|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Organizacja i władza » Radio Maryja
Zdradliwa rodzina Autor tekstu: Jacek Zychowicz
Mówi Radio „Maryja"
Radio
„Maryja" zwykło nazywać krąg swoich słuchaczy — „rodziną". Coś jest na rzeczy:
medium to tyleż głosi ideologię przyrodzinną, co samo jest jej najdoskonalszą
ilustracją. Jego fundamentalny — wręcz „podprogowy", jak powiedzieliby
fachowcy od reklamy — przekaz brzmi: jesteś wśród swoich. Nić stałych audycji i tematów prowadzi słuchacza przez labirynt targanego zmianami świata zewnętrznego, zapewniając
mu błogie poczucie bezpieczeństwa. Odbiorcy wpaja się ponadto przekonanie, iż trafił
on do wspólnoty wtajemniczonych. Radio ma swoją ustaloną idiomatykę, służącą jako znak identyfikacyjny
zarówno jego spikerom, jak audytorium. Dzięki temu, w znanych „Rozmowach niedokończonych"
wiadomo od razu, kto spośród telefonujących do radia jest przypadkowym intruzem,
kto zaś — należy do "inner circle". Wobec
fal Radia „Maryja" warto nastawić się na stały odbiór. Jeden ruch gałką
czy pilotem, a w zamian — ileż kojącej intymności. Nieprzypadkowo o twórcach i prezenterach audycji mówi
się tam z reguły po imieniu, co podkreśla obalenie sztywnych barier, które
wznosi panująca na zewnątrz zimna komunikacyjna oficjalność. Mentorskiemu Ernestowi Skalskiemu, wiecznie
za coś gromiącemu krnąbrny naród na pierwszej kolumnie „Gazety
Wyborczej", zostaje
przeciwstawiony ciepły ojciec Jacek.
Jak
dotąd, wszystko wygląda świetnie, ale niezbyt oryginalnie. Radio „Maryja" błyskotliwie
stosuje technikę, od dawna praktykowaną przez pewnego typu prywatne radiostacje, które -
zamiast
walczyć z zadomowionymi na rynku
potentatami o rozległe anonimowe audytorium — nastawiają
się raczej na choćby wąski, ale pewny krąg
fanów. One jednak są z reguły wyspecjalizowane; intymna inicjacja, którą proponują,
wprowadza słuchacza np. w lokalną rzeczywistość
jakiegoś gatunku muzyki rozrywkowej.
Jeśli
więc potrzebuje on informacji z innego sektora,
to musi na czas pewien zdradzić swą ulubioną
rozgłośnię. Tymczasem świat Radia „Maryja"
jest tyleż odrębny, co samowystarczalny.
Nie
tylko swojskością, ale i totalnością upodabnia się
on do horyzontu doświadczenia rodzinnego.
Inne
niż rodzina instytucje społeczne odnoszą się zazwyczaj do wyspecjalizowanych ról, spełnianych
przez swoich członków — zajmują się więc nimi jako np. pracownikami,
podatnikami
czy wyborcami. Rodzina tymczasem chce objąć i opanować wszystko: od spraw
codziennych do ostatecznych. Podobnie Radio „Maryja": wciągnąwszy
raz słuchacza na swe pasmo, już go z niego nie wypuszcza. W spektrum, ciągnącym
się od ciast domowego wypieku do cudu z Medjugorie,
obsługuje każdy temat.
Jak
każdy zaborczy potentat, rodzina nie znosi
konkurencji, traktując szkołę, krąg towarzyski
czy media jako wyzwanie dla swych świętych
prerogatyw wychowawczych. Temu jej nastawieniu
odpowiada pełna homofoniczność Radia
„Maryja". Żadnemu głosowi z zewnątrz nie
wolno wtargnąć do jego jednolitego przekazu, gdyż groziłoby to
nieobliczalnymi zakłóceniami. Dużo się tam mówi o innych, nigdy jednak
nie pozwalając im się odezwać we własnym imieniu i na swoich warunkach. Nie do pomyślenia jest w tej rozgłośni taki choćby
standardowy radiofoniczny
wynalazek, jak przegląd prasy -
zastępują go audycje o znieprawieniu świeckich
środków przekazu.
Tak
oto „katolicki głos w naszych domach" w rzeczy samej uzurpuje sobie powszechność. Mało
tego: zdaje się on zawłaszczać na swój użytek kompetencje i uprawnienia Kogoś jeszcze wyższego
niż Kościół, sugerując swym odbiorcom niepodważalne przykazanie: „Nie będziesz miał
cudzych bogów przede mną". Radio „Maryja" podejmuje się
zagospodarować pełny zakres
doby: o 5.30 kończy zaleceniem „Spróbuj pomyśleć", żeby już o 5.45 zacząć myśleć za słuchacza.
Konsekwentne wobec przyjętego ideału, sięga po najsubtelniejsze techniki perswazyjne rodzinnych
pedagogów: „zrobisz, co zechcesz, synku" — mówi się w tym „langue’u" — „ale chyba
nie sprawisz mamie przykrości".
W
przekonaniu jej nadawców, oferta Radia „Maryja" jest podobna lekarstwu: kto jej nie przyjmie,
może sobie tylko zaszkodzić. Krystyna
Czuba opowiada codziennie, ile zbrodni i nieszczęść
rodzi się z oglądania nieodpowiednich programów
telewizyjnych, nie mówiąc już o lekturze laickich gazet. Awersem
rodzinnej intymności bywa z reguły odcięcie się od świata, zakwalifikowanego
ryczałtem jako źródło zagrożeń. Radio „Maryja" starannie dobiera swoich również i w tym celu, żeby wiedzieć, dla kogo zarezerwować czule pozdrowienia, dla
kogo zaś — kaznodziejskie anatemy.
Tak — w surowym uproszczeniu — „jest zrobiony"
przekaz tej rozgłośni. Interesujące, do jakich
przede wszystkim środowisk ma on szansę docierać. Jeśli — jak
wskazują badania opinii — ojcu Tadeuszowi Rydzykowi udało się zgromadzić wokół swojego radia nad wyraz liczną
rodzinę, to chyba dlatego, że dorównał
on najwytrwalszym praktykom marketingu. Przeprowadzając wstępne rozpoznanie rynku,
dostrzegł
on na nim znamienną lukę: pokaźnego
kręgu
odbiorców nie mogła zaspokoić żadna z dostępnych ofert. Roszczenia Radia „Maryja"
do monopolitycznego dominowania nad sercami i umysłami o tyle mają szansę się
realizować, że
jego typowy słuchacz — poza nim — nie
obcuje
prawdopodobnie z niemal każdym
alternatywnym medium. Czyniąc wyjątek co najwyżej
dla
rozrywkowych filmów telewizyjnych, do niego
ogranicza swój kontakt ze światem. Standardowy w polskich mediach typ przekazu musi go odpychać. Publicystyka prasowa, a nawet telewizyjna, pełna jest niezrozumiałej terminologii; efekt obcości, wywołany przez język,
zostaje pogłębiony wskutek hermetyzmu tematyki. Dokąd ma pójść ten, kogo
nie interesuje
ani liczba bladych gwiazd telewizji publicznej, podkupionych przez konkurencyjną stację
„Wisła",
ani konkurowanie Porozumienia Centrum z Ruchem Stu o rząd dusz w AW"S"-ie. Przeprowadzono
niedawno sondaż, z którego wynika, iż większość opinii publicznej, która
jednomyślnie, jak wiadomo, opowiada się za przystąpieniem
Polski do NATO, w ogóle nie wie, co ów skrótowiec znaczy — czy odnosi się on,
powiedzmy, do paktu militarnego czy może do
banku. Z takich zaskakujących informacji nie wyciąga
się, oczywiście, żadnych wniosków — dziennikarzy
satysfakcjonuje w pełni przemawianie
do swoich szefów, którzy w przeciwieństwie do
odbiorców są doskonale zorientowani.
W
powstałą próżnię wkroczył z wigorem ojciec Tadeusz Rydzyk. Na tle
powszechnej obcości
oferuje on coś doskonale znanego, a zatem niewymagającego przełamywania uciążliwej semantycznej
blokady. Jego rozgłośnia — to po prostu odwieczna polska parafia, rozciągnięta
dzięki falom radiowym na cały kraj. Zwłaszcza
charakterystyczny, tyleż
sentymentalny, co autorytarny ton Radia „Maryja" jest transpozycją typowego
kazania tradycyjnie myślącego proboszcza. Po wysłuchaniu mszy, w parafii
przychodzi
zazwyczaj czas na nieformalną konwersację, w której wymienia się jednym
tchem przepisy
na smaczne ciasta oraz doniesienia o zakonspirowanych „na górze" klikach, które
ograbiają i gubią naród. Również wobec niej Radio „Maryja" zdobywa się na mistrzowską
imitację.
Czy — w świetle tych uwag — prasa laicka, która
zazwyczaj podszczypuje ojca Rydzyka, nie powinna
mu raczej zafundować honorowego medalu?
Stworzył on przecież azyl dla bezdomnych,
docierając do ludzi, dla których zabrakło miejsca w publicznym dialogu. Niestety, rodzinne ciepło Radia „Maryja" służy
złej sprawie. Niczym populistyczny demagog, który na wiecu obdarowuje każdego uśmiechem,
uściskiem dłoni i klepnięciem w ramię, ojciec Rydzyk lekceważy w duchu tych, z którymi fraternizuje się na pokaz. Posługuje się on swojską atmosferą, żeby
przemycać demagogię. Przyznać trzeba, że bywa w tym dojmująco skuteczny: Radiu „Maryja"
wyszedł kapitalnie np. pocałunek śmierci dla przegranej, w dużej
mierze dzięki niemu, kandydatki w wyborach
prezydenckich, Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Połączywszy słuchaczy quasifamiliarną
więzią, łatwo już im wskazywać podejrzanych
osobników, o których złych intencjach i obcym rodowodzie najlepiej świadczą niepolskobrzmiące
nazwiska. Taki cel kompromituje
jednak z pozoru dobrotliwe środki.
Jako
przykład manipulacji, Radio „Maryja" jest niewątpliwie arcydziełem.
Orson Welles, któremu
udało się kiedyś wprawić w panikę tysiące
„spokojnych Amerykanów" jego słynną audycją „SF",
sfingowaną na radiowe wiadomości
nadzwyczajne, ma się do ojca Rydzyka, jak rzemieślnik do natchnionego artysty. Z kolei, o komercyjnym
sukcesie Radia "Maryja" świadczy
najlepiej spontaniczny odzew na jego apel o nadsyłanie
świadectw udziałowych; zmobilizowani
słuchacze zdobyli się na ofiarność, żeby tylko
ocalić „katolicki głos" w ich domach. Ewentualne
zastrzeżenia wobec tego bilansu plusów o tyle są nie na miejscu, że ani demagodzy, ani
biznesmeni nie zwykli — jak wiadomo — przejmować
się moralistycznym gderaniem.
Ktoś
naiwny mógłby jeszcze skrytykować wątpliwą teologię niezłomnie
katolickiego radia: w imię Chrystusa, który
niegdyś wypędził przekupniów ze świątyni, intronizuje się tam przekupnia jako
najwyższego kapłana. Ojciec Rydzyk -
podejrzewam — nie przejąłby się jednak uwagą, iż Bóg nie mógłby
zaaprobować Radia „Maryja". Zaraz, zaraz — odparłby pewnie, zaskoczony -
Bug?… Nad Bugiem — wskutek
intryg postkomunistów — mamy jeszcze niewiele przekaźników.
"Res Humana" nr 3/1997
« Radio Maryja (Publikacja: 15-06-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5420 |
|