznych na całą sferę ludzkiej kultury, a więc na nasze zachowania, inteligencję, życie uczuciowe i seksualne, a nawet oceny moralne.

 Liczba tekstów na portalu: 31  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Mężczyzna niepotrzebny
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3663 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365