|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Laicyzacja
Izrael - kraj laickiej wiary Autor tekstu: Kazimierz Koźniewski
Po piętnastu latach druga wizyta w Izraelu. Poprzednia — wiosną
1980 roku — ta wiosną 1995 roku. Piętnaście lat — i nie poznaję tego
kraju. Nie poznaję lotniska — całkowicie chyba przebudowanego, dzisiaj ogromnych hal na miarę
największych europejskich metropolii. Nieustanny ruch samolotów. Kolosalny
ruch turystyczny. W ciągu jednej kwietniowej nocy aż pięć samolotów
tylko do Warszawy i dziesiątki innych do wszystkich stolic Europy, nie tylko
Europy. Nie poznaję ulic ani sylwetki Tel Awiwu: wysokościowce, hotele, przedsiębiorstwa,
sklepy, magazyny, ruch uliczny, bijący w oczy impet handlowo-gospodarczy — wrażenie
metropolii państwa wielodziesięcio a nie pięciomilionowego.
Nie tylko Tel Awiw! Cały Izrael — nawet te jego pustynie na południu i nad Morzem Martwym — zaskakuje przybysza niezwykłym wprost rozwojem
gospodarczym, cywilizacyjnym, urbanistycznym, rolniczym i plantatorskim — na
każdym kroku dostrzegalnym gołym okiem. Historia Palestyny dokumentuje, że
tam gdzie dzisiaj Izrael jest zielony, zadrzewiony, pełen plantacji zbóż i owoców, tam gdzie dzisiaj są wsie i osiedla o ślicznej architekturze biało-czerwonych domków i willi — tam jeszcze na początku naszego stulecia była jałowa, żółta,
kamienista pustynia. I tę pustynię w jej surowym stanie zachowywali Arabowie i Beduini, którym jałowy piach w niczym nie przeszkadzał. Dopiero osadnicy — kibucnicy — żydowscy w ciągu paru dziesięcioleci z pustyni uczynili krainę
żyzną i zieloną. Przez długie lata wojna arabsko-żydowska polegała i na
tym również, że w nocy Arabowie wyrywali i niszczyli te rośliny, które żydowscy
kibucnicy zasiewali w ciągu dnia. To jest informacja historyczna — moja skala
porównań jest mniejsza: tylko piętnaście lat! Lecz te piętnaście
ostatnich lat odmieniło mi obraz Izraela — z kraju przede wszystkim rolniczego,
jakim na pierwszy rzut oka był on w roku 1980, w kraj niezwykłego — powtarzam:
widocznego gołym okiem — rozwoju przemysłowo-handlowego. Coś zupełnie imponującego — i to jest moje Izraelem zaskoczenie pierwsze.
Zaskoczenie drugie — to spokój z jakim toczy się codzienne życie w państwie, którego społeczność jest co kilka dni alarmowana aktami terroru
islamskiego. W państwie, które ma tak niebywale trudny do rozwiązania
problem ułożenia jakiegoś współżycia z palestyńską mniejszością.
Tyle wojen w ciągu niecałego półwiecza! Nieopatrzne, niemądre wytyczenie
przez ONZ, głównie przez Brytyjczyków chcących zaspokoić obie strony,
granicy nowego państwa izraelskiego w roku 1947, które w całości należało
od razu oprzeć na wstędze Jordanu oraz na brzegu Morza Śródziemnego. W 1947
roku można było z Arabami, sojusznikami Hitlera, postąpić dokładnie tak,
jak postąpiono z Niemcami w Polsce czy w Czechach — i dzisiaj problem współistnienia
arabsko-izraelskiego byłby o wiele łatwiejszy do ułożenia. Dzisiaj, gdy w całym świecie fundamentalizm islamski jest tak silny, problem ten jest o wiele, wiele trudniejszy. Choć chyba już sami Arabowie uświadamiają sobie,
że jakoś muszą ułożyć swoje współżycie z Izraelem jeżeli Izrael właśnie
staje się, niczym owe „azjatyckie tygrysy", potęgą gospodarczą, a z
takimi potęgami cywilizacyjnymi i ekonomicznymi tym bardziej muszą się
liczyć społeczności, które ciągle jeszcze nie potrafią same w sposób
nowoczesny rozwiązywać swego rozwoju gospodarczego. A właśnie Arabowie
tego wyraźnie nie potrafią! Żydzi w Izraelu dokonali tego w sposób budzący
podziw.
Napięcia między Izraelem a Palestyńczykami są ciągle
ogromne, ale napięcia tego, stale odnotowywanego w wiadomościach telewizyjnych i radiowych, nie znać w codziennym życiu państwa, społeczeństwa izraelskiego.
Widzi się owszem, dużo wojska — młodych ludzi, chłopców zawsze z karabinami, dziewcząt w mundurach, głównie czatujących na autobusy i autostopy, aby na krótkie urlopy móc z koszar dostać się szybko do domów.
Nie widzi się policji — z wyjątkiem Starej Jerozolimy, lotniska i stref granicznych. Nie czuje się żadnego napięcia politycznego, tak jak
czuje się pozytywne, twórcze napięcia gospodarcze.
I tak widzi się — dostrzega się to też gołym okiem — pewną
specyficzność życia izraelskiego, jakiej nie spotyka się w innych wielkich
miastach i krajach Europy. Głównie tej zachodniej, do której Izrael już całkowicie
przynależy swoim rozwojem gospodarczym (co zresztą potwierdzane jest nawet
czymś takim, jak udziałem drużyn Izraela w sportowych mistrzostwach Europy!). Tą
specyficznością państwa izraelskiego jest jego wewnętrzna sytuacja
religijna — wyraźnie dostrzegalna w życiu społecznym, publicznym izraelskich
Żydów.
W żadnym z krajów europejskich w niedziele tak nie zamiera życie
publiczne, jak w Izraelu zamiera ono w piątek pod wieczór, aż do wieczora
sobotniego. W sobotę o siódmej wieczorem nagle ożywają ulice, otwierają
się restauracje i kawiarnie, tłum pojawia się na chodnikach, ruszają
autobusy. Od wieczora piątkowego do wieczora sobotniego trwa religijne święto.
Cały kraj zamiera — modli się albo milczy. W miastach i między miastami nie
kursują autobusy — z wyjątkiem Hajfy, co ma jakieś historyczne uzasadnienia — a właściciele prywatnych aut, nawet ci „niewierzący" (a auta w Izraelu ma niemal każda rodzina i to nie jedno!) zniewoleni presją opinii o wiele, wiele rzadziej w ten dzień święty korzystają ze swoich pojazdów.
Presja rabinów i ortodoksyjnych Żydów na całą machinę życia państwowego
jest bardzo silna — i bodaj wyrazistsza teraz niż przed piętnastu laty, co
przypisuję zaostrzeniu się walki politycznej z Palestyńczykami. Ktoś mi
powiedział: Izrael jest wyznaniowym państwem niewierzących obywateli!
Znakomita większość mężczyzn, Izraelczyków, chodzi ubrana
najzupełniej świecko, po europejsku, bez żadnych chałatów, czarnych
kapeluszy, bez pejsów — co łatwo zauważyć na każdym kroku. Ale też łatwo
dostrzec, że — szczególnie w soboty — stosunkowo wielu starszych i młodych
mężczyzn ma na głowie przypięte agrafeczką okrągłe, haftowane mycki, mające
świadczyć, że noszący są jednak ludźmi wierzącymi, religijnymi Żydami.
Na zwyczajnych ulicach Tel Awiwu, Jerozolimy, Ascelonu, Hajfy czy dziesiątków
innych miast widzi się — choć nie jest to tak częste — mężczyzn ubranych na
czarno, nawet bez pejsów, w ów rytualny garnitur ortodoksów, którzy z teczkami bądź walizeczkami spieszą do pracy urzędowej bądź gospodarczej.
Ale w Jerozolimie i w innych miastach są dzielnice — w Jerozolimie
najbardziej znana: Mea Sharim — w których wyłącznie, w pewnym odosobnieniu, w dobrowolnym getcie żyją ci najbardziej wierzący Żydzi ortodoksyjni. Mea
Sharim jest dzielnicą osobliwą: z jednej strony już „atakowaną"
przez nowoczesność państwa izraelskiego. Przez środek tej dzielnicy
biegnie komunikacyjna arteria Jerozolimy, jeżdżą tam auta i autobusy, z drugiej strony próbującą zachować swoją zgrzebną, religijną żydowskość.
Tablice informują, że wstęp turystów na te uliczki jest niepożądany,
sklepiki i sklepy tej dzielnicy są skromne i biedne, takie
„dawno-nalewkowe". Tam też wszyscy mężczyźni, od najmłodszych chłopców,
noszą tylko czarne palta i kapelusze często przed słońcem i deszczem
chronione, co wygląda osobliwie, plastikowymi torbami (te kapelusze są drogie, trzeba je oszczędzać!). Tutaj
wszyscy mężczyźni mają pejsy, starsi brody, a zajęci są głównie
studiowaniem pism świętych, Tory i innych.
Ci właśnie ortodoksyjni Żydzi, mieszkańcy owych dzielnic
specjalnych ciągle nie uznają istnienia państwa izraelskiego. To nie jest ich
państwo, ich państwem będzie to, które założy Mojżesz, gdy
zmartwychwstanie. Sytuacja zupełnie paradoksalna, dla jakiegokolwiek
Europejczyka, nawet najbardziej wiernego katolika czy protestanta, całkowicie
niezrozumiała. Młodzi mężczyźni z owych ortodoksyjnych gett zwolnieni są — to też osobliwe! — ze służby w wojsku izraelskim, służby przecież
specjalnie w tym państwie ważnej, długo trwającej, dla bezpieczeństwa
Izraela tak istotnej. Ortodoksyjni Żydzi odmawiają uznania państwa, do którego
przyjechali, odmawiają służby wojskowej, choć to ona chroni ich istnienie,
zajmują się tylko studiowaniem świętych ksiąg; zarabiają na nich żony, które
oczywiście w chwili ślubu golą sobie głowy i zakładają peruki, a ponadto
pieniądze przysyłają im przede wszystkim również ortodoksyjni Żydzi ze
Stanów Zjednoczonych. Sytuacja niemająca odpowiednika w żadnym innym kraju.
Istnieją więc jakby trzy grupy żydowskich obywateli tego,
zaledwie pięciomilionowego państwa — trzy grupy czteromilionowej społeczności żydowskiej.
Grupa pierwsza — najmniej liczna — to owi ortodoksyjni Żydzi, którzy nie uznają
tego państwa, ale państwo uznaje ich. Rabini mają w tym państwie duży i silny głos, poważne wpływy. Druga grupa — to Żydzi wierzący, ale żyjący w sposób zwyczajny, jak wszyscy inni ludzie w Europie, uznający — oczywiście! -
swoje syjonistyczne, izraelskie państwo, noszący się świecko, ale starannie
świętujący piątkowe wieczory i sobotnie dni. Ich wpływy polityczne, państwowe
wykazują każdorazowe głosowania do Knesetu. Nie są one bagatelne, są poważne. I wreszcie grupa trzecia — może najliczniejsza, lecz niebędąca większością
absolutną, to Żydzi laiccy, agnostycy bądź niewierzący, ale całkowicie
zdecydowani, w sposób najbardziej demokratyczny i państwowy, na pełną współpracę z pozostałymi, wierzącymi i praktykującymi Żydami. Mówi się — ale czy to
jest prawda? — że niewierzący stanowią większość izraelskiego społeczeństwa.
Mówi się, że niejedna izraelska rodzina, ustawowo zmuszana do obrzezywania
swoich synów (w Polsce międzywojennej dziecko nieochrzczone nie mogło być
przyjęte do szkoły powszechnej, podstawowej i do gimnazjum również), pamiętając o tragedii Holocaustu, daje rabinowi łapówkę, aby ten nie kalecząc chłopczyka,
wystawiał świadectwo, dokonał tej religijnej czynności. Być może, że
podobne wypadki mają miejsce — nie sądzę, by były one częste.
W Izraelu istnieje sytuacja zupełnie szczególna — jeżeli idzie o udział rabinów w życiu państwa i miejsce religii w życiu obywateli. Nie
należy zapominać — nikt nie zapomina! — jak zasadniczą rolę odegrała
religia mojżeszowa w utrzymaniu się, przez dwa tysiące lat diaspory, odrębności
narodu żydowskiego. Gdyby nie religia to Żydzi rozproszeni wśród tylu
narodów już dawno by się wynarodowili i zasymilowali. Gdyby nie religia to pod
koniec XIX stulecia żaden Teodor Hertzl już by nie zgłosił żadnych
syjonistycznych pretensji do Palestyny! Choć często bardzo syjonistami byli
młodzi już niewierzący Żydzi, to jednak bez religii ich ojców i dziadów
oni sami już nie byliby syjonistami — nie chcieliby wrócić do swojej ziemi Świętej i Macierzystej. Ta właśnie rola religii mojżeszowej w utrwaleniu narodowości
żydowskiej musiała mieć swoje zupełnie podstawowe i szczególne znaczenie w nowo kreowanym państwie izraelskim. Tak jak w dziejach naszej Ziemi nie było
drugiego narodu podobnego w swojej historii, idei, strukturze do narodu żydowskiego
tak i rola rabinów, religii mojżeszowej, w tworzeniu się i w istnieniu
nowego państwa Izraela musiała być, była, i nadal jest szczególna. I choć
dzisiaj już, w nowoczesnym, współczesnym, tak się gospodarczo rozwijającym
państwie izraelskim, owa szczególna rola religii, żydowskiego kleru, Żydów
ortodoksyjnych wydaje się być przeszkodą w rozwiązywaniu wielu problemów
natury państwowej i społecznej również — w tym w rozwiązywaniu arcytrudnego
problemu współżycia z Palestyńczykami — to jednak nie sposób, mając na
względzie przeszłość jeszcze tak niedawną, w sposób radykalny zlaicyzować
państwo izraelskie i uczynić je państwem świeckim, w którym — jak w Europie Zachodniej — Kościoły i państwa są od siebie konstytucyjnie
oddzielone. Tak to w dziejach świata bywa: politycy i generałowie, którzy
wygrywają wojny z reguły nie nadają się do rządzenia, twórczego rządzenia
państwami po wojnie, w pokoju.
Metody jakimi państwa wygrywają wojny z reguły nie nadają się
do stosowania w państwach budujących swój pokojowy dobrobyt. Religia żydowska,
która umożliwiła temu narodowi przetrwanie dwu tysięcy lat diaspory — ta
sama religia we własnym państwie staje się źródłem kłopotów, trudności,
konfliktów. Ale bez tej religii to państwo nigdy by nie zmartwychwstało — więc
też w tym państwie ta religia, jej rabini, będzie jeszcze miała
istotny wpływ przez relatywnie długi czas. Jeżeli Izrael będzie się nadal
rozwijał w takim tempie jak dzieje się to obecnie — jeżeli tak będzie się
rozwijała jego gospodarka, jeżeli w tym rozwoju będzie uczestniczyć — a musi uczestniczyć — powszechna oświata i nauka, tak zresztą jak dzieje się
to obecnie, to z biegiem lat nastąpi coraz większa laicyzacja tego społeczeństwa,
tak jak nastąpiła laicyzacja społeczeństw w Europie Zachodniej. Jeżeli
dzisiaj Izrael ma już znakomitą sieć szkół, w których również uczą się
dzieci Palestyńczyków i Beduinów, obywateli izraelskich, jeżeli w Izraelu
jest dzisiaj, w stosunku do swojej ludności, już teraz największy w skali
światowej procent naukowców, pracujących w znakomitych wyższych
uczelniach to owa laicyzacja społeczeństwa izraelskiego będzie następować w sposób może powolny, ze względu na okoliczności powstania Izraela, ale w sposób nieunikniony. Sądzę, że za dwa, trzy pokolenia — te procesy dzisiaj
postępują jednak prędzej — Izrael przestanie być państwem wyznaniowym, jakim
jest teraz, a stanie się państwem laickim.
Oczywiście o tym przekonają się dopiero nasi wnukowie, którzy z całą pewnością będą jeździć na wycieczki turystyczne do owego
państwa południowoeuropejskiego, z taką samą ciekawością, z jaką dzisiaj jeżdżą
do Izraela wycieczki z Polski i z całego europejskiego i amerykańskiego świata.
I trudno się dziwić: ostatecznie Jerozolima, która powinna być
miastem izraelskim (wszystkie doświadczenia historyczne z miastami tak zwanymi
„wolnymi" są odstraszające) na zawsze pozostanie miastem, w którym
zrodziły się te trzy największe religie, jakie zadecydowały o kulturze
naszego świata — i to miasto zawsze będą chciały poznać miliony ludzi.
Wspaniałość i oryginalność Starej Jerozolimy, tej mieszaniny żydowsko-arabsko-chrześcijańskiej
(taką mieszaniną winno ono zostać na zawsze — miejmy nadzieję, że
zostanie), będąca bogactwem kultury światowej, zawsze będzie fascynować
ludzi z naszych narodów. I ci będą przyjeżdżać, by zobaczyć państwo
izraelskie, już wtedy — miejmy nadzieję, jak wszystkie państwa europejskie,
państwo laickie.
Takie myśli przychodziły mi do głowy, gdy wiosną 1995 roku moi
izraelscy przyjaciele wozili nas po swoim pysznym, z pozoru spokojnym, kwitnącym
kraju, a wieczorami w telewizji oglądałem jak w Gazie wybuch terrorystycznej
bomby rozerwał tych paru islamskich fundamentalistów, którzy tę bombę
przygotowali przeciw izraelskim Żydom.
*
„Res Humana" nr 4/1995.
« Laicyzacja (Publikacja: 16-07-2006 )
Kazimierz KoźniewskiUr. 1919, zm. 2005. Historyk harcerstwa, prozaik, publicysta, eseista, reportażysta. Autor scenariuszy do paru filmów fabularnych. W latach 1939-1940 jeden z założycieli i członek konspiracyjnego PLANu. Od kwietnia 1940 roku do lutego 1941 roku służy w Wojsku Polskim we Francji i w Szkocji. W 1941 roku wysłany jako kurier rządu polskiego do kraju, podczas wykonywania tej misji w sierpniu 1941 roku aresztowany w Budapeszcie, gdzie był więziony aż do roku 1942. W czerwcu 1943 roku powraca nielegalnie do kraju. W latach 1943-1945 pracownik Departamentu Informacji Delegatury Rządu RP na Kraj, pracuje w konspiracji. Jest współpracownikiem pism konspiracyjnych oraz członkiem Naczelnictwa Szarych Szeregów. Od jesieni 1945 roku członek redakcji "Przekroju", a od roku 1957 do śmierci członek zespołu redakcyjnego "Polityki". Autor około 50 książek i co najmniej 6000 artykułów w prasie periodycznej. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Lat tysiąc i dziś. Ociosywanie Mgły | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4923 |
|