|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Ludzie, cytaty » Voltaire
Voltaire: bandyckie pióro najdoskonalszego wcielenia szatana [1] Autor tekstu: George F. Dillon
Jeden z najżarliwszych pamfletów antywolterowskich, jakie wyszły od człowieka
kościoła, w tym przypadku — angielskiego biskupa, jako odczyty wygłoszone w 1884 r. w Edynburgu (tekst pochodzi z książki tegoż autora pt. Masoneria
zdemaskowana, wyd. Wers, Poznań 2002, str. 27-35). Tekst posiada cenzorskie
nihil obstat i kurialne imprimatur. Pogrubienia pochodzą od
redakcji[MA] *
"(...) Bolingbroke, Shaftesbury i cała elita wśród mężów stanu i literackiej arystokracji za panowania królowej Anny (1665-1714) była niewierząca. Tindal, Collins, Wolston, Toland i Chubbs byli tak daleko posunięci w ateizacji jak później Tom Payne. Niezależnie jednak od tego jak daleko protestantyzm w Anglii i Niemczech posunął się na drodze wolnomyślicielstwa, oba te kraje miały wkrótce być prześcignięte w tym smutnym wyścigu przez katolicką i monarchistyczną Francję. Francja zawdzięcza
to złowrogie pierwszeństwo jednemu osobnikowi, który choć wspomagany na tej drodze do ruiny przez Bayle’a i dalej przez związki z angielskimi ateuszami, sam w sobie posiadał tyle wrodzonej podłości, że prześcignął ich wszystkich. Osobnikiem tym był
Voltaire.
Muszę teraz przez chwilę zająć uwagę Państwa karierą tego opuszczonego, nieszczęśliwego i niezwykłego człowieka. To za jego czasów i dzięki jego wysiłkom ateizm, którym zajmujemy się dzisiejszego wieczoru, został udoskonalony, uogólniony i zorganizowany w celu zniszczenia chrześcijaństwa, chrześcijańskiej cywilizacji i wszelkiej religii.
Był pierwszym, i nadal pozostaje największym apostołem ateizmu. Nie ma ani jednej złowieszczej zasady ateizmu, której nie byłby nauczycielem i propagatorem. Z jego pism się wywodzi i przy ich pomocy jest prowadzona wszelka intelektualna i każda inna walka z Kościołem Katolickim i misją Chrystusa, do dnia dzisiejszego, i tak będzie do końca. Nazywał się Franciszek Maria Arouet, ale z jakichś powodów, których nie udało się
ustalić, uznał za celowe nazywać siebie Voltaire. Był synem dobrych rodziców i, według urodzenia i wykształcenia, powinien był być wspaniałym katolikiem. Kształcony był przez Jezuitów, których później tak nienawidził i prześladował. Miał zostać prawnikiem i czynił dobre postępy w studiach humanistycznych.
Niestety, zepsucie wieku, w którym żył, wkrótce dopadło go, opanowało go i poniosło w nurcie, który w jego przypadku nie zakończył się jedynie
rozpustą, ale poszukiwaniem usprawiedliwienia dla swojej niewierności. Od
samego początku głupiec ten powiedział sobie w sercu „nie ma Boga", a w czasach Voltaire’a takich głupców było mnóstwo. Nigdy przedtem
zło nie rozpanoszyło się tak bardzo w krajach uważających się za chrześcijańskie.
Jeżeli w ogóle nauczano Ewangelię w owym czasie to jedynie biednych. Większość bogatych, choć na szczęście było tu sporo wyjątków, tak była unurzana w podłości, że nie wierzyła w Ewangelię ani trochę. Dwory europejskie były zepsute dogłębnie, a dwór „Najbardziej Chrześcijańskiego Króla" czyli francuski, stoczył się chyba najniżej. Dwór carycy Katarzyny w Rosji był areną bezwstydnej rozpusty. Dwór pruski Fryderyka Wielkiego był tak zepsuty, że nie sposób go opisać bez naruszania przyzwoitości i człowieczeństwa. Regent orleański i Ludwik XV uprawiali niemoralność do tego stopnia, że dwór w Wersalu stał się siedliskiem diabelskim. Grzechy monarchów były naśladowane przez arystokrację i tych wszystkich, którzy mieli nieszczęście być dopuszczeni
do dworów. Grzech był w modzie i wielu ze wszystkich klas, nie wyłączając najbiedniejszych, nurzało się w nim.
W rezultacie libertyni owego wieku nienawidzili Kościoła, który jako jedyny, w obliczu uniwersalnej nieprawości, podnosił głos w obronie czystości. Podchwytywali z radością wszelkie prądy, powstające gdziekolwiek, które by mogły zaszkodzić Kościołowi. Z bezbłędną intuicją stawali po stronie gallikanizmu i jansenizmu oraz z radością witali wszelką niewierność płynącą z Anglii czy Niemiec.
Voltaire pojawił się we Francji w tym nieszczęśliwym momencie podatności na błędne poglądy.
Dowcipny, sarkastyczny, wesoły, pełen radości życia, wkrótce znalazł dla siebie miejsce wśród
rozpustników wypełniających Paryż. Jego zachowanie się i obyczaj wyśmiewania religii i monarchii spowodowały jednak, że znalazł się w niełasce, i rząd ulokował go, w wieku 27 lat, w Bastylii. Uwolniony w roku 1727, pod warunkiem wszakże emigracji, pojechał do Anglii, gdzie ostatecznie dopracował te ateistyczne i anty-chrześcijańskie zasady, które uczyniły go przez następne pół wieku jego życia
„najdoskonalszym wcieleniem szatana, jakie świat kiedykolwiek widział", jak go określił Cretitneau
Joly. [ 1 ]
Stowarzyszenie masońskie właśnie wtedy się ukształtowało w Londynie i Voltaire, za sprawą jednego ze swoich
ateistycznych przyjaciół, przystał do jednej z lóż. W Anglii był w latach 1726-27 i 1728. Opuścił ją jako adept nie tylko ateizmu, ale i masonerii. Powrócił na kontynent z nienawiścią w sercu wobec rządu monarchistycznego, który go uwięził i zesłał na wygnanie, wobec Bastylii, w której był zamknięty, a przede wszystkim wobec Kościoła Katolickiego i jego Boskiego Założyciela. Jego ekscesy były potępiane przez Chrystusa i Jego Kościół, a więc zaprzysiągł sobie obalić jedno i drugie, i przystąpił do dzieła z zapałem i podłością podobniejszymi diabłu niż człowiekowi.
Będąc niezrównanym mistrzem francuskiej prozy oraz całkiem poprawnym rymotwórcą, jego pisma przeciwko moralności i religii znajdowały licznych czytelników wśród rozpustnej publiki owych czasów.
Doskonale operował kpiną, i używał jej, bez skrupułów i z profanacją przeciwko wszystkiemu co czyste i święte. Miał równie mało respektu dla honoru i dobra swego kraju jak i dla świętości religii.
Jego bandyckie pióro atakowało piękną pamięć o Dziewicy Orleańskiej z podobnym tupetem, z jakim rzucał obelgi na stan
duchowny. Wobec Chrystusa miał tylko jedno uczucie bezgraniczną, pogardliwą nienawiść. Jego hasłem, zawartym w końcowych wierszach wszystkich jego listów do ateistycznych przyjaciół, przez 50 lat było
ecrasons nous l’infame (zgniećmy nędznika), czyli Chrystusa i Jego sprawę. To określał
jako swoje delenda est Carthago (Kartaginę trzeba zniszczyć). I sądził, że mu się uda. Mawiał: „Zmęczony jestem twierdzeniem, że wystarczyło 12 ludzi, by ustanowić chrześcijaństwo i pragnę udowodnić, że wystarczy jeden, by je obalić". Kiedyś powiedział do niego porucznik policji, że niezależnie od tego co napisał, nie będzie w stanie zniszczyć chrześcijaństwa. „To właśnie zobaczymy" brzmiała odpowiedź. Voltaire nigdy nie zaniechał używania swego podłego hasła.
Gdy usłyszał wiadomość o kasacie zakonu Jezuitów, zawołał: „Widzicie! Jedna głowa hydry już ucięta! Podnoszę oczy do nieba i wołam zgniećmy nędznika". On sam zostawił nam wyjaśnienie dlaczego używał tych bluźnierczych słów. "Kończę wszystkie moje listy słowami
'Ecrasons l’infame, ecrasez l’infame' — zgniećmy nędznika, zgniećcie nędznika — tak jak Cato zwykł był mówić
Delenda est Carthago — Kartagina musi być zniszczona". Nawet wtedy gdy ten heretyk protestował, że dwór rzymski okazuje szacunek religii, to pisał do Damilaville: "Kochamy filozofów i błagamy ich, by wzbudzali wszelki gniew przeciwko nędznikowi. Rzućmy
się skutecznie na nędznika. Zależy mi na szerzeniu wiary w prawdę i na spodleniu nędznika,
Delenda est Carthago."
Niewątpliwie w tych zamierzeniach miał wiele determinacji, i nie pominął żadnej okazji, by je realizować. Był niesamowicie przedsiębiorczy i choć jego próżność powodowała, że kłócił się z wieloma swymi wspólnikami, to jednak całe życie miał duże grono uczniów, które wzrastało również po jego śmierci. Naszkicował dla nich cały tok postępowania przeciwko Kościołowi. Strategią jego nie było prowokowanie bezpośredniego prześladowania Kościoła, ale działanie stopniowe, co ukazuje jego korespondencja z Fryderykiem II i z innymi.
[ 2 ]"
„Był on zawsze hipokrytą jak i szkoła, którą po sobie pozostawił. Ateista do szpiku kości, potrafił, gdy to mu było potrzebne, zarówno praktykować jak i udawać gorliwość religijną. Spodziewając się pensji od króla, pisał do swego ucznia M. Argentala, który zarzucał mu hipokryzję i niekonsekwencję: "Gdybym miał tysiąc ludzi, których dobrze bym znał, wiedziałbym, co z nimi zrobić. Ale skoro ich nie posiadam, pójdę do Komunii na
Wielkanoc, a ty możesz mnie nazywać hipokrytą". I rzeczywiście po otrzymaniu pensji, Voltaire przystąpił do Komunii następnego
roku. [ 3 ]
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] za J. Cretineau-Joly, L'Eglise Romaine en face de Revolution. Ouvrnge compose sur des documents inedits et orne des portraits de Leurs Saintetes
Les Papes Pie VII et Pie IX dessines par Stalt. Paris: Henri Plon,
Libraire-editeur, Rue Garanciere, 8. — r. 1861. [ 2 ] By wykazać jak wcześnie konfederaci Voltaire’a zdecydowani byli na doprowadzenie do zubożenia Kościoła i kasaty
zakonów, zapoznać się trzeba z listami Frederyka II. Pierwszy z nich nosi datę 13 sierpnia 1775 r. Monarcha pisze w nim do starego „Patriarchy
Femey" (Voltaire mieszkał wówczas w Ferney pod Genewą, gdzie był najważniejszym obywatelem — przyp. tłum.), który domagał się sekularyzacji nadreńskich elektoratów duchownych i innych kościelnych beneficji w Niemczech: „Wszystko co piszesz o niemieckich biskupach, jest aż za
bardzo prawdziwe. Tuczą się na dziesięcinach Syonu. Ale wiesz również, że w Świętym Imperium Rzymskim, było w zwyczaju okazywanie szacunku dla praktykowanych nadużyć, dla złotego cielca i innych starożytnych nieprawości. Jeżeli chcemy ukrócić fanatyzm, nie wolno nam tykać biskupów. Ale jeżeli uda nam się zredukować mnichów, szczególnie zakony kontemplacyjne, ludzi to będzie mniej obchodzić i mniej będą podejrzewać. Pozwolą władzom
zająć się biskupami w sposób najwłaściwszy dla danego państwa. To jest jedyna droga
jaką należy iść. Skrycie i bez rozgłosu podkopać budowlę zaślepienia, to znaczy tyle, co pozwolić jej, by sama padła. Papież,
widząc sytuację w jakiej się znalazł, czuje się w obowiązku rozsyłać listy i bulle, których jego owieczki się
domagają. Władza zbudowana na zaufaniu do wiary, traci proporcjonalnie z jej zanikiem. Gdyby teraz istnieli sternicy
państw wolni od pospolitych przesadów, Ojciec Święty by zbankrutował. Niewątpliwie przyszłość będzie miała ta przewagę, że będzie można myśleć w sposób wolny". [ 3 ] W roku 1768 Voltaire napisał co następuje do Markiza de Villeville: "Nie, mój drogi Markizie, nie. Współczesny Sokrates nie wypije trucizny. Mówiąc między nami, Sokrates z Aten, był żałośnie drobiazgowy, przez co czynił sobie
tysiące wrogów oraz bohatersko, ale głupio konfrontacyjny wobec swych sędziów.
Dzisiejsi filozofowie są bardziej do rzeczy. Nie mają tej próżności, by podpisywać swoje prace. To ich niewidzialne ręce
przeszywają fanatyzm strzałami prawdy od jednego końca Europy do drugiego. Damilaville niedawno zmarł. On był autorem
Chrześcijaństwa zdemaskowanego i wielu innych prac. Nikt go nie znał." « Voltaire (Publikacja: 18-03-2005 Ostatnia zmiana: 17-10-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4019 |
|