|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Etyka zawodowa i urzędnicza
Dyrektora na chwilę przyjmę [1] Autor tekstu: Witold Filipowicz
"(...) III
Konferencja Jakości w Administracji Publicznej, organizowana jest pod egidą
szefów administracji publicznej krajów Unii Europejskiej. Po raz pierwszy
polska administracja publiczna ma szansę zaprezentować swoje nowatorskie rozwiązania i sukcesy nie tylko na poziomie europejskim, ale również międzynarodowym.
Liczna reprezentacja kraju (około 80 osób) jest dowodem na duże
zainteresowanie polskich urzędników zagadnieniem jakości oraz silną motywacją
do własnego doskonalenia się oraz przenoszenia najlepszych wzorców do
rodzimych urzędów. (...)" [ 1 ] Rząd przyjął
projekt nowelizacji ustawy o służbie cywilnej.
Jak sami
autorzy projektu określają, ma to być „mała" nowelizacja. Istotnie,
nawet bardzo mała. Wiele obszarów pozostaje nietkniętych mimo praktycznych
przykładów działań urzędniczych, mających posmak drwiny z obecnie
funkcjonującego systemu. Niewątpliwie niektóre zasługują na miano
nowatorskich. Jednak zaliczyć je do sukcesów byłoby przesadą.
Nagłośniony
ostatnio przypadek konkursu na stanowisko dyrektora generalnego w Komitecie
Integracji Europejskiej wyraźnie pokazuje stan faktyczny służby cywilnej.
Zwycięzca konkursu od szeregu miesięcy oczekuje na mianowanie i pewnie długo
by jeszcze poczekał, gdyby sprawa nie trafiła do mediów. Zresztą czeka
nadal. Tymczasem stanowisko to od czterech lat zajmuje osoba z nadania
nieformalnego, czyli — de facto — bezprawnie. Na domiar wszystkiego, osoba,
która w konkursie odpadła, udowadniając tym samym słabsze przygotowanie.
Mimo to reprezentujący KIE usiłują przekonać wszystkich wokół o wybitnych
umiejętnościach obecnej „p.o.", czyniąc to w taki sposób i w takim
duchu, by zdyskredytować kwalifikacje „obcego". Brak wymaganej prawem
opinii kierownika urzędu o kandydacie skutecznie blokuje mianowanie na należne
mu przecież stanowisko. Brak regulacji w tym zakresie — regulacji wyjątkowo
nieskomplikowanej, po prostu terminu przedstawienia opinii — jakoś autorom
projektu nowelizacji nie spędza snu z powiek. Choć mają namacalny dowód
skutków tego braku. [ 2 ]
Przy okazji
publicznych wyjaśnień tej zwłoki w wydaniu opinii pojawił się — nie
pierwszy raz zresztą — humorystyczny dla postronnego obserwatora argument.
Mianowicie urzędnik z KIE tłumaczył tę zwłokę...przerwą wakacyjną!
Zabawna strona takiej wypowiedzi ma jednak i przygnębiającą wymowę. Używanie
tego rodzaju argumentów przez wysokiego urzędnika administracji rządowej może
wprawić w osłupienie. Świadczy też o poziomie nie tylko kwalifikacji, ale i inteligencji autora wypowiedzi. W zasadzie po tych słowach przełożony
powinien podziękować urzędnikowi za współpracę i wyekspediować za bramę
instytucji. Najlepiej do szkoły, gdzie przerwy wakacyjne istotnie bywają.
Sytuacja w KIE nie jest przypadkiem odosobnionym sposobów postępowania urzędników, gdy
wygrać konkurs na wyższe stanowisko w służbie cywilnej zdarzy się osobie
„obcej", spoza urzędu, czytaj: spoza układów.
Można też
chwytać się i innych sposobów, by zneutralizować niewygodne przepisy, lub
choćby zminimalizować skutki nieszczęścia, jakim jest przegrana faworyta.
Przegrana w pierwszym etapie, bo jeśli uda się przemknąć do następnego -
rozmów kwalifikacyjnych — choćby na czwartym miejscu, otwiera się pole do
popisu dla połowy składu zespołów konkursowych, pochodzącego z urzędu, skąd
wywodzi się „p.o.". Wyniki widać na stronie internetowej USC — 99%
obsadzonych stanowisk zajmują zwyciężający „p.o."
Jeżeli
jednak faworyt nie przejdzie tego pierwszego etapu — przechodzi czterech z najwyższą liczbą punktów — to rozmowy kwalifikacyjne tracą znaczenie,
bowiem docierają tam kandydaci „obcy". Wówczas zaczynają się dziać
dziwne rzeczy.
Konkurs na wyższe
stanowisko w innym centralnym urzędzie administracji rządowej — rozpoczęty w kwietniu tego roku — może być jednym z kolejnych przykładów ukazujących
słabość systemu. [ 3 ]
Pierwszy etap, sprawdzian wiedzy i umiejętności analitycznych, przeprowadzony
został z rygorystycznym wręcz przestrzeganiem zasad rzetelności i bezstronności.
Łącznie z czasomierzem specjalnie nastawionym, równoczesnym odwracaniem
kartek otrzymanych testów i — prawdziwy dopust boży — kodowanymi
odpowiedziami. No i przydarzyło się nieszczęście.
Spośród 10
kandydatów do dalszego etapu przeszło 4, ale pośród nich nie znalazł się
kandydat z urzędu. W tym momencie, po ogłoszeniu wyników, a jeszcze przed
dalszym etapem — wypełniania formularzy psychologicznych — ustalony
uprzednio termin rozmów kwalifikacyjnych został nagle przesunięty o dwa
tygodnie. Ponoć z powodu konieczności wyjazdu kogoś z zespołu konkursowego.
Zbieg okoliczności? Być może, choć moment powiadomienia wybrano nieco dziwny
zwłaszcza, że brak jednej osoby wcale nie musi wstrzymywać prac komisji.
Dalszy ciąg procedur postępowania coraz bardziej zdumiewał i odkrywał
kolejne dziury systemu. Po przeprowadzeniu rozmów kwalifikacyjnych całymi
tygodniami nic się nie działo. Dopiero po 6 tygodniach zapadło rozstrzygnięcie i wskazanie kandydata. Brak regulacji w zakresie terminu rozstrzygania ukazał
praktyczne skutki tej luki. Komisje mogą, zgodnie z prawem, a ściślej jego
brakiem, obradować choćby rok.
Przyczyną
przewlekłości w tym przypadku okazał się totalny opór połowy komisji. Tej
połowy, która pochodziła z instytucji. Z niezwykłą determinacją próbowano
doprowadzić do unieważnienia konkursu. Wbrew rozstrzygnięciu proponowanemu
przez drugą połowę zespołu konkursowego — z USC — o wskazaniu
najlepszego kandydata do objęcia stanowiska. Kandydata „obcego".
Brak
merytorycznych argumentów, przemawiających za unieważnieniem konkursu,
spowodował konieczność interwencji przewodniczącego zespołu konkursowego.
Skorzystał z przysługującego mu prawa dodatkowego głosu w tak patowej
sytuacji i rozstrzygnął na korzyść wskazywanego kandydata. Po upływie
terminów dla ewentualnych odwołań od wyników przez pozostałą trójkę
kandydatów, USC wysłał powiadomienie do instytucji o zakończeniu postępowania,
wyniku i — w oparciu o przepisy — obowiązku zawarcia umowy ze wskazanym kandydatem, oraz
ze zobowiązaniem urzędu do powiadomienia kandydata o trybie i terminie jej
zawarcia.
Efekt? Urząd
oniemiał. Dosłownie. Przez ponad trzy tygodnie nie zareagował w ogóle i nie
wiadomo jak długo trwałby w takim stuporze. Dopiero interwencja Szefa Służby
Cywilnej przerwała ten letargiczny sen. W niespełna dwie godziny po zwróceniu
się do USC kandydat otrzymał telefoniczne zaproszenie w celu omówienia warunków
zatrudnienia. Tu również daje o sobie znać brak regulacji w zakresie terminu
dyscyplinującego urząd. Wyjaśnieniem zwłoki, trzeba trafu, też była
przerwa wakacyjna.
Zaproponowano
podpisanie umowy na...3 miesiące! Na
stanowisku dyrektora, warto przypomnieć. Niczym na stanowisko referenta czy
magazyniera. Zaś termin podjęcia pracy odsunął się o kolejne ponad dwa
tygodnie. Z przyczyn techniczno-rozliczeniowych, jak precyzyjnie uzasadniono
kolejną zwłokę. Od momentu otrzymania przez urząd pisma o obowiązku
podpisania umowy, stanowisko — od półtora miesiąca — zajmowane jest w gruncie
rzeczy bezprawnie, pozbawiając osobę wskazaną do objęcia stanowiska należnych
jej — z mocy prawa — poborów.
Art. 48 ust.
3 — który tu zastosowano — o kontrowersjach w świetle ust. 2 tegoż artykułu
innym razem — powiada: „Z osobą nie
będącą członkiem korpusu służby cywilnej wyłonioną w drodze konkursu, o którym mowa w art. 42 ust. 2, dyrektor generalny zawiera umowę o pracę na
czas określony do 3 lat. Wcześniejsze rozwiązanie umowy o pracę może być
dokonane za dwutygodniowym wypowiedzeniem."
Literalnie
odczytywany przepis, z niewinnie wyglądającym słówkiem „do", otworzył — zdaniem urzędnika — możliwość konsekwentnego trwania w uporze i takiego działania, które jednak utrąci niechcianego „obcego". Znaleziono — w pojęciu urzędników — możliwość zminimalizowania skutków konkursowej
tragedii. Liczba mnoga wynika nie z wiedzy, lecz raczej z domysłów, ponieważ
zastępujący dyrektora generalnego ma wykształcenie politechniczne, zatem z interpretacją przepisów sam mógłby sobie nie poradzić.
Cel
zaproponowanego trzymiesięcznego terminu wydaje się być oczywisty. Przemęczyć
się z „dywersantem" możliwie krótko, w ciągu tego czasu powytykać cały
szereg „popełnionych" błędów, które nietrudno będzie w takiej sytuacji
wynaleźć i nie przedłużyć umowy. Przegrany w konkursie faworyt powróci na
stanowisko „p.o.". Co będzie dalej, o to mniejsza, ważne jest tu i teraz
oraz koleżeńskie zobowiązania. Plan prosty, by nie określić dosadniej. A systemowi służby cywilnej, USC, komisji konkursowej, zwycięzcy konkursu i wszystkim wokół pokazać gest Kozakiewicza. Również premierowi, tak
zdecydowanie ostatnio wypowiadającemu się o uczciwym państwie, jawności,
rzetelności i przejrzystości życia publicznego, walce z kumoterstwem i nepotyzmem, co mają, m.in., zapewnić przeprowadzane konkursy.
Wszystko -
rzekomo — w granicach prawa. Wszak w kodeksie pracy taka możliwość jest
zawarta. Tyle, że w przypadku przeprowadzanych konkursów na wyższe
stanowiska, pod rządami ustawy o służbie cywilnej, aktu prawnego o charakterze lex specialis w stosunku do kodeksu pracy, przepisy o okresie próbnym
niekoniecznie muszą mieć zastosowanie. I raczej nie mają. W przeciwnym razie
ustawodawca, zamiast samodzielnie regulować tę kwestię, odesłałby po prostu
do odpowiedniego ich stosowania.
Argumenty o potrzebie takiego okresu, by ocenić przydatność kandydata na to stanowisko,
zdają się być kuriozalne. Zawarta w przepisie art. 48 ust. 3 usc możliwość
dwutygodniowego wypowiedzenia umowy jest wystarczającym instrumentem prawnym,
zabezpieczającym właściwie pojmowany interes instytucji. Tyle że takie wcześniejsze
wypowiedzenie powinno być, na nieszczęście, racjonalnie uzasadnione. Nie
wystarczy samo „nie, bo nie", jak to widocznie było w przypadku nieudanej
próby unieważnienia konkursu. Funkcja tego przepisu, intencja ustawodawcy i zamierzone cele, to temat na odrębne opracowanie. Tu zaś warto tylko podkreślić,
że z całą pewnością nie został on ustanowiony po to, by dostarczać furtek
wyjścia dla innych celów, niż powody jego ustanowienia. Działania w granicach prawa w tym przypadku noszą wszelkie cechy pozorności.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 2 ] Zmiana w tym zakresie
pojawiła się w kilka dni po tym, jak niniejszy tekst dotarł do USC. [ 3 ] Konkurs
K/671/03 z kwietnia 2004 r. « Etyka zawodowa i urzędnicza (Publikacja: 13-10-2004 )
Witold FilipowiczAbsolwent Uniwersytetu Warszawskiego, magister administracji, studium podyplomowe integracji europejskiej. Wieloletni pracownik administracji rządowej szczebla centralnego, w tym na stanowiskach kierowniczych, specjalista z zakresu zamówień publicznych i funkcjonowania administracji. Autor szeregu publikacji, m.in. w "Dziś", Komentarze", "Forum Akademickie", "Obywatel" oraz na wielu serwisach internetowych publicystyki niezależnej, autor raportu "Służba cywilna III RP: zapomniany obszar", prezentowanego i opublikowanego na stronach Fundacji Batorego w Programie Przeciw Korupcji. Liczba tekstów na portalu: 21 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Przekrzywiona opaska Temidy | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3670 |
|