|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
Erekcja u krzyża Autor tekstu: Marcin Kruk
Szły
heroldy widziane z prawa,
biało-czerwone heroldy; i krzyczały heroldy: — Sława,
sława kolczykom Izoldy.
K.I. Gałczyński
Świętość
zajadła pojawiła się przed pałacem.
Sama się
nie pojawiła. Samowolność erekcyjna doszła do głosu. Stanęło się krzyżowi przed
pałacem i takim drewnianym santo subito czknęło. Okrzyk Santo subito u nas z byle czego się może w narodzie narodzić, w trzewiach się zaczyna i do
gardła podchodzi.
Odtworzenie zdarzeń może być teraz trudne, szczególnie, że nikt się żadnego
dochodzenia w sprawie tej krzyżowej katastrofy nie domaga.
Wnioskować
można, że jakiś Homo erectus na pomysł wpadł, żeby do tej erekcji
doprowadzić. Nie wiemy dokładnie gdzie był usytuowany w przestrzeni narodowej ów
Homo erectus, ale ślady prowadzą do harcerzy katolickich, z odłamu raczej
bliższego duszy narodowej niż dalszego.
Musiał ów
Homo erectus zachęty doznać do łamania prawa i zapewne grupa sprawcza się
zawiązała, przejęta możliwością naruszenia przepisów porządkowych w celu
sprawienia przyjemności Bogu. (Nic tak Boga w trójcy jedynego nie cieszy jak
naruszenia przepisów porządkowych wywołujące wspomnienia cierpień Syna przez
Ojca, Krzyża przez Syna i całej tej historii z krzyżowaniem przez Ducha
Świętego. Atmosfera poruszenia cieszy Boga w trójcy jedynego.)
Grupa
inicjatywna powstała i musiała się do jakiegoś Homo habilis zwrócić, iżby
ów pamiątkowy przedmiot stosownych rozmiarów zbudował.
Nie wiemy
kto zapłacił za materiał potrzebny do zbudowania owej misternej konstrukcji, ani
czy ów Homo habilis opłatę za trud otrzymał, ani z czyjej kasy fundusze
na krzyż mający naruszyć przepisy porządkowe popłynęły.
Kiedy
zatem gwóźdź ostatni wbity został, a powierzchnia krzyża wygładzona, problem
logistyczny się zapewne wyłonił, o której godzinie i kto nieść toto ma ku
pałacowi i kto przewodzić i co śpiewać i jak nikogo o zgodę nie pytać, żeby
okrzyk santo subito skierowany ku drewnianej konstrukcji mocy nabrał i poruszył, co miał poruszyć.
Stanęła
tedy owa rzecz, za sprawą podniecenia wielkiego cierpieniem i pragnieniem
zmartwychwstania, pragnieniem trwania i pragnieniem pomnikowania.
Gromadzić
się zaczęły rychło tłumy wyprostowanych, ale przygarbionych; przygarbionych pod
ciężarem niepewności, pytających jak mogło dojść do cierpienia tak wielkiego,
przerażonych i ufnych i na cud czekających. Stojący pod naruszającym przepisy
porządkowe przedmiotem kultu pytali, z jakiej to mgły wyłoniło się to cierpienie i jakie moce sprawiły, że mgłą niebo się zasnuło i dlaczego nieszczęście spadło
zamiast usiąść spokojnie na ziemi?
Stali
dniem i nocą, przygarbieni cierpieniem i ufni, pogodzeni z niepogodzeniem i czekający na znak, a wyprostowani byli dumnie swoim przygarbieniem. Pod znakiem
czekali na znak, znacząc czas trwaniem, niezłomnością, pewnością, obronnością,
jak znicz płonęli, a obok płynął tłum dziewcząt w sukienkach krótkich, albo w spodniach obcisłych, chłopców roześmianych, urzędnicy chodzili w lewo i w prawo,
prezydent wjeżdżał i wyjeżdżał, żartownisie przychodzili nocą, dręcząc
staruszki.
Umawiała
się młodzież na erekcję u krzyża pod pałacem, aż w końcu skierowano do
prokuratury doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Było to 321
doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa podkrzyżowego. Beata Wróbel
oraz Waldemar Kozłowski oskarżeni zostali o obrazę uczyć religijnych, ponieważ
całowali się w pobliżu krzyża, nieopodal odprawiającego modły księdza.
Świadkowie potwierdzają, że całowali się z języczkiem, przylegając do siebie w sposób nieprzyzwoity i boleśnie raniąc uczucia religijne osób broniących krzyża w godzinach wieczornych. Jedna osoba twierdziła, że wcześniej widziała Beatę
Wróbel w grupie wyjątkowo uciążliwej młodzieży złośliwie wielokrotnie
przechodzącej obok obrońców krzyża.
Od wielu
dni narastała złośliwość młodzieży przechodzącej wedle krzyża. Nocną porą
przychodzili w strojach złośliwych, z minami złośliwymi, transparentami
złośliwymi, bo szatan ich wysyłał, żeby krzyżowi urągali. Aż w końcu pojawili
się ci, co nic nie mówili tylko przechodzili. Parami przechodzili, albo i pojedynczo, krokiem szybkim albo powolnym, rozmawiając albo milcząc, a na
wysokości krzyża z ich kieszeni, albo z teczek, albo z torebek, albo nie
wiedzieć skąd śmiech straszny się wydobywał, który cierpienia zadawał obrońcom
krzyża, a nawet katusze im zadawał.
Wypatrywali teraz z rozpaczą zbliżających się, z niepokojem wypatrywali czy
ryknie coś ze zbliżającej się osoby śmiechem wielkim, czy nie ryknie. Obrończyni
jedna nie wytrzymała presji i cisnęła zniczem w nosicielkę owego śmiechu, ale
albo chybiła, albo nosicielka uchyliła się i znicz trafił w japońskiego turystę,
który ze smutku fotografować zaczął obrończynię krzyża, czym spowodował jej
dalsze cierpienia duchowe.
Podobno
Beatę Wróbel widziano jak szła z młodzieńcem, z którego śmiech dobiegał.
Policjant odmówił jednak zapisania tego faktu, co szczególnie zgniewało świadka,
jako że spacery zdemoralizowanej młodzieży z urządzeniami do śmiechu były dla
obrońców krzyża szczególnie przykre.
Prokurator
potem pochylał się nad doniesieniem do prokuratury, zastanawiając się nad
pytaniem czy wezwać Beatę Wróbel i Waldemara Kozłowskiego na przesłuchanie, czy
zaniechać ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu lub też zgoła ze
względu na brak znamion przestępstwa? Były już pewne pytania od pewnych wysoko
postawionych i pewnie byłoby dobrze wezwać na przesłuchanie. Z drugiej strony
trzeba brać pod uwagę. No bo jeśli prokuratura wszczyna czynności, to czynności
powinny gdzieś prowadzić, a dokąd mogą prowadzić czynności przy takim braku
znamion?
Paragraf
196 pozwalał na rozległą interpretację, ale jak rozległa mogła być interpretacja
pocałunku pod krzyżem? Namiętnego pocałunku jak podkreślali świadkowie, ale
erekcji nikt nie zaobserwował. Nieprzyzwoitość się w tym kryła, ale nie
wykraczająca poza przyzwoitość, nieprzystojność tylko jakaś. Można powiedzieć,
że całowali się tam, nie z przyczyn erotycznych, a z przyczyn religijnych, albo
raczej antyreligijnych, uwłaczając modlącym się.
Przypomniał sobie prokurator, że w innym doniesieniu zgłaszano, że modlący się
uwłaczają przechodzącym, oddalił wtedy doniesienie z powodu braku znamion, ale i w przypadku Beaty znamiona były niejasne. Czy został obrażony krzyż pocałunkiem
na chodniku, czy nie został? Prokurator miał niejasne odczucie, że jeśli nie
doszło do erekcji, to uczucia szwanku nie doznały. Co innego gdyby się całowali
pod krzyżem, po jego przeniesieniu do kaplicy, ale całowali się w przestrzeni
publicznej, co po upadku komunizmu było dozwolone, a i w czasach komunizmu nie
całkiem zakazane.
Im
bardziej przypatrywał się prokurator doniesieniu o możliwości popełnienia
przestępstwa tym bardziej tej możliwości nie widział. Wezwać kogoś by należało,
żeby bezczynności nie zarzucono, ale podjęcie czynności w sprawie Beaty i Waldemara wydawało się problematyczne. Przestrzeń publiczna przed pałacem była
szczególna, a pod krzyżem szczególna w dwójnasób, bo i krzyż został postawiony w tym fragmencie przestrzeni publicznej niezgodnie z planami zagospodarowania i pocałunek był w tym fragmencie przestrzeni niestosowny. Niestosowny, ale czy
naruszający — pytał prokurator sam siebie, przeglądając dookoła krzyżowe
doniesienia o możliwościach popełnienia przestępstwa.
Niektóre z tych doniesień kar się zgoła domagały za zakłócanie miru prokuratorskiego. Bo
czyż nie było zakłóceniem miru doniesienie o nielegalnym ustawieniu krzyża pod
pałacem, które zdaniem skarżącego było nieuczciwą konkurencją w stosunku do osób
pragnących coś ustawić pod pałacem legalnie? Pisał autor doniesienia, że nabył
już figurę Matki Boskiej, którą chciał pod pałacem upamiętnić pamiętne
wydarzenie, ewentualnie do przetargu na upamiętnienie przystępując, a tymczasem
ktoś ustawił ten krzyż pomijając wszelkie procedury. Grzywną powinien być taki
donosiciel obłożony, a nie traktowany z szacunkiem jak szacowny obywatel.
Tymczasem odpowiedzieć trzeba, że prokuratura nie podejmuje czynności z powodu
braku znamion. Tu akurat znamiona może i były, ale doniesienie było dwuznaczne, a podjęcie czynności wykluczone ze względu na lekceważący stosunek donosiciela
do wymiaru.
Dość już
miał krzyża prokurator Cichy Roman, bo Krzyż Pański z tym krzyżem podstępnie
wstawionym w przestrzeń publiczną zaczynał się robić. Obawiał się prokurator,
że sprawa Beaty i Waldemara precedens może stworzyć i pielgrzymki młodzieży do
krzyża ściągać. A wtedy co? Po każdym pocałunku czynności rozpoczynać, czy tylko w drastycznych przypadkach? Można oczywiście policję postawić i pielgrzymujących
upominać albo grzywnami karać.
Najgorsze,
że w miarę upływu czasu naciski mogą wzrastać, żeby czynności podejmować nawet
bez znamion.
— Boże,
niech oni się nie zbierają na tę erekcję u krzyża, bo państwo cierpi — westchnął
prokurator Cichy, spoglądając na zegarek, bo zbliżała się pora wyjścia z przestrzeni publicznej i udania się na odpoczynek w przestrzeni prywatnej, do
której droga prowadzić go miała koło krzyża wzniesionego na pohybel, żeby tylko
spokoju nie dać.
« Na wesoło (Publikacja: 14-08-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 527 |
|