|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje W oczekiwaniu na eugerię Autor tekstu: Andrzej Kleina
Pamiętliwy, ortodoksyjny, poznański zając wielkanocny
dostarczył mi na prowincję nie lada gratkę. Rzucił pod krzaczek bzu zawiniątko
niewielkie, a w nim nektar jak się okazało dla duszy mojej. Ba, żeby nektar
tylko. Kawior, szampan, ambrozję i to wszystko w postaci dwóch raptem książek:
„Martha F." Nicolle Rosen oraz spotkanie
Witolda Beresia i Krzysztofa Burnetko z Ryszardem Kapuścińskim pt. „Kapuściński:
nie ogarniam świata". Pierwsza z nich jest zbeletryzowaną formą wymiany listów pomiędzy autorką, a Marthą
Freud, żoną jednego z trzech geniuszy, z których dwa pierwsze ogniwa
oznaczone są nazwiskami Kopernika i Darwina, druga zaś, jak sama nazwa
wskazuje — spotkaniem z mistrzem słowa, niedawno zmarłym Ryszardem Kapuścińskim.
Kopernik -
zdaniem Freuda — zadał pierwszy cios ludzkiej zarozumiałości, degradując
Ziemię z uprzywilejowanego stanowiska we wszechświecie; Darwin zadał cios
drugi, wykazując, iż człowiek jest takim samym zwierzęciem, jak wszystkie
inne, i pochodzi z tej samej linii ewolucyjnej. Psychoanaliza natomiast zadała
cios trzeci, pokazując, iż człowiek nie jest nawet w swej świadomości panem
samego siebie, ponieważ świadomość jego jest zmistyfikowaną postacią jego
rzeczywistego istnienia.
Pierwsza z tych książek, to książka szok, książka krzyk, książka dokumentująca
przegrane w moim rozumieniu życie kobiety, będącej
żoną i tylko żoną i nic to, że żoną wielkiego męża.
Ernest Jones
uczeń i przyjaciel Mistrza, stworzył epitafium dla tej wzorowej żony, zmarłej w 1951 r. dwanaście lat po mężu, mówiąc między innymi:
-
Mało było
równie szczęśliwych związków. Martha, doskonała matka, doskonała żona,
należała do tej rzadko spotykanej kategorii pań domu, które potrafią
utrzymać na stałe tę samą służbę. Zapewnienie mężowi wygody i dobrego
samopoczucia było dla niej ważne ponad wszystko…".
Zadziwiające
jest dla mnie to, że we wszystkich biografiach Freuda podkreśla się niebywałe
uczucie Zygmunta do Marthy w okresie narzeczeńskim trwającym 4 lata. W okresie
tym, Zygmunt napisał około 1000 listów, natomiast kolejne 53 lata małżeństwa,
spokojnego, zgodnego, skwitowane są zaledwie kilkoma linijkami (sic!).
Nicolle
Rosen włożyła w usta Marthy Freud słowa:
-
Myślę o sobie i wszystkich kobietach. O tym, z jaką łatwością stają się służącymi
tych, których kochają. Czy to jest miłość? Ten dar z siebie samej, to
dobrowolne poddaństwo?
Nie jestem
kobietą, ale słowa te, od pewnego czasu zaprzątają moje myśli. Nie bardzo
radzę sobie z nimi...
Próbowałem
niedawno zmierzyć się (póki co, tylko teoretycznie) z fenomenem Tanatosa.
Spolszczyłem greckiego Thanatosa, zdecydowanie świadomie. Bo miałem nadzieję
(wyszło złudzenie), że na tym poprzestanę. Nic z tego. Wypadło mi z głowy
na papier greckie też „eu", co znaczy: szczęśliwie, pomyślnie, miło i dobrze.
Takie maleńkie
eu a budować przy jego pomocy całe flotylle wyrażeń wręcz można. Najczęściej
jako wyrostek, to znaczy przedrostek występuje, bo autonomicznie, egoistycznie
na samodzielność wybić się nie chce. Towarzyskie jest takie. Po prostu.
Thanatos, co
śmierć znaczy, poprzedzony szczęśliwym, dobroczynnym eu i przekształcony w „thanasia", staje się błogosławioną dla konającego, bezbolesną, lekką i zbawczą euthanasia.
Eutanazja
nie oznaczała w starożytności, jak wielu sobie dzisiaj wyobraża, przenosząc
ją w dzisiejsze czasy, legalnego zabijania ludzi nieuleczalnie chorych,
bezbronnych. Nie oznaczała mordowania bezbronnych dla wygody, interesu, czy
ludobójczej doktryny, jak uczynili to naziści. Eutanazja po grecku oznaczała
lepsze umieranie zamiast gorszego. I tylko o tak rozumianą eutanazję wolno się
starać.
Nieuleczalnie
chory Zygmunt Freud, w wieku 83 lat, cierpiąc ogromnie (rak podniebienia), nie
zażywał i nie chciał zażywać środków znieczulających. Poprosił
przyjaciela, lekarza Maxa Schura o lepszą śmierć i ją otrzymał… Bo jej
pragnął i na nią zasłużył. Blisko 40 lat wcześniej już, zastanawiał się w liście do przyjaciela, co zrobić, „kiedy myśl już zawiedzie, a słowa
przestaną się pojawiać". Stary stoik, twórca psychoanalizy, do samego końca
zachował kontrolę nad swoim życiem...
W potocznym
rozumieniu, weszło w zwyczaj inne niestety rozumienie tego słowa. Eutanazją
nazywamy nie samą śmierć, tę lepszą oczywiście, lecz przywoływanie jej wówczas,
gdy medycyna nie potrafi już niczym ulżyć umierającemu, poza przerwaniem mu
życia...
Nie ukrywam
też, że coraz częściej (na razie po cichu, w myślach jedynie, czyli w ukryciu) ćwiczę przywoływanie przedrostka eu do siebie. Nie, nie eutanazję
już mam na myśli. Coraz bardziej jednak zauważam, że słowo „geria", w moim przypadku, niepostrzeżenie zamienia się w „geras", co starość
znaczy. I nie ukrywam, iż chciałbym, a jakże, ażeby przyszła do mnie „eugeria",
co „dobra starość" oznacza. Czego i Państwu życzę. Kiedyś!
« Felietony i eseje (Publikacja: 29-04-2007 )
Andrzej KleinaStudiował "nauki fizyczne" w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Ukończył Studium Nauczycielskie o profilu wychowania fizycznego w Gdańsku Oliwie oraz psychologię na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Aktualnie współpracuje z Kurierem Iławskim, tygodnikiem powiatowym w województwie warmińsko- mazurskim. Więcej informacji o autorze Liczba tekstów na portalu: 9 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Czy teletubiś jest gejem | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5360 |
|