Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.235.973 wizyty
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 59 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Kościół będzie jeszcze przez jakiś czas bronił prawa do współdecydowania w kwestiach etyki; jednakże coraz mniej ludzi jest przekonanych o wartości wyjaśniającej oferowanych przezeń modeli.
 Światopogląd » Światopogląd naukowy

Funkcja użyteczności Pana Boga [2]
Autor tekstu:

Tłumaczenie: Marek Jannasz

Kie­dy ­Karl von ­Frisch był już w sędzi­wym wieku, dzie­ło ­jego ­życia, epo­ko­wą pra­cę o tań­cu ­pszczół, pod­dał kry­ty­ce ame­ry­kań­s­ki bio­log ­Adrian Wen­ner, który zakwes­tio­nował wyni­ki badań i wnios­ki au­striac­kie­go uczonego. Von ­Frisch ­miał jed­nak szczęś­cie ­do­żyć chwi­li, gdy je­go teo­ria zos­ta­ła ostatecz­nie potwie­r­dzo­na ­przez inne­go ame­ry­kań­skie­go bio­loga Jame­sa L. Goul­da, obe­c­nie wyk­ła­da­ją­ce­go na Prin­ce­ton Uni­ver­si­ty. Go­uld doko­nał ­tego, prze­pro­wa­dza­jąc jede­n z naj­bar­dziej błys­kot­li­wych eks­pe­ry­men­tów w dzie­jach bio­lo­gii. Pokrót­ce opi­szę ­całą tę his­to­rię, ­gdyż bar­dzo dob­rze ilustruje ona to, co chcia­łem powie­dzieć o przy­dat­noś­ci ro­bo­czego zało­że­nia, iż natu­ra dzia­ła jak­by wed­ług „prze­myś­la­ne­go pla­nu".

Wen­ner i ­jego zwo­len­ni­cy nie negowa­li ist­nienia czegoś takie­go jak ta­niec ­pszczół. Nie prze­czy­li ­nawet, że ­taniec ten nie­sie ze ­sobą wszys­t­kie infor­mac­je, o któ­rych ­mówił von ­Frisch. Wen­ner potwier­dził też, że oś figu­ry tanecz­nej wzglę­dem osi pio­no­wej plas­t­ra wska­zu­je kie­ru­nek wzglę­dem Słońca, w ­jakim znaj­du­je się poży­wie­nie. Nie zga­dzał się jed­nak, że ­inne pszczo­ły są w sta­nie odczy­tać tę infor­mac­ję. Przyznawał, że częs­tot­li­wość obro­tów ­jest odwrot­nie pro­po­rcjo­na­lna do odleg­ło­ści od pokarmu i że w ­innych ele­men­tach tań­ca pszczoły-zwiadowcy zakod­o­wa­na jest rów­nież ­in­for­mac­ja o poło­że­niu nek­ta­ro­daj­nych kwia­tów. ­Tyle że — stwie­r­dził Wen­ner — nie ­mamy żadne­go dowod­u na to, iż ­inne pszczo­ły rozu­mie­ją kod i od­bie­ra­ją tę infor­mac­je. ­Mogą ją po pros­tu igno­ro­wać. Wed­le scep­ty­ków ze szko­ły Wen­ne­ra eks­pe­ry­men­ty von ­Fris­cha ­były nacią­ga­ne. Powtó­rzy­li je zatem, uwz­ględ­nia­jąc alter­na­tyw­ne spo­so­by odnaj­dywania pożywienia przez pszczo­ły, i oka­za­ło się, że nie sta­no­wiły one wca­le jednoznacznego dowod­u na praw­dzi­wość hipo­te­zy von Fris­cha o języ­ku tań­ca ­pszczół.

W tym miej­scu ­naszej opo­wie­ś­ci na sce­nę wkra­cza ­James ­Gould ze swo­i­m genial­ny­m eks­pery­men­tem. ­Wyko­rzys­tał on dob­rze zna­ny ­fakt zwią­za­ny z za­cho­wa­niem ­pszczół miod­nych, o którym wspo­mnia­łem w poprze­dnim roz­dzia­le, to miano­wicie, iż owady te zwy­k­le odby­wa­ją ­swój ­taniec w zupeł­nych cie­m­noś­ciach ula i odwzo­ro­wu­ją pozio­my kie­ru­nek wobe­c Słońca na pio­no­wej płasz­czyź­nie plas­t­ra. Nie spra­wia im jed­nak trud­noś­ci prze­sta­wie­nie się na bez­po­śred­nie wska­zy­wa­nie kie­run­ku wzglę­dem źród­ła świat­ła — jak zapew­ne czy­ni­li to pra­pra­przod­ko­wie dzi­siej­szych ­pszczół — jeże­li tyl­ko w środ­ku ula zapa­li­my świat­ło. Zapo­mi­na­ją wów­czas o gra­wi­ta­cji i okreś­la­ją kie­ru­nek wed­ług ­żarów­ki zastę­pu­ją­cej im Słońce. ­Taka zmiana nie powoduje bynaj­mniej nie­po­ro­zu­mień u ­innych ­pszczół obser­wu­ją­cych ­taniec infor­ma­tor­ki. Owady rozu­mie­ją go dok­ład­nie tak, jak powin­ny, z uwz­ględ­nie­niem zmia­ny ukła­du odnie­sie­nia z osi pio­no­wej plas­t­ra na źród­ło świat­ła w posta­ci żarów­ki. Wyla­tu­jąc z ula, kie­ru­ją się niez­mien­nie w stro­nę wska­za­ną ­przez tan­cer­kę, nie­za­leż­nie od ­tego, co sta­no­wi­ło dla ­niej ­punkt odnie­sie­nia.

Przej­dźmy wresz­cie do genial­ne­go pomys­łu ­Jima Goul­da: badacz powle­kł ­oczy pszczo­ły tan­cer­ki czar­nym sze­la­kiem, by nie mog­ła ­widzieć żarów­ki. Od­by­wa­ła więc ­swój zaszyf­ro­wa­ny ­taniec w zwy­k­ły spo­sób, bio­rąc za ­punkt odnie­sie­nia pio­no­wą oś plas­t­ra. Nato­miast ­inne pszczo­ły, któ­re śle­dzi­ły jej ­taniec, nie mia­ły zasło­nię­tych ­oczu i mog­ły ­widzieć palą­cą się żarów­kę. In­ter­p­re­to­wa­ły zatem ­taniec zwia­dow­cy wed­ług kon­wen­cji z żarów­ką za­stę­pu­ją­cą Słońce, czy­li ­wbrew inten­c­jom tań­czą­cej. Mie­rzy­ły kąt mię­dzy kie­run­kiem wy­zna­czo­nym ­przez ta­niec a kie­run­kiem pada­nia pro­mie­ni sło­necz­nych, pod­czas gdy dla ­samej tań­czą­cej ­układ odnie­sie­nia two­rzył ­pion ­wyczu­wal­ny za pomo­cą zmys­łu gra­wi­ta­cji. W prak­ty­ce ozna­cza­ło to, że ­Gould zmu­sza pszczo­łę-zwia­dow­cę do nada­wa­nia fał­szy­we­go ­kodu poło­że­nia nek­ta­ro­daj­nych kwia­tów. Zafał­szo­wa­nie ­było w tym przy­pad­ku bar­dzo kon­kret­ne i do­tyczy­ło wyłącz­nie kierun­ku, w ­jakim znaj­du­je się poży­wie­nie. ­Gould ­mógł swo­bod­nie mani­pu­lo­wać róż­ni­cą mię­dzy kie­run­kiem, któ­ry poka­zy­wa­ła tan­cer­ka, a kie­run­kiem odczy­ty­wa­nym ­przez pozos­ta­łe pszczo­ły. Po­wtó­rzył swoje do­świad­cze­nie wie­lok­rot­nie na rep­re­zen­ta­tyw­nej próbie ­pszczół i ­przy róż­nych war­toś­ciach ­kątów wyz­na­cza­ją­cych kie­run­ki. Za każ­dym ­razem pszczo­ły obie­ra­ły kie­ru­nek odchy­lo­ny od właś­ci­we­go o prze­wi­dzia­ną ­przez Goul­da wiel­kość. W ten spo­sób pie­r­wot­na hipo­te­za von Fris­cha uzys­ka­ła osta­tecz­ne potwie­r­dze­nie.

Nie opo­wie­dzia­łem tej his­to­rii wyłącz­nie dla­te­go, że sama w ­sobie ­jest cie­ka­wa­. Chcia­łem ją wyko­rzys­tać do zwró­ce­nia uwa­gi zarów­no na nega­tyw­ne, jak i pozy­tyw­ne aspek­ty wyko­rzys­ty­wa­nia ro­bo­cze­go za­ło­że­nia, iż natu­ra ­dzia­ła wed­ług prze­myś­la­ne­go pla­nu. Kie­dy po raz pie­r­w­szy zet­k­ną­łem się z pis­ma­mi Wen­ne­ra i ­jego zwo­len­ni­ków, nie ukry­wa­łem lek­ce­wa­żą­ce­go sto­sun­ku do ich tez. Nie ­było to wca­le dob­re, nie­za­leż­nie od ­tego, że w ko­ńcu oka­za­ły się one błęd­ne. ­Moje ­lek­ce­wa­że­nie wyp­ły­wa­ło bowiem z cał­ko­wi­cie bez­kry­tycz­ne­go zasu­ge­ro­wa­nia się za­ło­że­niem „o natu­rze dzia­ła­ją­cej wed­ług prze­myś­la­ne­go pla­nu". Wen­ner nie prze­czył wca­le, że ist­nie­je coś takie­go jak ­taniec ­pszczół, ani też nie pod­wa­żał twie­r­dzeń von Fris­cha na ­temat za­kod­o­wa­nych w nim infor­mac­ji. Ogra­ni­czył się jedy­nie do zakwes­tio­no­wa­nia fak­tu, iż pozos­ta­łe pszczo­ły po­tra­fią od­czy­tać te infor­mac­je. Dla ­mnie i dla ­innych dar­wi­nis­tów twie­r­dze­nie ­takie ­było nie do przy­ję­cia. Nie ­dopuszczaliśmy myśli, by tak wy­so­ce skom­p­li­ko­wa­ny i prze­myś­l­ny sposób prze­ka­zy­wa­nia infor­ma­cji jak ­taniec ­pszczół ­miał się oka­zać zupeł­nie bez­celo­wy. Z nasze­go pun­k­tu wi­dze­nia tak dos­ko­na­ły sys­tem kod­ów ­mógł ­powstać jedy­nie na dro­dze doboru natu­ral­nego. W pew­nym sen­sie wpad­liś­my ­więc w tę ­samą pułap­kę, w któ­rą wpa­da­ją kre­ac­jo­niś­ci, zach­wy­ca­jąc się cuda­mi na­tu­ry. ­Taki ­taniec ­musiał, wed­ług nas, cze­muś słu­żyć, a naj­lep­szym uza­sad­nie­niem dla ­jego ist­nie­nia wyda­wa­ła się teo­ria o prze­ka­zy­wa­niu infor­ma­cji na ­temat miej­sca wys­tę­po­wa­nia poży­wie­nia. Tym bar­dziej, że zna­ko­mi­cie tłu­maczy­ła ona kore­lac­ję mię­dzy kie­run­kiem wska­zy­wa­nym w cza­sie tań­ca ­oraz ­jego szyb­koś­cią a kierun­kiem i odleg­łoś­cią, w jakiej znaj­du­je się poży­wie­nie. Dla­te­go według nas — dar­wi­nis­tów — Wen­ner po pros­tu ­musiał się ­mylić. ­Byłem wów­czas tak pe­wny swe­go, że ­nawet gdy­bym ­miał ­geniusz Goul­da i ­wpadł na ­pomysł eks­pe­ry­me­ntu z zasła­nia­niem pszczo­le ­oczu, nie zadał­bym ­sobie tru­du, ­by go ­prze­pro­wa­dzić.

­Gould oka­zał się genial­ny nie tyl­ko dla­te­go, że ­wpadł na ­pomysł takie­go eks­pe­ry­men­tu, ale rów­nież z tego względu, iż zrozu­miał potrze­bę prze­pro­wa­dze­nia go, nie daw­szy się ­zwieść zało­że­niu o „na­tu­rze dzia­ła­ją­cej wed­ług prze­myś­la­ne­go pla­nu". Jed­nak­że ­cały ­czas poru­sza­my się w ­naszych roz­wa­ża­niach po cien­kiej ­linie. Podej­rze­wam, że ­Gould, tak jak ­przed nim von ­Frisch ­przy bada­niu ba­rwne­go widze­nia ­pszczół, przy­stę­po­wał do eks­pe­ry­men­tu z wia­rą, iż przy­nie­sie on pozy­tyw­ny re­zul­tat i że ­wart ­jest zachod­u, właś­nie za sprawą ­prze­kona­nia o celo­woś­ci zjawisk natu­ry.

Chciał­bym ­teraz wpro­wa­dzić do ­naszych roz­wa­żań dwa ter­mi­ny tech­nicz­ne: „od­wrot­na inży­nie­ria" ­oraz „fun­k­cja uży­tecz­noś­ci". Odwołuję się ­tu do zna­ko­mi­tej książ­ki Danie­la Den­net­ta Dar­win's Dan­ge­ro­us ­Idea. „Odwrot­na inży­nie­ria" to ­pojęcie okreś­la­ją­ce pew­ną meto­dę rozu­mo­wa­nia. Pole­ga ona na tym, że postę­pu­je­my jak inży­nier posta­wio­ny w sytu­a­cji, gdy ­widzi wyt­wór o nie­zro­zu­mia­łym dla nie­go prze­zna­cze­niu. Przyj­mu­je­my na począ­tku ro­bo­cze ­zało­żenie, że rzecz ta zos­tała stwo­rzo­na w ­ja­kimś ­celu. Roz­bie­ra­my więc i bada­my obiekt, du­mając, do cze­go nada­wał­by się naj­le­piej. Zada­je­my ­sobie ­przy tym pyta­nia ­typu: „Gdy­bym ­chciał wy­ko­nać maszy­nę, któ­ra robi­ła­by to i tam­to, czy zro­bił­bym ją właś­nie tak?" ­albo „Czy prze­zna­cze­nie ­tego przed­mio­tu ­lepiej wyjaś­nia trak­to­wa­nie go ­jako maszy­ny do wyko­ny­wa­nia ­tego czy tam­te­go?".

­Suwak loga­ryt­micz­ny, jesz­cze do nie­daw­na nie­od­łącz­ny atry­but inży­nie­ra, świad­czą­cy przy tym nie­zbi­cie o jego przy­na­leż­noś­ci do tej sza­cow­nej pro­fe­sji, w epo­ce elek­t­ro­nicz­nej wyda­je się już nie­mal ­takim ­samym relik­tem jak ja­kieś narzę­dzie z epo­ki brą­zu. Arche­o­log z przy­sz­łoś­ci, zna­laz­ł­szy ­taki suwak, bez wątpienia zacz­nie się za­sta­na­wiać nad ­jego prze­zna­cze­niem. Zauwa­ży zape­wne, że ­jest poręcz­ny i dob­rze by się nada­wał do wyk­reś­la­nia pros­tych ­linii lub sma­ro­wa­nia mas­łem krom­ki chle­ba. Jed­na­kże przy­ję­cie każdej z ­tych ­hipo­tez kłó­ci­ło­by się z zasa­dą eko­no­micz­noś­ci. Prze­cież zwy­k­ła ­linijka lub nóż do mas­ła nie musia­ły­by ­mieć prze­suwa­ne­go linia­łu z podział­ką. ­Poza tym, gdy­by przy­sz­ły arche­o­log ­zadał ­sobie ­trud i poli­czył odstę­py po­dział­ki, odkrył­by ich zadzi­wia­ją­co pre­cyzyj­ną zbie­ż­ność ze ska­lą loga­ryt­mi­czną, któ­rą trud­no by tłu­ma­czyć przy­pad­ko­wym zbie­giem oko­licz­noś­ci. Z pew­noś­cią napro­wa­dzi­ło­by go to na ­myśl, że przy­rząd ­taki ­mógł, ­zanim wyna­le­zio­no kal­ku­la­tor, słu­żyć do szyb­kie­go obli­cza­nia skom­p­li­ko­wa­nych dzia­łań. Tajem­ni­ca suwa­ka loga­ryt­micz­ne­go zos­ta­ła­by w ten spo­sób odkry­ta dzię­ki meto­dzie odwrot­nej inży­nie­rii, ­przy zało­że­niu, że urzą­dze­nie ­było pro­jek­to­wane w spo­sób prze­myś­la­ny, a pro­jekt speł­niał postu­lat eko­no­micz­noś­ci.

„Fun­k­cja uży­tecz­noś­ci" to ter­min tech­nicz­ny uży­wa­ny nie ­przez inży­nie­rów, ­lecz eko­no­mis­tów. Sto­su­ją oni tę fun­k­cję wte­dy, gdy prag­ną zna­leźć „to, co ma być mak­sy­ma­li­zo­wa­ne". Pla­niś­ci i eko­no­miś­ci w tym przy­po­mi­na­ją budow­ni­czych i in­żynie­rów, że ­dążą do mak­sy­ma­li­za­cji cze­goś kon­k­ret­ne­go. Uty­li­ta­ryś­ci ­dążą do osiąg­nię­cia „ma­k­sy­mal­nej szczęś­li­woś­ci dla mak­sy­mal­nej ­licz­by ludzi" (sen­ten­c­ja ta ­brzmi mąd­rze, jeżeli głę­biej się nad nią nie zasta­na­wiać). Wycho­dząc z takie­go zało­żenia, uty­li­ta­ryś­ci ­mogą ­uznać za prio­ry­te­to­wą długop­la­no­wą sta­bi­li­za­cję kosz­tem chwi­lo­we­go po­wo­dze­nia traktowa­ne­go jako ­mniej wa­żne. Mię­dzy ­sobą uty­li­ta­ryś­ci róż­nią się tym, jak mie­rzą ową powsze­ch­ną szczęś­li­wość: czy zasob­noś­cią fina­n­sową, satys­fak­c­ją zawod­o­wą, poczu­ciem samo­realiza­cji czy wreszcie powo­dze­niem w relacjach mię­dzy­ludz­kich. Są też ta­cy, któ­rzy jaw­nie ­dążą do mak­sy­ma­li­za­cji włas­ne­go powo­dze­nia kosz­tem dob­ra ogól­ne­go. Us­pra­wied­liwia­ją ­ten ego­izm filo­zo­fią gło­szą­cą, iż dro­gą do ma­k­sy­ma­liza­cji po­wszech­nej szczęś­li­woś­ci ­jest po­wo­dze­nie jed­nostek. Obser­wu­jąc postę­po­wa­nie po­szcze­gól­nych ­ludzi, moż­na — sto­su­jąc meto­dę od­wrot­nej inży­nie­rii - roz­po­znać, ­jaka ­jest ich fun­k­cja uży­tecz­noś­ci. Jeże­li tę sa­mą meto­dę ­odnieść do rzą­dów róż­nych państw, oka­że się, że jedne ­dążą do mak­syma­li­za­cji zatrud­nie­nia i ogól­ne­go dob­ro­by­tu, inne — zwiększenia wła­dzy pre­zy­den­ta, zamoż­noś­ci rodzi­ny panującej lub wiel­koś­ci suł­tań­s­kie­go hare­mu, jeszcze inne zaś do sta­bi­li­za­cji na Blis­kim Wscho­dzie czy też spadku cen ­ropy naf­towej. Istot­ne ­jest to, iż w każ­dym przy­pad­ku moż­na wyob­ra­zić ­sobie wię­cej niż jed­ną uży­tecz­ność. Nie ­zawsze ­jest oczy­wis­te, na ­czym naj­bar­dziej za­leży posz­cze­gól­nym ­ludziom, fir­mom czy rzą­dom. Moż­na jed­nak bez oba­wy po­peł­nie­nia błę­du zało­żyć, że ist­nie­je coś, ­jakaś war­tość, do któ­rej mak­sy­ma­li­zacji ­dążą. Dzie­je się tak, ponie­waż ­Homo ­sapiens to gatu­nek w zna­cz­nej mie­rze fun­k­cjo­nu­ją­cy na zasa­dzie celo­woś­ci. Zasa­da ta spraw­dza się ­nawet wów­czas, gdy fun­k­cja uży­tecz­noś­ci oka­zu­je się ­sumą ważo­ną lub ­innym rów­nie skom­p­li­ko­wa­nym wskaź­ni­kiem bę­dą­cym fun­k­cją ­różnych, nie mniej abs­trak­cyj­nych czyn­ni­ków.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Głęboko religijny niewierzący
W jakiej sprawie zmienił pan/pani zdanie? Dlaczego?

 Zobacz komentarze (12)..   


« Światopogląd naukowy   (Publikacja: 20-08-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Richard Dawkins
Wybitny ewolucjonista, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie. Urodził się w 1941 roku w Nairobi. Autor książki Samolubny gen, w której nadał nazwę i spopularyzował koncepcję George’a C. Williamsa, a która rzuciła nowe spojrzenie na przyczyny i sposoby ewolucji. Koncepcja ta umożliwiła lepsze niż kiedykolwiek wcześniej zrozumienie i wytłumaczenie motywów ludzkich (i zwierzęcych) zachowań, na gruncie zarówno biologii molekularnej, jak i psychologii ewolucyjnej. Najważniejsze jego publikacje: Samolubny gen (The Selfish Gene, 1976); Ślepy zegrarmistrz (The Blind Watchmaker, 1986); Fenotyp rozszerzony. Dalekosiężny gen (1982); Rzeka genów (River Out of Eden, 1995); Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa (Climbing Mount Improbable, 1996); Rozplatanie tęczy (Unweaving the Rainbow, 1998), The Ancestor’s Tale (2004), Bóg urojony (God Delusion, 2006), The Greatest Show on Earth (2009) Więcej informacji o autorze   Więcej informacji o autorze
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 75  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Wykorzystywanie seksualne dzieci i nieporozumienia wokół moich wspomnień
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5519 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365