|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Rozumieć globalnie [1] Autor tekstu: Jakub Szafrański
Tytułem wstępu
Rozumieć w dobie globalizacji. Globalizacji, której
możność zaistnienia płynie z wieku, który ją zrodził czyli wieku wojen światowych, a więc skrajnego przypadku nieporozumienia, i eskalacji niezrozumienia, które
ujawnia początek kolejnego stulecia. Trawestując Heideggera można stwierdzić,
że ubiegła epoka wiedziała, że... lecz nie pytała nawet jak?,
co uniemożliwiło zapobieżenie konfliktom międzycywilizacyjnym dnia
dzisiejszego. Budzimy się więc i już nie ma czasu pytać „jak jest
Inny?". Inny nie pyta jak jesteśmy My i zderzamy się czołami powodując
obopólne obrażenia. Wizja skrajna ukazuje z kolei, że My stworzyliśmy własny
świat który w swoim obrębie rozumie się doskonale i należy rozszerzyć jego
wartości na świat Innego, samemu broniąc się przed przesiąknięciem jego
jakże agresywną koncepcją. W ten sposób stopniowo dochodzimy do stanu, w którym
nie wiadomo kto jest agresorem, a kto kontratakuje.
CywilizacjeZawsze jesteśmy więc My i Oni. Na potrzeby tego
tekstu użyję podziału mieszkańców ziemi na trzy cywilizacje. Po pierwsze
istnieje cywilizacja Zachodu oparta na mocarstwowej pozycji Stanów
Zjednoczonych i ich relacji do kręgu europejskiego oraz, tak zwanych,
Azjatyckich Tygrysów. W opozycji do Zachodu wielka polityka ustawiła świat
islamu, czy też Bliski Wschód, którego jedność oparta jest na wyznaniowej
państwowości oraz przywiązaniu do tradycyjnej kultury. Trzecią grupę
cywilizacyjną stanowią państwa „barbarzyńców" czyli ubogie kraje
Ameryki łacińskiej, Azji i Afryki które stanowią źródło potencjalnej fali
emigrantów skierowanej ku wybrzeżom Zachodu. W szczątkowej postaci zachował
się jeszcze poprzedni, zimnowojenny podział przejawiający się teraz w relacjach Korea Północna-USA , lecz traci on na znaczeniu. Neutralna wydaje się
być pozycja Rosji, która przez wzgląd na oddziaływanie we wszystkich z wymienionych kręgów może odegrać w przyszłości ważną acz nie do końca
przewidywalną rolę. Cywilizacyjny trójpodział rozszerza się dodatkowo, gdy
chcemy sprecyzować relacje pomiędzy poszczególnymi jego członami. Zarysowuje
się bowiem dodatkowa granica na mapie kultury Zachodu, mianowicie odrębność
USA i Europy. Problem ten wyjaśnię poniżej. Z góry pragnę też zaznaczyć,
że jestem świadomy daleko idącej nieostrości podziału, który nakreśliłem,
czy też pojęcia kultury jakim mam zamiar się posługiwać i zdaję się tym
samym na intuicję czytelnika z nadzieją, że pokrywa się ona z moją. Nie chcę
również aspirować do pozycji nieuwikłanego obserwatora i to nie tylko w związku z niemożnością wzniesienia się ponad moje bycie-w-świecie i historyczne
zaangażowanie, ale także z chęci realizowania postulatu hermeneutycznego mówiącego,
że interpretować nie należy spoza kultur i tradycji lecz poprzez ich syntezę.
Wydaje się bowiem, że w owej syntezie dostrzec można pewne historyczne prawidłowości i przez wzgląd na nie należy postawić pytania, które powinny zasiać niepokój
lub chociażby wzbudzić wątpliwość.
Globalizacja. Kultura masowa
Czym więc jest globalizacja? "Fuzja
cywilizacyjno kulturowa napędzana ekonomią, gospodarką, technologią, dokonująca
się w skali światowej [ 1 ]".
To ujęcie tworzy przestrzeń, w której należy sprecyzować relację pomiędzy
kulturą a gospodarką w globalizacji. Teorię argumentuję jeszcze przed jej wyłożeniem,
mianowicie zauważając, że stanowisko najpotężniejszego eksportera kultury i posiadacza najbardziej ekspansywnego rynku obsadza jeden kraj czyli Stany
Zjednoczone Ameryki północnej. Wiarę w brak przypadkowości w dzierżeniu
tych dwóch funkcji jednocześnie chciałbym poprzeć wątpliwością, czy też
pytaniem, jak możliwe jest, że najlepiej eksportowaną jest najmłodsza i najbardziej niesprecyzowana w swej synkretyczności kultura, i dalej, co
sprawia, że jest ona mimo wszystko spójna, przejrzysta i rozpoznawalna.
Moja odpowiedź brzmi, kultura ta jest celowym, niehistorycznym tworem, jest
narzędziem. Ekspansja kulturowa poprzedza, tą właściwą, ekspansję
ekonomiczną. Jest to jednak coś więcej niż reklama. Buduje się bardzo
stabilny i wielowymiarowy fundament. Gdy niedaleko ma stanąć fabryka pochodząca z bogatego kraju, który oferuje dołączenie do niej szerokiego zaplecza
infrastrukturalnego a tym samym korzyści wykraczających poza samą produkcję,
zmiana tożsamości kulturowej na atrakcyjniejszą bo skojarzoną uprzednio ze
zmianą statusu materialnego wydaje się bezpośrednio dostępna. Jest to oczywiście
złudzenie lecz jest jeszcze drugi wymiar tego narzędzia, który gwarantuje
trwałość uzyskanych efektów. Kultura ta daje się konsumować jako rozrywka,
ta zaś jest niczym opium, które wszystkim smakuje tak samo i stara się
utwierdzać odbiorcę w tym przekonaniu. Gadającą głowę w telewizji, widzi i śmieje się z niej, zarówno prezes w apartamencie jak i dziecko pracownika
fabryki, który żyje za dolara dziennie. Jedyna różnica polega na tym, że
wobec prezesa nie jest to już narzędzie lecz produkt. Fakt istnienia takich
pracowników nie przechodzi bez echa. W tym miejscu pojawia się pole do popisu
dla organizacji obrony, tak zwanych, praw człowieka oraz wszelkiej maści
antyglobalistów, o których powiem jednak w dalszej części wywodu. Nie jest
to jednak przeszkoda, a wręcz przeciwnie — jest to przecież przejaw kultury, a więc
można go skutecznie wykorzystać. Uzmysławianie jednostkowych „praw człowieka"
również służy ekspansji gospodarczej. Jednostka, która czuje się
bezpieczna, bo chroniona umowami ważnych państw,
zawartymi w miastach o dumnie brzmiących nazwach, staje się bardziej
samodzielna w dążeniu do osobistego szczęścia. Społeczności, grupy i związki
ulegają znacznie trudniej. Pojedynczego człowieka łatwo zachęcić do podjęcia
pracy, łatwo wydłużyć czas jej trwania o kolejną godzinę dziennie i w końcu
łatwo zwolnić jeśli, już jako pracownik, nie przystanie na nasze warunki.
Zaznaczam jednocześnie, że ukazuję tu jedynie możliwość, nie zaś
potwierdzoną i ogólną tendencję.
Kultura globalistyczna
Tak opisana kultura nie jest jednak jeszcze w pełnym
znaczeniu docelowego terminu globalistyczną. Tworzyła ona fundament pod
globalizację i zawarła się w niej jako, tak zwana, kultura masowa. Dzisiaj
jest ona punktem wyjścia i na dobrą sprawę można nie wyodrębniać jej jako
zjawiska; chociaż wzbudziła sprzeciw i kontrowersje, wśród niektórych środowisk
intelektualnych zakorzeniła się na tyle, by dać grunt pod swą, o wiele
skuteczniejszą, córkę czyli rozwiniętą kulturę globalistyczną. Na czym
polega różnica między nimi? Otóż powszechność konsumpcyjnej rozrywki
wszystkich traktowała równo, a jej twórcy (pozostający jednocześnie jej dziećmi)
nastawiali się na takie ujednolicenie i w tym kierunku podążali. Pojawił się
jednak problem — dążenie jednostki do jednostkowości, czyli indywidualizacja.
Człowiek nie chce być traktowany jak kolektyw, gdyż w rozrywce proponowanej
przez kulturę masową konieczne są kompromisy. Ustępstwa te zniechęcają lub
sprawiają wręcz, że przekaz nie zostanie dostrzeżony. Koniecznym staje się
więc sprecyzowanie odbiorcy. Następuje rodzaj anonimowej indywidualizacji w masowości. Kultura staje się pozornie bardziej tematycznym i wielowymiarowym produktem a faktycznie bardziej celnym i dającym złudne
poczucie odrębności. Zaspokaja dodatkowo inną ważną potrzebę, mianowicie
dialogu, czyli udziału w tworzeniu.
W rzeczywistości kultura
globalistyczna nie jest dialogiem lecz propozycją (ofertą) i reakcją (przyjęciem
bądź odrzuceniem oferty). Taka teza brzemienna jest we wnioski, ponieważ, po
pierwsze generuje problem hermeneutyczny (wykluczenie dialogu), po drugie zaś
wydaje się jasno określać istnienie pewnego zjawiska, do którego postaram się
odnieść w dalszej części tekstu. Świat jest więc odbiorcy w całości
podstawiany. Jest oferowany jako zinterpretowany produkt. W tym miejscu ściera
się kultura globalistyczna z pierwotnym znaczeniem pojęcia kultury, czyli
rozumianej jako lokalna. Starcie to wygrywa właśnie globalizm, który dla
potrzeby indywidualizacji wchłania kultury lokalne, pozbawia je kontekstu i wprowadza „do obiegu" jako atrakcyjne urozmaicenie czy mody, jednocześnie
zaspokajając pragnienie indywidualności pierwotnych przedstawicieli tych
kultur. Kultury narodowe spełniają funkcję niejako folklorystyczną (tożsamościową)
pozostając szanowanymi i pielęgnowanymi, ale już nie jako pewna propozycja
postrzegania świata czy wzorzec, lecz wartość tradycyjna.
Anty(alter-)globalizm
Daje się zauważyć, że problemu konfliktu międzycywilizacyjnego
przeszliśmy do konfliktu pomiędzy kulturą globalistyczną a jej odbiorcami.
Staram się podążać w kierunku generalizacji całego problemu porzucając
stopniowo aspekt wyjściowy. Nie ma już także mowy o globalizacji, a skupiamy
się tylko na sposobie, w jaki oddziałuje ona na nas samych, czyli kulturze
globalistycznej. Niezależnie od tego nie udaje się uciec od obecności w powyższych
rozważaniach dwóch biegunów, czyli relacji My — Oni. Nie chodzi w tym
momencie o owo początkowe Ja — Inny zarówno w aspekcie cywilizacyjnym, jak i jednostkowym, do którego mam zamiar jeszcze dotrzeć. Relacja My — Oni, którą
mam na myśli, umożliwiła wręcz zjednoczenie się cywilizacji w dostrzeżeniu,
budzącego największą kontrowersję czy sprzeciw, problemu globalizacji. Oto
stajemy przed globalną teorią spisku możnych — władza w rękach
korporacji, antyglobaliści, alterglobaliści, zamieszki podczas szczytów
najbogatszych państw świata i Rosji oraz obrad Banku Światowego. Z jednej
strony hasła te są naiwne, lecz czy zjawiska przytaczane przeze mnie wcześniej
nie nadają im nuty poparcia poprzez wzbudzenie, podobnego jak im towarzyszący,
niepokoju. Anarchiści, socjaliści, feministki, homoseksualiści i narodowcy
pod jednym antyglobalistycznym sztandarem. Jak to możliwe? Ten problem wydaje
mi się akurat dosyć prosty i sprowadzić go można do prawidłowości
historycznej. Po pierwsze bunt, po drugie zaś odgrzewane buntownicze hasła.
Socjalizm — kapitalizm, liberalizm mentalny (kulturowy) — tak, liberalizm
ekonomiczny — nie, barykady, walki uliczne — romantyzm. Do tego dochodzi
stara amerykańska teoria spisku, która tworzy realnych choć nieokreślonych
przeciwników i stajemy się wojownikami na bazie bezrefleksyjnego porozumienia.
Taka jest powierzchowność, od której można się jednak odciąć dla zgłębienia
problemu. Spisek zastąpmy więc, w poszukiwaniu zrozumienia, rodzajem samonapędzającej
się celowości, na szczytach której faktycznie stać muszą ludzie. Cel jest
prosty i raczej o mało apokaliptycznym wydźwięku — mianowicie pieniądze. I nie jest to nic złego. Niebezpieczeństwo to fakt, że w takim razie za
narzucanie wizji świata odpowiedzialni są ludzie niekompetentni, nieświadomi
konsekwencji swojego postępowania i co najgorsze… narzucający wizję świata.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Oblicza procesów globalizacji, red. Marek
Pietraś, Lublin 2002. « Kultura (Publikacja: 10-05-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4764 |
|