|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Ludzie, cytaty Patrzę na świat z kobiecej perspektywy. Rozmowa z Hanną Samson Autor tekstu: Katarzyna Bocheńska
K. Bocheńska: W swojej książce „Wojna żeńsko-męska i przeciwko światu" pisze Pani już prawie na wstępie: „Codziennie chodzę
do pobliskiej księgarni sprawdzić, jak idzie moja książka. Pisałam ją
cztery lata. Kiedy inni się bawili, oglądali telewizję, jeździli na wakacje,
ja pisałam. Wiedziałam po co. Ta książka miała odmienić moje życie".
Gdyby potraktować te słowa jako autorskie porte parole, to muszę
zapytać: która z Pani książek odmieniła Pani życie?
Hanna Samson
zadebiutowała w 1996 roku głośną powieścią Zimno mi, mamo. Napisała
także Pułapkę na motyle (2000 r.), 7 opowiadań o miłości i jedno
inne (2001 r.) oraz powieść Miłość i reaktywacja oraz „Wojnę żeńsko-męską i przeciwko światu". Jest psychologiem, dziennikarką, redaktorką. Przez
ostatnie lata prowadziła dział psychologii w „Twoim Stylu". Hanna Samson to dziennikarka na cały etat, psycholog na pół i pisarka na godziny.
Hanna Samson: Za każdym razem,
kiedy piszę książkę, wierzę, że to ja odmienię świat. To trochę żart,
bo już wiem, że świat jest dosyć odporny na moje pisanie i nie bardzo skory
do zmian. A wracając do pani pytania. „Wojna żeńsko-męska i przeciwko światu"
ma chyba szansę jakoś wpłynąć na moje życie. Marek Piwowski chciał kręcić
film na jej podstawie, Adam Hanuszkiewicz zrobić spektakl teatralny. Obaj
bardzo się zapalili, na razie nic z tego nie wyszło, ale może kiedyś, jak
nie oni, to ktoś inny, zwłaszcza że „Wojna żeńsko-męska" jest tłumaczona
na kilka języków. Przyznam, że jestem ciekawa odbioru „Wojny żeńsko — męskiej…"
przez czytelników krajów bardziej konsumpcyjnych i nastawionych na komercję
niż Polska. A tym bardziej byłoby wyzwaniem wystawić ją w teatrze, w którym
prowokacja obyczajowa i mentalna potrafi rozpętać piekło...
Wierzę, że „Wojna żeńsko-męska" na scenie może
być świetną zabawą. Oczywiście nie dla wszystkich, ale w końcu nie wszyscy
muszą iść do teatru. Hanna Samson — psycholog, dziennikarka… teraz kiedy mija dekada od
Pani debiutu, rozumiem, że myśli Pani już o sobie jako pisarce.
O tak, jestem pewna, że urodziłam
się po to, żeby pisać. Ale świat niestety o tym nie wie, więc dobrze, że
mam jeszcze inne zawody. Dzięki temu mam większe szanse, żeby zarobić na życie. Grażyna Plebanek kiedyś orzekła, że jedną z bardziej deprymujących
myśli jest świadomość, że ludzie przychodzący na promocje jej książek
wcale ich nie znają. Proszą np. „Niech Pani powie o czym jest najnowsza Pani
książka." Jak wyglądają Pani spotkania z Czytelnikami?
Lubię spotkania z Czytelnikami.
Na każdym są osoby, które naprawdę chcą porozmawiać o moich książkach.
Czasem przyjeżdżają z daleka. To, co piszę, budzi emocje, i ludzie chcą mi o tym powiedzieć. Stąd wiem, że to, co robię, nie tylko dla mnie ma sens. To
ważne. Pisarze często w wywiadach utyskują na taki moment w twórczości,
kiedy popularność utrudnia im pisanie w sposób pozbawiony podchlebiania się
odbiorcy. Czy w tworzeniu selekcjonuje pani tematy tak, aby były atrakcyjne dla
pani czy dla czytelnika?
Prawdę mówiąc, nie wybieram tematów. Piszę o tym, co dla mnie ważne w tym momencie życia, w mniej lub bardziej zakamuflowany sposób dotykam spraw,
które uważam za istotne.
Z tego co pani mówi wyłania się taki obraz pisarki, która ma
poczucie posłannictwa ?
Nie nazwałabym tego posłannictwem. Po prostu zaangażowaniem.
Nie jest mi obojętne, jaki jest świat, w którym żyję. Ani jaka ja jestem.
To z tego płynie moja chęć i potrzeba pisania. I mam nadzieję, że nigdy nie
będzie mi wszystko jedno. W pani twórczości pojawia się wiele kobiet, by nie
powiedzieć same kobiety. Mężczyźni mimo pozornej swojej przewagi (płeć)
wydają się w pani książkach zdecydowanie mniej agresywni w życiu od kobiet, mniej zabiegają o sukces, a jednak dostając to,
czego chcą, bez większego wysiłku, wystarczy, że pstrykną palcami...
W moich książkach pojawiają się mężczyźni, ale faktem jest, że
zdecydowanie bardziej zajmują mnie kobiety. Różne kobiety. Rozumiem, że mówiąc o tym, że moje bohaterki są bardziej agresywne od mężczyzn, bardziej
zabiegają o sukces, ma pani na myśli tak naprawdę tylko Barbarę Patrycką,
bohaterkę „Wojny żeńsko-męskiej i przeciwko światu"? Inne moje
bohaterki zdecydowanie gorzej radzą sobie z życiem. Albo to nie sukces jest
tym, co je kręci. Patrzę na świat z kobiecej perspektywy i to staram się
przekazać. Piszę o uczuciach, na które nie ma dużo miejsca w męskiej
prozie, piszę o kobiecym sposobie przeżywania świata. Moje bohaterki powoli
dojrzewają do tego, żeby mówić własnym głosem, żeby poczuć się pełnoprawnie
na świecie. Nie myślę, żeby każdy konkretny mężczyzna był w lepszej
sytuacji niż kobieta, ale faktem jest, że mężczyznom dużo łatwiej jest
poczuć, że świat do nich należy. Dla kobiet, po wiekach patriarchatu, to ciężka
praca. Razem z moimi bohaterkami próbuję przejść tę drogę.
Mówi pani „piszę o kobiecym przeżywaniu świata" i słychać w tym taką nutkę… Jestem kobietą, lepiej znam kobiety. A co w związku z tym z takimi pisarzami jak Janusz Leon Wiśniewski, który w swoich powieściach
traktuje o bardzo intymnych sferach życia kobiet. Jest mężczyzną a więc ma
uproszczony obraz kobiet, żongluje stereotypami?
Nie mam wpływu na to, co pani słyszy, ale ja co innego
mam na myśli. Nie jestem jakąś szczególną znawczynią kobiet. W żaden sposób
nie chciałabym konkurować z Januszem Wiśniewskim. Chodzi mi o to, że patrzę
na świat z kobiecej perspektywy i to staram się uchwycić i przekazać. To
istotna różnica. Ustami bohaterów nazywa pani rzeczy po imieniu, łamie tabu, odrzuca
pruderię. Czy to pani widzenie i pojmowanie świata ma wpływ na kreacje
bohaterów, czy raczej to pewna gra, którą pozwala pani uprawiać czytelnikowi
ze światem w imię idei „No nazwij w końcu — miłość miłością, seks
seksem a głupotę głupotą".
Nie przyświeca mi taka idea. Mam nadzieję, że ludzie
radzą sobie beze mnie z nazywaniem miłości miłością, a seksu seksem i nic
mi do tego. Rozumiem, że chodzi pani o „Wojnę żeńsko-męską i przeciwko
światu", bo tam najwięcej jest mowy o seksie? Rzeczywiście pokazuję w niej
głupotę w krzywym zwierciadle groteski, żeby podkreślić absurd, którego pełno
wokół nas, a którego już nie zauważamy, bo przywykliśmy. Mam nadzieję, że
druga część „Wojny", która ukaże się już w maju pod tytułem „Pokój
żeńsko-męski na chwałę patriarchatu", pozwoli zobaczyć jeszcze wyraźniej
to, co chcę pokazać. I będzie równie śmieszna!
« Ludzie, cytaty (Publikacja: 27-03-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4672 |
|