|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Pseudonauka, paranauka
SHC. W poszukiwaniu cudownego samospalenia Autor tekstu: Massimo Polidoro
Tłumaczenie: Marek Bończak
Trochę prochu, kilka
osmalonych kości i nienaruszona stopa — to wszystko co zostało z pani Mary
Reeser, w następstwie tajemniczego wydarzenia, które ją zabiło wieczorem 1
lipca 1951 roku.
Tego dnia do St.
Petersburga na Florydzie napłynął telegram zaadresowany do sześćdziesięciosiedmioletniej
pani Reeser. Właścicielka domu odebrała telegram i weszła po schodach, by
doręczyć go lokatorce. Jednak pomimo kilkakrotnego wołania, pani Reeser nie
odpowiadała, co było dziwne, jako że nikt nie widział, by wychodziła tego
ranka. Zaniepokojona właścicielka domu zawołała o pomoc przez okno. Wkrótce
dołączyło do niej dwóch malarzy, którzy pracowali na ulicy. Gdy mężczyźni
otworzyli drzwi apartamentu pani Reeser, uderzył w nich kłąb dymu.
Weszli do pomieszczenia i dostrzegli na podłodze makabryczne resztki kobiety. Przybyła nieco później
policja zauważyła, że sufit pokoju pokrywała tłusta, oleista substancja, która
rozlewała się na ścianach, do wysokości 1 m od podłogi. Poniżej tej linii
wyznaczonej przez dym zniszczenia były niewielkie; powyżej wysoka temperatura
stopiła wyłącznik światła, plastikową szklankę i pudełko świec. W ciągu
następnych dni prasa wysuwała najróżniejsze hipotezy, które miały wytłumaczyć
tajemniczy wypadek: kobieta została zabita przez szaleńca za pomocą miotacza
płomieni; połknęła ładunek wybuchowy; została uderzona przez piorun
kulisty itd. Aż wreszcie ktoś zasugerował, że jest to przypadek „samospalenia
ludzkiego". Rzeczywiście, według niektórych nieoczekiwana (i
tajemnicza) reakcja związków chemicznych znajdujących się w organizmie człowieka
mogłyby być przyczyną dziwnych pożarów.
W śledztwo zaangażowało się również FBI, lecz jeszcze po roku nikt nie potrafił wyjaśnić z pewnością, co
wydarzyło się w tamtym apartamencie. „Nasze śledztwo — komentował Cass
Burgess z Policji St. Petersburg — nie doprowadziło do odkrycia niczego, co mogłoby
wyjaśnić, poza wszelkimi wątpliwościami, co się wydarzyło. Sprawa jest
jeszcze otwarta. Jesteśmy wciąż tak dalecy od ustalenia jakiejkolwiek
logicznej przyczyny śmierci, jak byliśmy, gdy pierwszy raz weszliśmy do
apartamentu pani Reeser".
Dr Wilton M. Krogman,
antropolog ze Szkoły medycyny Uniwersytetu w Pensylwanii i międzynarodowy
ekspert od wpływu działania ognia na ciało ludzkie, nie zdołał zrozumieć
co się właściwie stało. „To najbardziej niezwykła rzecz, jaką dotąd
widziałem. Gdy o niej myślę, dostaję ze strachu gęsiej skórki. Gdybym żył w średniowieczu, uznałbym to za efekt czarnej magii".
Stare zjawisko
Biorąc pod uwagę
najbardziej sensacyjne publikacje poświęcone niezwykłym i niewyjaśnionym
wydarzeniom, mogłoby się wydawać, iż zjawisko samospalenia ludzkiego (odtąd
będziemy nazywali je SHC, od skróty angielskiej nazwy opisującej to zjawisko
„Spontaneous Human Combustion") od wieków niepokoi ludzkość; tymczasem istnieje bardzo niewielka liczba opisanych przypadków.
Pierwszą próbą
usystematyzowania znanych ówcześnie przypadków rzekomego SHC była książka Essai
sur les combustions humaines, napisana w 1800 roku przez niejakiego
Pierrr-Aime' Laira. W swoim dziele Lair opisuje jeden z pierwszych przypadków
SHC, który miał miejsce w 1673 roku, kiedy to biedna „wieśniaczka"
spaliła się w Paryżu. Kobieta tęgo popijała. Pewnego razu poszła spać na
sienniku i w ciągu nocy zmarła strawiona przez płomienie. Najbardziej znanym
jest przypadek hrabiny Bandi z Ceseny, opisany w 1731 roku przez ojca Giuseppe
Bianchini (od tego przypadku rozpocząłem badania, zachęcany przez potomkinię
hrabiny Bandi). W swoim sprawozdaniu na Royal Society w Londynie, Bianchini
opowiada, że 66 letnia hrabina, położyła się spać, a następnego dnia rano
pozostały z niej jedynie stopy, część nogi do kolana, fragment głowy, trzy
palce i kupka popiołu. Ponadto pokój wypełniała dziwna tłusta, żółtawa
substancja.
Wśród najbardziej żarliwych
zwolenników hipotezy istnienia SHC znajdowali się niektórzy pisarze z XVIII i XIX wieku, np. Thomas de Quincey, Herman Melville, Emil Zola i Karol Dickens.
Ten ostatni znalazł się w centrum ożywionej dyskusji po opublikowaniu, w 1853
roku, jego powieści Bleak Hous, w której ponura postać, pan Krook, umiera w wyniku "samospalenia".
Filozof George Henry
Lewes oskarżył publicznie Dickensa o wykorzystanie w ten sposób
„prymitywnego przesądu" pozbawionego podstaw naukowych. Lewis
podzielał opinię znakomitego niemieckiego chemika Justusa von Liebiga, który
pisał: „Przekonanie, że człowiek może zapalić się sam z siebie nie
bazuje na wiedzy o okolicznościach śmierci, ale na przeciwieństwie wiedzy,
czyli całkowitej ignorancji wszystkich przyczyn i warunków, poprzedzających
wydarzenie, które ją spowodowało".
Dickens odpowiedział, że istnieją
autentyczne przypadki, jakakolwiek nie byłaby ich przyczyna, których nie można
łatwo wytłumaczyć, a które zdawały się wskazywać raczej na jakiś
nieodkryty dotąd fenomen. W związku z tym wymieniał najdziwniejsze przypadki:
hrabiny Bandi, czy Grace Pett, sześćdziesięcioletniej żony rybaka z St.
Clement, Ipswich. Kobieta zmarła w kwietniu 1744 roku, w tajemniczych okolicznościach.
Wypiła „dużą ilość likieru alkoholowego" i przygotowywała się
do zapalenia fajki, kiedy mąż widział ją ostatni raz. Po powrocie, zamiast
jej ciała, znalazł jedynie kupkę popiołu.
W swej dyskusji Dickens i Lewes nie
zdawali sobie sprawy, iż mówią o dwóch różnych sprawach. Lewes, jak na
dobrego naukowca i racjonalistę przystało, twierdził, że nie istnieją
przyczyny i mechanizmy fizjologiczne, które mogłyby uzasadnić zapłon wewnątrz
ludzkiego ciała. Prawdą jest, że niektórzy ówcześni teoretycy
zaobserwowali ścisłą relację między alkoholizmem ofiar i SHC i na jej
podstawie wywnioskowali, że nasączone alkoholem tkanki ludzkie mogłyby ułatwić
samospalenie. Wśród nich znajdowały się różne grupy moralistów, którzy
posługiwali się SHC, jako pretekstem, by odstraszać ludzi od alkoholu. Jednak
zauważono, że człowiek umarłby z zatrucia alkoholem dużo wcześniej, zanim
jego organizm osiągnąłby tak wysoki poziom nasączenia, że stałby się łatwopalny.
Zatem Lewes wskazywał na brak „przyczyny", a Dickens ograniczał się
do przypominania o istnieniu „efektu": jakieś wydarzenie miało
miejsce, choć nie można było zrozumieć jego przyczyny.
W XIX w. zanotowano kilka przypadków, a w
ciągu XX w. informowano o dwudziestu rzekomych ofiarach SHC, wśród których
najbardziej znaną była bez wątpienia pani Reeser, której historię
opowiedzieliśmy na początku tego artykułu.
Z braku innych naukowych i kompletnych
naukowych badań tego fenomenu, dwaj amerykańscy naukowcy, mój przyjaciel Joe
Nickell i jego kolega John F. Fisher, analityk sądowy w laboratorium
kryminologii Policji z Orange county, w Orlando na Florydzie, poświęcili dwa
lata na zbadanie wszystkich znanych przypadków SHC, by zrozumieć jakie wnioski
można wyciągnąc na podstawie dostępnego materiału.
Śledztwo Nockella i Fischera
Nickell i Fischer
opowiadają między innymi o trzech przypadkach, które miały miejsce w XVIII
wieku: jeden z 1749 roku dotyczy francuskiej osiemdziesięciolatki, pani Boiseon,
która „przez lata nie piła nic innego jak napoje alkoholowe". Jej
dymiące ciało znaleziono na krześle „przy kominku". Inny przypadek
wydarzył się ok. 1774 roku pięćdziesięcioczteroletniej Mary Clues z Covertry, „wielkiej pijaczce", której śmierć prowadzący śledztwo
przypisali zapaleniu się jej nocnej koszuli „od stojącej na krześle świecy
lub głowni, która wypadła z kominka".
Jeśli chodzi o XIX w.
to znamy następujące przypadki: jakiś czas przed 1835 rokiem,
trzydziestoletnia Hannah Bradshaw, alkoholiczka, spaliła się w Nowym Jorku; żar,
który strawił ciało wypalił dziurę w podłodze i kości dziewczyny, razem
ze stopą, znaleziono na piętrze niżej. Znaczący jest fakt, że blisko otworu
znaleziono świecznik ze świecą.
W 1852 roku John
Anderson, przewoźnik drewna, „znany konsument likierów" był
widziany, jak zszedł ze swego wozu, potknął się i spłonął. Jego ciało
uległo zwęgleniu, co wiązano z faktem, że zapaliły się jego ubrania; nie było
innych źródeł, które podtrzymałyby ogień. Fajkę Andersona odnaleziono pod
jego ciałem.
W 1908 roku odnaleziono
martwą profesor języka angielskiego, Wilhelminę Dewar: ciało spłonęło,
ale łóżko na którym spoczywała pozostało nietknięte. Jednak podczas śledztwa
siostra zmarłej zeznała, że kiedy przybyła na miejsce znalazła siostrę
„spaloną, ale jeszcze żywą" i pomogła jej „podejść do łóżka,
gdzie później umarła".
Z tych przypadków,
typowych dla zbadanych trzydziestu, wyłoniło się kilka powtarzających się
elementów. "Na przykład — tłumaczy Nickel — zauważyliśmy, że może
rzeczywiście istnieć relacja między stanem upojenia alkoholowego i przypadkami rzekomego SHC, lecz stwierdziliśmy, że relacja ta prawdopodobnie
wynikała stąd, iż ludzie pijani są mniej ostrożni w obchodzeniu się z ogniem i mniej skuteczni w reakcji na ewentualny wypadek. Opinia lekarza sądowego „Literaturze — tłumaczy
Mark Benecke z departamentu medycyny sądowej policji Nowego Jorku — nie są
znane przypadki, w których organy wewnętrzne spalonego ciała byłyby bardziej
uszkodzone od jego części zewnętrzne. Ta praktyczna obserwacja jest dowodem
na to, że zapalenie nie rozpoczyna się nigdy wewnątrz ciała".
Benecke i jego kolega
David Pescod, biolog, ogłosili rezultaty badań przeprowadzonych na 200
najbardziej typowych przypadkach rzekomego SHC i wskazali na ich niektóre
interesujące cechy. Przede wszystkim potwierdzili relację między upiciem się a samospaleniem.
Ponadto odkryli inną, bardzo istotną
zależność: w przypadkach, w których zniszczenie ciał było stosunkowo małe,
jedyna znacząca ilość materiału opałowego zdawała się ograniczać do
ubrania spalonego człowieka; tam zaś, gdzie zniszczenie było duże znajdowały
się dodatkowe źródła opału (wypchane fotele, drewniane podłogi, dywany...)
które wzmagały spalenie. Ponadto obecność podobnych materiałów pod ciałami,
zdaje się przyczyniać do zatrzymania stopionego tłuszczu, który spala inne
części ciała i do zatrzymywania innego tłuszczu w tzw. „efekcie świecy".
Odkrycie zależności
między zwiększeniem uszkodzenia ciała i ilością zewnętrznych źródeł
paliwa, stanowi ważny element przeciw hipotezie tajemniczego, „wewnętrznego"
źródła ciepła w człowieku. Poza tym fakt, że w pobliżu spalonych ciał
znajdowano zawsze możliwe źródło zapalenia, jak świece, lampy olejowe czy
kominki, czyni jeszcze bardziej nieprawdopodobną hipotezę samospalenia.
Jak zatem wytłumaczyć, że piec
krematoryjny potrzebuje dobre 1300 stopni Celsiusza, aby spopielić ciało? Otóż w ten sposób, że tak wysoka temperatura jest konieczna jeśli proces ten trwać
ma około godziny. Jednak według naukowców ciało ludzkie może zostać całkowicie
zniszczone przez temperatury o wiele niższe, jeśli jest na to wystarczająco
dużo czasu.
Odnaleziono również
obfite ślady tłustej substancji, która pokrywała otaczające ją przedmioty.
Wydaje się, że istnieje „efekt odwróconej świecy": ubrania
zaczynają się palić, zwęglając część ciała, z którego zaczyna wypływać
tłuszcz, nasączając te pierwsze i dodatkowo wzmagając proces palenia, niczym
świeca owinięta knotem. Potwierdza to fakt, że ofiary zazwyczaj nie były
szczupłe, oraz że kończyny — przede wszystkim dolne — w których znajduje się
mniej tłuszczu i często nie są okryte ubraniem, należą do części ciała,
które łatwiej unikają spalenia, dodając grozy scenie wypadku.
Thomas J. Ohlemille,
ekspert z Center for Fire Research w Departament of Commerce Stanów
Zjednoczonych, wyjaśnia: „Śmierć w pożarach spowodowanych przez niezgaszone papierosy jest jedną z najpowszechniejszych przyczyn zgonów w Stanach Zjednoczonych. Spopielenie zachodzi powoli i czasami może obejmować całe
meble bez płomienia".
Właśnie z powodu
wielu możliwości naturalnego wytłumaczenia a także braku przekonujących
dowodów, naukowcy nie uznają autospalenia za realnie istniejący fenomen. Nie
znajduje się on la liście chorób wymienianych w International classification
of diseases, sporządzonej przez Światową Organizację Zdrowia, ani na Index
medicus, indeksie literatury medycznej.
Przypadek
"lepiej udokumentowany" Cóż można zatem
powiedzieć na temat przypadku pani Reeser, przez wielu uważanego za
"lepiej udokumentowany przypadek SHC"? Pozornie nie znaleziono zewnętrznych
źródeł ognia, a ciało zostało niemal całkowicie spalone. Dokonano dokładnej
analizy wszystkich oryginalnych źródeł informacji, począwszy od raportów
policji, co pozwoliło stwierdzić, że gdy ostatni raz widziano panią Reese
(dwanaście godzin przed odkryciem jej zwłok) ubrana była w podomkę z materiału syntetycznego, siedziała na krześle, paliła papierosa i niedawno
zażyła dwie tabletki nasenne.
Gdy poznamy te szczegóły,
nagle tajemnica znika: być może pani Reeser zasnęła z zapalonym papierosem,
który wypadł jej z ręki i zapalił podomkę. Materiał, którym wypchany był
fotel i tłuszcz kobiety mogły przez wiele godzin podtrzymywać ogień, który w takich przypadkach może być bardzo mały i nie tworzyć płomieni.
Prawdopodobnie stopa pozostała nienaruszona, ponieważ w chwili, gdy złamały
się nogi fotela, pani Reeser spadła z niego w taki sposób, że jej stopa znalazła
się poza zasięgiem ognia.
Reasumując, przekonanie
świata naukowego jest takie, że hipoteza samospalenia ludzkiego, jakkolwiek
bardzo sugestywna, nie ma żadnych podstaw naukowych i może mieć inne, proste
wytłumaczenia. „Publikowane dotąd zdjęcia i sprawozdania z rzekomych
przypadków samospalenia — konkluduje Benecke — mogą zostać wytłumaczone
przez znane procesy, które zachodzą na miejscu wydarzenia. Nie ma żadnej
potrzeby, by wymyślać niezwykłe relacje chemiczne czy aktywność paranormalną,
dla wyjaśnienia tego, co błędnie określa się jako samospalenie
ludzkie".
« Pseudonauka, paranauka (Publikacja: 17-12-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5161 |
|