|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Nowe ruchy religijne
Sekta to pojęcie-maczuga Autorzy: Kamil Kaczmarek i Rafał Kotomski, Rafał Kotomski
Z Kamilem Kaczmarkiem, socjologiem z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza
rozmawia Rafał Kotomski
— Tworzy się portrety psychologiczne przestępców, a dałoby
się stworzyć portret socjologiczny sekty?
— Sekta nie jest w ogóle pojęciem używanym obecnie w socjologii. Dlatego, że jest bardzo silnie obciążone wartościująco. Używają
go dziennikarze i psychologowie, którzy stykają się z patologią czy jakimiś
ekstremami — dlatego ich obraz jest bardziej jednostronny i łatwiej im
przychodzi używanie podobnych pejoratywnych określeń. Socjologowie starają
się podejść do nich bardziej obiektywnie.
— Obiektywizacja swoją drogą, ale czy sekta nie jest
czymś złym?
— Po pierwsze dla kogo? Dla społeczeństwa czy dla jego
członków? Po drugie — kiedy i dlaczego? I kto ma to osądzać? Trudno do
jednego worka wrzucić ludzi, którzy — jak kwakrzy — byli laureatami Pokojowej
Nagrody Nobla — i niektórych satanistów, którzy składają ofiary z ludzi. To
właśnie takie pojęcie — worek, pojęcie — maczuga, które trafia w bardzo
wielu, zupełnie niezwiązanych ze sobą ludzi, krzywdząc ich. Często tworzy
się pojęcie „sekty" w oparciu o np. 5 najbardziej eksponowanych ruchów,
jakie znajdujemy na przykład w raporcie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Drastyczne przykłady pojawiają się tam z kilku ruchów, a sugeruje się, że jest ich w kraju około 300. I w związku z tym całą resztę,
krótko mówiąc, krzywdzimy...
— Jeśli sekta to pojęcie — maczuga, co Pan proponuje?
— Socjologowie zazwyczaj używają terminu nowy ruch
religijny albo nowa religia. Te pojęcia mają swoje wady, ale przynajmniej nie
są tak zabarwione negatywnie, można je doprecyzować i bezpiecznie używać.
— A zatem trudno na pewno byłoby sporządzić portret
socjologiczny, jeden dla wszystkich grup?
— Ludzie mówiąc „sekta" mają zazwyczaj na myśli
jakiś ruch, który neguje normy, jakie sami uznają. Ale systemy norm są
przecież różne, hierarchicznie uporządkowane. Mamy najmocniejszy z nich -
prawo, mamy moralność i obyczajowość. Czy sektą nazwiemy grupę, która
inaczej się ubiera i inaczej odżywia? Czy dopiero taką, która popełni
przestępstwo czy może wykroczenie? Jest cała gama zachowań, które mogą
wydawać się dewiacyjne szerokiemu ogółowi. Myślę jednak, że nie jest do
końca usprawiedliwione, by karać wszystkich po równo za to, że nie są dokładnie
tacy, jak ogół. Zwłaszcza, że system moralny czy obyczajowy naszego społeczeństwa
jest pluralistyczny.
— Dostrzega Pan jednak grupy niebezpieczne dla społeczeństwa, a jeszcze bardziej dla tych, którzy staną się ich członkami.
„Rzeczpospolita" napisała o grupie Kundaliniego — o której Pan pisze
książkę — w takim właśnie kontekście...
— W tym tekście mocno sugeruje się niebezpieczeństwo
grupy dla społeczeństwa. I tutaj widać zagrożenie związane z używaniem słowa
„sekta". Autorzy nazwali tak grupę Kundaliniego, ale dowodów, że zagraża
społeczeństwu tam nie znajdziemy. W forach internetowych pod tą publikacją
wielu ludzi z niedowierzaniem podeszło do tych opinii. Pytali: cóż właściwie
złego robili ci kundaliniści? W zasadzie jedynym zarzutem wobec nich jest
tajność organizacji. Ale ja, szczerze mówiąc, nie dziwię się nowej
religii, że chce być tajna. Bo z samego faktu, że jest nowa skazuje się na
atak i nazwanie sektą. A to nic przyjemnego.
— Ale Pańska opinia przy tekście o grupie Kundaliniego
nie miała chyba być jej obroną?
— Szczerze mówiąc, chciałem trochę wyhamować panów
dziennikarzy. Widziałem, że byli bardzo jednostronnie nastawieni. A grupa
Kundaliniego ma też pewne pozytywne karty w swojej historii.
— Jakie są poznańskie konotacje Kundaliniego czyli
Romualda Danilewicza i jego wyznawców?
— Był pewien okres działalności, kiedy Kundalini krążył w okolicach Poznania, pojawiał się wśród poznańskich ruchów, bywał na
imprezach. Pierwsze jego publiczne wystąpienie, około 1978 roku, miało
miejsce na zjeździe różdżkarzy właśnie w Poznaniu. W latach dziewięćdziesiątych
działali już głównie w Warszawie. Teraz nie mam żadnych świeżych
informacji, a z takimi grupami jesteśmy właściwie skazani tylko na relacje byłych
członków, bo aktualni są bardzo nieufni.
— Czy Kundalini został „odkryty dla świata"
dopiero niedawno?
— Grupa była już wcześniej znana. W latach 80. w środowiskach ezoterycznych, alternatywnych, powszechnie dyskutowano o tych
ludziach, ukazywały się artykuły prasowe na ten temat. Dopiero w latach 90. zostali zapomniani.
— Nigdy nie kusiło Pana, żeby wejść do środka takiej
grupy?
— Oczywiście, to stosowana metoda. W tych grupach jest
to o tyle trudne, że występuje bardzo osobista relacja i trzeba być niezłym
aktorem, żeby cały czas udawać. Pomijając, że to dwuznaczne moralnie i ludzi się okłamuje. Na razie jestem młodym badaczem i dotąd nie miałem
takich pokus. Może w przyszłości...
— Czyli wprost — Kundalini i jego następcy są czy nie są
groźni?
— Byłoby bardzo źle z naszym państwem, gdyby jedna
pani — bohaterka tych artykułów [od red. — Małgorzata Pawlisz] — znająca
paru polityków, była dla niego już zagrożeniem. Żeby mieć wpływ na państwo
nie wystarczy kogoś znać, trzeba mieć jakieś dźwignie, środki nacisku, władzę,
pieniądze. W tekście mowa o tysiącach złotych, ale czym to jest w porównaniu
np. z 17 milionami dolarów Rywina? Tak że krótko mówiąc, „znaj
proporcjum, mocium panie". Nie wystarczy sama etykieta sekty. Trzeba
poszukać głębiej...
— A pranie mózgu, oddawanie majątku w posiadanie grupy,
rezygnacja z własnej osobowości — to jeszcze mało?
— Wszystko zależy od punktu widzenia. Bo z drugiej
strony powszechnie w społeczeństwie chwali się poświęcenie interesu
indywidualnego na rzecz dobra wspólnego. To jakaś wartość — altruizm, brak
egoizmu. Znów trudno wszystko wrzucać do jednego worka. Są grupy jawnie, z premedytacją antyspołeczne i takie, które mają własne wizje społeczeństwa, a nawet wręcz prospołeczne. Dla pewnych ludzi grupa może być niebezpieczna,
ale dla innych pożyteczna. Socjologia nie zna dogmatu, że wszyscy ludzie są równi.
To absurd — wszyscy są różni i mają różne potrzeby. Powiem rzecz
kontrowersyjną, ale myślę, że jest grupa ludzi, dla których zniewolenie
jest rzeczą potrzebną. Arystoteles pisał, że niektórzy ludzie mają duszę
niewolnika. Czyli sami nie potrafią sobie poradzić ze swoim życiem. Każdy
pracownik socjalny potrafi podać dziesiątki takich przypadków osób
nieporadnych życiowo. Dla nich może jest lepiej, jeśli ktoś ma nad nimi władzę i nimi kieruje. Wracając do kundalinistów, to deklarowali pracę na rzecz całego
społeczeństwa, nie tylko własnej społeczności. Zaczynali od leczenia
narkomanów, później organizowali imprezy dla niepełnosprawnych. Nie słyszałem,
by wśród niepełnosprawnych werbowali kogokolwiek — zatem to nie były tylko
działania maskujące. Działali na rzecz ekologicznego trybu życia, ostatnio
dialogu międzyreligijnego. Czy to są cele antyspołeczne?
— Ale zdarzały się też poważne przestępstwa w nieformalnych ruchach. Zapewne o wielu nigdy się w ogóle nie dowiemy...
— Autorzy owego raportu MSWiA sięgnęli do informacji we
wszystkich zainteresowanych resortach i służbach państwowych. Udało im się
powiązać z „sektami" raptem 4 przypadki przestępstw przeciwko zdrowiu i życiu na przestrzeni lat 1992-1998, podczas gdy każdego dnia na naszych
drogach ginie 15 osób. Nie wiadomo, czy sprawy te zakończyły się skazaniem
kogokolwiek. W sumie przestępstw kryminalnych naliczono w tym okresie 49. Do końca
nie wiemy, czy były to przestępstwa popełnione przez członków „sekt",
czy przestępstwa do których „sekty" motywowały, a to ważne rozróżnienie.
Pewne sformułowania sugerują, że mogło to być najszersze możliwe ujęcie — czyli obie te kategorie. Tylko, że w takim wypadku największą sektą w Polsce jest Kościół katolicki, bo zdecydowana większość przestępstw w Polsce jest popełniana przez jego wyrodnych członków — to oczywiście podejście
absurdalne. Z drugiej strony angażowanie się w nowe ruchy religijne z pewnością
wiąże się z ryzykiem, jak całe nasze życie, choć najchętniej porównałbym
to do małżeństwa: jest to często związek na całe życie, który może kogoś
uszczęśliwić, albo unieszczęśliwić. I oczywiście, jest to sprawa dla
dorosłych. Jedyny zarzut, który można by na poważnie postawić np.
kundalinistom jest traktowanie dzieci, choć trzeba by udowodnić, że wynika to z nauczania grupy. Nikt nie zrzuca winy na wszystkich wiernych diecezji poznańskiej
za to, co ponoć swego czasu robił ich arcybiskup. Wiele zagrożeń związanych z nowymi religiami wiąże się z tym, że ich przywódcy są obdarzani często
sporą władzą. Mogą tej władzy użyć dla dobra swych wyznawców, ale niektórzy
ulegają pokusie, aby władzę tę przełożyć na coś bardziej konkretnego -
pieniądze, albo wpływ polityczny, częściej korzyści seksualne. Gdy robią
to kosztem ludzi, którzy im zaufali, grupa ta faktycznie staje się toksyczną
sektą.
— Sądzi Pan, że nowe religie, nieformalne grupy, czy
wreszcie „sekty" — używając pojęcia — worka — społeczeństwo może
oswoić, zaakceptować? Czy powinno je zwalczać?
— Po pierwsze społeczeństwo musi się z nimi samo oswoić.
Byłoby dziwne, gdybyśmy we wszystkich sferach życia zachęcali ludzi do
„brania spraw we własne ręce" a w tej jednej, dla wielu ludzi najważniejszej,
im tego zabraniali. Po drugie społeczeństwo musi zachowywać się względem
nich mądrze. Zwalczać konkretne szkodliwe ruchy, a nie „sekty jako takie".
Urządzać polowania z nagonką na niedźwiedzia, a nie na wszystko co się
rusza w lesie — a tak to niestety czasami wygląda. Po trzecie, trzeba pamiętać,
że to, czy dana grupa stanie się sektą zależy nie tylko od ich członków
czy przywódców, ale również od społeczeństwa. Gdy nikomu nie wadząca
grupa jest z góry atakowana przez silniejsze społeczeństwo czy kościół
jako sekta, to nic dziwnego, że nabiera ona złego przekonania o otaczającym ją
świecie, a ostatecznie izoluje się, zasklepia w sobie, stając się
siedliskiem patologii.
*
Wywiad ukazał się w czasopiśmie "Tygodnik nr 1", nr
2/158, 8.7.2005.
« Nowe ruchy religijne (Publikacja: 26-07-2005 )
Kamil Kaczmarek Ur. 1973, adiunkt w Zakładzie Socjologii Teoretycznej i Klasycznej Instytutu Socjologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza, specjalizuje się w prasocjologii, socjologii klasycznej, socjologii religii, socjologii teoretycznej, autor: "Prasocjologia św. Tomasza z Akwinu", "Socjologia a religie". Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Sekty jako problem socjotechniczny |
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4279 |
|