|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Równość według Radziszewskiej Autor tekstu: Joanna Darkiewicz
Demokracja od zarania była swoistym „targowiskiem" polityków licytujących się,
kto lepiej (czyt. skuteczniej) sprzeda swoją ofertę ludowi, a później będzie
mógł — już niekoniecznie po myśli tego ludu — sprawować władzę. Współcześnie
metody socjotechniczne przybierają coraz bardziej zakamuflowane i wyrafinowane
formy, co z kolei powinno budzić wzmożoną czujność ze strony poddawanych im
wyborców. Czy tak się jednak dzieje? Czy w epoce wszechobecnej reklamy i konsumpcji nie stajemy się obojętni, a wręcz bezkrytyczni wobec docierających do
nas przekazów? W trakcie minionej właśnie kampanii wyborczej moją uwagę szczególnie zwróciła
seria charakterystycznych spotów, wyemitowanych na zlecenie rządu na antenie
stacji TVN. Oto na planie pojawia się migawka twarzy osób wyraźnie różniących
się między sobą — przynależących do wielu grup społecznych, wiekowych,
etnicznych czy rasowych. Następnie występuje znana ze świata mediów osoba
publiczna (Michał Piróg, Maria Niklińska, Izabela Siemaszko czy Krystyna
Markowska) i na rozświetlającym ją tle aureoli wygłasza hasło: „Jesteśmy różni,
jesteśmy równi". Spot kończy wystąpienie minister ds. równości Radziszewskiej,
również z aureolą za plecami, ze słowami: „Głosuj na różnorodność!". Obok niej
na ekranie pojawia się znaczek symbolizujący oddanie głosu na karcie wyborczej -
kolorystycznie i graficznie przypominający logo Platformy Obywatelskiej (!) oraz
dwa napisy niepozostawiające złudzeń, co do zleceniodawcy i sponsora omawianego
spotu: „wybory samorządowe 2010" i „Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Równego
Traktowania". [ 1 ]
Spot ten można by uznać za świetną promocję społeczeństwa wielokulturowego i uczestniczącego, gdyby nie to, że w większym stopniu przysłużył się on
autopromocji wymienionych powyżej „gwiazd" i „gwiazdeczek" (związanych zresztą
ze stacją TVN), jak również samej pani minister. Byłby znacznie bardziej
wiarygodny, gdyby zamiast autopromujących się w nim osób z pogranicza świata
showbiznesu i polityki — przedstawiał zwykłych, nieznanych szerszej publice,
ludzi. Trudno również, aby konsternacji nie wzbudziło — podsumowujące ten spot -
nawoływanie do równości i różnorodności przez minister Radziszewską. Tak, przez
tę samą minister, która odkąd objęła swój urząd jest powszechnie krytykowana za
brak realnej aktywności na polu walki z dyskryminacją...
Należy przypomnieć, że pod jej kierownictwem, w październiku br. Sejm
przegłosował tzw. ustawę równościową, która miała za zadanie dostosowanie
polskiego prawodawstwa do unijnych dyrektyw antydyskryminacyjnych. Pierwsze
projekty takiej ustawy pojawiały się w Polsce już w latach 90. Po akcesji do
Unii Europejskiej pracami nad nią kierowały pełnomocniczki kolejnych rządów ds.
równego traktowania (Izabela Jaruga-Nowacka, Magdalena Środa i Joanna
Kluzik-Rostkowska), jednak — głównie ze względu na naciski Kościoła, a w tym
Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu — ich projekty trafiały do przysłowiowej
szuflady. Dopiero groźba procesu przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości w Luksemburgu i wysokich kar pieniężnych ze strony Komisji Europejskiej, skłoniły
rząd do przyśpieszenia prac nad ustawą. Ostatecznie okazało się jednak, że
uchwalono ją wyłącznie „pro forma" (w celu uniknięcia unijnych kar) i, że w niczym nie dorównuje analogicznym aktom prawnym z innych państw Wspólnoty. Nie
zawiera szczegółowych obostrzeń dotyczących dyskryminacji m.in. na tle płci,
wieku, wyznania, niepełnosprawności czy orientacji seksualnej, nie dając
odpowiednich instrumentów prawnych zagrożonym wykluczeniem obywatelom/-kom.
Przez ekspertów prawa antydyskryminacyjnego ustawa w wersji minister
Radziszewskiej została oceniona jako znacznie bardziej okrojona i zachowawcza,
niż ta w wersji zgłoszonej wcześniej przez rząd PiS-LPR-Samoobrony
(zaprojektowanej przez minister Kluzik-Rostkowską). Doczekała się tyleż
żartobliwego, co i adekwatnego przydomka „ustawy ogryzkowej". Oczywiście -
jeszcze przed jej uchwaleniem — musiała przejść przez obrady Episkopatu, bez
którego wiążącej opinii nie można w Polsce przyjąć żadnego nowego prawa. Z błogosławieństwem biskupów stanie się niebawem, najprawdopodobniej, elementem
obowiązującego porządku prawnego.
Poza tym minister Radziszewska zasłynęła dalece niedyplomatycznymi wypowiedziami
na temat ochrony prawnej osób LGBTQ. Początkowo, w wywiadzie dla
zaprzyjaźnionego „Gościa Niedzielnego" stwierdziła, że wyznaniowa szkoła
katolicka ma prawo odmówić zatrudnienia lesbijce z powodu jej orientacji
seksualnej, która z kolei — w opinii Radziszewskiej — nie ma prawa złożyć w takiej sprawie pozwu, później na antenie (nieodmiennie) TVN wytykała swojemu
adwersarzowi orientację homoseksualną. Jej wypowiedź była o tyle zaskakująca, że
dyrektywy unijne zapewniają organizacjom religijnym wyjątek dotyczący
niezatrudniania pracownika/-czki jedynie na tle odmiennej religii /
światopoglądu, co zaś nie musi być cechą skorelowaną z seksualnością
(interpretację taką potwierdziła później unijna komisarz ds. sprawiedliwości
Viviene Reding). Poza tym dyskryminacji przy zatrudnianiu zakazuje polski Kodeks
Pracy, o czym również zdawała się nie pamiętać pani minister. Niefrasobliwie
jednak trzymała się raz wypowiedzianych słów, uznając samą siebie za ostateczną
wykładnię prawa… Taką wypowiedź można by „puścić mimo uszu", gdyby nie to, że
padła z ust przedstawicielki rządu, która ma przecież zajmować się
przeciwdziałaniem dyskryminacji — dając tym samym sygnał przyzwolenia władz na
nierówne traktowanie obywateli/-ek.
To nie jedyne zarzuty wobec minister Radziszewskiej. Sprawując swoją funkcję od
2008 r., podejmowała bardzo nieliczne, żeby nie powiedzieć prowizoryczne,
działania na rzecz zwalczania dyskryminacji w różnych sferach życia publicznego i społecznego. Nie zajęła się np. sprawą kompleksowego dostosowania obiektów
użyteczności publicznej czy lokali i kart wyborczych do potrzeb osób
niepełnosprawnych, a w tym niewidomych, co stawia Polskę na „szarym końcu"
państw europejskich. Nie zawalczyła o przyjęcie przez Polskę: Karty Praw
Podstawowych w pełnej treści (bez tzw. PO-PiSowego
„protokołu brytyjskiego", wyłączającego wiele gwarancji
prawno-człowieczych, pracowniczych i socjalnych) czy konwencji ONZ o prawach
osób niepełnosprawnych. Minister Radziszewska wiernie realizowała formułę rządu
Tuska głoszącą, że „naszego państwa na to nie stać". Przyczyniła się jedynie do
zakonserwowania stanu, w którym Polska — za przyzwoleniem władz — pozostaje
państwem „równych" i „równiejszych".
I tak oto, w trakcie kampanii wyborczej, na ekranie TVN widzimy nowoczesną i prospołeczną minister Radziszewską, obok Michała Piróga (znanego z poparcia dla
praw LGBTQ, który jeszcze nie tak dawno apelował o jej zdymisjonowanie) czy
Izabeli Siemaszko (znanej z poparcia dla praw osób niepełnosprawnych), z hasłami o „równości i różnorodności"… Pani minister jawi się w nim jako sojuszniczka
mniejszości, nie zaś konserwatorka — jednego z najbardziej wykluczających w Europie — porządków prawno-społecznych, a reprezentowana przez nią Platforma
jako partia obywatelska, nie zaś kościelno-biznesowa...
Wobec tego trudno nie postawić pytania, czy współczesna polityka musi opierać
się na tak rażąco rozbieżnych działaniach i chwytach marketingowych? Ile
kosztowała produkcja tego bardziej autopromocyjnego, niż prospołecznego spotu i jakie gaże pobrały — podobno tak mocno zaangażowane w obronę mniejszości -
występujące w nim osoby? Czy nie należałoby tego potraktować, jako elementu
kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej za pieniądze rządowe (zgodnie z prawem tę mogą finansować jedynie komitety wyborcze)? Czy emisja spotu jeszcze w trakcie ciszy wyborczej nie stanowiła jej naruszenia? Wyobraźmy sobie sytuację, w której w omawianym spocie pojawiłby się np. zwierzchnik minister
Radziszewskiej — premier Tusk ze słowami: „głosuj na normalność!". Czy wtedy
również wszyscy przeszliby nad tym do porządku dziennego? Czy tak „niskie
zagrania" są już po prostu stałą i powszechnie akceptowaną praktyką w polskiej
polityce i mediach?
Czy wreszcie w epoce mediokracji jako wyborcy zgadzamy się na politykę, w której
kampania wyborcza jest odwrotnością działań podejmowanych przez polityków u władzy? Homo-niechętna i lekceważąca prawa mniejszości minister Radziszewska w telewizyjnym spocie chwaląca „równość i różnorodność", podnoszący podatek VAT
premier Tusk na bilboardach krzyczący „by żyło się lepiej — wszystkim!", czy
głosujący za obcięciem emerytur pomostowych Olejniczak i Napieralski, rozdający
później w błysku fleszy jabłka pracownikom największych fabryk… Czy naprawdę
tak właśnie musi wyglądać polska polityka?
Przypisy: « Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 24-11-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 46 |
|