Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.417.713 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 697 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Ludzie, zauważyłem, lubią takie myśli które nie zmuszają do myślenia."
 Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu » Psychopatologia

Dzieciństwo - tam zaczyna się problem [2]
Autor tekstu:

- Córka nie będzie mogła tworzyć czasowych sojuszy z ojcem, które dałyby jej momenty „odpoczynku" od matki. Jeśli do tego matka — a zdarza się to nierzadko — będzie np. stale mówiła córce, jak „bardzo się dla niej poświęciła" samotnie ją wychowując, córka przeżyje klasyczny konflikt psychiczny (oczywiście częściowo nieświadomy). Konflikt stworzą sprzeczne, a niemożliwe ani do wyrażenia, ani do wyrzucenia z siebie emocje i myśli. Jakie? Przesadne poczucie lojalności w stosunku do matki (wszak to tylko jej „zawdzięcza życie") oraz poczucie winy z powodu tego, że matka tak się „poświęciła", a z drugiej strony — nienawiść do matki, spowodowana poczuciem uwiązania do niej, brakiem samostanowienia. Córka będzie w psychologicznie patowej sytuacji, gdyż każdy bunt, każda próba wyrażenia negatywnych emocji będzie przesz nią przeżywana jako zagrożenie utratą najbliższej osoby.

- Dziecko nie będzie mogło obserwować i doświadczać relacji pomiędzy dwojgiem ludzi, z której samo jest wykluczone (relacja matki i ojca, jako mężczyzny i kobiety). Bycie w takiej relacji jest początkowo dla dziecka bolesne, gdyż konfrontowane jest z tym, że nie jest „pępkiem świata" (początkowe złudzenie każdego dziecka), oraz że matka nie jest tylko dla niego. Ta bolesna nauka stanowi podstawowy krok ku realnemu światu i radzeniu sobie w samodzielnym życiu. Gdy zabraknie takiej sytuacji, gdy dziecko zawsze widzi, że matka jest tylko dla niego, to w dorosłym życiu będzie kultywowało fantazję, że jest kimś szczególnym, lub będzie się wiecznie czuło oszukane, porzucone, samotne i niesamodzielne.

A co wtedy, gdy matka ma trochę większe problemy ze sobą? Wówczas jest jeszcze gorzej. Jeśli dziecko posiada kontakt z obojgiem rodziców, uzyskuje swoistą przestrzeń dla własnego rozwoju — nie musi wzorować się tylko na jednym rodzicu, lecz może stworzyć „wypadkową". Nawet jeśli obydwoje rodzice mają jakieś problemy, ta wypadkowa może dać mu w miarę poprawny rozwój. Jeśli jednak jest skazane na jednego rodzica, będzie chłonęło wszystko jak gąbka, ze szkodą dla własnej indywidualności i rozwoju.

Pamiętajmy, że nasi rodzice na ogół mieli problemy ze swoimi rodzicami, ci z kolei ze swoimi, itd. Problemy i urazy są przenoszone na kolejne pokolenia. Niejednokrotnie ludzie postanawiają jednak, że swoje dzieci będą wychowywać zupełnie inaczej, niż sami byli wychowywani, postanawiają, że ich dzieciom będzie lepiej. Jednak w większości przypadków postanowienie to będzie trudne do realizacji, gdyż jesteśmy zdeterminowani tym, co sami przeżyliśmy, własną historią i trudno nam wyrwać się z tego kręgu. Oczywiście ludziom często wydaje się, że ich dzieci „mają się zupełnie inaczej", podczas, gdy w rzeczywistości to, co otrzymują w przekazie rodzicielskim jest bardzo podobne do tego, co ukształtowało rodziców. Dlaczego tak się dzieje? Z dwóch przyczyn:

- po pierwsze to, co zapisało się w nas jako urazowe i bolesne, a także to, co jest w nas niepoukładane, niedokończone, ułomne, a więc te sfery, które pozostały nam po trudnych sytuacjach naszego dzieciństwa — to wszystko będzie dążyło do ekspresji, do wyrażenia się na zewnątrz, innymi słowy będzie próbowało z nas wyleźć, a najlepszym sposobem opuszczenia naszego wnętrza, będzie scedowanie tego na dzieci;

- po drugie, dzieci przejmują od rodziców przede wszystkim to, co ci na prawdę w sobie noszą, to znaczy to, co tworzy zręb osobowości rodziców, a nie to, co rodzice jedynie werbalnie przekazują (dlatego nieraz dziwimy się, jak to możliwe, że w rodzinie wyznającej tak szczytne ideały wychowała się tak spaczona osoba — prawdopodobnie głęboko w sobie rodzice nie byli wcale tak poukładani, jak na zewnątrz, i dziecko właśnie to odebrało i przyswoiło sobie)

Mówi się, że „bici będą bili" itp. — mając na myśli, że człowiek będzie robił to, czego doświadczył na sobie w dzieciństwie. Jest to prawda i nieprawda. Może równie częste jest, że osoby, które miały straszne dzieciństwo próbują swojemu dziecku zapewnić coś o 180 stopni przeciwnego. Rodzic stale ucieka od czegoś, co sam przeżył. Np. matka, którą niewiele się w dzieciństwie interesowano, może stale drżeć o swoje dziecko. Tak bardzo, że zablokuje mu realizację większości jego potrzeb (np. zabawy na zjeżdżalni, wyjazdy, spotkania z kolegami). W ten sposób jej trudne dzieciństwo i tak stale wisi dzieckiem, i tak czy inaczej zostaje mu przekazane.

Chyba wszystkim znane jest pojecie „nadopiekuńczość". Prawdopodobnie jednak nie wszyscy wiedzą, jak bardzo jest to rzecz szkodliwa. Niejednokrotnie, gdy rozmawiałem z matkami pacjentów mówiły mi one: „byłam zawsze taka nadopiekuńcza, teraz wiem, że to było złe…" itp. Takie słowa robią wrażenie, że matka widzi swój błąd, jednak w przypadkach, z którymi miałem do czynienia dało się spostrzec, że w istocie tylko pozornie czuje się winna. W rzeczywistości matki te były wręcz dumne ze swojej postawy. Tak jakby mówiły: „Byłam zawsze matką do kwadratu, supermatką, rozumie pan?". W czym tkwi zło nadopiekuńczości? Nie jest ona wcale nadmiarem miłości, a co najwyżej nieumiejętnością prawdziwego kochania, oraz radzeniem sobie z własnymi problemami kosztem dziecka. A do tego w sposób zakamuflowany. Na czym polega nadopiekuńczość? Jest to robienie wszystkiego dla dziecka „z góry", a więc realizowanie jego „potrzeb" bez rozmowy z nim o tych potrzebach i bez dowiedzenia się, jakie one w rzeczywistości są. Jest to „znanie" dziecka, jakie jest, czego chce, i co „jest dla niego dobre", niezależnie od tego, co pokazuje samo dziecko. Jest to też wyręczanie dziecka we wszystkim bez brania pod uwagę tego, że kiedyś będzie ono dorosłe i będzie musiało radzić sobie samo. Podsumowując, nadopiekuńczość to rodzaj niedostrzegania dziecka, deptania jego indywidualności i nie liczenia się z wymaganiami rozwoju (brak uczenia dziecka samodzielności). Z czego wynika nadopiekuńczość? Najczęściej dotyczy ona matek i jest wynikiem ich własnych problemów emocjonalnych. Są to kobiety, które bardzo boją się separacji z dzieckiem (być może we własnym dzieciństwie doznały wcześnie jakiejś bolesnej separacji), nie wyobrażają sobie życia bez niego. Jest im ono tak bardzo potrzebne, że zapominają o znanej prawdzie, iż „dzieci są dla świata, a nie dla rodziców".

Ostatnio popularny jest temat seksualnego nadużywania dzieci przez rodziców. W tym kontekście mówi się głównie o molestowaniu córek przez ojców. Jednak nadużywanie dzieci wcale nie musi dotyczyć ojca, oraz nie musi przybierać form jawnego seksualizmu. Może ono dotyczyć zarówno matek, jak i ojców i być bardziej zakamuflowane. Generalnie chodzi tu o drugą stronę wspomnianego kompleksu Edypa. Kompleks Edypa polega na tym, że kilkuletnie dziecko kieruje swoje uczucia do rodzica płci przeciwnej, jednocześnie drugiego traktując jako swojego rywala. Najjaskrawiej widać go u chłopców — nieraz mówią oni nawet, że „ożenią się z mamusią i będą mieli z nią dzieci". Drugą stroną tej sytuacji jest to, że rodzic zaczyna swoje impulsy erotyczne lokować w dziecku: matka widzi „swojego małego mężczyznę", ojciec „swoją księżniczkę" itp. Jest to sytuacja normalna, zależy tylko na ile nasilona i trwała. Jeśli jest silna, jeśli np. „mały mężczyzna" jest wspanialszy dla matki od jej partnera, a „ksieżniczka" staje się w fantazji ojca jego partnerką, sytuacja jest gorsza. Zaczyna się seksualizowanie relacji z dzieckiem. I nie musi wcale dochodzić do fizycznego obłapiania. Wystarczą słowa, gesty, stosunek emocjonalny, rozmowy. Dziecku taka sytuacja niejednokrotnie odpowiada, czuje się ono wyróżnione. Jednak jest ona wysoce niekorzystna dla jego rozwoju. W skrajnych przypadkach z dziewczynki tworzy się histeryczka, czyli kobieta, która sama seksualizuje każdą relację (nawet jak kupuje znaczek na poczcie, to „puszcza oczko", wzdycha itp.), a z mężczyzny osoba perwersyjna, mamisynek lub osoba z tzw. osobowością falliczno-narcystyczną, czyli człowiek, który jedyny cel swojego życia widzi w demonstrowaniu swojej męskiej seksualności i kolejnych podbojach erotycznych.

1 2 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Czego nie powie ci psychiatra - rzecz o psychozach
Popęd i symbol - słowo o perwersjach seksualnych

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (14)..   


« Psychopatologia   (Publikacja: 08-09-2005 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Damian Janus
Absolwent psychologii, filozofii i religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Psycholog kliniczny. Odbył szkolenie w zakresie terapii Gestalt, psychoanalizy oraz metody ustawień systemowych. Pracuje jako coach i psychoterapeuta. Autor uznaje wartość religii w życiu człowieka oraz rolę chrześcijaństwa w rozwoju zachodniej kultury.

 Liczba tekstów na portalu: 9  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Popęd i symbol - słowo o perwersjach seksualnych
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4348 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365