|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
W obronie religijnego rozumu Autor tekstu: Jerzy Ładyka
Religijność bywa różna. Taka, która współistnieje z rozumnością, i inna, która od rozumności się uchyla. W społecznościach zróżnicowanych
światopoglądowo o ileż łatwiej żyć w jedności ludziom, którzy, chociaż
odmiennie myślą, to jednakowo respektują wspólnotę rozumności.
Nikt nie kwestionuje faktu istnienia autentycznych postaw
religijności. Przyznać jednak trzeba, że nie sposób określić na ile i w
ilu przypadkach człowiek religijny nawiązuje bezpośredni kontakt z Bogiem.
Reguła jest taka, że z prawdą Bożą zapoznaje się za pośrednictwem innych.
Swą wiarę kształtuje pod wpływem przekazów i interpretacji wcześniej
dokonanych. I przyswaja ich treści w sposób świadomy. Z czego wynika, że w myśleniu ludzi wierzących jest, obok wiary, jako przeżycia emocjonalnego również
rozum. Właśnie rozum religijny, nastawiony w kontakcie z autorytetem do
poznawania treści, które aprobuje w wewnętrznym odruchu wiary.
Uta Ranke Heinemann, autorka NIE i Amen (przekład Karola
Toeplitza, Uraeus, 1994), profesor teologii katolickiej, wyraża, jako człowiek
wierzący, pogląd, że pożądana jest harmonia między wiarą i rozumem. Swój
wysiłek poznawczy, imponującą erudycję i doświadczenie badawcze poświęca
przezwyciężaniu trudności w uzyskiwaniu tego pojednania.
Chrześcijanin, zdaniem autorki, otrzymuje prawdę z drugiej
ręki, zgodnie z uchwałą soborową: „Tego, co Bóg objawił naucza Kościół
katolicki". I jest to prawda cenzurowana. Bóg chrześcijanina jest więc
także Bogiem ocenzurowanym. Jego obraz docierający do świadomości człowieka
religijnego jest ukształtowany przez teologów w formę, która ma charakter
obowiązujący. Uta Ranke Heinemann pragnie bronić przeciętnego chrześcijanina
przed sytuacją, kiedy prawdy religijne zostają w przeróbce teologów
sprowadzone do pseudowiary. Kościół aprobuje wierzenie, odrzuca myślenie.
Wyrządza krzywdę tym, którzy chcą wierzyć i wierzą zgodnie ze swoją miarą,
ale nie chcą pozbawiać się człowieczeństwa, którego znakiem
jest zdolność rozumowania. Kościół zarazem szkodzi swemu dziełu
ewangelizacji, odpychając ludzi dlatego tylko, że pragną pozostawać sobą — istotami rozumnymi, obdarzonymi sumieniem. „Kościół nie jest
zainteresowany rozumem i oświeceniem ludzi. Każda odmiana oświecenia wydaje
mu się podejrzana, częstokroć nawet godna potępienia. Kościół mówi
tylko o zranieniu uczuć religijnych. Na takie zranienia niezwykle bacznie
zwraca uwagę i z tego powodu zwraca się także, nierzadko do sądów. Niestety
nazbyt rzadko zwraca się uwagę na zranienia rozumu religijnego. Religijny
rozum przez literę prawa w ogóle nie jest broniony. Z tego powodu człowiek,
który łaknie prawdy — mając na myśli nie tylko prawdy przepisane przez kościelnych
hierarchów — skazany jest na samego siebie".
Uta Ranke Heinemann wychodzi naprzeciw potrzebom ludzi, którzy
cenią prawo do rozumności, w tym i religijnej.
Proporcjonalnie do znikomej ilości danych historycznych
dotyczących biografii Jezusa wzrastała ilość opisów Jego życia. Zbiór
powiększał się, począwszy od listów apostoła Pawła, przez kolejne
Ewangelie, dzieje Apostolskie i, później, w interpretacjach i uchwałach
soborów Kościoła. W toku odtwarzania a właściwie tworzenia obrazu życia
Jezusa dokonywała się charakterystyczna transformacja. Otóż, w miarę upływu
czasu odsuwała się w cień istotna treść nauki Jezusa a na pierwszy plan
wysuwały się fantastyczne pomysły, będące w istocie substytutami prawdy,
upiększeniami, baśniami. Ich piękno i niezwykłość miały spełnić funkcję
przyciągającą — jakby treść słów Jezusa i Jego postawa nie były
dostatecznie przekonywujące. Rozrastały się, ze szkodą dla rzeczywistego
cudu objawionego właśnie przez „zwyczajność" Jezusa, wątki
ingerencji niebiańskich mocy w Jego życiorysie. Miało to stanowić decydujący
argument o boskości Jezusa i Jego nieziemskim rodowodzie.
W swych analizach, rzetelnych, ale i bezlitosnych
wobec wszelkiego bezsensu, skupia się autorka na wiadomościach uznanych w tradycji kościelnej za aksjomaty. Wyniki są szokujące. Naruszają
utrwalone stereotypy mentalności katechetycznej, która aktywność religijną
umieszcza w sferze deklaracji, gestów, obrzędów, wyrafinowanej liturgii — słowem, w sferze zewnętrzności kontrolowanej skrupulatnie i bezwzględnie przez Kościół.
Uta Ranke Heinemann wyraża dążenia tych, którym chodzi o przywrócenie chrześcijaństwu
idei odnowy poprzez indywidualne przeżycia wiary i ujawnienia jej w postaci
uczynków — dobroci i miłości.
W świetle badań bajką okazuje się opowieść o narodzeniu Jezusa w szopce betlejemskiej, jeśli
zważyć na historyczne nieprawdopodobieństwa i sprzeczności
zawarte w ewangelii Łukasza. Za opowieścią Mateusza o dzieciństwie Jezusa
kryje się pustka historyczna. Odniesienia tegoż Ewangelisty do tekstów
wieszczących Jezusa w Starym Testamencie są swoistymi kompilacjami, dokonywanymi
za wszelką cenę, w tym także przez dorabianie legend do rzekomych proroctw.
Pogląd o niepokalanym poczęciu nie wytrzymuje krytyki, tym bardziej, że
judaizmowi i wczesnemu chrześcijaństwu obce były wyobrażenia o narodzeniu z dziewicy. Fantazja ta została zaczerpnięta z mitologii hellenistycznej i była pożyteczna w propagowaniu chrześcijaństwa wśród pogan, za których,
do dnia dzisiejszego, Kościół uznaje wszystkich, którzy nie są ochrzczeni.
Co do nauki Kościoła o aniołach, autorka dowodzi, że wyobrażenie tej istoty zaczerpnięte zostało z wcześniejszych religii wschodnich. Szatan był także aniołem, powołanym
do roli oskarżyciela w sądzie, jaki nad ludźmi sprawuje Bóg. W miarę czasu
„z oskarżającego antagonisty człowieka, przekształca się w antagonistę
Boga i przywódcę antyboskiego Królestwa, staje się po prostu synonimem złej
zasady. Ludzka fantazja wytwarza więc, w celu odciążenia Boga od zła,
coraz większy dystans między Bogiem i Szatanem".
Z analizy Uty Ranke Heinemann wynika, że
przypisywane Jezusowi świadectwo drzewa genealogicznego pozbawia Go
jakiejkolwiek niepowtarzalności. Poza tym, podważa znaczenie nauki o dziewiczym poczęciu. „Jest to przecież teologiczna schizofrenia jeśli
dobry katolik może powiedzieć, więcej — powinien powiedzieć: Jezus jest
potomkiem Dawida, a nie wolno mu powiedzieć:
Jezus jest synem Józefa". Teologowie sprawnie posługują się legendami,
między które wprowadzają zwykłe absurdy („Przedstawiają narodziny
Jezusa jako rezultat dziewiczego poczęcia, a mimo to, na końcu łańcucha
genealogicznego nie występuje matka ale mężczyzna, który w dodatku wcale
nie ma być Jego rzeczywistym ojcem"). Nie kwestionując prawdy, iż Jezusowi właściwe
były cechy uzdrowiciela, autorka uznaje za legendarne lub bajkowe opisy
wskrzeszenia zmarłych i cudów przyrodniczych. Podkreśla natomiast, że Jezus
zhumanizował zjawiska choroby i kalectwa. Zdjął z nich przekleństwo kary za
grzechy, mówiąc po wyleczeniu ślepca: „Ani on nie grzeszył ani jego
rodzice". Tymczasem wedle współczesnego Kodeksu Kanonicznego Kościoła
choroba jest pokutą za popełnione grzechy. AIDS jest świadectwem potępienia. W wersjach męki Jezusa rzeczywistość ustąpiła miejsca fałszywej
interpretacji. W świetle faktów historycznych Jezus oskarżony został przez
Piłata i jako złoczyńca (rewolucjonista, niebezpieczny dla państwa) stracony
na rzymskiej szubienicy. Tymczasem już od czasu Ewangelistów widoczna jest w Kościele skłonność do wybielania Piłata i obciążania wyłącznie Żydów
za śmierć Jezusa. Ta wersja, wspierana przez całkowicie zmyśloną legendę o Judaszu, żydowskim zdrajcy, przekształciła się z czasem w postać
antysemityzmu. W kwestii zmartwychwstania autorka dowodzi, że
nieprawdopodobny pogląd o materialno-fizycznym ożywieniu ciała skutecznie
zaciemnia prawdę wiary, iż śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie
Jezusa dokonały się w jednej i tej samej, jedynej chwili.
Uta Ranke Heinemann kieruje pod adresem teologów
katolickich ciężki zarzut: „Nie słowo Jezusa stało się centrum chrześcijaństwa
lecz teologia krzyża (...). Nie to, co powiedział, lecz to, co Mu uczyniono,
jest dla chrześcijaństwa ważne. Chrześcijaństwo ze swą religią — ludzkiej
ofiary na miejsce Słowa Jezusa osadziło katowską teologię". Nie liczą
się więc nauki Jezusa o tym, jak ludzie mają układać stosunki między sobą,
wolne od złości, nienawiści, agresji i wzajemnej krzywdy. Jak mają się
wspierać w trudach życia dzięki miłości, która jest im właściwa. Liczy
się jego męka i śmierć. Teologia krzyża stawia dramatyczne pytania:
dlaczego Bóg nie daje ludziom szansy samodzielnej walki o zbawienie?; dlaczego
Bóg, miłosierny wszak, nie daruje ludziom ich grzechu
pierworodnego, uznanego ponadto, za tak straszliwą winę?; dlaczego tylko śmierć
własnego syna ma zmazać ludzkie winy?; czy wysyłanie własnego syna na
haniebną śmierć krzyżową świadczy o miłosierdziu?; wobec kogo Bóg
ujawnia swe miłosierdzie — czy syna, który bał się przecież i nie chciał
umierać — czy ludzi, których ukarał za to, że stali się właśnie ludźmi,
istotami świadomymi.
Zdaniem Uty Ranke Heinemann „Kościół postawił naukę
Chrystusa na głowie. Z jego dobrej nowiny uczynił złą nowinę, z Boga miłości uczynił Boga
okropności. Od ludzi żąda się gotowości przebaczania i pojednania
uzasadniając przy tym dobitnie swe wymagania nieubłaganym charakterem, i zawziętością Boga", co widać zwłaszcza w nauce o piekle, miejscu
nigdy nie kończących się męczarni ludzi, którzy zgrzeszyli. Jest to konsekwencją
przekonania, że ośrodkami religii stały się krzyż i krew, cierpienie i ekscytacja cudzą śmiercią. W tej perspektywie ludzie wierzący mają żyć w poczuciu bezbrzeżnej winy, w klimacie strachu i horroru, w poczuciu nicości
poznawczej. Odmawia się im bowiem prawa do samodzielnego czerpania prawdy z
Pisma Świętego, które ponadto faktycznie zastąpione zostało przez słowa
papieża.
Uta Ranke Heinemann włączona jest w nurt myśli
teologicznej, która wytycza kierunek reformy chrześcijaństwa. Warto spojrzeć
jak na książkę NIE i Amen reaguje
prasa katolicka w naszym kraju? Charakterystyczny jest artykuł ks. Michała
Czajkowskiego pod znamiennym tytułem: Teolog z magla („Gazeta
Wyborcza", 24.9.1994). Ks. M. Czajkowski nie podejmuje merytorycznej polemiki z tezami książki, pisze o formie, stylu i cechach
autorki, które sobie dowolnie dedukuje. Książka — powiada protekcjonalnie — „bardziej śmieszy niż obraża". Czy rzeczywiście? Dlaczego więc
recenzent-specjalista obrzuca autorkę gradem posądzeń, pod którymi ugiąć
by się musiał i olbrzym: „urazy, żale, kompleksy, dogmatyzm, demagogia, fałszerstwo,
głupstwo, obsesja, teologia z magla" itd., itp. Czy za tym osobliwym
poczuciem humoru nie kryje się raczej bezradność merytoryczna polemisty? Ks.
M. Czajkowski napomyka, że chętnie by zajrzał w sferę osobistych przeżyć
autorki, pytając: „Z jakim duszpasterstwem stykała się w dzieciństwie i młodości? Jaki spotkała Kościół katolicki, kiedy doń wstąpiła w 1953 r.?
Od czego uciekła w Kościele ewangelickim? Czego szukała? Czego nigdy
nie znalazła?" Ciekawość raczej spowiednika niż polemisty. Wydaje się
bowiem oczywiste, że jeśli jest tekst, tezy i argumentacja — to z nimi właśnie
trzeba sobie poradzić. Bez intymności. I bez przybierania pozy wyższości i wtajemniczenia. Czytelnicy na ogół orientują się co kto napisał i opublikował. Czy to jest niewykonalne dla teologa katolickiego? Przecież Uta
Ranke Heinemann jest również teologiem katolickim.
Klucz emocjonalnej reakcji ks. M. Czajkowskiego tkwi w zdaniu: „Zwłaszcza w dziedzinie biblijnej mamy tutaj (w książce Uty R. H.)
naiwny racjonalizm od dawna rdzą pokryty, przedziwnie, z równie naiwnym
fideizmem koegzystujący". No cóż, zrozumiała jest niechęć kapłana do
„naiwnego racjonalizmu", ale otwarta awersja wobec „naiwnego
fideizmu" wprawia jednak w zakłopotanie zwykłego zjadacza chleba.
*
„Res Humana" nr 2/1995.
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 03-08-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4967 |
|