|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu » Psychopatologia
Wprowadzenie do psychopatologii Autor tekstu: Damian Janus
Zamierzeniem moim jest rozpocząć cykl artykułów
dotyczących zjawisk psychopatologicznych. Już na wstępie nie od rzeczy będzie
szczerze wyznać przez kogo, po co, i jak zamierzenie to będzie realizowane.
Jestem psychologiem klinicznym i terapeutą, ukończyłem także studia
filozoficzne i religioznawcze. Od wielu lat obserwuję i przemyśliwuję sprawy, o których chcę tutaj pisać. W polskim piśmiennictwie niemal nie występuje sensowne ujęcie tych
zagadnień. Czytelnik już się zorientował, co wymagało tu szczerości -
przyznanie się do tego, iż twierdzę, że potrafię zrobić coś lepiej niż
rzesze psychiatrów i psychologów, a więc zaryzykowanie bycia uznanym za pyszałka
(a może nawet „mitomana", jak to się w potocznej „psychopatologii" mówi).
Ale niestety tak jest, że w Polsce mało kto opisuje głębsze rozumienie
zaburzeń psychicznych w oparciu o konkretną pracę kliniczną. Idźmy dalej.
Opis perturbacji psychicznych nie jest mówieniem o jakimś izolowanym świecie
„czubków", to w istocie opis człowieka, a psychopatologia, tak jak ją
rozumiem, jest częścią psychologii. Moim zdaniem najważniejszą częścią.
Inaczej mówiąc: rozumienie zaburzeń i problemów psychicznych najwięcej mówi
nam o osobowości, psychice, relacjach międzyludzkich, motywach człowieka itd. W ostatecznym rozrachunku idzie to wszystko ku antropologii — poznajemy człowieka w ogóle. I tak właśnie będę się starał to robić — „od szczegółu do
ogółu". Z drugiej jednak strony, niektóre zagadnienia będę zaczynał schematycznie,
aby stopniowo je pogłębiać, nie ma bowiem innego
sposobu na przedstawienie problemów tak skomplikowanych. W tym pogłębianiu i wyjaśnianiu chciałbym korzystać z sugestii czytelników, z ich pytań i wątpliwości.
Ale proszę o jedno: proszę próbować przede wszystkim starać się rozumieć i pytać, bez
przedwczesnej polemiki dla niej samej — mówię to dlatego, iż wiem, że
pewną manierą komunikacji w internecie są potyczki na słowa, gubiąc
jednocześnie głębszy sens komunikacji.
Zbliżmy się jeszcze do tego
rozumienia psychopatologii, które będę prezentował. Jest to zagadnienie na
pograniczu suchej metodologii i już konkretnej psychologii. Otóż należy
sobie uświadomić, że problemy psychiczne, a więc
„psychopatologia", są nieodłączne od naszego życia. Wyrażając to
dobitnie i lapidarnie: nie ma ludzi w pełni zdrowych psychicznie. Mówiąc
„zdrowych" mam na myśli takich, u których nie znaleźlibyśmy żadnych
konfliktów psychicznych, i „chorych" mechanizmów. Oczywiście, w języku
psychiatrii są ludzie „zdrowi psychicznie" — ci, którzy nie mają
psychozy (schizofrenii, depresji psychotycznej, paranoi itp.). Ale nam chodzi o brak jakichkolwiek zaburzeń. Takich ludzi nie ma. Jeszcze jeden wtręt odnośnie samego tekstu. Nie będę
przedstawiał nudnego podręcznikowych klasyfikacji, wprowadzających definicji
itp. A już na pewno nie na zasadzie zaczynania od tego — pewne oficjalne
stanowiska i takąż nomenklaturę będę omawiał w trakcie i jedynie w celach
„dydaktycznych", nie przywiązując do niej wielkiej wagi. Teoria zaś, z którą
będziemy tu obcować blisko, choć nie będziemy skrępowani przez jej ogólnie
obowiązującą wykładnię to szeroko rozumiana psychoanaliza (freudowska,
kleinowska, lacanowska).
Zacznijmy więc.
Tylko od czego, skoro porzuciłem utarte
akademickie sposoby rozpoczynania wykładu w rodzaju: „Już Starożytni…",
czy „Według definicji znajdującej się w…" itp. Ale właśnie ten
problem nasuwa mi pewną kwestię. W psychoterapii psychoanalitycznej terapeuta
nigdy — poza bardzo nielicznymi wyjątkami — nie zaczyna sesji, nie odzywa się
pierwszy. Bowiem to od czego nie prowokowany wypowiedzią terapeuty pacjent
rozpocznie jest bardzo ważne, może wiele o nim powiedzieć. Istnieją
pacjenci, którzy mają problemy ze spontanicznym rozpoczynaniem sesji. Pewien mój
pacjent przez dwa lata psychoterapii nie przebił się przez tę barierę. Siadał, i zatykało go. Czekał na jakąś moją zachętę, jakieś słowo. Dopiero
wtedy mówił. Co się z nim działo? Musiał wyraźnie czuć, jak ważne jest
pierwsze słowo, że ono pokazuje jego, odkrywa go. Nie był w stanie tego zrobić.
Czemu odblokowywał się, gdy ja coś powiedziałem? Bo wtedy był niejako tylko
odpowiedzią na mnie, na moje — tak to nazwijmy — pragnienie (żeby mówił,
odpowiadał, „leczył się" itd.). Ukrywał zaś swoje pragnienie. Człowiek
ten w skrajny sposób nie potrafił pokazać tego, co możemy zawrzeć w takich
słowach: "tak, to jestem ja i chcę tego a tego". Tak było, swego bowiem czasu
miał trudność nawet kupić zapałki w kiosku.… W uproszczeniu,
jego problemem było skrajne wycofanie się. Miał on zdiagnozowane zaburzenia osobowości o typie osobowości unikającej (lękliwej). Ale ta diagnoza nic nie znaczy -
to też będę chciał wam powoli pokazać: jak mało znaczą diagnozy. W tym
przypadku akurat ta etykietka najlepiej pasowała, i nic poza tym. Problem z ukazaniem swoich pragnień jest powszechnym
problemem neurotyka. Jest to niemalże sedno nerwicy. Ale jest to wręcz problem
nas wszystkich (neurotyczna struktura osobowości to według psychoanalizy struktura
„normalna", najbardziej „zdrowa" — ale o tym później). Hasło „be yourself"
wzięło się właśnie z tego. Niby każdy z nas jest sobą,
bo kimże innym miałby być, a jednocześnie zachęcamy samych siebie do „bycia
sobą". Albowiem, jest jakieś rozdarcie w naszej egzystencji — wcale nie
umiemy bezpośrednio pokazać siebie i swoich potrzeb. Iluż jest takich
„otwartych", co to wierzą, że są do bólu bezpośredni i z niczym się
nie kryją. To nie prawda — najczęściej pozują. Każdy z nas kryje się
przed drugim. Neurotyk kryje się razy trzy. Zaczęliśmy
zatem od nerwicy. Ludzie często
mówią „mam nerwicę", „przez to można się nerwicy nabawić", albo
„mam nerwice serca" itp. W tych wypowiedziach odnoszą się jednak tylko do
jednego z objawów nerwicy — owszem, powszechnego — mianowicie do nerwowości,
napięcia, lub — jak w przypadku określenia „nerwica serca" (które
zresztą już nie występuje w oficjalnej diagnostyce ICD-10 lub DSM-IV) — do
jej efektów somatycznych (kołatanie serca itp.). Nerwica zaś to problem o wiele szerszy. Powiedziałem wyżej, że psychoanaliza uznaje „strukturę"
neurotyczną za normalną. Chodzi o to — niech mi wolno będzie tak powiedzieć — że jest ona najmniejszym złem. Gorsze, czyli bardziej zaburzone, to jest
prowadzące do większych problemów w życiu i trudniejsze do terapii, są
struktury psychotyczne, perwersyjne, psychopatyczne. Struktura nerwicowa
nie musi oznaczać nerwicy w ścisłym
sensie, to tylko taka niegroźna "nerwiczka", „nerwica dnia powszedniego".
Nazwiemy ją nerwicą w sensie klinicznym dopiero wtedy, gdy będzie wyraźna,
gdy poszczególne przeżycia, zachowania, emocje, obawy, trudności przyjmą
znaczne nasilenie. Gdy nie są one jeszcze na tyle straszne, są po prostu rysem
charakteru. I tu doszliśmy do ważnej kwestii — pierwszy raz
widzimy, jak psychopatologia (a więc to, co dotyczy osób zaburzonych) wiąże
się z psychologią (a więc tym, co dotyczy ludzi „normalnych" lub każdego).
Bowiem wedle psychoanalizy (i według mnie) nie sposób opisywać osobowości
(naszego charakteru) inaczej niż w kategoriach patologii! Na to oburza się
wiele osób: „Jak to — pytają — a to, że ktoś jest np. altruistyczny,
wesoły, inteligentny, twórczy, to nie jest opis osobowości?". W porządku, możemy
nieco osłabić nasze stwierdzenie:
inteligencja i bycie twórczym nie są patologiczne i wymykają się opisowi
psychoanalitycznemu. Z altruizmem jest już gorzej — najczęściej bliżej mu
się przyglądając dostrzegamy różne rzeczy… Po pierwsze, kto nazwał tę
cechę u tego człowieka „altruizmem"? On sam? Jego „otoczenie" (czyli właściwie
kto i na jakiej podstawie?)? Nie będę w tym momencie szczegółowo rozbierał
tej sprawy, powiem tylko krótko: to, co z zewnątrz wygląda na A, od strony
motywów i popędów może być realizowaniem B. A „wesoły"? „Wesoły"
może być po prostu kimś, kto zaprzecza swojemu smutkowi, kto jest w jakimś
sensie za słaby na to, aby poczuć się smutny. Lub też ktoś, komu wydaje się,
że tylko jako „dusza towarzystwa" będzie akceptowany. Albo też ktoś, kto
„zdefiniował się" (ja idealne — będzie o tym jeszcze) jako
„towarzyski", „beztroski" itp. i kto nie wyobraża sobie, by mógł okazać
się kimś innym. Nie zniósłby tego, czułby, że… zniknął. Wszystko to są
pewne mechanizmy obronne — obrony przed niechcianymi, zbyt trudnymi emocjami i stanami. A więc, zdaniem psychoanalizy, twory zasadniczo „patologiczne".
Należy mnie dobrze zrozumieć: w jakimś stopniu dotyczy to każdego z nas. „No
dobrze, ale czy nie ma ludzi naprawdę, w zdrowy sposób, wesołych?" Roboczo
powiem tak: oczywiście są, ludzie mogą różnić się od siebie tą cechą,
ale gdyby nie wpływ mechanizmów obronnych nie różniliby się chyba aż tak
znacznie. Smutek wiązałby się z typowymi stanami, natomiast gdyby w życiu
wiodło się dobrze, byliby radośni. A jest nie do końca tak, czego skrajnym
przykładem może być stan manii — człowiek „cieszy się" niezależnie
od wszystkiego. A ten w depresji jest stale przybity. W tych stanach są to ich
„cechy charakteru".... Ostatecznie sformułujmy tezę ostrożną: nie
jest tak, że wszystkie cechy to patologia, ale od strony mechanizmów
obronnych, stłumień, wyparć, przemian impulsów w ich przeciwieństwa itd.
możemy najwięcej o osobowości powiedzieć. „To może — spyta ktoś — w ogóle tych mechanizmów nie nazywać patologicznymi, skoro są w każdym z nas?" Niby można by dojść do takiego wniosku, ale jeśli mechanizmy te są w nasilonej postaci, to tworzą typową patologię. Te same mechanizmy...
Pesymistyczne? Pamiętajmy jednak, że oznacza to także, że nawet ludzie
bardzo zaburzeni (np. schizofrenicy i inni) nie są aż tak różni od innych.
Nie są z innej gliny, chociaż ich konflikty wewnętrzne i takież deficyty mogą
być dużo większe niż u innych ludzi. W dalszych odcinkach zajmiemy się:
-
fundamentalną rolą
dzieciństwa w rozwoju psychologicznym (np. tym, co znaczy trauma wczesnodziecięca, i czy trzeba mieć „trudne dzieciństwo", żeby mieć nieszczęśliwe życie,
oraz czy „szczęśliwe dzieciństwo" aby zawsze nas od tego ratuje);
-
rolą
seksualności (np. tym, jaki jest błąd w rozumowaniu, że jeśli „stłumiona"
seksualność stoi u podłoża wielu zaburzeń, to „rozładowanie" przyniosłoby
wyleczenie);
-
rozważaniem innych zaburzeń psychicznych (zaburzenia osobowości,
psychozy, perwersje);
-
wieloma innymi sprawami.
Proszę o komentarze.
« Psychopatologia (Publikacja: 26-07-2005 )
Damian JanusAbsolwent psychologii, filozofii i religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Psycholog kliniczny. Odbył szkolenie w zakresie terapii Gestalt, psychoanalizy oraz metody ustawień systemowych. Pracuje jako coach i psychoterapeuta. Autor uznaje wartość religii w życiu człowieka oraz rolę chrześcijaństwa w rozwoju zachodniej kultury. Liczba tekstów na portalu: 9 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Popęd i symbol - słowo o perwersjach seksualnych | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4278 |
|