|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Duszne niedouczenie Autor tekstu: Jacek Kozik
Kłamstwo
nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób.
Oscar Wilde
Odbierz przeciętnemu człowiekowi jego
kłamstwo życia, a wziąłeś mu zarazem całe szczęście.
Henryk Ibsen
Ani Zainspirowany przez
bliską memu sercu osobę, której zdanie bardzo sobie cenię, postanowiłem zmienić
ton swoich artykułów (a przynajmniej tego, który teraz piszę) na temat
chrześcijaństwa. To znaczy nie zmienić meritum wypowiadanych sądów, ale formę, w której są podawane pod publiczną rozwagę. Najpierw jednak w dużym skrócie
przywołam to, co od niej usłyszałem:
„Po co zajmujesz
się tym… (tu padło brzydkie słowo w kontekście religii chrześcijańskiej — J.K].
Zamiast skierować swoją energię na coś pozytywnego, to ciągle babrzesz się w tych starociach dla...[kolejne kilka określeń, których tu nie przytoczę] itd.,
itp."
Przyznam, że
wziąłem sobie do serca te słowa, ponieważ znamy się już dość długo i nasze
relacje wytrzymały co nieco złych chwil,
przynosząc o wiele więcej dobrych, które zawsze dodawały mi sił. Żal mi się więc
zrobiło tego wszystkiego co nas łączy i faktu, że zasmuciłem kogoś, kogo bardzo
lubię.
Rzeczywiście
zdarzało mi się przelewać swoje poirytowanie chrześcijaństwem na papier, bo
wydawało mi się, że ciepłe artykuliki dobre są, jako wstęp do poobiedniej
drzemki, a nie by człowieka zmusić do myślenia. Za najlepszą drogę do tego
ostatniego uznałem uwypuklanie niektórych problemów przez ukazywanie ich
absurdalności. Zauważyłem jednak, że to zdaje egzamin w mniej istotnych dla
człowieka sprawach. Na wiarę zaś, wyssaną z mlekiem matki takie metody zupełnie
nie skutkują. Co gorsza, powodują u wierzącego tylko święte oburzenie i zdyskredytowanie autora, które odbywa się na tysiąc sposobów, od pomyślenia
sobie „przecież on nie ma patentu na prawdę", po: „wypisuje jakieś duby
smalone". Oczywiście ze strony takich czytelników nie ma nawet co marzyć o konstruktywnej krytyce.
Skoro, więc trafiam
swoim pisaniem jak przysłowiową kulą w płot, a na dodatek bliskie mi osoby
również wyrażają swoje niezadowolenie, pomyślałem, że najwyższy czas coś
zmienić. Ostatecznie stosunki międzyludzkie pełne są układnych gestów i uśmiechów, za którymi zazwyczaj skrywamy prawdziwe myśli i poglądy. No dobrze,
niech tak będzie. Pobawmy się trochę w wersal towarzyski.
W
komentarzach do
mojego artykułu „Józef jest panem Bogiem"[1]
wywiązała się dyskusja na temat tego, czy jest życie po śmierci czy nie. Stanęło
na tym, że o tym, co jest potem, przekonamy się dopiero wtedy, kiedy sami
umrzemy. Myślę, że to nieprawda.
Zastanówmy się, co
takiego miałoby z nas przetrwać naszą śmierć? Dla wierzących sprawa jest jasna:
dusza. Każdy ma przecież według nich duszę, która po śmierci, o ile dobrze
pamiętam, zostanie osądzona i pójdzie do nieba, piekła lub czyśćca. Co miałoby
zostać po śmierci człowieka niewierzącego w Boga? Nie wiadomo. A może są tacy,
którzy nie wierzą w Boga, ale wierzą w niematerialną duszę? No, to wtedy stajemy
na tym samym gruncie, co wierzący, z tą różnicą, że zamiast owych trzech miejsc,
będzie tam coś innego. Co? Osobiście nie mam pojęcia, ale ci, którzy w przetrwanie takiej duszy wierzą może mają jakąś odpowiedź? (np. „nie mam
pojęcia…"). A może spekulacje na ten temat pozostawiają do nadejścia owego
ostatecznego momentu.
Kiedy z kolei
spróbujemy zapytać chrześcijan, co rozumieją pod słowem „dusza" najczęstszą
odpowiedzią jest, że to coś niematerialnego, co zostało dane człowiekowi przez
Boga, gdyż człowiek składa się z dwóch elementów: duszy i ciała, które jest
przez nią ożywiane. Przy czym rozdzielają oni wyraźnie jedno od drugiego. Oto,
jedyna odpowiedź jaką słyszałem. Pikanterii takiemu konceptowi dodaje fakt, że
kiedy próbowałem wyjaśniać, iż chrześcijaństwo ma inny pomysł na tę sprawę z subtelną, ale decydującą różnicą od tej powszechnie uznawanej, osoby wierzące
były zazwyczaj bardzo zaskoczone. Chciałoby się teraz napisać, że to takie
charakterystyczne dla chrześcijan, którzy jakże często nie mają pojęcia w co
wierzą..., ale stop! wersal, wersal panie i panowie ciągle w tym artykule
obowiązuje! Kiedy próbujemy dotrzeć do tego, skąd o tym wszystkim wiedzą, pada
zazwyczaj odpowiedź w stylu, że to powszechnie wiadomo. A wiadomo, że jak coś
powszechnie wiadomo, to zazwyczaj nie wiadomo skąd wiadomo...
Spytajmy także
wierzących, czym jest dla nich owa dusza? Odpowiedzi będą zdumiewające… (uwaga:
przecież bawimy się w wersal, więc nie dokończę tego zdania). Najczęściej
zaczynają się one od dużych okrągłych oczu, którymi na pytającego patrzą.
Spróbujmy więc dowiedzieć się, w którym miejscu ciała owa dusza się znajduje.
Najczęściej słyszałem, że w sercu, czasem, że w głowie, kiedy indziej, że w całym ciele. Pytaniu, skąd o tym wiedzą zazwyczaj towarzyszy wzruszenie ramion i parę słów w stylu: tak mi się wydaje.
Głęboko
niezadowolony i zdumiony tymi odpowiedziami, wszak to, co w człowieku
nieśmiertelne powinno być przedmiotem większego zainteresowania ze strony ludzi w to wierzących, sięgnąłem do będącej bez wątpienia reprezentatywną dla
dominującego wyznania w naszym kraju, dziesięciotomowej Encyklopedii
Filozoficznej wydanej przez Towarzystwo Świętego Tomasza z Akwinu, usytuowane
przy Katedrze Metafizyki KUL-u — tej zacnej katolickiej uczelni, o długiej
tradycji. Definiuje ona interesujące nas słowo aż na dwóch stronach formatu
większego od A-4. Oczywiście większość tego opisu ukazuje poglądy na temat duszy
od pierwszych przedorfickich koncepcji po współczesne, to znaczy po Kartezjusza.
Nowsze nazwiska nie padają chociaż nie chce się wierzyć, by nikt potem już nie
zajmował się „duszą" i jej pochodzeniem. Być może jednak, późniejsze teorie nie
bardzo pasują do wyobrażeń na ten temat myśli chrześcijańskiej, więc w imię
lansowania własnej „prawdy" należało je opuścić? Ale wersal, drodzy państwo,
wersal. I tak, chociażby Freuda, dla którego słowo dusza było określeniem
ludzkiej psychiki, a ściślej jej świadomej i nieświadomej części, i nie miało
nic wspólnego z jakąkolwiek religią. Co przy tym ważne, to jego przekonanie, że
ową nieświadomą część jesteśmy w stanie poznać, by głębiej i lepiej rozumieć
samych siebie. Podobnie ma się ta sprawa u Junga, który wszystkie procesy
psychiczne określa jako duszę, przy czym część, która jest podświadoma, jest
znacznie większa od świadomej.
Co natomiast możemy
poznać zgłębiając tekst o duszy we wspomnianej Encyklopedii? Otóż po wyliczeniu
różnorodnych pomysłów na temat duszy dowiadujemy się, że „Oryginalną teorię
duszy ludzkiej, przyjętą następnie w filozofii chrześcijańskiej i teologii
katolickiej, stworzył Tomasz z Akwinu." Następnie w
W filozoficznej interpretacji na temat
duszy ludzkiej dowiadujemy się, że "pojęcia, sądy i rozumowania", a więc akty poznania intelektualnego, które są udziałem człowieka mają strukturę
niematerialną. Skąd ta pewność? Bo według myślicieli Kościoła owym aktom brak
cech materialności! „Akty te nieustannie emanują z ludzkiego 'ja' i świadczą o istnieniu niematerialnego podmiotu, który przyjęto nazywać duszą ludzką." A więc
już znamy chrześcijańską wersję: na duszę ludzką składają się nasze myśli i wrażenia. By jednak zbytnio nie udręczać czytelnika wierzącego w niematerialną
duszę (wersal w tym artykule obowiązuje) nie będę pytał, kto i jak ową emanację
zauważył, i jak stwierdził, że świadczy ona o istnieniu niematerialnego podmiotu
(sic!).
Mimo że
Encyklopedia powstała w pierwszej dekadzie XXI wieku, czytając pod hasłem stopkę i autorów, na których powołał się profesor Mieczysław Krąpiec — nawiasem mówiąc
współtwórca Lubelskiej Szkoły Filozoficznej i wieloletni rektor KUL — można
dojść do wniosku, że od jakichś dwustu lat nic nowego w tej sprawie nie
napisano, niczego nie odkryto, że w ogóle nie ma takiego kierunku, jak
Filozofia Umysłu. Pustka. A przecież w imię uczciwości można było zapoznać czytelnika z kilkoma nowszymi
propozycjami. Chociażby oprzeć się na lekturze książki Johna Searle’a:
Minds, Brains and Science, wydanej
przez Harvard University Press, Cambridge, Mass, w 1984 roku. Specjalnie
przytaczam tę właśnie pozycję, ze względu na fakt wydania jej ponad ćwierć wieku
temu! Co świadczy, jak na czasie są autorzy Encyklopedii, którzy tej i podobnych
pozycji dotąd nie zauważyli! Przytoczmy tylko dwa fragmenty z Searle’a, by nie
było podejrzenia o znęcanie się (wersal, wersal!).
„...umysł czyli
zjawiska psychiczne są wytworem ciała, a ściślej mówiąc mózgu. Z tego zaś
wynika, że wszystko co istnieje składa się z fizycznych cząstek, ich cech i stosunków między nimi. Z kolei zjawiska umysłowe istnieją realnie jako efekt
zmian zachodzących w cząstkach fizycznych, czyli jako ich wytwór. Procesy
umysłowe są skutkiem działania elementów mózgu i jednocześnie są one realizowane w strukturze zbudowanej z tychże elementów. (...) Inaczej mówiąc, nasze myśli
wcale nie są pozbawione wagi ani nie są zwiewne! Ich powstanie jest konsekwencją
pewnych, zachodzących w mózgu procesów mózgowych." Tak więc, myśli, uczucia oraz
pozostałe elementy naszego życia psychicznego mają swoje źródło w mózgu i są
efektem elektrochemicznych procesów zachodzących w neuronach lub zespołach
neuronów, które wraz z innymi jeszcze zjawiskami mózgowymi powodują ich
istnienie.
Drugi cytat:
„Świadomość jest
najważniejszym faktem specyficznie ludzkiego istnienia, gdyż bez niej byłyby
niemożliwe różne inne aspekty ludzkiej egzystencji, jak mowa, miłość, humor,
itd."
Oczywiście można
próbować twierdzenia Searle’a podważać. Trudno jednak przeczyć coraz
precyzyjniejszym badaniom mózgu, które do takich wniosków skłaniają. Można też
nie zgadzać się z Wilsonem, Dawkinsem, Dennetem, Pinkerem i wieloma światłymi
ludźmi, ale czy siedzenie w piwnicy własnego oburzenia na świat, którego
konstrukcja jest sprzeczna z wyobrażeniami naszych dalekich przodków to naprawdę
dobra metoda na życie?
Czytając komentarze
do wspomnianego przeze mnie artykułu czułem się, jakbym przez pomyłkę wszedł na
którąś z katolickich stron internetowych. Śledząc zmagania „małego" z grupą
adwersarzy doszedłem do wniosku, że niewiedza osób, z którymi łączy mnie ateizm,
jest po prostu zatrważająca. A może to byli katolicy próbujący zakrzyczeć własny
strach? A przecież nawet ze zwykłego słownika języka polskiego wynika, że dusza
to po pierwsze „całokształt dyspozycji psychicznych, uczuciowych i intelektualnych człowieka składających się na jego osobowość", a po drugie: „w
religii i filozofii [ 1 ]:
niematerialny i nieśmiertelny pierwiastek w człowieku, ożywiający ciało i opuszczający je w chwili śmierci". Zakładając, że „mały" dyskutował jednak z ateistami, pozwalam sobie przypuszczać, że biorą oni za pewnik to „pierwsze", a nie to „drugie" określenie duszy. W takim przypadku wszystko powinno być jasne.
Dla ateisty jest oczywistym, że po śmierci o niczym się nie przekona, bo nie
zostanie z niego nic, co mogłoby się o czymkolwiek przekonać, a to z tej
przyczyny, że ów „całokształt dyspozycji…", czyli potocznie mówiąc dusza, umrze
razem z jego ciałem i doprawdy nie rozumiem, o co w komentarzach było tyle
hałasu.
Ujmijmy to jeszcze
prościej, dla chrześcijan dusza to „pojęcia, sądy i rozumowania", które uznają
oni za niematerialne. Dla ateisty dusza jest tym samym, tylko że powinien on
uznawać ją za materialną. Nie wierzy bowiem w Boga, a więc tego, kto ową duszę
miałby stwarzać. Prostą konsekwencją tego rozumowania jest także brak wiary w życie po śmierci. Jak bowiem mógłby wierzyć, że posiada niematerialną duszę? Kto
by mu ją ofiarował? Muminki? I dodajmy jeszcze głupie pytanie: a może wydaje mu
się, że niematerialną duszę stwarza mózg? I od razu jasno sobie odpowiedzmy:
ten, kto tak myśli… w ogóle nie myśli.
Podsumujmy: Między
bajki można włożyć przestarzale twierdzenia, że dusza nie ma ciężaru ani źródła w materii. Ciało i umysł to nie są dwie odrębne rzeczy, ale dwie strony jednej
całości. Błąd Kartezjusza wciąż pokutuje w potocznym myśleniu. Dusza, czyli
zjawiska psychiczne są wytworem ciała, a ściślej mówiąc mózgu. Z tego zaś
wynika, że wszystko, co istnieje składa się z fizycznych cząstek, ich cech i stosunków między nimi. Zjawiska umysłowe istnieją realnie, jako efekt zmian
zachodzących w cząstkach fizycznych, czyli jako ich wytwór. Inaczej mówiąc myśl
jest skutkiem elektrochemicznych procesów zachodzących w neuronach i ma swój
ciężar oraz energię. Myśl może poruszać się tylko w strukturze zbudowanej z elementów mózgu. Ot i cała tajemnica! Umiera mózg — umiera wytwarzana przez
niego myśl, a bardziej ogólnie mówiąc świadomość, czyli dusza.
Bez wątpienia jest
jeszcze wiele niewiadomych i nie do końca rozwiązanych problemów w fascynujących
badaniach nad ludzkim mózgiem, co może być pożywką dla wielu adwersarzy
opisanych tu poglądów. W odpowiedzi na takie zarzuty można zapytać: A jakie
propozycje mamy ze strony przeciwnej? Proszę sprawdzić na czym osadzone są
powszechnie funkcjonujące przekonania na temat duszy we wszystkich głównych
religiach! Oczywiście prócz buddyzmu.
[ 2 ] W pozostałych systemach wierzeń religijnych ludzie za wszelką cenę drapali się
dookoła głowy i wymyślali, co tylko się da, by uzasadnić to, co dana wiara
chciałaby, aby na temat duszy było prawdą. Opierali się oni przy tym na całym
szeregu świętych ksiąg, które były spisane przez innych ludzi, oczywiście pod
natchnieniem Ducha Świętego, także próbującego drapać się dookoła głowy, by
tylko coś wymyślić! Stop! Bo… wersal, wersal obowiązuje!
Który zatem system
poglądów bardziej jest wart przyjęcia? Czy naukowy, opierający się na coraz
precyzyjniejszych badaniach umysłu, czy bajkowy mający swoje umocowanie w odległej — a więc w o wiele gorszej orientacji w świecie — przeszłości? W czasach, kiedy duchy fruwały nad odmętem a mędrcy byli ludźmi zupełnie
nierozumiejącymi sił przyrody oraz zasad funkcjonowania ludzkiego organizmu. To
pytanie zostawiam bez odpowiedzi.
Ps.
I zdaje się, że z tym wersalem znowu mi nie wyszło.
Przypisy: [ 1 ] Zapewne autorzy słownika nie byli
specjalistami w takiej dziedzinie jak filozofia i dlatego użyli tu tego
wyrazu w odniesieniu do duszy, w rozumieniu funkcjonującym gdzieś do
XVIII wieku, gdyż później, a już na pewno w filozofii nauki, czy umysłu
rozumienie tego wyrazu odbiega dalece od wyobrażeń religijnych i
polskich tomistów, uprawiających swoją radosną twórczość na poziomie
myśli średniowiecznej, w zupełnym oderwaniu od aktualnej rzeczywistości. [ 2 ] W buddyzmie dusza umiera wraz z
ciałem. « Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 12-08-2010 )
Jacek KozikUr. 1955. Ukończył studia na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Na łamach prasy zadebiutował blokiem wierszy w 1982, w „Przeglądzie Tygodniowym”. Swoje wiersze drukował także w „Tygodniku Kulturalnym”, „Miesięczniku Literackim”, „Literaturze” i „Poezji”. Jednocześnie jego poezje pojawiły się w drugim obiegu, w warszawskim „Wyzwaniu” i wrocławskiej „Obecności”. Zbiory wierszy: „Tego nie kupisz” (1986), „Matka noc” (1990), „Ślad po marzeniu” (1995). Jego słuchowiska i wiersze były emitowane także na antenie Polskiego Radia. Uczył w szkołach podstawowych i gimnazjum, dla którego ułożył program „Korzenie kultury europejskiej”. Uczył także w liceum etyki i filozofii. Jego artykuły ukazywały się w specjalistycznych periodykach „Edukacji Filozoficznej”, „Filozofii i Sztuce” oraz w „Filozofii w Szkole”. Mieszka w Nowym Jorku Więcej informacji o autorze Liczba tekstów na portalu: 15 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Józef jest panem Bogiem! Kilka uwag z okazji świąt Bożego Narodzenia | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 518 |
|