|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Ateizm i Ateologia » Historia ateizmu
Ateusz na salonach. Zarys problematyki ateizmu we Francji doby Oświecenia [1] Autor tekstu: Jakub Szafrański
Dlaczego Francuzi słuchają
swoich filozofów? Co czyni ów naród tak specyficznym, że pokładał on
zaufanie nie tylko w polityków i generałów lecz także, na równi, mędrców?
Czyż tradycja filozoficzna krajów bliskich, bo przecież z Francją graniczących
czyli Niemiec i Anglii nie jest równa, a być może i większa, niż mądrość
umiłowana przez lud znad Sekwany, Rodanu i Garonny? Jak w takim razie wytłumaczyć
wrażenie, że historia owych krajów w znacznie mniejszym stopniu wydaje się
być określona przez poglądy filozoficzne? Możliwe, że chodzi o sytuację
geopolityczną jaka wyznacza umysłowość ludzi mieszkających w tej części
Europy. Kto wie czy nie działa tam jakiś nie do końca zidentyfikowany element
socjologiczny, podobnie jak miało to miejsce około XVII wieku przed naszą erą
na półwyspie Peloponeskim. W tej pracy nie podejmuję się odpowiedzi na te
pytania. Chciałbym natomiast skupić się na jednym ze skutków opisanego stanu
rzeczy. Chodzi mianowicie o zaistnienie i funkcjonowanie zjawiska ateizmu we
Francji wieku XVIII.
Jak
próbować rozumieć ateizm?Problem ateizmu jako takiego
pragnę rozważyć w oparciu o książkę napisaną przez rzymsko-katolickiego księdza Jana Sochonia, który z kolei
swoje rozmyślania poparł autorytetem Etienne Gilsona, co, jeśli chodzi o funkcję społeczną pierwszego oraz poglądy i narodowość drugiego z nich,
powinno ubarwić problem. Po pierwsze chciałbym zwrócić
uwagę na fakt, że kwestia niewiary jest jedną z tych, której przez wieki
ludzkość nie nauczyła się dyskutować. Obawiam się jednocześnie, że
przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi w stanowisku zwolenników wszelkich religii,
którzy stają w obronie swych bóstw. Twierdzenie to brzmi autorytatywnie i co
gorsza agresywnie, ale zaznaczam, że jego przedmiotem jest wyłącznie samo
stanowisko, łącznie ze swoimi aspektami psychologicznymi, socjologicznymi i historycznymi. Charakter owego stanowiska pozwala zrzucić znaczną część
odpowiedzialności personalnej, gdyż nie jest ono do końca dzieckiem wyboru a już zupełnie nie można powiedzieć, że jest ono przez swych współczesnych
reprezentantów zrodzonym. Wiara to spadek po przodkach, dziedzictwo i brzemię
kultury, nawet gdy uznamy, że u źródeł tkwi objawienie. Jest więc punkt wyjścia
do rozważań o sobie samej i o niewierze. Problem pojawia się, gdy zostaje
zinterpretowana nie jako początek refleksji, lecz jako jej podstawa. Przytoczę
dwa cytaty: „Ateizm nigdy nie występował i nadal nie występuje jako
samodzielna postawa egzystencjalna, lecz zawsze uwikłany jest w relację z religią. Twierdzi się wręcz, że pozostaje produktem chrześcijaństwa."
[ 1 ] I twierdzenie następne:
„Nie da się nigdy usunąć jego [ateizmu- przyp. red.] przyczyn; związane są
one bowiem z samą naturą problemu. W samej naturze związków między Bogiem a człowiekiem znajdują się źródła możliwości negacji Boga." [ 2 ]
Oto typowe argumenty płynące z powierzchowności. Nie jest to refleksja
poszukująca, lecz wyprowadzona z poziomu zajmowanego stanowiska. Jeśli chcemy
zająć odpowiednie pozycje do prawdziwej dyskusji to należy wyjść od
pierwszego, czystego wyboru, sądu: „tak czy nie?", czy bóg jest czy też
żadnego boga nie ma. O ile teza przytoczona jako pierwsza postawiona jest w sposób absolutnie błędny to w twierdzeniu drugim można odnaleźć próbę
powrotu do stanu pierwotnego sądu. Po pierwsze jednak, jego wartość zostaje
drastycznie obniżona przez użycie wielkiej litery w pisowni słowa bóg, co
odnosi do określonego wyznania, którego zwolennikiem jest autorka. Po drugie
zaś pojawia się właśnie zabieg ustawienia wiary jako pierwotnego stanu w stosunku do niewiary. I właśnie tutaj pojawia się miejsce na „przepychankę"
dla której nie może istnieć rozwiązanie, które uzna wiarę bądź niewiarę
za pierwotną. Wyznawca boga powie, że pojęcie istoty najwyższej objawione
jest człowiekowi odkąd pojawił się na ziemi. Ateista stwierdzi, że przecież
kiedyś bóg dla człowieka nie istniał bo istota ludzka niezdolna była
jeszcze do myślenia abstrakcji. Lecz nawet jeżeli niewierzący pójdzie dla
celów „roboczych" na ustępstwo i będzie chciał uznać ową nieistność
na bazie agnostycyzmu nie zaś negacji, to teista stwierdzi, że jego bóg
zaczekał, aż zdolności człowieka się rozwiną i dopiero objawił swoje pojęcie.
Gdy ateista dojdzie do wniosku, że to nie zmienia faktu, że brak wiary jest
stanem pierwotnym to bogobojny uzna, że o człowieku jako istocie ludzkiej można, w zasadzie, mówić dopiero od momentu owego objawienia a wcześniejsze
stworzenia były jedynie małpami. W czym tkwi problem? W tym co nadbudowało się
nad podstawowym zagadnieniem metafizycznym. Właśnie, wspomniane wcześniej,
historyczno-kulturowe brzemię wypacza tę kwestię. Należy wrócić do pytań,
na które odpowiedzią jest koncepcja boga, bądź nieistnienia boga! Jaka jest
pierwsza przyczyna rzeczy? Czy świat jest zdeterminowany, czy też nie? Czy
jestem wolny czy też podporządkowany? Itd. Następnie należy zestawić
argumenty rozbieżnych stanowisk. Z góry odpowiem na argument teistyczny, że
niezależnie od przyjętego stanowiska wszyscy posługują się spójnym i korespondującym z powodzeniem pomiędzy wykluczającymi się postawami, pojęciem
boga. Oczywiście, że tak jest, ponieważ jest to pojęcie jakiegoś boga a nie
jakiegoś Boga. Pojęcie to jest po prostu „zbiornikiem" na pewne odpowiedzi
na pytania podobne przytoczonym powyżej. To nie owo pojęcie daje odpowiedzi na
pytania pojawiające się w naszej głowie, lecz pewna grupa możliwych, na dane
pytania, odpowiedzi tworzy pojęcie. Istnienie pytań wyklucza możliwość
pojawienia się boga jako serii twierdzeń. Moje rozważania odnośnie
ateizmu zawarte w tej pracy inspirowane są treścią książki napisanej z punktu widzenia nie tylko osoby wierzącej lecz, jako kapłana, zobowiązanej do
obrony swojej wiary. Z tego powodu mój głos może wydawać się tyradą
przeciw teizmowi, pragnę jednak zaznaczyć, iż staram się po prostu,
realizować koncepcję równego startu dla sprzecznych stanowisk, toteż posługuję
się głównie kontrargumentami. A oto dwa kolejne głosy, które przytacza Jan
Sochoń, kolejno Gilsona i M.A. Krąpca: „(...) ateizm nie może pojawić
się jako wniosek czy postulat o charakterze metafizycznym, ponieważ nie dotyka
samej rzeczywistości, z założenia wykluczając z kręgu zainteresowań
problematykę Boga. Ateiści nie znając metafizyki bądź pojmując ją w sposób
opatrzny "pozytywistyczny", nie są w stanie prawidłowo reagować na
rzeczywistość." [ 3 ]
„wszelkie ateizmy, są wynikiem wadliwej konstrukcji pojęć
transcendentalnych." [ 4 ]
Są to argumenty, według mnie fatalne. Ateizm jako skutek niezrozumienia
metafizyki i posługiwanie się błędną ontologią. Prawidłowa (bo w sposób
konieczny prowadząca do Boga) metafizyka jest niektórym (nielicznym) ludziom
niedostępna bądź została przez nich odrzucona. Taki argument w sposób
dalece nierzetelny uniemożliwia jakąkolwiek dyskusję — „Nie możecie z nami
polemizować, bo nie jesteście zdolni do myślenia prawidłowymi kategoriami."
Wielkim byłoby błędem, gdyby każde ze stronnictw miało zamknąć się w swojej własnej, jedynie słusznej, metafizyce. Używając takiej argumentacji
M.A. Krąpiec „wystawia się" na pytanie przeciwnika: „cóż czyni twoje
pojęcie bytu prawdziwszym od mojego? Cóż jest w nim takiego, czego nie mogę
poddać pod wątpliwość lub z góry odrzucić tak jak ty odrzucasz moje?"
Jan Sochoń pisząc o dowodach na istnienie boga stwierdza, iż możliwe są one
jedynie w oparciu o metafizyczną analizę pojęcia bytu. Jak można jednak mówić
na podstawie takiej analizy o Bogu, gdy kwestią dyskusyjną pozostaje, czy pojęcia
określają w jakikolwiek sposób rzeczywistość? Jak w końcu wytłumaczyć
boga, który w jednych zaszczepia możliwość wiary w siebie zaś innych owej
możliwości pozbawia i udostępnia poczucie niewiary równie silne jak żarliwość
jego wyznawców. Powiedzieć można, w końcu, że niewiara nie jest równorzędna z wiarą, gdyż odcięta jest od religii czy też kultu. Ateizm nie jest refleksją
religijną, lecz filozoficzną, logiczno-metafizyczną, zaś niezbędnymi
elementami wiary są tradycja i miłosierdzie boga. Również w takim przypadku
następuje przesunięcie wagi z pytań pierwotnych na wtórne. Jeżeli zaś bóg
jest rozumiany jako Bóg czyli wiara w niego tożsama jest z religią, to ateizm
tym bardziej jest postawą religijną, tak samo jak w przypadku pytań
podstawowych religia jest postawą filozoficzną (o ile oczywiście dopuszcza
jakieś rozważania a nie jest tylko wyznaniem wiary). Charakterystycznym jest,
że ostatnie przytoczone przeze mnie argumenty teistyczne nie mają na celu
przekonania do stanowiska lecz uzasadnienie niemożliwości jakiegokolwiek
dyskutowania z nim. To postawa zawsze godna potępienia, która jednocześnie
trafnie określa kłopoty jakim musieli stawić czoła myśliciele francuscy za
rządów Ludwika XV.
Nowożytne źródła "Wątpliwości w kwestii
religii
nie są czymś
bezbożnym"
Diderot Wbrew intencjom ich autora,
przyczynkiem dla nowożytnego wątpienia w istnienie Boga stają się poglądy
Kartezjusza. To on ukazuje, że w istotę najwyższą można i należy wręcz zwątpić i odnieść się do jej problemu rozumowo. Rene Descartes tworzy boga filozofów,
racjonalną podstawę wyjaśniania świata. Za Kartezjuszem podąża myśl
Bernarda de Fontenelle, który przyjąwszy fizykę i metodę kartezjańską
pozwolił sobie jednak na odrzucenie metafizyki ojca filozofii nowożytnej. Bezpośrednim poprzednikiem oświeceniowej
refleksji w temacie wiary był Pierre Bayle, „erudyta i sceptyk, umysł
zainteresowany bardziej teoriami niż rzeczami, bardziej poglądami na prawdę niż
prawdą" [ 5 ], pisze o nim Tatarkiewicz. Bayle zapoczątkował dyskusję nad wiarą na dwóch
kluczowych poziomach dowodzenia: metafizyczno-epistemologicznym i etycznym. „Bayle
nie powiedział, że tezy o istnieniu Boga czy o nieśmiertelności duszy są fałszywe,
natomiast umieszcza wiarę poza sferą rozumu. Trzeba zauważyć, że Bayle
rozdzielał nie tylko religię i rozum, ale także religię i moralność. Mówiąc
inaczej, podkreślał, iż wielkim błędem jest sądzić, że do prowadzenia
moralnego trybu życia konieczne są religijne przekonania i pobudki. (...). I jest to zupełnie możliwe, by moralne było społeczeństwo złożone z ludzi,
którzy nie wierzyliby w nieśmiertelność, czy nawet w Boga." [ 6 ]
Tak rodziła się wątpliwość w umysłach filozofów, jednak jak zaznaczyłem
we wstępie, specyfika owej wątpliwości tkwi w sposobie w jaki oddziałała na
społeczeństwo. Tym samym muszą istnieć jakieś wyjątkowe uwarunkowania wewnątrz
samej ludności oświeconej Francji.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] J. Sochoń, Ateizm,
Warszawa 2003, s. 228. [ 2 ] Za J. Sochoniem
Z.J.
Zdybicka „Problem tak zwanej śmierci boga", s.146 , Ateizm,
wyd. cyt. , s. 266. [ 3 ] J. Sochoń, Ateizm,
wyd. cyt. , s. 107. [ 5 ] W. Tatarkiewicz, Historia
filozofii t. 2, Warszawa 2001, s. 127. [ 6 ] F. Copleston, Historia
filozofii t. 5, Warszawa 1997, s. 13. « Historia ateizmu (Publikacja: 27-04-2006 Ostatnia zmiana: 30-09-2006)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4731 |
|