|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Chrześcijaństwo
W mrokach chrześcijaństwa [1] Autor tekstu: Andrzej Józef Utrat
"Wprawdzie nie ma we mnie wiary, ale jest umiłowanie prawdy!"
Szanowni
czytelnicy! Wierzący i niewierzący, chrześcijanie i niechrześcijanie oraz wszyscy ci, którzy znudzeni infantylnym charakterem opowieści biblijnych, stanęli
wobec wynikającej z tego faktu pustki. Tą
pracą chciałbym
otworzyć dyskusję na temat chrześcijaństwa, przyszedł bowiem czas na to,
by chrześcijanie — jak to małe, acz dorastające już dziecko, które
po kilku latach przepięknej zabawy,
nieopisanych wzruszeń i przeżyć duchowych, zerwało wreszcie kaptur z głowy św. Mikołaja i rozpoznało ukrytego pod nim wujka — zerwali wreszcie kaptur kryjący
marzenia senne, by odróżnić mogli od nich rzetelną wiedzę
naukową i niepodważalne fakty historyczne. Trzeba
by chrześcijanie zrozumieli
wreszcie, że życie nie poddaje
się urokowi legend i baśni, a rządzą nim zupełnie inne, nieznane im
dotychczas reguły i prawa. Przebudzenie więc jest konieczne i nieuniknione, a potrzebne
szczególnie narodowi
polskiemu, który w granicach zjednoczonej Europy
tracić zaczyna zwolna swą tożsamość narodową. Odciąć więc
musi się naród polski od
biblijnych, odcinających go od własnych,
legend i baśni i powrócić do
swych dawnych, starych słowiańskich korzeni, bo Polacy nie gęsi,
też swą historię, kulturę i tradycje mają.
A
chrześcijaństwo, jego istota i sens nie Polaków i ziemi polskiej
dotyczy, a odnosi się i ukazuje
nam świat daleki i obcy, a w nim garstkę ludzi skupionych gdzieś
na niewielkim skrawku Ziemi Judzkiej. Dla
niej też wyłącznie chrześcijaństwo zostało stworzone i tam cały jego
sens.
Popatrzmy
więc na chrześcijaństwo przez jeden tylko z wielu możliwych
punktów widzenia, który zaprezentować chciałbym w przedstawionej poniżej pracy.
Życzę przyjemnej lektury i serdecznie zapraszam do dyskusji.
Słowo wstępne Aż
trudno uwierzyć, że minęło niedawno dwa tysięce
lat istnienia chrześcijaństwa, że od
2000 lat trwa ekspansja kościoła i wypełnia jego „serce"
nieustająca troska o godne miejsce dla jego baranków
przed Obliczem Pańskim.
Warunkiem przystąpienia
do stołu pańskiego były pokój, miłosierdzie i miłość bliźniego. Do pomocy dobrało sobie
chrześcijaństwo
niezliczone już dziś rzesze błogosławionych i świętych, którzy pomagają Bogu Ojcu
prowadzić ten Lud Boży przez zasadzki i przepaście tego ziemskiego,
zgotowanego im zresztą przez samego Boga padołu łez.
Należałoby zatem mniemać, że ludzkość chrześcijańska zbliżyła
się już do doskonałości
aniołów Bożych czy świętych, a ziemia przekształciła się w Raj — miejsce narodzenia, ale i upadku pierwszego
człowieka. Tymczasem
rzeczywistość wygląda
zgoła inaczej. W mrocznych
czasach średniowiecza w imię św.
krzyża i umęczonego Jezusa, pasterze
Kościoła Katolickiego zamordowali w nieludzki sposób około 10 milionów
niewinnych ludzi. Szczególnymi
zasługami dla Świętej Inkwizycji
zasłynął wyjątkowo okrutny, oddany sprawie bez reszty
wielki inkwizytor — dominikanin, przeor klasztoru dominikanów, ojciec
Torquemada (1420-1498), który, by chronić świat od
zła, spowodował spalenie na
stosach około 9 tysięcy żywych, niewinnych ludzi.
Wiek XV i XVI przyniosły światu wielkie odkrycia
geograficzne i postępującą za nimi usankcjonowaną przez doktrynę chrześcijańską
kolonizację krajów zamorskich i gwałtem
prowadzoną ewangelizację tubylczej ludności. W niewolę, za aprobatą władz
kościelnych, sprzedano miliony mieszkańców Czarnego Lądu, a rekompensatą za bat, poniżenie i nieludzkie warunki życia miała być
dla nich nagroda i wyróżnienie w życiu przyszłym.
Kościół przeszedł
samego siebie.
Chrześcijaństwo
przez cały okres swojego istnienia
prowadzi niezliczone
wojny, podboje i krucjaty, a wychowani na jego
łonie przywódcy narodów dopuszczali się wychodzących
poza rozum ludzki aktów
ludobójstwa, gwałtu, terroru i przemocy. Dokonali
oni tego nie swymi wszak rękami, lecz rękami tysięcy często uczciwych, wykształconych na Biblii i katechizmie chrześcijan. Współczesny świat
chrześcijański zalewa plaga
morderstw, oszustwa, korupcji i wyzysku. W Ameryce Łacińskiej,
najbardziej chrześcijańskiej obecnie części świata,
dziś, na początku 21 wieku korupcja
zastąpiła prawo,
rozwija się i kwitnie prostytucja i handel żywym towarem, a kradzież i zbrodnia stały się regularnym zajęciem milionów głodujących nędzarzy.
A jaką rolę odegrało Chrześcijaństwo w dziejach Polski niech świadczy
krótki fragment utworu
Juliusza Słowackiego pt. Beniowski, w którym poeta, nie bez
podstaw pewnie, pisze mianowicie
tak:
"O,
Polsko! Jesteś córką Boga I siostrą jesteś Ukrzyżowanego -
Ciebie
się żadna trucizna nie imie -
Krzyż
twym papieżem jest — twoja zguba w Rzymie.
Tam
są legiony zjadliwe robactwo!
Czy
będziesz czekać, aż twój łańcuch zjedzą?"
W
żaden sposób nie można dopatrzyć
się tu pozytywnego
wpływu nauk Kościoła, a wręcz przeciwnie, widać wyraźnie
przerażającą degradację
moralności i obyczajów wśród
narodów dziś pozornie chrześcijańskich, a odciętych przed laty przemocą
od swej własnej, stworzonej przed
wiekami religii, a z nią tradycji,
kultury i moralności.
Skąd
wobec tego bierze się taka potrzeba chrześcijan, czego wobec tego uczy ich
katechizm i Biblia,
jaki cel przyświecał jego twórcom? Popatrzmy
więc na chrześcijaństwo, ale przez pryzmat Biblii tym razem,
tak bowiem tylko patrząc znaleźć możemy odpowiedź na to niecodzienne
niewątpliwie i frapujące wielce pytanie.
Zastanówmy się jednak najpierw czym są
religie. "Otóż
religie, mówiąc krótko, są
złudzeniami zbiorowymi, powstałymi przez pragnienie posiadania własnego
ideału urzeczywistnionego w niebie, skoro nie może być
urzeczywistniony na ziemi. Religie więc
dają nadzieję na spełnienie
oczekiwań nieosiągalnych przez człowieka na ziemi. Religie
nie są zatem rezultatem jakiegoś dociekania naukowego lub też wiedzy ścisłej.
Są one dowolnym i niekoniecznie logicznym
wynikiem potrzeb serca, głosów sumienia, wybujałej wyobraźni czy urojeń
sennych. Powstają wszędzie
tam gdzie ból nieunikniony, gdzie prawo naruszone, gdzie ograniczone dążenia i niekontrolowana przemoc.
Tam właśnie mogły powstać i objawić się uczucia religijne, a więc: nadzieja zaświatów, urok nieznanego, skłonność do urojeń i lęk". "Taka
to właśnie jest istota każdej wiary czy religii".
Nie ulega więc wątpliwości, że religie
są konieczną fazą rozwoju umysłowego i uczuciowego człowieka.
Ale potrzeby religijne zmieniają się wraz z rozwojem
świadomości ludzkiej i za
nią też winien podążać rozwój
systemów religijnych. Religie
więc powinny podawać wiedzę
religijną tak dobraną, by odpowiadała zmieniającemu się
poziomowi świadomości człowieka, czyli
zmieniającym się potrzebom
jej odbiorców. Religia ponadto powinna
zamykać się w określonym kręgu kulturowym i prezentować Boga
wyrosłego na jego gruncie, ma
to bowiem ogromne znaczenie dla określonych grup społecznych, bo tylko taki Bóg i taka religia zaspokoić mogą pokładane w nich ludzkie potrzeby i nadzieje.
Religie
są zatem odzwierciedleniem potrzeb,
ale też możliwości umysłowych ludzi określonego regionu i epoki.
Za nimi też winny nieustannie podążać filozofie religijne. Tymczasem religie zamknęły
się w ślepo sformułowanych i ściśle określonych zasadach, określając na
ich podstawie to, co jest niedostępne z natury rzeczy dla rodzaju ludzkiego. Zrobiły zatem istotny
błąd w tym, że fantastyczne wymysły i dziecinne rojenia podawały za
namacalną i niezmienną rzeczywistość, lub też logiczne i niezbite pewniki.
Prawdę swą podają więc jako nieomylne dogmaty, a na nich budują
nieomylne, niezmienne doktryny.
Religie nie ograniczyły
się do wyrażania nieuchwytnych obaw i ułudnych nadziei, lecz miały aspiracje
do wyjaśniania wszystkiego przy pomocy dziecinnych rozumowań i baśni, niemających
absolutnie żadnych wartości poznawczych, lub też podawania
wydarzeń i faktów często zupełnie sprzecznych z faktami historycznymi.
Za oręż obrały sobie przemoc brutalną i okrucieństwo, uchylając się
spod wszelkiej kontroli i odpowiedzialności.
Religie całą swą wiedzę zamknęły i przekazują w niezmiennych
dogmatach, a tym samym poszły przeciwko naturalnemu rozwojowi cywilizacji. Z tej to przyczyny idea chrześcijańska torować
sobie musiała drogę przez gwałt, cierpienie i śmierć okrutną.
Toteż „Religie są szkodliwe i skazane na zagładę, lecz
nie dlatego, że się poddały urokowi
tajemnicy, ale dlatego, że
ze ślepą zuchwałością sformułowały to,
co jest niedostępne dla rozumu ludzkiego, toteż": „Nasze instytucje kościelne i nasza teologia z początku XXI wieku, nie mogą już zadowolić umysłów
współczesnego człowieka. Wyzwolenie
umysłowe jest więc konieczne i nieuniknione". Początek
każdej religii to oczywiście bóstwo czyli bóg. Proces jego tworzenia w umyśle
ludzkim przebiegał
mniej więcej tak.
Narodziny Bóstwa Otóż — początkiem był ten czas, w którym
pierwotny człowiek osiągnął
na tyle wysoki poziom świadomości, że
odróżnić mógł wreszcie i wyłapać z gmatwaniny codziennych wydarzeń
grożące mu zewsząd niebezpieczeństwa i gdy
zrozumiał swą wobec nich niemoc. Dostrzegł więc
najpierw przerażającą siłę niektórych zjawisk przyrody,
tajemnicę straszną i niezbadaną, ginącą gdzieś w mrokach prastarej
puszczy, niedostępnych mokradeł
czy zdradliwych bagien.
Nazwał ją człowiek Bóstwem. Bóstwem tym w wyobraźni
człowieka staje się więc
wielkie stare drzewo, ogromne
dzikie zwierzę, czasami przyjmuje
postać wiatru, księżyca, słońca i pioruna czy wreszcie ziejącego
wiecznym ogniem wulkanicznego szczytu
górskiego. Z czasem, by pozyskać
je dla swej ochrony i kupić ich
przychylność składa im człowiek w ofierze
dary. I od tej chwili ta potęga
nieznana, choć przerażająca i groźna,
może dać
poczucie bezpieczeństwa, a więc czynnik potrzebny tak
bardzo przy podejmowaniu działań na rzecz
rozwoju i postępu, a tym samym tworzenia zrębów
cywilizacji.
Od samego zatem niemal początku do dziś, towarzyszy
człowiekowi Bóstwo i pełni tę
samą niezmiennie w jego życiu rolę -
daje nadzieję na ochronę w życiu doczesnym, a po śmierci na szczęśliwe
życie wieczne. Paląca
więc potrzeba i wyobraźnia
człowieka stworzyły iluzoryczne Bóstwo — dla potrzeb i ochrony gatunku
ludzkiego. Z czasem do próśb o nie zawsze
przecież skuteczną ochronę,
dochodzą prośby o przebaczenie za winy, które to być
może były
powodem niewystarczającej ingerencji Bóstwa.
Tworzy się pojęcie
dobra i zła (jabłko
Adama), a z nim prymitywna religia. Powstaje kasta kapłanów, którzy sprytnie uzurpują sobie
prawo do pośredniczenia w dialogu, Bóstwo — Człowiek. Bóg taki, stworzony w ludzkiej wyobraźni staje się
teraz zaborczy, zazdrosny i niesłychanie zachłanny. Zaczyna walczyć o swoją pozycję w określonym społeczeństwie,
ale też o finanse. Zwalcza bezwzględnie
wszelkie próby osłabienia jego znaczenia i wielkości.
Wymagania
„Bóstwa" nieustannie
rosną, a potrzeby te
realizują się według
zasady — „nie mnie to dajesz synku, a Bogu".
Tworzy się pojęcie nagrody i kary, a więc metoda
marchewki i kija, czyli rozwiniętego dziś do absurdu
pojęcia nieba i piekła.
Rozwijająca się religia wytycza
kierunki rozwoju narodów, a jej idea i struktura dają początek powstania,
rozwoju i umocnienia się różnic klasowych.
Religia
więc, jako instytucja
nieproduktywna, stworzyła
dla swoich potrzeb i zapisała w świętych księgach
jako niezmienne Słowo Boże, systemy
wyzysku i nierówności społecznej, i zaszczepiła je światu — w przeciwnym bowiem razie nie mogłaby
istnieć. Teraz religia, a z
nią jej ustrój społeczny otrzymały „podstawę
prawną". Do jej ochrony obrały sobie brutalny gwałt i niekontrolowaną przemoc. Na długie wieki ustaje postęp. W taki to sposób
potrzeba
prymitywnego człowieka stworzyła systemy
religijne, te zaś zamiast ochrony dały mu przemoc, wyzysk i gwałt. Nie
Bóstwo więc stworzyło religię, a prymitywna religia stworzyła
Bóstwo!
Tak więc, początkowo bóg
prymitywny z upływem czasu wzbogacał się o nowe przymioty,
umacniał stopniowo swoją pozycję, rosło jego znaczenie w społeczeństwie. Rósł taki
bóg w siłę i potęgę, a wielkość jego
odbijała się piętnem na życiu
określonych grup ludzkich. Z czasem, zgodnie z potrzebą i wolą ludu, nabiera ich bóg cech
ludzkich i staje się w połowie bogiem, w połowie człowiekiem.
W końcu wyobraźnia ludzka, ale
też i potrzeby umysłowe ludzkości każą stworzyć
Bogu człowieka, czyli faktycznie swojego stwórcę. Śmiertelnym
wrogiem takiego Boga jest wszelki postęp, bo za nim idzie zmiana świadomości, a ta odsłania brutalnie jego słabości i braki. Dzieje się tak, bo Bóg i stworzone wokół niego dogmaty są stałe i niezmienne, w przeciwieństwie do
rozwijającej się nieustannie świadomości ludzkiej.
Chrześcijański Bóg Ojciec Urodziłem
się i wychowałem zresztą też w kręgach kultury i tradycji judeochrześcijańskiej, toteż siłą
tego faktu poznałem w jakimś tam stopniu podstawy chrześcijaństwa, w na tyle
jednak wystarczającym, by wychwycić z gmatwaniny legend i podań
istnienie niezmierzonych i nie do objęcia przez rozum ludzki rozmiarów
tajemnicy i potęgi Boga. Nie było też dla mnie zaskoczeniem, gdy w latach późniejszych
zetknąwszy się z innymi religiami, zauważyłem
ten sam niezmienny, powtarzający się w każdej z nich element i zrozumiałem, że to jest
jedyna możliwa do zaakceptowania prawda. Prawda ta jednak, zamazana i zniekształcona
przez różne ideologie — doktryny, przypisujące
sobie możliwość wejścia w głąb zagadnienia, a nawet w głąb Boga,
przedstawiona jest przez nie w sposób zaiste żałosny i płytki, dokładnie
jednak przemyślany i skierowany sprytnie w stronę niewysychającego nigdy strumienia
pełnego nieprzebranych dóbr materialnych i napełniających sukcesywnie
skarbce duchowych przywódców, czy też liderów trudnych dziś do zliczenia
religii, odłamów, sekt czy grup
religijnych.
Wszelkie jednak próby
poznania Boga rozmijają się z celem, bo naiwne, wypływające z nich wnioski
odbiegają tak dalece od prawdy, że nie tylko nie są nawet namiastką
Jego chwały, ale są wręcz poniżające dla
Boskiej Wielkości, a więc są i grzeszne, jeśli można oczywiście tak
to zagadnienie ująć.
Problem jednak, a i nasze szczęście zarazem są w tym,
że potęga Boga jest aż tak wielka, iż nie mają dla niego najmniejszego znaczenia
tego rodzaju dewiacje, choćby nawet objąć miały cały, ogromny w naszym pojęciu, a w istocie maleńki jak ziarnko maku
„nasz świat".
Chrześcijaństwo zapożyczyło Boga z religii hebrajskiej, a więc tego
Boga, który przemawia do proroków, który chadza po Raju, Boga
do którego jeździ się na ognistym rydwanie i wreszcie Boga okrutnego, mściwego i okropnie
zazdrosnego zarazem. Z pierwszego
przykazania wcale nie wynika, że był Bogiem jedynym, a był jednym z wielu. Pod
górą Synaj przemawia do Żydów z Kamiennych Tablic tak: "Nie będziesz miał Bogów cudzych przede
mną". Cudzych, to znaczy oczywiście czyichś innych. A w Księdze Wyjścia na tę
okoliczność czytamy: „Gdyż nie będziesz się kłaniał innemu bogu.
Albowiem Pan, którego imię jest 'Zazdrosny', jest Bogiem
zazdrosnym" (34,14 ).
Taki
to osobowy Bóg przemawia ze
stron Biblii i wyłania się w pewnym sensie z trzech ewangelii zwanych kanonicznymi.
Bóg na którego podobieństwo zostaliśmy stworzeni (nie jest jednak
jasne do której części Trójcy jesteśmy podobni), a więc materialny Bóg
osobowy, przedstawiany
przez kościół zawsze jako
starszy Pan z długą siwą brodą,
przebywający w materialnym niebie, gdzie
odpoczywa na złotym tronie po trudzie stworzenia świata.
Cała więc jego aktywność ogranicza się teraz do odpoczynku po wyczerpującym akcie kreacji i słuchania chórów
anielskich.
Tak jednak pojęty Bóg
lokuje świat — chcąc nie chcąc — w ograniczonym, czy też
określonym jakimś miejscu i wymiarze. Stało
się tak dlatego, że wyobraźnia twórców żydowskich
była też ograniczona i też o ograniczonym wymiarze. Stworzyli tedy Boga na miarę swoich możliwości
intelektualnych, ale też i realnych
potrzeb narodowych i cały też wokół
niego zespół wierzeń i wydarzeń zwany dziś judaizmem. Tam to właśnie sięgają korzenie chrześcijaństwa i stamtąd wzięła się idea chrześcijańskiego Boga.
Natomiast w Ewangelii św. Jana ukazuje się Bóg
zupełnie inny: niematerialny, bezpostaciowy, Bóg,
który nie ma określonego miejsca pobytu
ani wyglądu. Taki Bóg nie
mógł stworzyć podobnego do siebie człowieka, ponieważ sam nie jest do
nikogo podobny.
"Na początku było słowo, a słowo było u Boga i Bogiem było słowo",
mówi św. Jan. Tak przedstawiony Bóg
to bezpostaciowy Bóg neoplatoński, Bóg, który nie ma początku i końca, ani
określonego miejsca pobytu. Bóg Jana pasuje w pewnym sensie do Boga Mojżesza.
Gdy Mojżesz zapytał Boga o Jego
imię, Bóg
rzekł : „Jestem,
który Jestem", i dodał: "Powiedz synom Izraela, że posyła
Cię JESTEM". De Mello, wielki filozof
naszych czasów, mówi: "Ludzie stają się bałwochwalcami
sądząc, że gdy idzie o Boga, słowo jest tożsame z tym co opisuje".
W umyśle człowieka powstaje
wtedy bożek duchowy, a my stajemy się więźniami swoich pojęć,
wszak Bóg to tylko słowo. "Zaiste,
nie wymyślajcie podobnych Allachowi" mówi Koran. Oznacza to, że
nikt nie dorównuje istocie Boga i że nie jest On podobny do istot, które
stworzył.
A św. Tomasz z Akwinu, największy bodaj myśliciel chrześcijański mówił: "Ponieważ
nie możemy stwierdzić, czym jest Bóg, lecz jedynie czym Bóg nie jest, a więc
nie możemy rozważać, jaki Bóg jest, ale tylko jaki nie jest".
Istnienie jednak osobowego boga ma dla chrześcijaństwa fundamentalne znaczenie, pasuje bowiem do narodzin, śmierci,
zmartwychwstania i wniebowstąpienia Jezusa, a w tych to
właśnie dogmatach chrześcijaństwo ma swój początek i cały swój sens.
Jezus
materialny wstępuje w końcu do materialnego nieba i tam siedzi po prawicy
materialnego (bo jakiegóż innego) Boga Ojca, czyli Boga jakiego chcą mieć
Żydzi, a za nimi chrześcijanie.
Tajemnice wszechświata przerastają zdecydowanie nasze możliwości poznawcze.
Nie chce jednak dumna istota ludzka, której wpojono
absurdalny dogmat o podobieństwie do Boga
pogodzić się z tym faktem, toteż czyni rozpaczliwe wysiłki, by uchylić
choć rąbka tej zamkniętej dla nas wiedzy.
Wszystkie jednak wysiłki naszych filozofów,
nie tylko nie przybliżają nas do źródeł prawdy, a wręcz przeciwnie,
powodują zamęt w głowie.
Uzupełnieniem i poparciem zarazem dla omawianego tematu niech będzie fragment z nauki św. Pawła zawarty w Dziejach Apostolskich (D.Ap. 17,24-31):
24. Bóg, który stworzył
świat i wszystko, co na nim, Ten będąc Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach
ręką zbudowanych.
25. Ani też nie służy
mu się rękami ludzkimi, jak gdyby czego potrzebował, gdyż sam daje wszystkim
życie i tchnienie i wszystko.
26. Z jednego pnia
wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze
ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich
zamieszkania.
27. Żeby szukały
Boga, czy go może nie wyczują i nie znajda, bo przecież nie jest On daleko od
każdego z nas.
28. Albowiem w nim żyjemy i poruszamy się, i jesteśmy, jak to i niektórzy z waszych poetów
powiedzieli: Z Jego
bowiem rodu jesteśmy.
29. Będąc więc z rodu Bożego, nie powinniśmy sądzić,
że bóstwo jest podobne do złota albo srebra, albo do kamienia,
wytworu sztuki i ludzkiego umysłu.
W Ewangelii zaś św. Jana
czytamy: "Czyż nie napisano w waszym Zakonie 'Jam rzekł:
bogami jesteście'?" (Jan. 10,34-35)
A Boga znamy głównie z objawienia Jezusa i tyle tylko o nim wiemy, ile
zrozumieć byliśmy w stanie z Jego skomplikowanego i niejasnego zupełnie dla
nas opisu. Nikt z ludzi Boga nie dotknął, ani nawet nie widział, toteż
tworzenie jego wizerunku jest wyłącznie dziełem
ludzkiej, nie zawsze zdrowej wyobraźni, a więc jest zdecydowanie dalekie
od prawdy. Jezus nigdy nie opisał postaci Boga, czynią to natomiast
liderzy poszczególnych wyznań chrześcijańskich, którzy prześcigają się w głoszeniu wymyślonych jego przymiotów, miejsca jego pobytu, jego potrzeb i żądań, czy w końcu jego postaci.
Św. Tomasz z Akwinu mówi: Poznać Boga jako niepoznawalnego.
Rzeczywistość, Bóg, boskość, prawda, miłość,
są niepoznawalne, to znaczy nie mogą być pojęte przez myślący
umysł. Powinno to powstrzymać olbrzymią liczbę pytań, które ludzie
stawiają, ponieważ żyją iluzją, że możemy wiedzieć. A nie wiemy. I wiedzieć nie możemy.
Skomplikowana ta wiedza i filozofia nie przybliżają nam
postaci Boga, a wręcz przeciwnie. W wyniku jednak mozolnych rozważań, głębokich
dociekań i logicznej analizy dostępnej nam dziś wiedzy dochodzimy w końcu do wniosku, że Bóg o którym mówią,
że go znamy, to jedynie owoc
wyobraźni prymitywnego człowieka, utrwalany i rozwijany na przestrzeni
długich wieków.
W konkluzji widzimy więc, że Boga nie ma nie tylko w trzech
osobach, ale nawet w jednej. Bóg jest nie do opisania, ani też pojęcia przez
rozum ludzki. Sumując te rozważania widzimy że: 1 — Nie ma żadnego materialnego
Boga. Według Biblii, jest absolutnie nieokreślony
Bóg — Bóstwo, który nie ma żadnej postaci, ani
żadnego określonego miejsca pobytu. W
Ewangelii Św. Jana czytamy: „Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją
oddawać w duchu i w prawdzie". (Ew. Św.
Jana 4,24). Warto
przy tym pamiętać, że Bóg nie jest żadna tajemnicą.
Jest po prostu poza naszymi możliwościami poznawczymi i intelektualnymi.
2 — Nie ma żadnego materialnego nieba. Według Ewangelii, Niebo jest jakąś nieznaną
nam, wyższą formą istnienia niematerialnego. Jan Paweł
II określił to pełnią szczęścia intelektualnego. W Ewangelii św. Łukasza czytamy
zaś: "Zapytany przez faryzeuszów, kiedy nadejdzie królestwo Boże, odrzekł
im: 'Królestwo Boże nie
przychodzi w sposób dostrzegalny; i nie będzie można powiedzieć: Oto tu
jest, oto tam. Królestwo Boże
bowiem jest już wśród was'". ( Ł. 17. 20, 21 ).
3 — Nikt nigdy nie stworzył świata — on zawsze był i zawsze będzie.
Może jednak przyjmować różne formy.
„Świat
nasz" powstał więc nie w wyniku Boskiego Aktu
Stworzenia, a w wyniku Aktu Przekształcenia.
Nie jest to oczywiście cała prawda, ale jest do przyjęcia na użytek
codzienny. Świat był zawsze w niekończącej sięprzestrzeni
kosmicznej i to musi być punktem wyjścia w naszych dalszych rozważaniach,
jeśli nie chcemy stanąć w miejscu.
Założenie takie nie przybliża nas jednak do pojęcia czy zrozumienia
Boga, a wręcz odwrotnie.
4 — Nikt nigdy nie stworzył życia.
Było ono jak i świat zawsze i zawsze będzie, pod różnymi jednak
formami i w różnych miejscach wszechświata. Problem
bierze się stąd, że Biblia mówi: stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje, Koran
zaś: nie wymyślajcie podobnych Allachowi.
Takie jednak ujęcie problemu wyzwala
oczywiście następne pytania, jak
choćby słynne już pytanie Fay
Weldona, w którym nie pyta on co było na sekundę po Wielkim Wybuchu, ale co
było pół sekundy przed nim. Otóż odpowiedź jest zaskakująco prosta, a mianowicie: było to samo co po nim, z tym, że wszechświat wzbogacił
się o nic nie znaczący w skali wszechświata jakiś tam kosmos, a których
powstają ciągle miliony i miliony giną. To jest tak samo jak z narodzeniem
dziecka. Czy coś się zmieniło na świecie po jego urodzeniu?
Praktycznie nic, o tyle że narodziło się dziecko, które od samego
początku, po to tylko by żyć, wywiera jakiś tam, niezauważalny praktycznie
wpływ na obraz
świata.
A gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Sami znajdźcie go w tych strzępach
wiedzy i pełzającej filozofii.
Bóg zatem nie jest na górze, ani też na dole, bo Bóg nie mieści się w ludzkiej hierarchii. Bóg jest zupełnie poza naszą gradacją. Jest więc mniej
więcej tak, jak na szmaragdowej tablicy Hermesa, gdzie napisano: "Ponieważ to, co na dole, jest takie samo jak to, co na górze, i ponieważ to, co na górze, jest takie samo jak to, co na dole — a dzieje się
tak dla przygotowania i osiągnięcia rzeczy Jedynej".
Boga więc nikt wyrazić ani opisać nie potrafi, „Wszak Bóg to
tylko słowo". Bóg więc jest pojęciem czysto teoretycznym, jest
abstrakcją teologiczną, daleki od jakiejkolwiek rzeczywistości, a ginie zupełnie w naszej wyobraźni
wobec właściwie pojętej nieskończoności.
Wtedy Bóg, idąc za Janem
Ewangelistą, staje się
„Słowem".
A swoją drogą, jeśli chrześcijanie chcą mówić o Bogu i uwielbiać
jego wielkość, najpierw powinni określić jasno co w ich pojęciu słowo Bóg
oznacza, wszystko bowiem wskazuje na to, że Bóg chrześcijański jest
zmodernizowaną formą bogów Starożytności i nie ma nic wspólnego z Bogiem w naszym dzisiejszym, a jedynym do przyjęcia przez myślącego człowieka
jego pojęciem.
Opis Boga, jego przymiotów i przykazań znajdujemy w Biblii. Popatrzmy zatem co to jest
Biblia
Otóż Biblia — czyli Pismo
Święte, jest zbiorem ksiąg religijnych uznanych za święte przez judaizm i chrześcijaństwo (encyklopedia PWN). Dla
wielu mocno wierzących jest więc księgą
świętą, jedyną w swoim rodzaju, natchnioną, podyktowaną przez Boga
samego w ciągu 1600 lat. Zawiera według nich „prawdę niewątpliwą, bezbłędną w rzeczach teologii,
moralności, polityki i wiedzy. Jest więc bezpośrednim echem niebios,
testamentem przekazanym ziemi przez Boga".
W
istocie jednak jest, mówiąc krótko, „zbiorem prac historycznych,
literackich i religijnych, myślicieli i pisarzy izraelskich różnych epok". Z tego
też powodu Biblię badać należy nie jako źródło objawienia boskiego, lecz
jako historyczny dokument, z którego można się dowiedzieć jak parę tysięcy
lat temu żył, myślał, pisał, marzył i fantazjował mały pasterski szczep
Bliskiego Wschodu.
Z
lektury Biblii wynika, że Bóg Izraela — Jahwe — utworzony z syntezy bóstw
zwanych Elohim, stał się jedynym
Bogiem Narodu Wybranego i wrogiem wszystkich innych ludów, które nie uznają
go za Boga.
Takie
jednak pojmowanie Boga wprowadza ideę nierówności rasowej oraz pojęcie
narodu wybranego, a w logicznej konsekwencji jego wyróżnienie, ale i odosobnienie. Daje też podstawę i faktycznie wyzwala poczucie przesadnej dumy
narodowej, a tym samym narodowej
pychy.
Ponadto
wiedza zawarta w Biblii, a dotycząca budowy i początków Wszechświata, w tym również
życia na ziemi, ma się zupełnie nijak do znanych nam obecnie faktów
naukowych, nie przedstawia więc absolutnie żadnej wartości poznawczej.
Respektowana
zatem być może jedynie przy dużej nieświadomości lub też dobrej woli, ale
nigdy jako źródło niepodważalnej prawdy czy wiedzy.
Niebo
Mojżesza i proroków, niebo Pięcioksięgu, Wniebowstąpienia Chrystusa, niebo, z którego schodzą aniołowie i na które się „wchodzi"
na wozie ognistym, niebo w którym ukrywa się majestat stworzyciela, stało
się dziś, za sprawą nauki, bezpowrotnie odarte z baśniowych podań. Akt ten
jednak bolesny okrutnie dla chrześcijaństwa, nie pozostał bez wpływu na
stosunek Kościoła do nauki, a pierwszą bodaj znaną ofiarą nowego spojrzenia
na świat został
pionier i krzewiciel postępu, wielki naukowiec i myśliciel tamtych czasów — Giordano Bruno, spalony bestialsko na stosie z wyroku św.
Inkwizycji 16 lutego 1600 r.
Nauka
odkryła słabość biblijnej wiedzy i niedorzeczność rojeń teologicznych,
biorących początek w Księdze Rodzaju i Ewangelii.
Nie udało się więc
pomimo ogromnych wysiłków katechetów i misjonarzy, stosów i grozy
wiecznego potępienia, zrobić z wymysłów starego żydowskiego pisma,
księgi nauki, prawdy i zbawienia. Biblijny obraz i sposób pojmowania
Boga i religii zarazem, spychają nas daleko w przeszłość, wywołując uczucie
niedosytu i rozczarowania, które w konsekwencji prowadzić muszą do dalekich
od prawdy, często niepoważnych skojarzeń i refleksji. Z
Biblii bierze swój początek chrześcijaństwo.
Popatrzmy więc czym ono w istocie jest.
Chrześcijaństwo Dobiega
końca wiek III n.e. Na
arenie ówczesnego świata zachodzą
gigantyczne zmiany, rozsypuje się zwolna ogromne, bodaj największe w dziejach imperium, Imperium
Rzymskie, a wraz z jego upadkiem zamyka się niezmiernie ważny rozdział historii.
Rzym jednak pomimo malejącego z dnia na dzień znaczenia politycznego i ekonomicznego nie odchodzi w cień historii, nie przestaje być centrum świata zachodniego, wychodzi z niego
bowiem i obejmuje stopniowo cały niemal
obszar imperium nowa, chrześcijańska ideologia, która odbije się
piętnem na losach świata i kształtować
teraz będzie jego oblicze.
By
zrozumieć istotę przemian zachodzących w Cesarstwie Rzymskim musimy przyglądnąć
się bliżej i przeanalizować zespół czynników tworzących ówczesną
rzeczywistość.
Otóż
na czoło wysuwa się polityczne i militarne położenie Rzymu oraz
stan umysłów jego
obywateli.
Olbrzymie państwo było mocno zagrożone.
Kolonie z niechęcią znosiły jarzmo, które z dniem każdym
stawało się cięższe. Wszędzie było po trosze niezadowolenia, buntu,
zdrady, porażki. Na granicach
grasowały bezkarnie bezczelne, wszak bitne plemiona barbarzyńców, a w kraju szerzyły się liczne, trudne do opanowania zamieszki i powstania, o których przybyłe do Rzymu wieści
drażniły dumę władczego
narodu.
Ale
wśród wielu grup ludności była w Rzymie jedna grupa narodowościowa, która miała szczególny powód do radości i przykładała się chętnie do podkopywania fundamentów Państwa Rzymskiego.
Zagubiona w tłumie patriotów i nacjonalistów
garstka ludzi żydowskiego pochodzenia radowała się z tego, co było
smutkiem dla ogółu. Ta szkodliwa sekta, zrazu zduszona, wkrótce
rozpowszechniła się nie tylko w Judei,
skąd pochodziła, lecz i w Rzymie samym, bo tu zbrodnia i nikczemność
ze wszystkich końców świata ściekały i znajdowały obrońców.
Ludzie ci powoływali się na człowieka, który rzekł: „Kto chce
iść za mną musi wyrzec się ojca, matki, żony, dzieci, sióstr swych i braci, a nawet życia własnego".
Ci ludzie biedni, Żydzi z pochodzenia, spodziewali się, że wnet nastąpi
koniec świata. Odmawiali służby wojskowej i zapowiadali bliski upadek państwa.
Wierzyli w nastanie królestwa Bożego, w którym biedni i maluczcy zajmą miejsce bogaczy i możnych. Patrioci zaś żydowscy
dopatrywali się w upadku Rzymu szansy na odrodzenie narodowe Izraela. Swetoniusz
miesza żydów z chrześcijanami i zarzuca im, że są w Rzymie powodem ciągłych buntów i niepokojów, a gwałtowność prześladowań i okrucieństwo mąk wywołują pochwałę dla Nerona. Tacyt po pożarze w Rzymie
uważa chrześcijan za zbrodniarzy zasługujących na największą surowość,
nazywa ich winowajcami i uznaje za zasługujących na śmierć. Jak więc teraz
wytłumaczyć to, co z oddali wieków wydaje się nam niesprawiedliwością i okrucieństwem?
Wraz
z Żydami wchodzi do Rzymu ta
nowa, zapoczątkowana w Judei ideologia,
obejmując wszystkie
dziedziny życia od nauki i kultury do
systemu politycznego włącznie.
Ale Kościół jako twórca
nowego porządku na świecie stał
się też feudałem, a dalej kapitalistą, z konieczności więc
niejako tłumić musiał (nie przebierając w środkach) wszelki ruch postępowy, a szczególnie próby przeprowadzenia reform
społecznych.
Idea
chrześcijańska nie jest ideą
nową, a jest tylko jedną z form judaizmu. Zakiełkowała nieśmiało w Judei, z czasem poszerzyła
swe wpływy tak, by w końcu eksplodować potężnie na wzór erupcji wulkanu,
rozprzestrzeniając tym aktem na długie wieki
żydowski sposób myślenia i pojmowania świata. W judaizmie są też jej korzenie i cały jej sens. Z judaizmu zapożyczyło
chrześcijaństwo swego Boga, tam ma początek jego świat i życie, tam w końcu
przedstawiony jest Dekalog — podstawa porządku i moralności chrześcijańskiej.
Do Starego Testamentu chrześcijaństwo dodało tylko Nowy Testament, lecz nie po to,
by mu zaprzeczyć, a po to, by go dopełnić, a Jezus — Mesjasz -
miał być pomostem łączącym Stare z Nowym.
Jezus mówi: „Nie
przyszedłem zwalczać, a uzupełnić".
Chrześcijaństwo jest więc uzupełnieniem, by nie rzec echem judaizmu,
toteż prawidłowa jego nazwa brzmieć powinna judeochrześcijaństwo. Chrześcijaństwo
nie powstało bynajmniej z Bożego nakazu, nie jest też wynikiem
naturalnej ewolucji obrastającego legendą judaizmu, czy może walk i sporów w jego obrębie. Chrześcijaństwo
powstać mogło i utrwalić się jedynie wobec palącej potrzeby uciśnionego
ludu izraelskiego, a więc niesłychanej
niedoli szerokich mas społecznych
oraz, jak czas pokazał, dumy
narodowej i w końcu pragnienia wolności
podbitego narodu. Chrześcijaństwo wyrosło więc z potrzeby chwili i przez nią w zasadzie zostało
zainspirowane. Świat
ogromnego wyzysku i nierówności społecznej, świat bezsilności prostego
ludu, świat nędzy, chorób, głodu i rozpaczy, przyjął z entuzjazmem
ideologię sprawiedliwości choćby nawet w życiu
przyszłym, a ta objawiła
się światu w postaci Jezusa z Nazaretu, który
mienił się być Synem Bożym, a przez ewangelistów
zwany Mesjaszem,
Odkupicielem, Chrystusem. Fundament jego nauki jest prosty i czytelny. Zapowiada
rychły koniec świata i ponowne jego zejście w chwale na obłokach. Wtedy będzie sądzić
żywych i umarłych. Uciemiężony lud prosty czeka nagroda, a grzeszników, bogaczy i niewiernych kara. Realizują się więc
marzenia ludu o dopełnieniu się sprawiedliwości, choćby w życiu przyszłym,
której lud prosty pozbawiony był na ziemi. Naród
chwyta więc i rozwija tę ideę, uzupełnioną malowniczo przez
Nazarejczyka w przypowieści o bogaczu i
Łazarzu:
"Był
bogacz, który przyodziewał się w purpurę i bistor i dzień w dzień
ucztował wesoło i wystawnie. Przed jego drzwiami leżał żebrak imieniem Łazarz,
cały pokryty wrzodami. Jak chętnie byłby nasycił się tym co spadało ze stołu
bogacza! Lecz nikt nic mu nie podał, a tylko psy przychodziły i lizały rany
jego. W końcu żebrak umarł, a aniołowie przenieśli go na łono Abrahama.
Umarł także bogacz i został pochowany. A podniósłszy oczy swoje, gdy był w mękach, ujrzał Abrahama z daleka i Łazarza na łonie jego. A on wołając
rzekł: Ojcze Abrahamie! zmiłuj się nade mną, a poślij Łazarza, aby umoczył
koniec palca swego w wodzie, aby ochłodził
język mój, bo cierpię męki w tym płomieniu.
I rzekł mu Abraham: Synu!
wspomnij, żeś odebrał dobra za żywota twego, a Łazarzowi w równej mierze zło, a teraz on ma pociechę, a ty męki cierpisz".
Wiadomości o dziejach Jezusa są bardzo skąpe i fragmentaryczne, na narodzeniu bowiem i na związanych z tym epizodach
kończą się praktycznie o nim doniesienia na okres bodajże
30 lat. Po tym czasie
pojawia się znów na parę miesięcy
Jezus-Nauczyciel i rozpoczyna swą działalność
publiczną, a ta z czasem stała się
inspiracją i fundamentem nowo
tworzącej się religii, filozofii i nowego ładu na świecie.
Tak
więc początek Jezusa to cudowne jego poczęcie i w cudownych okolicznościach narodzenie. Jezus zrodzony został przez dziewicę, za sprawą
Ducha Świętego. Cudowny ten akt
opisany dokładnie w Ewangelii zadaje
jednak kłam przypisywanemu Jezusowi przez ewangelistów pochodzeniu z rodu Dawidowego (z krwi i kości, a nie z adopcji oczywiście). Jezus
bowiem jako Syn Boga nie mógł być
spłodzony przez człowieka, a do rodzaju ludzkiego
Król Dawid przecież należał.
Jeśli
jednak utrzymywać będziemy, że Jezus
jest Bogiem, a więc poczętym przez Ducha Świętego, to
nie może być (to jasne), potomkiem
Dawida, a więc zapowiadanym przez
żydowskich proroków Mesjaszem. Byłby
więc Jezus — syn Boga, a nie człowieka -
jakimś zupełnie nowym, nieprzewidzianym przez proroków zjawiskiem, które
nie ma nic wspólnego ze Starym Testamentem, a więc i biblijnym
Bogiem Ojcem.
A status Bożego Syna, do czego Jezus
nieustannie nawraca na stronach Biblii,
nie jest w gruncie rzeczy czymś nadzwyczajnym. W Starym Testamencie
znaleźć możemy wzmianki o Synach Bożych przebywających na ziemi w kilku co
najmniej miejscach. W Księdze Rodzaju na ten przykład czytamy :
„A kiedy ludzie zaczęli rozmnażać się na ziemi i rodziły im się córki,
ujrzeli Synowie Boży, że córki ludzkie
były piękne. Wzięli więc
sobie za żony te wszystkie, które sobie upatrzyli" ( Gen. 6,1-2).
I dalej: „A w owych czasach, również i potem, gdy Synowie Boży obcowali z córkami ludzkimi, byli na ziemi
olbrzymi, których im one rodziły. To mocarze, którzy z dawien dawna byli sławni" (Gen.
6,4).
W
Księdze Wyjścia natomiast
napisano: „I powiesz do faraona: Tak mówi Pan: Moim synem pierworodnym jest Izrael" (Ex. 4,22).
Natomiast w Nowym Testamencie, w słynnym Kazaniu
na Górze Jezus mówi tak:
„Błogosławieni pokój czyniący! Albowiem oni Synami Bożymi
nazwani będą" (Mt 5,9). Ewangelista
Mateusz najwyraźniej nie znał dogmatu o boskości Jezusa, gdy
wywodził Jego rodowód od
Króla Dawida aż do cieśli Józefa, co w logiczniej kolejności
wskazuje na Jezusa jako na syna Józefowego, potomka Króla Dawida. W takim
bowiem tylko
ujęciu Jezus jako syn Józefa i Maryi, mógłby być zapowiadanym przez
proroków Mesjaszem.
Wszystko
więc sprowadza się do naszych
normalnych ludzkich wymiarów i pojęć, a Bóg wraca na swoje właściwe, należne
mu w naszej świadomości miejsce. Wobec
braku rzetelnych materiałów historycznych niewiele możemy o Jezusie
powiedzieć. Przyjmujemy więc jedynie tylko
te skąpe i kontrowersyjne zresztą wiadomości
zapisane w czterech Ewangeliach, a obejmujące zaledwie parę miesięcy jego życia, choć i te nie
mają potwierdzenia historycznego. Nie
ukazują ponadto Jezusa w sposób na tyle jasny, by przywołać jego nawet
przybliżony obraz. Cała
praktycznie wiedza o Jezusie jest ciągle wielką niewiadomą i pozostanie nią
pewnie na zawsze.
Pewne
jednak jest to, że Jezus jakiego się powszechnie ubóstwia nie istniał nigdy.
Dla chrześcijaństwa nie ma jednak ten fakt
najmniejszego znaczenia. Nie jest ważne nawet to, czy Jezus faktycznie istniał,
ważna jest natomiast wiara w przedstawione fakty
biblijne i nauki Kościoła, a zatem w stworzoną przez człowieka
podstawę filozofii chrześcijańskiej.
Można więc uznać
fundament chrześcijaństwa za tezę
teologiczną, bez potrzeby (ani możliwości)
udowadniania jakichkolwiek faktów. Warto
jednak zwrócić uwagę, że
narodziny Jezusa to tragiczny okres w dziejach Izraela. Jeśli
bowiem pominiemy wzruszającą scenkę ze stajenką i pastuszkami,
najbardziej uderza nas los niewinnie pomordowanych z rozkazu Heroda
dzieci i wynikającą stąd rozpacz ich matek. W Biblii na tę okoliczność
czytamy:
"Rozległ się krzyk w Rama,
płacz i jęk wielki:
Rachel
opłakuje dzieci swe i nie chce przyjąć pociechy,
bo już ich nie ma" (Jr 31, 15).
Szyderczo więc brzmi wobec
tego faktu pieśń anielska:
"Chwała na wysokości Panu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli".
Narodziny
Jezusa kojarzą się więc wielu z rozpaczą i bólem setek, a może tysięcy
matek i rodzin żydowskich, nie zaś z radością wynikającą z narodzenia dzieciątka, choćby nawet Bożego Syna.
Nie da się ponadto zdjąć odpowiedzialności za ten czyn z Boga, który taką akurat drogą poprowadził
Magów ze Wschodu, by Herod usłyszał od nich nowinę o narodzonym Królu
Żydowskim.
* Chrześcijaństwo
zapożyczyło od judaizmu Boga, a wraz z nim przejęło judaistyczną tradycję,
literaturę i żydowskie legendy i baśnie. Wspólne korzenie, czyli
braterstwo judaizmu z chrześcijaństwem nie budzą zatem
najmniejszych wątpliwości. Chrześcijaństwo
wprawdzie poszerza izraelskiego Boga o dwie dodatkowe osoby boskie, nawiązuje
jednak do aktu stworzenia pierwszego człowieka,
upatrując w tym,
na pocieszenie niejako,
przynależności całego rodzaju ludzkiego do rodziny Przedwiecznego. Z czasem jednak Bóg
zawiera przymierze z Abrahamem i tym aktem stają się Żydzi
Narodem Wybranym, a inne narody ludźmi drugiej kategorii. Od tej chwili Bóg Ojciec stał się
Bogiem Narodu Wybranego wyłącznie (mającego w pogardzie inne narody świata), a księgi żydowskie stały się po latach
Świętymi Księgami chrześcijaństwa.
Chrześcijaństwo zatem z racji uwielbiania żydowskiego Boga, poczuwało się
do obowiązku przesadnego uwielbiania tej rasy, a chrześcijańskie stowarzyszenia biblijne wydając miliony na druk i popularyzację Pisma Świętego, popularyzują w istocie literaturę i historię
żydowską i pozyskują dla niej rzesze wielbicieli.
Obie religie nie mogą więc
bez siebie istnieć, a walka jaką
przeciw sobie toczą, jest tylko
walką o wpływy i finanse. Walka ta jednak,
dla wspólnego dobra, nie może się
zakończyć unicestwieniem żadnej z nich. Jak długo więc istnieć będzie chrześcijaństwo, tak długo istnieć
będzie judaizm i vice versa.
Czym zatem jest chrześcijaństwo? Otóż ujmując sprawę najprościej,
chrześcijaństwo to:
- wiara w jednego Boga w trzech
osobach;
- wiara, że Jezus Syn Boga i człowieka jest Bogiem w Trójcy Świętej;
- wiara w mękę Pańską, śmierć Jezusa na krzyżu i Jego
zmartwychwstanie;
- wiara w to, że Jezus siedzi po prawicy Boga Ojca i przyjdzie w chwale na obłokach
sądzić żywych i umarłych.
Chrześcijaństwo
więc wymaga, by wierzyć, że Jezus jest Bogiem i człowiekiem; Bogiem
przez „osobę" Ojca, poczętym
przed wiekami, i człowiekiem przez osobę matki; jest więc Bogiem i Człowiekiem
posiadającym
duszę rozumną (choć nie jest jasne, czy jako Bóg może posiadać duszę) i ciało ludzkie. Równy
jest Ojcu co do swej boskości, niższy zaś od Ojca co do swego człowieczeństwa.
Chociaż jest Bogiem i człowiekiem nie jest dwoma lecz jednym Chrystusem-Mesjaszem.
Jezus więc, który
cierpiał dla naszego zbawienia,
zstąpił do piekieł, na trzeci dzień zmartwychwstał, wstąpił na niebiosa,
siedzi po prawicy Boga Ojca Wszechmogącego (Ojciec więc wszechmogący, a nie Syn). Stamtąd przyjdzie sądzić
żywych i umarłych.
Problem jednak w tym, że
zapowiedź Jezusa nie spełniła się. Jezus
pozostał na krzyżu, wypowiadając znamienne słowa: „Boże, mój Boże,
czemuś mnie opuścił". Ukrzyżowany
Chrystus górował jednak przez swą doktrynę nad utrudzonym i zanurzonym w bagnie wyzysku, pogardy i zdeptanej godności ludzkiej
prostym ludem. To co głosił wywoływało
zachwyt, dawało nadzieję, dopełnić miał się bowiem wreszcie wymarzony i długo
oczekiwany przez lud akt sprawiedliwości.
Ale
ukrzyżowany Jezus nie może pojawić
się na obłokach, nie będzie więc
zapowiadanego Sądu Ostatecznego, nie będzie aktu sprawiedliwości.
Pozostali zawiedzeni uczniowie i rozczarowany lud prosty. Jezus nie dokonał
tego najważniejszego cudu, ważniejszego niż rozdarcie zasłony w świątyni,
ważniejszego niż pękanie głazów i trzęsienie ziemi, ważniejszego wreszcie
niż pojawienie się w mieście powstałych z grobów trupów.
Nie potrafił Jezus dokonać jednego,
łatwiejszego znacznie cudu — nie
potrafił zejść z krzyża. By
utrzymać ginącą legendę
Jezusa, by utrzymać ledwie zasiane
ziarno wiary i nadziei potrzebny był
bezwzględnie akt zmartwychwstania. Akt
zmartwychwstania był w tej sytuacji
podstawowym warunkiem przetrwania zapoczątkowanej religii, dokonać mógł
bowiem tego, czego nie mógł dokonać żywy człowiek.
Potrzeba
zmartwychwstania wynika więc z wiary w ponowne zejście Jezusa — i dla tego też
wyłącznie celu idea ta została stworzona. Jezus mógł wrócić na
obłokach niebieskich tylko pod warunkiem, że nie został w grobie.
Wobec
zaistniałej sytuacji musiał też pokazać,
że samodzielnie może
pokonać śmierć.
Ciała
Jezusa zdjętego z krzyża i złożonego w grobie już tam nie było! I to niewyjaśnione do końca
zdarzenie pozostało dla pokrzepienia serc wątpiących uczniów i przywróciło
utrapionemu ludowi wiarę w powrót Jezusa w chwale.
Niełatwo
jest jednak na podstawie opróżnionego grobu wnioskować o zmartwychwstaniu ciała,
faktem jednak jest, że rozeszła się taka pogłoska i utwierdziła się wieść,
że Jezus mimo śmierci na krzyżu,
żyje. Zapowiadane
więc ponowne zejście Jezusa na obłokach,
zrodziło ideę zmartwychwstania. Wtedy bowiem zmartwychwstały Jezus
pojawić się mógł na obłoku niebieskim i mógł sądzić żywych i umarłych.
Do utrwalenia chrześcijaństwa nie było więc przeszkód. Z
tego to właśnie dogmatu bierze się cała idea chrześcijaństwa.
Święty Paweł w jego słynnym zdaniu mówił:
„Jeśli
Chrystus nie zmartwychwstał, wiara nasza jest próżna". „Miało przyjść Królestwo Boże, a przyszedł Kościół".
1 2 Dalej..
« Chrześcijaństwo (Publikacja: 09-07-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4898 |
|